17
- Proszę państwa! Axel Blaze miał okazję trafić bramkę, jednak bramkarz z Korei okazał się tak silny, że obronił jego Ogniste Tornado jedną ręką!
Wszyscy z reprezentacji Japonii zaczęli wytrzeszczać oczy i szeptać między sobą jakieś słowa. Przecież to był Axel. To nie możliwe, by ktoś zatrzymał jego strzał z taką łatwością. Sam Mark wiedział przecież, że gdy płomienny napastnik stawał przed nim, nie było możliwości, by w jakikolwiek sposób zatrzymał jego strzał gołymi rękami.
- Ej stary - zaczął kapitan, poprawiając swoje rękawice. - Co jest? Przecież jesteś w formie.
Widział, jak wraca na swoje miejsce, przez ułamek sekundy spoglądając w stronę trybun. Austin, stojący obok starszego kolegi, po zobaczeniu tego ataku miał mieszane uczucia. Jego idol i gość, którego uważał za najsilniejszego napastnika w całej galaktyce, właśnie przegrał w najgorszym możliwym stylu. Nie było jednak czasu na poruszenie tego tematu. Korea miała właśnie wznowić grę. Wielką niewiadomą pozostawał chłopak z afro na głowie, o którym słychać było liczne plotki. Changsu Choi podobno był niesamowitym strategiem - nawet lepszym niż Jude Sharp, co sprawiało, że chłopcy czuli na plecach dreszcze. A do tego wszystkiego w skład drużyny Ognistego Smoka wchodzili ich znajomi z przeszłości. Czego mogli spodziewać się po władcy niebios, Byronie, płonącej pochodni Claude'ie i królu zimy Bryce'ie. Evans skupiał się na swoich kolegach i ataku przeciwnika, myśląc jeszcze o jednej rzeczy. Nie powiedział nic Ereinie... ani tym bardziej Blaze'owi, ale był u jego ojca, błagać go, by ten nie wysyłał go do Niemiec.
- Proszę! Niech pan pozwoli Axelowi zostać! - mężczyzna zignorował go. To był cios dla bramkarza. Tata jego przyjaciela na prawdę był uparty. Żałował nawet chwili, by spojrzeć, jak jego syn rozwija się i wznosi na sam szczyt?
Nie wiedział, że jego słowa słyszała jeszcze jedna osoba, która była w szpitalu. Jednak o tym... nie teraz.
- Evans! - krzyk Juda sprawił, że kapitan spojrzał na Byrona, który wzbił się w powietrze. Anielskie skrzydła i włosy, które zarzucił z dumą do tyłu. Nastolatek za dobrze znał widok tych okalających piłkę piorunów, które zawsze przypominały mu, kto był opiekunem drużyny, z którą mierzyli się w finałach Japonii. Mark uniósł nogę do góry, by potem postawić ją i wyciągnąć zaciśniętą w pięść rękę. Zza jego pleców wyłoniła się druga piąstka, która już gotowa była do obronienia Prawdziwej Boskiej Wiedzy. Wszyscy wstrzymywali oddech, obserwując determinacje na twarzy bramkarza, którego zdziwiła niesamowita siła tego ataku. Był o wiele silniejszy... Love na prawdę zrobił postępy. Były tak wielkie, że obrona okazała się bezskuteczna.
- I mamy pierwszą bramkę w tym starciu! - odezwał się komentator, a zaraz za nim rozniosły się radosne krzyki fanów Korei, miejscami zagłuszane przez okrzyki wsparcia ludzi z Japonii. - Byron Love pokazuje swoją prawdziwą siłę! Nikt nie wątpił, że po raz kolejny uda mu się rozwinąć skrzydła! Teraz czekamy na kolejne rozkazy od kapitana Choi!
- Już - zawodnicy siedzący na ławce usłyszeli, jak trener Travis mówi do siebie to krótkie słowo. Każdy spojrzał na niego, a on spojrzał z góry na siedzącą najbliżej blondynkę, której dłoń trzymała jedna z menadżerek. - Wchodzisz.
- Przecież...
- Nie sprzeciwiaj się.
Dziewczyna powoli wstała z ławki, wciąż nie mogąc zrozumieć tej sytuacji. Minęło dopiero pięć minut, a on już chce wprowadzić zmianę zawodnika. W środku cieszyła się z tej sytuacji, jednak wciąż chciała poznać powód jego decyzji.
- Dlaczego akurat teraz? Przecież chwilę temu zaczęli - odezwała się, z powagą patrząc na trenera, licząc na to, że spojrzy na nią i jej odpowie. On jednak jak zawsze patrzył na grające zespoły, skupiając się tylko i wyłącznie na nich.
- Dopiero teraz widzę, że jesteś gotowa wywołać prawdziwą burzę śnieżną.
Co on mówił? Przecież to Shawn był tutaj od mroźnych zagrywek. Nie chciała kolejny raz zadawać mu następnego pytania. Pewnie wszystkiego dowie się na boisku.
- Zmiana - pokazał znak swoimi rękami, który został zauważony przez sędziego. Ten jeszcze na chwilę skupił się na piłce, która akurat przy pomocy Davida wyleciała na aut. Wtedy zagwizdał, dając znak, że następuje wymiana zawodników. Jack spokojnie podbiegł do ławki, przybijając piątkę z nastolatką.
- Rozniesiesz ich! - mówił z entuzjazmem, obserwując, jak dziewczyna zajmuje jego miejsce. Wtedy właśnie uradowany z obrotu spraw kapitan przyłożył dłonie do twarzy i krzyknął.
- Axel! Teraz możecie wykonać Fuzje! - Blaze pokiwał głową, starając się domyślić, gdzie poleci piłka. Na ułamek sekundy zerknął w stronę trybun, myśląc, że kogoś tam zauważył. Pomylił się, a chwil jego nieuwagi sprawiła, że umknął mu moment wyrzutu z autu. Zanim jednak piłka dotarła do jednego z członków Ognistego Smoka, Ereina przejęła ją, słysząc radosne krzyki widzów, kolego z zespołu, menadżerek i głośny komentarz Pana Horse'a.
- To pierwszy mecz, w którym możemy zobaczyć, na co stać Senter! Minęła zaledwie minuta, a ona już wykonuje piękny przechwyt!
Zdążyła już zapomnieć, jak to jest grać podczas prawdziwej rozgrywki. Czuła się dziwnie, ale jednocześnie cieszyła się, że to przyjemność ciepło znów napełnia jej organizm. Odwróciła głowę w bok, uśmiechając się, gdy dostrzegła biegnącego nieopodal Davida. Jak zawsze wyglądał na niezwykle skupionego, ale po tak długim czasie zauważała u niego coś nowego, czego nie widziała w nim wcześniej. W końcu zaczął człowieka, który na prawdę kochał piłkę nożną i traktował ją jako ukochany sport, a nie jak kiedyś narzędzie do zyskania sławy. Właśnie wtedy znów spojrzała przed siebie, widząc Claude'a.
- Może udało ci się wcześniej przejąć piłkę, ale ze mną nie masz najmniejszych szans - Ten zadziorny uśmiech, który często gościł najego twarzy. Większość pewnie by straciła pewność siebie, jednak Errie postanowiła zachować zimną krew.
- Wiem o tym - wyskoczyła trochę w górę, gdy napastnik wyciągnął nogę, by zabrać piłkę. Kopnął ją, starając się szybko wyprostować. Zanim jednak zdążył wykonać kolejny krok, Dave przejął zgrabnie piłkę, zaskakując tym samym zawodnika.
Od tego są właśnie przyjaciele. Samford podał piłkę do Axela, który od razu zrozumiał, co trzeba było zrobić. Jak zawsze jaśniejące płomienie układające się w kształt tornado, teraz splecione z błękitnymi wstęgami. Fuzja...
Bramkarzu Korei...
Jak na to odpowiesz?
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro