Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

- Wróciłem - odparł, kładąc torbę przy ścianie i ubierając futrzane kapcie. Zauważył, jak z jednego z pokoi wychodzi znana mu starsza kobieta, która i tym razem obdarzyła go szczerym uśmiechem.

- Witaj w domu - obok niej przebiegła dziewczynka, od razu przytulając się do chłopaka. Ten kucnął i jak to miał w zwyczaju, pogłaskał ją po głowie.

- Axel widziałam wasze mecze! Jesteście niesamowici! - jej głośny i radosny krzyk rozniósł się w korytarzu, na co jej brat odpowiedział tylko cichym śmiechem.

- Ciesze się, że nas dopingujesz... 

- Jesteście najlepsi. Następny mecz też wygracie, prawda? - skupił się na jej szerokim uśmiechu, przypominając sobie dzień, gdy z jej ust padły podobne słowa. Wtedy... zawiódł, ale teraz nie może... po prostu nie mo...
- Jesteś w końcu - usłyszał skrzypienie drzwi, a potem dostrzegł ojca, który wyłonił się ze swojego gabinetu. Rzadko kiedy się z nim witał... częściej mijał go bez słowa... lub czasem rzucił pytanie, jak mu minął dzień... - chodź... mam do ciebie sprawę. 
Blaze posłusznie ruszył za mężczyzną, stając na środku pokoju. Jak zawsze panujący porządek, na stole poukładane alfabetycznie stosy kartek i kupki książek, zawsze mówiące o jednym temacie.

- Zwolniło się miejsce na niemieckiej uczelni - zaczął, siadając na obrotowym krześle i zakładając nogę na nogę. - dlatego też, zadbałem o wszystko i zapisałem cie tam.

Jego słowa sprawiły, że nastolatek zaniemówił. Ojciec często wspominał, że właśnie w Niemczech jest wspaniałe miejsce, gdzie młodzi pasjonaci medycyny mają szansę na rozwinięcie w pełni swoich zainteresowań. Chłopak zawsze starał się unikać tego tematu, licząc, że odejdzie w zapomnienie, ale niestety... mylił się.

- Ale tato... jesteśmy w połowie mistrzostw Strefy Footballu... nie mogę przeci...
- To po prostu pożegnasz się z drużyną - wzruszył ramionami. - Musisz zacząć na poważnie myśleć o swojej przyszłości. Z kopania piłki nic ci nie przyjdzie - zimny... obojętny... czy on na prawdę kiedyś kochał ten sport? Patrząc na niego, trudno było w to uwierzyć... 
Gdyby tylko pani Blaze żyła, może przymknąłby oko i pozwolił synowi dążyć do spełnienia swoich marzeń? Axel słyszał parę razy, przychodząc do szpitala, jak ojciec rozmawiał z matką jego przyjaciółki, gdy ta jeszcze leżała w śpiączce. Mówił o tym, jaką przyszłość dla niego przygotował, czego nie popierała pani doktor. Ona uważała... że za pragnieniami trzeba biec, a nie stać w miejscu, robiąc coś, co w żaden sposób nie wpłynie pozytywnie na człowieka. Żałował... żałował, że ojciec był tak uparty i jej nie posłuchał.

- Kiedyś nie miałeś nic do tego, że chce trenować piłkę nożną - uniósł głowę, a na twarzy malował się wyraz smutku.

- Byłeś mały... teraz nie możesz marnować takich okazji. Wyjeżdżasz w przyszłym tygodniu...

To znak... że został mu ostatni mecz do wyjazdu... i do tego finał. Czuł się okropnie z tym, że został zmuszony, by opuścić przyjaciół w tak ważnym momencie. Już więcej nie zobaczy tych radosnych uśmiechów, tych krzyków radości, marudnych docinek i nie usłyszy przyspieszonych oddechów, świadczących o wyczerpującym treningu.

- Axel! - w tym momencie piłka trafiła go w ramie, sprawiając, że chłopak musiał zrobić parę kroków do tyłu, by utrzymać się na nogach. - Nic ci nie jest? - przed nim stanęła ubrana w piłkarski strój przyjaciółka. Poprawiała bordową bluzę, którą widział już wiele razu i przyglądała mu się. No tak... ją też będzie musiał zostawić... Zazdrościł jej... że ona nie musi rezygnować ze swoich celów... że może spokojnie się rozwijać, a on.... musi to wszystko zostawić, nie mając już okazji na rozwój. - ziemia do Blaze'a! - Ereina pstryknęła palcami przed jego twarzy, momentalnie czując, jak złapał za jej nadgarstek i dość spokojnym ruchem opuszcza jej rękę w dół.

- Przestań... nic mi nie jest. Zamyśliłem się - to była krótka reakcja, ale mogło się wydawać, że coś ewidentnie jest nie tak. Mimo dziwnych podejrzeń, nastolatka postanowiła zachować te myśli dla siebie i zobaczyć, co się stanie.
Znów podała mu piłkę. Wstęgi dwóch żywiołów i strzał, który przejął ich energię. 

- Co? Jak mogliśmy nie trafić? - nie tylko zawodniczce wydawało się to dziwne. Mark także miał nietęgą minę, widząc piłkę, która przeleciała sporo nad poprzeczką.

- Nic się nie stało! - krzyknął, chcąc dodać im otuchy. - spróbujcie jeszcze raz!

Próbowali... raz... drugi... trzeci, lecz żaden nie okazał się skuteczny. Co się z nimi stało? Wczoraj mieli to opanowane do perfekcji, a dzisiaj nie mogą tego powtórzyć?

- Spróbujmy jeszcz...

- Nie... ja odpadam - rzuciła, unosząc ręce do góry i odchodząc. 

- Pójdę po nią! - zadeklarował się Austin.

Do końca treningu Blaze nie wszedł na boisko, obserwując tylko, jak do ostatniej chwili każdy daje z siebie wszystko. Gdy murawa została pusta, położył się na wzgórzu, patrząc, jak Słonce leniwie zachodzi za linię horyzontu.
Nie długo dane było mu leżeć samemu... 

Mark Evans...

Jak zawsze pojawiał się tam, gdzie znajdowały się problemy.

Axel był w końcu jego przyjacielem i nie chciał, by ten w jakikolwiek sposób się smucił.

- Wyjeżdżam do Niemiec - tak zaczął swoją opowieść. Nie pominął żadnego szczegółu, obserwując co jakiś czas reakcje bramkarza. Gdy skończył, nie spodziewał się, że ten pożyczy mu szczęścia. Myślał, że będzie zły z takiego obrotu spraw... jednak on zrozumiał to aż za dobrze. Dlatego chciał, by ten ostatni mecz, który zagrają razem był wyjątkowy i pełny miłości do piłki nożnej. - Tylko nie mów nic Ereinie - powiedział jeszcze, gdy przyjaciel postanowił wrócić do ośrodka. Przystał na to... chociaż uważał, że nie powinien tego ukrywać... nie powinien... bo skrywana prawda i tak ujrzy kiedyś światło dzienne... i to w najmniej odpowiednim momencie.

I to właśnie był ten moment... gdy przy delikatnym świetle Słońca, zza drzewa słyszalne było każde słowo, które wypowiedział do Evansa.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro