Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

- Co z obecnymi na sali?
- Wszyscy zostali przeniesieni do skrzydła szpitalnego. Dwójka dalej jest nieprzytomna.
- A Usami? To ona to zrobiła, prawda? - doktor nie chciał tego przyznać, ale niestety musiał. Jej siła wymknęła się spod kontroli... mogła skończyć jak jej brat, ale szczęście chciało inaczej. Dla Suguwary to był idealny scenariusz, ale pojawiał się też problem, że będzie musiał pospieszyć się z tworzeniem tego środka. Ta moc była jeszcze wspanialsza, niż mógł sobie wyobrazić... lecz w rękach takiej słabej i niedoświadczonej osoby, jaką była nastolatka, mogło tylko doprowadzić do wielu zniszczeń.
- Masz się zająć wszystkimi, by wrócili do zdrowia.
- Spokojnie cesarzu... przecież ich nie potruje... chociaż bardzo bym chciał... wkurzają mnie te dzieciaki. - drugą część zdania dodał ciszej.
- Mówiłeś coś?
- Nie... Nie... - odpowiedział ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Wrócił do pracy. Musiał jakoś wzmocnić działanie substancji. Nie wiedział, jak... Co było dla niego bardzo denerwujące. On... taki mądry i wykształcony nie wiedział, co ma zrobić?
- Jak się miewasz doktorku? - No nie... Jeszcze on. Że też miał czelność tu przychodzić. Powinien zajmować się tymi swoimi nędznymi treningami... Albo nakładaniem większej ilości żelu na włosy. Może wtedy Yamato miałby okazję, by spalić mu tą czuprynę i raz na zawsze pokazać mu, by się do niego nie zbliżał.
- Lepiej stąd wyjdź, bo jeszcze od twojego zapachu eksploduje jakiś ważny płyn w moich probówkach.
Trener prychnął tylko na jego słowa i zaczął z uwagą przyglądać się swojemu odbiciu w różnych fiolkach. Jedne pogrubiały jego twarz, inne nie naturalnie ją wydłużały. Widać, że miał z tego niezłą frajdę. Lekarz starał się go ignorować, dalej analizując wszelkie informacje, które zgromadził. Jeszcze chwilę temu trzymał w dłoni małą probówkę z dawnym lekiem, jednak teraz znalazła się ona w rękach Kibayamy, który miał zamiar wlać do niej jakiś inny środek.
- Ty ośle! Pozabijasz nas! - jedna kropelka niebieskiego płynu zmieniła całkowicie kolor leku. Suguwara padł na ziemię, kładąc dłonie na głowie. Wybuchu się jednak nie doczekał...

- Ej patrz! Te białe drobinki zmieniły kolor na zielony, a płyn stał się fioletowy! - dopiero po jego słowach doktora olśniło. Zabrał mężczyźnie lek i wypróbował nową mieszankę na próbce krwi dziewczyny. Szybko zaczęła ciemnieć i ruszać się na szklanej podstawce, by potem uspokoić się i rozjaśnieć. Komputer pokazał, że wiązki, które wysyłał ten niesamowity gen, zostały pochłonięte. Niesamowite.
- Muszę przyznać, że twój mały mózg w końcu się na coś przydał.
- Jestem mądrzejszy niż ci się wydaje. - oparł się na oparciu krzesła i spojrzał na liczby i symulacje na ekranie.
- Wygląda na to, że na prawdę uodporniła się na tamten lek... - zagadnął starszy mężczyzna. - ale dzięki temu... Już się to nie stanie.
Gdyby miał trochę siły, z pewnością wydałby z siebie złowieszczy śmiech...

Ale ściany mają uszy.

Sporządził większą ilość płynu, spakował go ostrożnie do apteczki i poszedł do pokoju Usami.
Myślał, że będzie jak reszta... leżeć na łóżku i jęczeć z bólu. Jednak po otwarciu drzwi zauważył ją... siedzącą na skraju łóżka i zapewne o czymś myślącą.
- Dzień dobry. - przymknął lekko drzwi i odstawił apteczkę na boku.
- Dzień dobry. - odpowiedziała, unosząc głowę do góry. Była cichsza niż zwykle, a jej oczy jeszcze bardziej puste i bez wyrazu. Na zewnątrz spokojna dziewczyna, a w środku niebezpieczna i bardzo buntownicza.
- Jak się czujesz? Boli cię coś? - Suguwara mówił tonem miłego dziadka, który interesował się stanem wnuka. Może lata spędzone w medycynie nauczyły go takiego podejścia? W końcu każdy lekarz budził zaufanie w ludziach i nikt nie pomyślałby nawet, że coś złego może siedzieć z tyłu głowy takiej dobrej osoby.

Nie odpowiedziała, więc sam zabrał się za jej bandaże. Ściągał bardzo powoli, coraz bardziej będąc zdziwionym brakiem jakichkolwiek śladów.
- Nic nie ma. - powiedział, musząc od razu zaczerpnąć trochę więcej powietrza. - Pozwól, że ściągnę ci te opaski. - zanim jednak odwinął cały materiał, ona zatrzymała go, spokojnie go zabierając i znów zawijając je wzdłuż rąk.
- Z nimi czuje się pewniej. - odparła bardzo cicho, próbując opanować oddech. - co z resztą? Nic im nie jest? To wszystko moja wina... - złapała się za głowę. Czemu... Czemu musiała mieć taką dziwną moc, która tak po prostu raniła wszystkich? Jeszcze oni się o tym dowiedzą... Na prawde była wiedźmą...
- Spokojnie. Nie mają pojęcia, że to twoja sprawka. Uspokój się.
- Muszę się z nimi zobaczyć. - doktor zatrzymał ją w ostatnim momencie, ciągnąc ją do tyłu, by wróciła na łóżko. Zamknął jej oczy na niebezpieczeństwo... wiążące się z tym genem, tłumacząc, że leki, które dla niej przygotował, pomogą jej to opanować.

Tak... Teraz już była spokojna... Dowiedział się nawet czegoś o jej bracie. Nie była wcale taka głupia. Dostrzegła od razu podobieństwo między tamtym zdarzeniem... A jej siłą. Szkoda tylko, że nie wiedziała, co dzieje się z nim właśnie w tej chwili. Ale i tak... dla Suguwary było już za późno, gdyby chciał przeprowadzić to samo badanie na Osamu.
- Ile twój brat ma lat?
- Siedemnaście.
Doktor usłyszał skrzypienie drzwi i kroki młodszego imiennika, który przyszedł po całym zajściu odwiedzić koleżankę z drużyny. Uniknął tym samym dalszej rozmowy... Bo gdyby dalej ją ciągnął, mógłby wywołać u Nagai niepotrzebną panikę. Czemu? Niesamowite umiejętności dzieci drugiej rangi to jedno, a średni wiek, którego dożywają, to drugie.

On już dawno mógł nie żyć...

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro