Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👼19👼 - „A z tobą mam się czuć bezpieczna?"

Otworzyłam oczy, a te ujrzały coś, co dobrze już znałam. Białe ściany, kraty w oknach, znajomy zapach i masa lekarstw walających się po półkach.
Po raz kolejny wylądowałam w szpitalu. Nie dziwiło mnie to szczególnie jako, że byłam tam już stałym bywalcem. Odkąd odeszła mama coraz częściej tu bywałam, ale wcześniej jeździliśmy do szpitala nawet ze zwykłym przeziębieniem. Z jednej strony cieszył mnie fakt, że ktoś się o mnie troszczył, ale z drugiej byłam wściekła, że jestem tak bezbronna mimo tego, że zawsze starałam się pokazywać, że nic i nikogo nie potrzebuję.
Podniosłam się do siadu, mierząc wzrokiem pościel oraz całe łóżko, na którym się obudziłam. Spojrzałam w bok, po czym zmarszczyłam brwi widząc kwiaty w wazonie. Pachniały cudownie.
Westchnęłam ciężko. Byłam sama na sali. Wiedziałam, że mój ojciec się nie zjawi, a brata i Aphrodiego nie widziałam odkąd straciłam przytomność.
— W końcu się obudziłaś. — usłyszałam głos blondyna. Odwróciłam głowę w stronę drzwi wejściowych. Stał w nich wcześniej wspomniany chłopak i spoglądał na mnie z troską — Przepraszam za wczoraj. Naprawdę mi przykro.
Uniosłam jedną brew, nie rozumiejąc co ma na myśli. Musiałam się trochę pogłowić, aby przypomnieć sobie co zaszło dzień wcześniej. Na myśl o wydarzeniach z kuchni oblałam się rumieńcem, ale też poczułam nagły przypływ złości.
— I dobrze, że ci przykro! Co ty miałeś w głowie?!
Nie wiedziałam sama czemu odezwałam się aż tak agresywnie, ale nie byłam w stanie nad tym zapanować.
Chłopak wzdrygnął się lekko i zmrużył oczy, gdy krzyknęłam. Mimo to zebrał się w sobie i podszedł bliżej łóżka. Wystawił dłoń, aby położyć ją na moim ramieniu, ale ja ją odtrąciłam.
— Nie dotykaj mnie. — warknęłam nieprzyjaźnie.
W oczach blondyna widać było żal, ale i zrozumienie. Na pewno żałował tego, co zrobił.
— Porozmawiajmy, proszę. — nalegał Aphrodi, ale ja w tamtej chwili nie chciałam rozmawiać. Kiedy jednak patrzyłam w jego oczy pełne nadziei, że się zgodzę, westchnęłam ciężko.
— Nie teraz. Poczekaj aż wyjdę ze szpitala. — odpowiedziałam mu już spokojniej — Porozmawiam z Michaelem. Ja na pewno wracam do taty.
Blondyn popatrzył na mnie dziwnie, jakby nie usłyszał.
— Nie żartuj, nie możesz tam wrócić! — teraz w jego oczach dojrzałam panikę — Nie będziesz tam bezpieczna.
— A z tobą mam się czuć bezpieczna?
Aphrodi już się nie odezwał. Rzucił mi tylko ostatnie spojrzenie i wyszedł, przypominając mi jeszcze tylko na odchodne o tym, że mamy porozmawiać.

W szpitalu spędziłam jeszcze jeden dzień. Przez ten czas siedział ze mną mój starszy brat i dodawał mi otuchy. Powiedziałam mu o moich planach powrotu do taty, ale nie chciał nawet o tym słyszeć. Nie rozumiałam czemu Michael aż tak bardzo próbował bronić kapitana drużyny Zeusa, ale bardzo mi się to nie podobało.
Tak czy inaczej, musiałam wrócić z nim do domu Aphrodiego, poza tym obiecałam mu rozmowę.
— Już jesteśmy — powiedział donośnie mój brat, przekraczając próg domu.
Aphrodi na jego głos od razu pojawił się na dole. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, ale dość szybko przerwałam kontakt wzrokowy.
Mimo to blondyn wciąż mierzył mnie nieugięcie wzrokiem. Czułam jego spojrzenie, jakby wywiercał mi dziurę w twarzy.
Michael popchnął mnie lekko w jego stronę dając mi znać, że chyba pora na szczerą rozmowę. Szczerze mówiąc, po tym wszystkim bałam się zostawać z nim sam na sam, ale tak czy siak poszłam z blondynem na górę. Wpuścił mnie do jego pokoju, po czym od razu usiadł na łóżku. Usiadłam obok, ale zachowałam bezpieczną odległość.
— Wiem, że się boisz. — zaczął spokojnie chłopak — Zachowałem się jak idiota. Miałem powód, ale mimo to przesadziłem.
— Przesadziłeś to mało powiedziane. — podsumowałam — Poza tym jaki mogłeś niby mieć powód?
— Byłem zazdrosny, okej? — wypalił nagle, zawstydzając się już chyba do granic możliwości.
Zmierzyłam go zdziwionym spojrzeniem.
Czyżby moje podejrzenia o zazdrości chłopaka naprawdę były słuszne?
— Powiedziałam Ci wyraźnie, że nie miałeś powodu. Zachowałeś się toksycznie i tyle. — skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
Chłopak skinął głową.
— Wiem.
Przez chwile siedzieliśmy w ciszy. Jedne, co było słychać to nasze oddechy i sąsiada, który kosił trawę. W końcu Aphrodi zmusił się ponownie na mnie spojrzeć. Otworzył usta, a z nich padły słowa:
— Chorujesz na coś prawda?
________________________________

Rozdział krótki, ale musiałam skończyć na tym momencie Hihi
Miłego dnia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro