Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

- Przepraszam - powiedziała kolejny raz, podnosząc się z ziemi i strzepując z ubrań pył.  Nie wiedziała, ile razy już próbowali odtworzyć swój stary atak. Za każdym razem, gdy tylko pojawiały się wstęgi ognia i lodu, obie znikały, jakby ugaszone przez drugi z żywiołów. Ćwiczyli już na prawdę długo, a efekty wciąż nie były takie, jakich oczekiwali. Nie pocieszał ich nawet fakt, że pozostałym dwóm duetom też nie szło za dobrze, a Nathan bezskutecznie próbował obudzić w sobie silny wiatr, który zmiecie przeciwników z jego drogi. 
- To nie twoja wina - jak zwykle uśmiechał się po każdym niepowodzeniu, starając się wpaść na pomysł, co mogłoby pomóc im w tej sprawie.
- Spróbujcie jeszcze raz! - Mark od dłuższego czasu starał się im pomóc. Motywował ich swoim śmiechem i słowami pokrzepiającymi duszę. Wierzył, że to tylko chwilowe niezgranie, a w jego sercu tliła się nieokiełznana chęć zobaczenia tego wspaniałego ataku. Blaze wspominał mu, jak wyglądał, a Ereina dorzuciła od siebie parę zapamiętanych szczegółów. Evans miał też w głowie inną myśl. Z każdym dniem zauważał dość duże podobieństwo między przyjaciółmi, a ich Fuzja Żywiołów mogło być tego przypieczętowaniem. Dlatego... tak bardzo chciał go w końcu zobaczyć! - Errie uśmiechnij się - podbiegł do jasnowłosej i poklepał ją po ramieniu. - Axel jest niesamowitym napastnikiem, a ty też jesteś niczego sobie! W końcu praktycznie od samego początku trenowaliście razem, więc... jak mogłoby być inaczej?

Na jasnym czole dziewczyny pokazały się drobne linie, które powoi obniżały się wraz z jej brwiami. Odgarnęła włosy z obu stron za ucho i przymknęła na chwile oczy, jakby w tym momencie chciała ukryć odczuwane emocje.

- Wybaczcie... muszę odpocząć - szybki krokiem skierowała się w stronę szkoły, siadając na jednej z ławek na ostatnim piętrze. Przecież nic takiego się nie stało, a bramkarz chciał ją tylko zmotywować ją do dalszej pracy, więc... dlaczego uciekła? Trudno stwierdzić.
- Tu jesteś - Axelowi nie zajęło długo odnalezienie jej. Znał ją na tyle dobrze, że domyślał się, gdzie mogłaby pójść. Usiadł obok niej, od razu kładąc dłoń na plecach przyjaciółki, by chociaż w taki sposób dodać jej otuchy. - Co ci się stało? Jeśli nie chciałaś już ćwiczyć, mogłaś powiedzieć. - nie usłyszał odpowiedzi z jej strony. To nie był zbyt dobry znak. Dlatego wstał i kucnął przed nią, jedną rękę kładąc na jej kolanie, a drugą na szyi. - jesteśmy przyjaciółmi. Przecież możesz mi o wszystkim powiedzieć?
- Przyjaciółmi? - powiedziała jakby zdziwiona jego słowami, znów marszcząc swoje brwi. - ja to widzę trochę inaczej.

- Przecież wiesz, że cie lub...
- Że mnie lubisz? Wiem... ale nie o to mi chodzi. - przerwała mu szybko, widząc początkowo na jego twarzy wyraz zdziwienia, a potem już jego codzienne, spokojne spojrzenie. - cały czas stoję w twoim cieniu.

- Czemu tak mówisz? Wiesz, że tak nie jest. - starał się złapać za jej rękę. Czuł, że w taki sposób mógłby pokazać, że ją wspiera. Ona jedna szybko wstała z ławki, zaciskając mocno powieki, by nie dało się dostrzec jej szarych tęczówek.

- Nie widzisz tego? - ton jej głosu zmienił się. - wciąż oczekuje się ode mnie, bym była taka silna jak ty, tak błyskotliwa, a zapominają, że nie jestem tobą, tylko kimś zupełnie innym. Moje strzały nie są tak szybkie... drybling kuleje w niektórych miejscach i coraz częściej mam wrażenie, że zawodzę. 

- Wiesz, że oni wcale nie chcą źle. - także wstał, teraz patrząc na niższą dziewczynę trochę z góry.

Może i nie chcą.

Ale przyjaźń Ereiny i Axela sprowadziła się do tego, iż ona stała się jego odbiciem w lustrze, którego nic nie mogło zakryć. Dlaczego uważali ją za... jego kopie? Czy była tak zła, że nie chcieli widzieć w niej Ereiny Senter? Aż tak była 

Słaba?

- Mark chce cie zmotywować jak reszta. Wiesz, że nikt cie nie zastąpi i nie możesz zachowywać się tak, jakbyś żałowała, że tu jesteś - zrobił pół kroku w przód, by objąć ją i przytulić, jednak ta szybko cofnęła się, biorąc głęboki wdech.

- Nie wiem, czy nie powinnam żałować tego, że kiedykolwiek zainspirowałam się tobą i zaczęłam grać w piłkę - powiedziała... zdecydowanie za dużo. Wiedziała o tym... ale to uczucie w środku zabroniło jej zwracać się w jego stronę. Poszła na drugi koniec korytarza, zatrzymując się na chwilę. Na górę właśnie wszedł białowłosy chłopak. Nie wiedziała czemu, ale ruszyła szybkim krokiem w jego stronę i mocno objęła jego szyję. On zdezorientowany odwrócił się i gdy spostrzegł, kto go przytula, odwzajemnił uścisk, nie zadając zbędnych pytań. Po wypadku przyjaciółki... często obwiniał się, że był złym przyjacielem... wiele razy jej nie słuchał i nie był dla niej wsparciem, dlatego teraz chciał pokazać jej... że jest i na prawdę może na niego liczyć. Skierował się z nią tylko w stronę pokoju, by w spokoju mogli posiedzieć i by wszystkie negatywne emocje uciekły od niej całkowicie.
- Wydajesz się taki opiekuńczy, Dave. - rzucił ktoś z tyłu. - mam nadzieję, że mnie też tak przytulisz, gdy będzie mi smutno. - Caleb zaczął rękami obejmować sam siebie, starając się robić przy tym smutną minę. Jak zwykle jego zachowanie denerwowało Samforda... zwłaszcza... gdy przypominał sobie, jak dał się kiedyś zmanipulować. - dobrze, że cie widzę Ereino. - kontynuował żartobliwie. - mam dla ciebie drobną radę, którą chciałbym się z tobą podzielić. Oczywiście oprócz tej... byś zmieniła towarzystwo. - machnął zdegustowany ręką.

David chciał już ruszyć na niego, ale nastolatka zatrzymała go, delikatnie się do niego uśmiechając, dając znak, że zaraz do niego dołączy. Niechętnie zostawił ją samą z nielubianym zawodnikiem, a ona, gdy napastnik zniknął z jej pola widzenia, przemówiła do Stonewalla.

- Jeśli chcesz się ponabijać, to daruj sobie.

- Ja? Skądże znowu... - odparł, unosząc kąciki ust do sarkastycznego uśmiechu. - chce ci tylko dać drobną radę. - w szybkim tempie zbliżył się do niej, stojąc niewiele centymetrów przed nią. - jeśli chcesz, by ataki łączone ci wychodziły, musisz uwzględnić równowagę sił.

- To znaczy? - spytała, robiąc duży krok w tył.

- Axel i ty nie jesteście jedną osobą. Musicie przyjąć to, że istnieje coś takiego jak dysproporcja sił, a nie okłamywać się, że stoicie na tym samym poziomie. - zaśmiał się, dotykając nosa jasnowłosej, a potem z rękami splecionymi na karku... odchodząc do swojego pokoju.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro