Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36

Mama Ereiny chyba już dawno przywykła do nieodpowiedzialnych wybryków córki, chociaż czasem martwiła się, że dziewczyna za którymś razem nie będzie mieć tyle szczęścia i po prostu nie wyjdzie z tego cało.
- Do ciebie chyba nie da się normalnie mówić... - kobieta zakładała ostatni opatrunek na kolano. Często widziała szarooką z licznymi bliznami i siniaki. Spodziewała się, że po decyzji, którą usłyszała po tym całym wyjściu z Victorią, będzie widywać córkę, która codziennie będzie zmęczona, a plastry w apteczce będą się co chwilę kończyć.
- Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie, kiedy mogę coś zrobić. - ciemnowłosa ostatnio czuła się tak, jakby wcale nie znała Ereiny. Może dlatego, że zamknęła jeden rozdział zwany tańcem i weszła do innego, którym była piłka nożna. Na prawdę musiała polubić ten sport.
- Jesteś taka podobna do ojca.
- Do ojca? - powtórzyła. Nie miała zbytniej okazji, by lepiej poznać tate. Od piątego roku życia wychowywała ją tylko mama, więc nawet nie pamiętała już, jak on wyglądał i czym się zajmował. Nie czuła jakiejś strasznej pustki w środku, ale czasami zazdrościła swojemu bratu i siostrze, że nigdy nie było im dane go poznać.
- On też bardzo lubił piłkę nożną... pewnie gdyby dalej tu był, to zaczęłabyś w nią grać dużo wcześniej.
- Może masz rację...

Z zamyślenia wyrwał je dźwięk powiadomienia w telefonie. Blondwłosa otworzyła klapkę od małej komórki i przeczytała wiadomość, która dostała.

Ktoś chce się z tobą spotkać... przyjdź szybko do Akademii.
David

- Gotowe. - odparła kobieta... dumna ze swojej pracy, od razu widząc, że córka zbiera się do wyjścia. - A gdzie ty idziesz?
- Dave ma do mnie jakąś sprawę. - Nigdy nie tłumaczyła się długo, dokąd... ani z kim idzie. Całe szczęście, że mama to akceptowała... równie dobrze mogła jej nie wypuszczać i dokładnie wypytywać o najmniejsze szczegóły. Zawodniczka za to miała jedno pytanie... kto chciał się z nią spotkać i po co?

- W końcu jesteś... - białowłosy czekał cały czas przed Akademią. Sam zdziwił się, widząc chłopaka, którego zupełnie nie znał, ale z jakiegoś powodu pytał o jego koleżankę. - Co ci się stało? - ona tylko machnęła ręką... to tylko parę plastrów... nic ważnego.
- Więc... o co chodzi? - Dave spokojnie zszedł z nią na dół i szedł w stronę korytarza, gdzie znajdowały się szatnie. Dowiedziała się tylko tego, co już wiedziała. Ktoś nalegał na spotkanie z nią.
- Słuchaj... - zatrzymał się na chwilę. - Co powiesz na to, żeby pójść gdzieś... potem? Mam ci parę rzeczy do powiedzenia.
- Jasne. - ostatnio tyle czasu spędzała albo sama... albo z Axelem czy Vanguard. W końcu pora, by pobyć trochę z innymi ludźmi, a Dave był jednym z tych, których bardzo lubiła. Godny zaufania i zawsze skory do pomocy... inni niż reszta zawodników z Akademii... Blondwłosa do teraz nie wiedziała, co myślą na jej temat, ale nie czuła, by traktowali ją poważnie... może nie o tym teraz. Errie skręciła w prawo. Zauważyła jakiegoś chłopaka, który chodził z założonymi rękami i z uwagą przyglądał się licznym gablotom z nagrodami zdobytymi przez Królewskich. Lapmy oświetlające korytarze nie świeciły zbyt mocno, przez co utrudniało to zawodniczce rozpoznanie postaci. Na szczęście nie musiała się odzywać. Chłopak sam odwrócił się w jej strone... dało się dostrzec jego ciemne, pomarańczowe oczy i delikatny uśmiech na twarzy.

- Ty jesteś Ereina Senter, prawda? - tego głosu na pewno nie znała... ale jeśli byłby to ktoś kompletnie nieznajomy, to jaki miałby powód, by prosić o spotkanie.
- Zależy, kto pyta... - ten tylko zaśmiał się na jej słowa i wychodząc z cienia ukłonił się. Teraz dokładnie mogła zobaczyć, kim jest. Brązowe włosy z czarnymi końcami, pewny siebie uśmiech i bluza z japońskimi znakami, które razem tworzyły napis

Czerwona Żmija.

- Leo Ramzes. Jestem pewien, że widziałaś mnie jakiś czas temu podczas meczu z gimnazjum Kirkwood'a.
- Tak... to wszystko? Mam parę rzeczy do zrobienia.
- Master to mój dobry przyjaciel... mówił mi o tobie trochę... ale nie wspominał, że jesteś niezłym strategiem. - zrobił dwa pewne kroki w przód i skinął głową. - i pomagasz nie swojej drużynie.
- Jak widać Alan nie ma zmairu dzielić się szczegółami z osobami nie należącymi do zespołu... a poza tym... to moja sprawa komu pomagam. - Leo wydawał się być spokojnym człowiekiem, choć ewidentnie interesował się rzeczami, którymi nie powinien.
- Wybacz, nie chciałem cie w żaden sposób urazić. - odparł ze śmiechem. - widziałaś juz próbkę moich możliwości... i liczę na to, że w końcu zmierzysz się ze mną osobiście i poczujesz siłę kogoś, kto na prawdę jest prawdziwym napastnikiem. - usłyszał chrząknięcie za sobą, a potem dostrzegł jednego z obrońców Akademii, który widocznie był już znudzony czekaniem na kolegę. To już wiadomo skąd się tu wziął. Pospiesznym krokiem ruszył do fioletowowłosego, który przywitał się z zawodniczką.
- Cześć Errie. - A potem odszedł w stronę wyjścia.

Czy słowa Ramzesa to była groźba... albo bardziej zapowiedź? Ale jego zespół nie ma już przecież żadnej możliwości, by zagrać przeciwko Królewskim... chyba... że był w przepisach jakiś punkt... albo luka, o których szarooka jeszcze nie wiedziała.
- Idziesz? - pokiwała szybko głową i poszła z Davidem.
- Więc... co masz mi do powiedzenia? - podobno miał wiele spraw, które chciał z nią omówić.
- Myślę, że jedna sprawa szczególnie cie zainteresuje. - zatrzymał się, a jego głos stał się poważny. Złapał dziewczyna za nadgarstek, by tamże przystanęła i uniósł jej rękę do góry. - chyba... chyba wiem, co zrobić, by Królewski Pingwin nie był już niebezpieczny.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro