Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

59

Ciemnowłosa cieszyła się, że córka wróciła wcześniej do domu. Od razu zaczęła wypytywać o rezultaty... jednak nie wiele odpowiedzi dostała. Na te niewyjaśnione odpowiedział jej syn, który dzisiejszy mecz oglądał w telewizji.
- Znowu robisz markotną mine... Co tym razem się stało?
- Nic mamo... Boli mnie głowa. - porozmawiałaby z nią o tym, ale wiedziała, że kobieta jest bardzo gadatliwa i może wszystko powiedzieć jej kuzynowi, a on z pewnością podzieli zdanie Davida.
- Jude mówił, że przyjdzie. Miło, że znów rodzina będzie cała.
- Chyba nie cała. - oczy matki skupiły się na córce. Czuła, że wypowiedź nastolatki trochę ją przygniotła.
- Mówisz o ojcu? - spytała od razu. Ereina nigdy nie miała w nawyku wspominać o mężczyźnie... W prawdzie najlepiej go pamiętała i z pewnością czasem odczuwała jego brak, ale nie mógł być przecież tak duży, by teraz o tym wspominać.
- Nie... O Celii... Jude przychodzi tu cały czas... A ją widziałam ostatnio jakoś pięć lat temu... Przecież ona też jest moją kuzynką.
- Mówiłam ci, że rozmawiałam z jej rodzicami... I twierdzili, że ma bardzo dużo rzeczy do roboty.
- To było w ubiegłym wieku... Na pewno ostatnio o nią nie pytałaś. - trudno się było dziwić, że nowa rodzina nastolatki mówiła, że nie ma ona czasu na przyjście w odwiedziny, skoro mama jej kuzynki załatwiała wszystko zawsze w ostatniej chwili.
- Zadzwonię jutro... Może być? Osobiście z nimi porozmawiasz.

Zgodziła się.

Może w końcu się spotkają. Errie nie wiedziała nawet, do jakiej szkoły chodziła niebieskowłosa... Umknęło jej tyle aspektów z jej życia. Ciekawiło ją, czy także zmieniła się jak jej brat... Taka nieuchwytna i pewna swego... A może dalej była radosną Celią, gotową ruszyć wszystkim na pomoc.
- Będę u siebie. - wstała z krzesła, słysząc dzwonek do drzwi. Ciekawe, po co chciał przyjść? Pewnie o jej nagłym opuszczeniu boiska... I może jeszcze o rozmowie... rozmowach z Davidem.

Wtedy... wychodząc, myślała, że już poszedł... Ale on czekał na nią przed drzwiami.
- W końcu jesteś... - mówił zupełnie innym tonem. - Chyba nie jesteś ze mną zupełnie szczera.
Chłopak natknął się jeszcze przy wyjściu na kapitana. Powiedział mu o całej rozmowie, a co odpowiedział brunet? Że to, o czym mówiła Ereina, że tak bardzo zaprząta jej głowę, wcale tym nie było. - Jude mówił mi o całej sprawie z Mattem. Rozumiem teraz, że to przez jego zach...
- Zostaw Matta w spokoju! - machnął nerwowo rękami. - to nie o niego chodzi. - nie było sensu dalej się tłumaczyć, by słuchać znów jego mądrości. Przyjaciel jest wsparciem, które zabiera z twoich pleców zbędny balast, a nie nakłada nowy, tylko czekając na twoje potknięcie. - Jesteś beznadziejny.

- Proszę... - Jude. Jak zwykle w swojej czarnej bluzce z długimi rękawami i w goglach zakrywających jego oczy. Nie wiele ludzi wiedziało, jaki na prawdę miały kolor... Odcień soczystej czerwieni... w jego przypadku kojarzący się z krwią i potem, które wylewał podczas częstych treningów. W młodości wydawał się wyrozumiały... Teraz przypominał takiego coraz mniej.
- Czemu tak się tym martwisz?
- A ty się nie martwisz, że na twoich oczach dzieje się coś złego?
- Masz rację to trochę dziwne... - westchnął cicho, czując, że nie wie co powinien powiedzieć. - ale porozmawiaj o tym wpierw z trenerem, a jeśli on coś stwierdzi, dopiero zacznij się martwić. - ostatnio nie powiedział nic sensownego. To już kompletnie przestawało mieć jakikolwiek sens.

Czy ktoś mi w końcu wytłumaczy, co tu się na prawdę dzieje? Czy to wyobraźnia, czy na prawdę ktoś stoi za tym wszystkim?

- Słyszałem, że pokłóciłaś się z Davem. Przecież wy nigdy się nie kłóciliście.
- Ja i David... Jakby... Oddalamy się od siebie. - mówiąc te słowa, opanował ją dziwny smutek. Na prawdę traciła przyjaciół. Przelatywali przez jej palce... jak chcące się ulotnić krople wody... i każdy z nich twierdził, że to jej wina.
- Dave nie jest jak ten tancerzyk. On nie zaprzepaści waszej przyjaźni.
- Skończmy ten temat. - było tak dobrze... Ogień zapłonął I z każdym dniem dawał więcej sił... Ale teraz jakby przestał się palić... albo po prostu jego moc nie obejmowała spraw związanych z ludźmi.
- Ale nie gniewaj się na niego. - położył dłoń na jej ramieniu. - jemu na tobie zależy.
- Mnie na nim też... ale to nie znaczy, że będę znosić to, iż ignoruje moje podejrzenia. - uśmiechnęła się lekko, odrzucając ten temat na bok.

Jest...

Teraz skupiła się na zdjęciach... starych zdjęciach. To były czasy... tyle się działo i od wtedy wszystko się zmieniło. Na większości mogła dostrzec swojego ojca. Radosny mężczyzna, który grał z synem i swoim siostrzeńcem w piłkę. Potem znów on... mama... ciocia... wujek... Życie było okrutne, skoro piątka z nich musiała tak okropnie skończyć. Gdyby jednak się zastanowić, nie ich brakowało w rodzinnej układance... Tylko niebieskowłosej. Zawsze stała obok swojego brata... Szkoda... że nie przygarnęła ich jedna rodzina. Wtedy byłoby o wiele łatwiej że wszystkim.
- Jude, widziałeś się z Celią? - zerknęła na kuzyna, stojącego przy drzwiach, którego wyraźnie zaskoczyło jej pytanie. - co u niej?
- Kuzynko... nie będziemy o tym rozmawiać. - wyszedł. Tak po prostu. Powiedziała coś nie tak? Teraz wszystko się pokomplikowało. Nie chciał rozmawiać o swojej ukochanej siostrze? No właśnie...

Ukochanej siostrzyczce...

Teraz jasnowłosa czuła, jakby każdy z osobna miał jakiś sekret, który chciał skutecznie przed nią ukryć... ale dlaczego? Czemu nie mogla znać powodu złości Matta? Dlaczego Dave jej nie wierzył i podświadomie uważał, że zwariowała?.. I z jakiego powodu Jude nie chciał rozmawiać o Celii?

Dlaczego czuje, że im ja jestem bliżej ludzi, tym bardziej oni starają się ode mnie oddalić... I czy to normalne, że czuję większe zaufanie do osób, które ledwo znam... Niż do tych, którzy podają się za moich przyjaciół od serca i członków rodziny?

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro