Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👼14👼 - "Nie podoba mi się to..".

Straż pożarna odjechała, a ja w dalszym ciągu spoglądałam przez okno na resztki dymu unoszące się w powietrzu. Deszcz i grzmoty także już ustały. Michael podszedł do mnie i przytulił od tyłu.
- Nie uciekaj tak więcej - mruknął cicho, opierając brodę na mojej głowie.
Chciałam zaprotestować, ponieważ nadal czułam się winna jego odejścia, ale wtedy mi przerwał.
- Nie mam Ci nic za złe.
Nie próbowałam już po tych słowach nawet nic mówić. Pomimo uścisku jaki czułam w sercu cieszyłam się, że wrócił. Zastanawiało mnie czy pójdzie ze mną do domu, do ojca. Westchnęłam smutno, przez co Miki odwrócił mnie przodem do siebie i zmierzył pytającym spojrzeniem.
- Wrócisz ze mną do domu..? - zapytałam nieśmiało. Chłopak nic nie mówił. Odwrócił głowę w inną stronę, ale wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, a nie był przygnębiony, czy wściekły.
Pokwitował w końcu moje pytanie słowem "pomyślę" i podszedł do Aphrodiego. Toczyła się między nimi najwidoczniej jakas poważna rozmowa, co wywnioskowałam z ich wyrazów twarzy. Obserwowałam ich z dystansu, pomimo ciekawości jaka we mnie buzowała.
Blondyn po zakończonej rozmowie zwrócił się do mnie.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli ty i twój brat na jakiś czas zostaniecie u mnie w domu - powiedział poważnie, ale widząc zakłopotanie malujące się na mojej twarzy pośpieszył z wytłumaczeniem - Twój ojciec musi zrozumieć, że tym, co robi może stracić i Ciebie. Chcę, aby wszystko wróciło do normalności.
Zapewne krzyczałabym na niego, aby nie wtrącał się w nie swoje sprawy, lecz po tym, co zobaczyłam w lesie byłam już utwierdzona w fakcie, że blondynowi można zaufać. Niewiele myśląc skinęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Chłopaka najwidoczniej to już nie dziwiło.
- Do twarzy Ci z uśmiechem - poklepał mnie po ramieniu, przybierając bardziej pogodną minę.
- A co z moimi rzeczami? - zapytałam po chwili zastanowienia. Jeśli już miałam zostać u Afuro to musiałam mieć jakieś swoje rzeczy. Blondyn podrapał się po głowie, jakby o tym całkowicie zapomniał.
- Jeśli chcesz to podejdziemy dzisiaj do Twojego domu po potrzebne rzeczy - uśmiechnął się - Jeśli się nie mylę to twój ojciec jest teraz w pracy?
Pokiwałam głową twierdząco, co sprawiło, że blondyn odetchnął z ulgą.
Złapałam go za ramię i wyprowadziłam z domu, zostawiając zdezorientowanego Michaela samego w środku.
- Gdzie tak lecisz? - zdziwił się Aphrodi, lecz nie protestował.
- Trzeba iść już teraz, bo mój tata za jakiś czas wraca do domu - wytłumaczyłam mu, idąc coraz szybciej.
- Nie podoba mi się to..
Dzięki szybkiemu tempu jakie nadałam byliśmy pod moim domem już po piętnastu minutach. Zajrzałam do kieszeni, ale wtedy się wybudziłam z amoku. Klucze do domu zostawiłam w swoim przemoczonym ubraniu, a aktualnie miałam na sobie bluzę blondyna.
- Ugh...nie wzięłam kluczy - złapałam się za głowę. Na moje słowa dłoń Aphrodiego zderzyła się z jego twarzą.
Kiedy już chciałam się po nie cofać zobaczyłam ostatnią deskę ratunku, jakim było otwarte okno w moim pokoju. Ojciec najwidoczniej tam w ogóle nie zaglądał, dlatego było cały czas uchylone.
Nic nie mówiąc zaczęłam się wspinać.
- Ej mała, co ty robisz?! - krzyknął do mnie, gdy byłam już prawie przy oknie. Machnęłam do niego ręką na znak, że nic mi nie będzie, jednak jak na złość musiałam źle położyć nogę i mi się ześlizgnęła. Afuro patrzył na mnie przerażony i już chciał wchodzić, aby mi pomóc. Finalnie jakoś sobie poradziłam i dostałam się do pokoju. Od razu gdy znalazłam się w środku, zaczęłam wyciągać jakieś  ubrania z szafy oraz potrzebne kosmetyki z łazienki. Wzięłam także parę drobnostek, bez których ciężko by mi było sobie poradzić. Wszystko to spakowałam do plecaka, z którego wcześniej wyjęłam książki. Przerzuciłam plecak przez ramię i weszłam na parapet.
- Złapiesz? - krzyknęłam do chłopaka, ukazując plecak wypełniony rzeczami. Blondyn w odpowiedzi wyciągnął ręce przed siebie.
W tej właśnie chwili ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął do tyłu. Spadłam z parapetu z piskiem, zrzucając plecak na podłogę.
- Cholera jasna...BELLA!! - krzyknął Byron, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Słysząc jednak moje późniejsze krzyki, nie czekał wiele i zaczął się wspinać na górę.
- Gdzie ty byłaś tyle czasu?! - bełkotał mój pijany ojciec.
Z moich ust wychodziły cały czas tylko słowa typu "zostaw mnie". Nie zdobywałam się na nic innego. Zdenerwowany mężczyzna złapał mnie za włosy i zaczął krzyczeć jeszcze głośniej. Po chwili mnie puścił i spojrzał na okno. Także odwróciłam się w tamtą stronę. Na parapecie stał Aphrodi i wpatrywał się ze złością w mojego ojca. Przez jakiś czas utrzymywali kontakt wzrokowy.
- To ty. - wysyczał złowrogo mężczyzna i zaczął powoli zbliżać się do blondyna. Czyli jednak go pamiętał. Przełknęłam ślinę, to nie mogło się dobrze skończyć.
- Bella, uciekaj stąd! - krzyknął, gdy mój ojciec znalazł się przy nim.
- Nie, bo inaczej go zrzucę.. - powiedział stanowczo, łapiąc blondyna za koszulę.
Aphrodi cały czas krzyczał, abym uciekała, bo drzwi są otwarte, ale ja stałam jak wryta, kompletnie nie wiedząc co robić...

______________________________________

TUM TUM TUUUUUUM
Dzisiaj lub jutro pojawi się kolejny rozdział i przy okazji pokażę wam też wtedy jak wygląda Bella w bluzie Aphrodiego mmmmm :>>>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro