Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

👼13👼 - "To niebezpieczne, mała..".

Szłam samotnie przez las z oczami napuchniętymi od płaczu i mokrymi policzkami. Jedyne, o czym teraz marzyłam to rzucić się na łóżko i już nie wstawać. Po prostu zasnąć i nigdy się nie obudzić. Takie myśli przywiodły kolejną falę rozpaczy. Oparłam się o jedno z drzew i ponownie rozpłakałam, powoli zsuwając po korze na ziemię. Siedziałam tak i dawałam upust emocjom przez dobre dziesięć minut, aż niebo spowiły ciemne chmury. Spojrzałam w górę swoimi czerwonymi od lamentu oczami, gdy krople deszczu zaczęły powoli opadać na moją twarz. Już nic mnie nie obchodziło. Zjednałam się z wodą z niebios. Do tego doszły ciche grzmoty, które z czasem stawały się coraz głośniejsze. Pojedyncza błyskawica rozświetliła ciemne już niebo, jednak po chwili znów nastał mrok. Siedziałam skulona pod koronami drzew, a deszcz padał mocniej i mocniej, mieszając się z moimi łzami.
Wiedziałam, że moje postępowanie jest lekkomyślnie, ale w tamtej chwili nic się już nie liczyło. Widziałam tylko swoje błędy. Ile krzywdy musiałam wyrządzić swojemu bratu. Czułam się z tym tak okropnie. W oddali słyszałam jakiś krzyk, a przez krzewy przedzierało się ledwo jakieś światło. Chwilę później ponownie niebo zabłysło, zsyłając także serię grzmotów. Zasłoniłam uszy i zacisnęłam powieki, a deszcz dalej leciał na mnie mocno. Zdziwiłam się, gdy słyszałam opadające krople, ale nie leciały już na moje plecy i głowę. Podniosłam spojrzenie znad kolan i rozejrzałam się. Byłam przykryta jakimś płaszczem, a na tym poziomie widziałam czyjeś nogi.
- To niebezpieczne, mała..
Podniosłam wzrok do góry i ujrzałam Aphrodiego. Wyglądał na bardzo zmartwionego. Wyciągnął dłoń w moją stronę, chcąc pomóc mi wstać.
Odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Zostaję tu..zrobiłam coś strasznego.. - płakałam dalej, przez co to, co mówiłam było prawie niezrozumiałe.
- Widziałem Twojego starszego brata.. - westchnął i stanął tak, aby ponownie być przodem do mnie. Podniosłam lekko głowę - On się martwi, więc proszę...chodź ze mną..
Blondyn spojrzał mi w oczy i wtedy zamarłam. Patrzył na mnie ze łzami w oczach, które po chwili zaczęły spływać po jego policzkach. Spuściłam wzrok zawstydzona. On tak bardzo się o mnie troszczył, a ja byłam niewdzięczna i wiecznie niezadowolona.
Po chwili niepewnie wyciągnęłam dłoń w jego stronę, a on za to niewiele myśląc złapał za nią i mnie podniósł, przyciągając do siebie, aby zamknąć w mocnym uścisku.
- J-jestem ubłocona.. - wyjąkałam, rumieniąc się lekko.
- Trudno - mruknął mi cicho do ucha, obejmując czule.
Kolejne grzmoty i błyskawice. Wzdrygnęłam się i odskoczyłam od chłopaka. Próbował mnie uspokoić, ale moje serce biło coraz szybciej.
Usłyszałam głośny trzask. Obydwoje w tym samym czasie obróciliśmy głowy w stronę źródła hałasu. Jedno z drzew zajęło się ogniem i zaczęło przy okazji mocno bujać. Patrzyłam na to z przerażeniem w oczach. Ogień zaczął roznosić się po całym lesie, a ja stałam jakby wryta w ziemię. Aphrodi złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Musimy uciec z lasu i zadzwonić po straż pożarną! - powiedział donośnym głosem i zaczął biec przed siebie. Pobiegłam tuż za nim, nadal bedąc trzymana za dłoń. Tuż przed nami zawaliło się kolejne drzewo, przez co pisnęłam wystraszona. Chłopak objął mnie i prowadził, próbując ominąć jakoś drzewo. Kiedy nam się to udało spostrzegliśmy wysokie płomienie, które w zastraszającym tempie zaczęły nas otaczać. Wtuliłam się w blondyna i zaczęłam cicho szlochać. Najwyraźniej nigdy nie widział mnie w takim stanie, patrząc na jego minę. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam taka słaba i bezbronna. Aphrodi pogładził mnie czule po głowie, przy okazji szukając jakiejś innej drogi ucieczki. Jedyną deską ratunku było podkopać się pod drucianym ogrodzeniem.
- Chodź - nakazał i poprowadził mnie do płotu. Przykucnął przy nim i rozpoczął podkopywanie się, co było kłopotliwe przez błoto, jakie się wytworzyło podczas ulewy. Niewiele myśląc pomogłam mu w tym. Dzięki temu poszło nam o wiele szybciej. Chłopak wpuścił mnie jako pierwszą, a gdy byłam już po drugiej stronie także zaczął przechodzić. Miał z tym drobny problem, więc złapałam go za dłoń.
- P-poradzę sobie. - wysapał, jednak gdy ujrzał moje błagalne spojrzenie westchnął i splótł nasze palce. Pomogłam mu wydostać się na drugą stronę. Aphrodi podniósł się dysząc ciężko.
- Szybko, trzeba zadzwonić po straż! - popędziłam go, aby ten się otrząsnął. Pobiegliśmy razem do jego domu, który był bliżej niż mój. Pierwszy raz miałam go odwiedzić.
Chłopak otworzył szybko drzwi i wparowaliśmy do środka cali mokrzy. Tu się rozdzieliliśmy. On poszedł na górę zapewne zadzwonić, a ja pozostałam zakłopotana na korytarzu.
W środku czekał Michael, co bardzo mnie zszokowało. Brunet widząc mnie uśmiechnął się ze łzami w oczach i podbiegł, aby mnie objąć.
- Tak się bałem o Ciebie, młoda. Nie rób tak więcej - odsunął się po chwili nieznacznie - Jesteś strasznie przemoczona..
Blondyn po chwili wrócił i zaprowadził nas do salonu. Był już przebrany w suche ubrania.
- Straż pożarna już jedzie, a to dla Ciebie, Bella - rzucił mi czyste ubrania.
Trochę się wahałam, w końcu to nie było moje, ale było mi tak zimno, że jednak poszłam się przebrać. Tak jak podejrzewałam, ubiór był na mnie za luźny, co rozbawiło mojego starszego brata.
- Uroczo wyglądasz - podsumował Aphrodi.
- D-dziękuję - odpowiedziałam nieśmiało, po czym kichnęłam.
Obydwaj w tej samej chwili powiedzieli mi "na zdrowie", po czym spojrzeli po sobie. Poważne miny zamieniły się jednak w wesołe uśmiechy.
Na ten widok kąciki moich ust lekko się uniosły. Podeszłam do okna i podparłam głowę dłońmi, które oparłam na parapecie. Krople deszczu szybko spływały po szybie, a z oddali było słychać mieszające się dźwięki syren straży pożarnej i grzmotów.
- Czy tylko mnie zastanawia dlaczego pożar wybuchł pomimo takiej ulewy? - zapytałam nagle.
- Myślę, że korony drzew częściowo przysłaniają las - Miki pogładził się po podbródku.
Już nic nie mówiłam, tylko wpatrywałam się pusto w okno.
Ciągle myślałam o tym, co tam widziałam. Głównie zmartwionego i zapłakanego Aphrodiego. Czy to możliwe, że komuś jednak na mnie zależy?

______________________________________

Tak, staram się reaktywować moje książki. Na pewno tą i Talię Yorkshire. Jak będzie mi się chciało to może jeszcze dokończę te nieszczęsne zodiaki, cnie?

Jeśli oczywiście macie jakieś prośby to piszcie jaką książkę powinnam reaktywować uwuwuwu














































Lorelorelorelore~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro