27
Źdźbła trawy na murawie co chwilę były poruszane przez turlającą się po niej piłkę, a miejscowe odgłosy szybkich kroków i oddawanych strzałów przecinały głosy trenera.
- Jeszcze raz. - mówił, gdy jego zawodniczka kończyła wykonywać slalom, a potem atakowała pustą bramkę. Parę dni spędził już na obserwowaniu jej postępów i musiał przyznać, że jej umiejętności z każdym dniem stawały się chociaż trochę lepsze. - Co tak słabo? - syknął, widząc, że piłka ledwo co wpadła do siatki. Takimi atakami nie zrobi wrażenia na jutrzejszym meczu. Wiedział o tym nie tylko on. Ereina czuła poprawę, ale musiała odnaleźć w sobie jeszcze więcej chęci, by jej się udało. Chociaż bardzo często traciła nadzieję, tlił się w niej jeszcze jakiś mały płomyczek nadzieji, który potem powiększał się, dając nowe siły do działania.
- Jakie jest twoje największe marzenie? - spytał w końcu białowłosy, gdy jego koleżanka odrzuciła butelkę z wodą na bok.
- Największe marzenie? - powtórzyła z nutą powagi w głosie. Na jej twarzy ukazał się chwilowy wyraz zamyślenia, a potem rozległo się krótkie pstryknięcie. - Chce ukończyć ten atak. - Blaze zmarszczył lekko brwi, nie będąc do końca przekonanym, czy aby na pewno to zajmowało tak ważne miejsce.
- Przecież to jest chęć twojej całej drużyny... a ja pytam o twoje osobiste pragnienie.
- Chce ukończyć ten atak. - powtórzyła. Jej usta ułożyły się w kształt małego uśmiechu, gdy dostrzegła zdziwioną mine Axela. - Wcześniej to było rzeczywiście ich pragnienie... ale... gdy zacząłeś ze mną ćwiczyć, dałeś mi cząstkę siebie, która z każdym dniem coraz mocniej pali się do gry.
Errie przyłożyła dłoń do serca, czując nie tylko jego równomierne tempo, ale także ciepło, które przyjemnie przechodziło przez końce jej palców.
- Już przyszli. - kąciki jej ust uniosły się lekko do góry, gdy trener machnął dłonią, dając znak zawodnikom, by ustawili się na swoich pozycjach. Chłopcy rozstawili się na murawie, Errie stanęła zaś kawałek za Davem, na stanowisku napastnika i skupiła wzrok na stojącym po drugiej stronie Kingu. Bramkarz ogarnął właśnie swoje włosy, przez co lepiej można było dostrzec jego oczy, które mówiły jedno... że nie przepuści żadnej piłki, choćby atak był wysłany przez Davida czy Juda. Czekał spokojnie na znak od Darka, by jak lew rzucić się na przeciwnika.
Nie musiał czekać długo. Kapitan dał znak, a z nim ruszyli pozostali zawodnicy, wymieniając podania na ziemi i w powietrzu.
- Grasz? - odezwał się Samford, zauważając jak jego koleżanka stoi wciąż na swoim miejscu i rozgląda się po całym boisku.
- Zaraz. - tylko to dostał jako odpowiedź. Jasnowłosa czuła gdzieś w środku, że jeśli zrobi jakikolwiek ruch, to i tak skończy się on jej porażką. Ogień w jej sercu chyba przygasł... tak stwierdziła Errie, dlatego postanowiła czekać, aż znów zagotuje się do gry.
Tak mijały minuty, gdy chłopcy z zapałem podawali sobie piłkę i oddawali czasem celne, a czasem nie celne strzały. Na zawodniczce był już skupiony nie tylko Dave, ale i Joe...
- Masz zamiar się ruszyć? - krzyknął do niej, gdy złapał w dwie ręce piłkę od Hectora. Ręką wskazał, by reszta kolegów rozeszła się na boki. Bramkarz podał delikatnie piłkę do nastolatki. Ta spojrzała wpierw na nią, a potem na Kinga. Gdy położyła na niej swoją stopę, usłyszała jakiś dziwny głos w swojej głowie.
Czekam...
- Joe... - szepnęła. Zauważył, jak jej usta się poruszyły i od razu ustawił się w pozycji do obrony. Dziewczyna kopnęła delikatnie piłkę, która poleciała kawałeczek do przodu. - Co znaczy dla mnie piłka? - spytała samą siebie.
Piłka stała się ważna jak taniec... te dwa sporty były do siebie pod pewnym względem podobne. W oby trzeba odnaleźć swój styl... styl, który będzie mówił wszystkim
Patrzcie, to mój styl gry...
A jaki był jej styl? Może w końcu powinna odpowiedzieć sobie na to pytanie? Nie grała tak jak na przykład Jude, który szybko parł do przodu, wyprowadzając idealne podania do kolegów. Nie była też jak pozostali napastnicy, czy pomocnicy. Była sobą... Ereiną Senter... tancerką, która zupełnie przypadkiem pokochała ten sport. Skoro w tańcu prowadzi cie muzyka... to w piłce także znajdzie się coś, co cię poprowadzi... muzyka, ale inna i jedyna w swoim rodzaju, bo stworzona przez ciebie.
Zawodniczka wzięła głęboki wdech i znów delikatnie kopnęła piłkę, z którą potem zaczęła biec. Nie było wcale tak łatwo... chłopcy na różne sposoby próbowali powstrzymać dziewczynę, jednak ta... dawała sobie całkiem nieźle rade. Kto by pomyślał, że połączenie kroków tanecznych z piłką da taki rezultat. Errie mijała swoich kolegów... na początku proste zwody, a potem szybkie przyjścia między zawodnikami... i w końcu stało się. Ona... naprzeciw najlepszego bramkarza w kraju. Ubrudzone rękawice, czekały na przyjęcie kolejnego ataku. Czego Joe spodziewał się po kuzynce Juda? Zdziwiła go już sama precyzja jej ruchów, a teraz miała jeszcze oddać strzał. Liczył na to, że chociaż trochę będzie musiał się wysilić, by złapać piłkę, która zostanie posłana przez dziewczynę w jego stronę.
- Gotowy?
- Jak zawsze. - brunet usłyszał gwizd, a potem dostrzegł, jak stado czerwonych pingwinów przylatuje do Ereiny, zostawiając za sobą fałdy ciemnego dymu. Swymi dziobami napierały na nogę zawodniczki, która została uniesiona wysoko. Wtedy opuściła ją, a ptaki poleciały za kopniętą piłką, kręcąc się wokół niej.
- Królewski Pingwin! - wiatr poruszył ciemne włosy bramkarza, a jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Niesamowity atak. - tylko to zdołał wyszeptać.
- Udało się! W końcu się udało! - radości blondwłosej nie było końca, a trener, który na nią spoglądał, wyglądał tak, jakby znał dokładnie cały proces powstania tego hissatsu.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro