Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24*

Ereina zawiązała buty, kątem oka widząc, jak brunet przekłada swoją torbę przez ramię.
— Tylko nie wróć za późno! - mama jak zwykle pożegnała się z nią buziakiem w policzek, przestrzegając, aby uważała na siebie na treningu. Dziewczyna szybko wyszła z domu, a Jude wymienił jeszcze spojrzenia z kobietą. Dokładnie znał ten wzrok i wiedział, co on oznaczał — uważaj na nią. Kiwnął głową, chcąc dać tym znak, że spełni jej prośbę, zaraz otwierając drzwi i ostatni raz posyłając do ciotki szczery uśmiech. Poprawił swój pasek od torby, ruszając za kuzynką, która szła kawałek przed nim, widocznie nie chcąc, by chłopak dotrzymywał jej towarzystwa.
Przyspieszył kroku, a gdy był już obok, skierował głowę w jej stronę, zaczynając do niej mówić.
— Wytłumaczysz mi, o co jesteś zła? - nieznacznie zmarszczyła brwi, nawet nie racząc go swoim spojrzeniem.
— Jude, nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi - zatrzymała się, zaciskając palce frędzlach, którymi ozdobiona była jej torba. Strateg także przystanął, czując, że nadszedł moment na szczerą rozmowę.
— Dobrze, chodzi o zajście na meczu towarzyskim - odpowiedział. — Nie możesz jednak wiecznie tego wszystkim wypominać. Było minęło.
— Było minęło, tak? - wzruszyła ramionami z bezsilności, nie wierząc, że Sharp powiedział coś takiego. Gdzie się podział ten chłopak, który nigdy nie bagatelizował nawet najmniejszych problemów? Co się stało, że z każdym dniem coraz mniej przypominał prawdziwego siebie.
— Przeszłości nie zmienisz, poza tym to nie był nikt ważny, chyba że o czymś nie wiem - nie wyglądał tak, jakby coś podejrzewał, jednak Ereina zareagowała bardzo nerwowo, machając rękami na boki.
— To nikt ważny - potwierdziła. — Ale to nie znaczy, że możemy go narażać na nieprzyjemności! Pomyślałeś, co by się stało, gdyby ktoś ciebie tak zaatakował? - przez chwilę czekała na odpowiedź, której niestety nie otrzymała. — No właśnie. Czyli nie pomyślałeś. Masz gdzieś bycie uczciwym. Myślisz tylko o sobie...
— To nie jest temat, który należy ciągnąć dalej - skwitował, ruszając w dalszą drogę. Ona też po dłuższej chwili to zrobiła. Trzymała się jednak z tyłu, nie chcąc nawet na chwilę patrzeć na swojego kuzyna.

Przed nią widoczny był już ogromny budynek Akademii Królewskiej, na którego szczycie wisiała bordowa flaga powiewająca na wietrze. Obok wejścia stał chłopak o białych włosach. Wyglądał na zestresowanego, czy też rozkojarzonego, jednak gdy dostrzegł swoją koleżankę, otrząsnął się, szybko do niej podchodząc.
— Ereina - zaczął dość szybko, przez co krótką chwilę oddychał szybciej. Liczył na to, że tancerka się zatrzyma i chociaż przez chwilę z nim porozmawia, jednak ta wyminęła go, kierując się na dół do szatni. David domyślał się, że tak właśnie może się stać - Ereina należała do osób, które wszelkie zło potrafiły rozpatrywać bardzo długo. Wiedział, że był częścią pewnego planu, który ustalili, ale liczył na to, że ta sprawa nie przekreśli wszystkiego, co udało się stworzyć.
— Nie przejmuj się nią. Nie długo jej przejdzie - Jude wypowiedział te słowa z niebywałym spokojem, co w pewien sposób było bardzo zaskakujące i jednocześnie dawało do myślenia. Może napastnik dopiero teraz zauważył, że kapitan rzeczywiście myślał tylko i wyłącznie o piłce nożnej, nie zwracając uwagi na to, że wokół niego byli też inni...
— Wiesz, że ona mimo wszystko ma trochę racji?
— I co mam z tym zrobić? - spojrzał na niego. — Ma rację czy jej nie ma... I tak będzie to roztrząsać, zamiast skupić się na ważniejszych rzeczach. Idziemy? - skwitował na koniec, kierując się do szatni.
Obaj przebrali się w ekspresowym tempie, zaraz znajdując się na boisku, gdzie reszta już biegała ostatnie okrążenie. Gdy zakończyli, Joe przystanął przy blondynce, obejmując ją i mierzwiąc jej przy tym włosy.

— Postrzelasz mi na bramkę? - spytał, wzruszając ramionami. Dostrzegł uśmiech na jej twarzy, co sprawiło, że kąciki jego ust same uniosły się do góry. Nie musiała już nic więcej mówić. Poprawił swoje rękawice, ustawiając się na bramce. Ugiął kolana, wyciągając ręce przed siebie, będąc gotowym na każdy ruch.
Ereina dość niechętnie wzięła piłkę z kosza, zaczynając oddawać kolejne strzały, z których każdy został obroniony przez bramkarza. King mógł stwierdzić, że udało jej się poprawić panowanie nad piłką - ta zawsze lądowała gdzieś w obrębie bramki, jednak wydawało się, jakby Errie ukrywała swój prawdziwy potencjał dla siebie. O dziwo Joe postanowił jakoś go z niej wydobyć, śmiejąc się pod nosem. Gdyby ktoś miesiąc temu powiedział mu, że kuzynka Sharpa dołączy do Królewskich i zacznie wykazywać jakieś zalążki ukrytego talentu, nie uwierzyłby.
— Co tak słabo? Postaraj się bardziej - odgarnął grzywkę do tyłu. — Osadź środek ciężkości niżej i staraj się trzymać sylwetkę prostą. Spróbuj też nie patrzeć na piłkę, pokazując jej, że gdy ją kopiesz, to jest ci całkowicie poddana.
Gimnazjalistka zerknęła na lewy górny róg bramki, mając w głowie dziwną myśl - jeśli wyceluje tam, King nie będzie w stanie zareagować.
Zrobiła ze dwa kroki do tyłu, po chwili szybko podbiegając do piłki i trafiając w miejsce, które wcześniej obrała sobie za cel. Brunet rzucił się na ziemie, wyciągając ręce. Musnął delikatnie palcami piłkę, jednak nie zdołał jej obronić.
— No brawo. Masz bystre oko - otrzepał się z kurzu. — Ale następnym razem już mnie tak nie zaskoczysz. Zwłaszcza jak będziesz się tak długo zastanawiać.
Uśmiechnął się, gdy obok młodszej koleżanki stanął jej kuzyn, który poklepał ją po ramieniu.
— To dobra droga do stworzenia jakiego ataku — skomentował, a jego słowa poparł David. Wciąż wydawał się nieco spięty, jednak łagodny wzrok Ereiny i uścisk, którym go potem obdarzyła, sprawiły, że stał się spokojniejszy.
— Obyście mieli rację - pokiwała głową. — Nie mogę się na was gniewać chłopaki — odbiegła trochę od poprzedniego tematu. - Ale obiecajcie, że to, co stało się ostatnio, już nigdy się nie powtórzy.
Obaj zgodnie przytaknęli, a na ich twarze wpłynęły szerokie uśmiechy. Errie też się uśmiechnęła, chociaż wciąż jeszcze zastanawiała się nad wszystkim, licząc na to, że słowa przyjaciela i kuzyna są szczere.
— Nie chciałbym cię popędzać - wtrącił Sharp. — Ale pierwszy mecz już za tydzień. Wiesz, co to znaczy?
Ma dokładnie siedem dni na stworzenie hissatsu. Brzmiało to absurdalnie, zwłaszcza że miała pewność, iż sama tego nie dokona. Przymknęła oczy, mówiąc do siebie pod nosem.
— Wiem, kto może mi z tym pomóc... - pozostało tylko liczyć na to, że zgodzi się ją wesprzeć.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro