👼19👼 - „A z tobą mam się czuć bezpieczna?"
Otworzyłam oczy, a te ujrzały coś, co dobrze już znałam. Białe ściany, kraty w oknach, znajomy zapach i masa lekarstw walających się po półkach.
Po raz kolejny wylądowałam w szpitalu. Nie dziwiło mnie to szczególnie jako, że byłam tam już stałym bywalcem. Odkąd odeszła mama coraz częściej tu bywałam, ale wcześniej jeździliśmy do szpitala nawet ze zwykłym przeziębieniem. Z jednej strony cieszył mnie fakt, że ktoś się o mnie troszczył, ale z drugiej byłam wściekła, że jestem tak bezbronna mimo tego, że zawsze starałam się pokazywać, że nic i nikogo nie potrzebuję.
Podniosłam się do siadu, mierząc wzrokiem pościel oraz całe łóżko, na którym się obudziłam. Spojrzałam w bok, po czym zmarszczyłam brwi widząc kwiaty w wazonie. Pachniały cudownie.
Westchnęłam ciężko. Byłam sama na sali. Wiedziałam, że mój ojciec się nie zjawi, a brata i Aphrodiego nie widziałam odkąd straciłam przytomność.
— W końcu się obudziłaś. — usłyszałam głos blondyna. Odwróciłam głowę w stronę drzwi wejściowych. Stał w nich wcześniej wspomniany chłopak i spoglądał na mnie z troską — Przepraszam za wczoraj. Naprawdę mi przykro.
Uniosłam jedną brew, nie rozumiejąc co ma na myśli. Musiałam się trochę pogłowić, aby przypomnieć sobie co zaszło dzień wcześniej. Na myśl o wydarzeniach z kuchni oblałam się rumieńcem, ale też poczułam nagły przypływ złości.
— I dobrze, że ci przykro! Co ty miałeś w głowie?!
Nie wiedziałam sama czemu odezwałam się aż tak agresywnie, ale nie byłam w stanie nad tym zapanować.
Chłopak wzdrygnął się lekko i zmrużył oczy, gdy krzyknęłam. Mimo to zebrał się w sobie i podszedł bliżej łóżka. Wystawił dłoń, aby położyć ją na moim ramieniu, ale ja ją odtrąciłam.
— Nie dotykaj mnie. — warknęłam nieprzyjaźnie.
W oczach blondyna widać było żal, ale i zrozumienie. Na pewno żałował tego, co zrobił.
— Porozmawiajmy, proszę. — nalegał Aphrodi, ale ja w tamtej chwili nie chciałam rozmawiać. Kiedy jednak patrzyłam w jego oczy pełne nadziei, że się zgodzę, westchnęłam ciężko.
— Nie teraz. Poczekaj aż wyjdę ze szpitala. — odpowiedziałam mu już spokojniej — Porozmawiam z Michaelem. Ja na pewno wracam do taty.
Blondyn popatrzył na mnie dziwnie, jakby nie usłyszał.
— Nie żartuj, nie możesz tam wrócić! — teraz w jego oczach dojrzałam panikę — Nie będziesz tam bezpieczna.
— A z tobą mam się czuć bezpieczna?
Aphrodi już się nie odezwał. Rzucił mi tylko ostatnie spojrzenie i wyszedł, przypominając mi jeszcze tylko na odchodne o tym, że mamy porozmawiać.
W szpitalu spędziłam jeszcze jeden dzień. Przez ten czas siedział ze mną mój starszy brat i dodawał mi otuchy. Powiedziałam mu o moich planach powrotu do taty, ale nie chciał nawet o tym słyszeć. Nie rozumiałam czemu Michael aż tak bardzo próbował bronić kapitana drużyny Zeusa, ale bardzo mi się to nie podobało.
Tak czy inaczej, musiałam wrócić z nim do domu Aphrodiego, poza tym obiecałam mu rozmowę.
— Już jesteśmy — powiedział donośnie mój brat, przekraczając próg domu.
Aphrodi na jego głos od razu pojawił się na dole. Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, ale dość szybko przerwałam kontakt wzrokowy.
Mimo to blondyn wciąż mierzył mnie nieugięcie wzrokiem. Czułam jego spojrzenie, jakby wywiercał mi dziurę w twarzy.
Michael popchnął mnie lekko w jego stronę dając mi znać, że chyba pora na szczerą rozmowę. Szczerze mówiąc, po tym wszystkim bałam się zostawać z nim sam na sam, ale tak czy siak poszłam z blondynem na górę. Wpuścił mnie do jego pokoju, po czym od razu usiadł na łóżku. Usiadłam obok, ale zachowałam bezpieczną odległość.
— Wiem, że się boisz. — zaczął spokojnie chłopak — Zachowałem się jak idiota. Miałem powód, ale mimo to przesadziłem.
— Przesadziłeś to mało powiedziane. — podsumowałam — Poza tym jaki mogłeś niby mieć powód?
— Byłem zazdrosny, okej? — wypalił nagle, zawstydzając się już chyba do granic możliwości.
Zmierzyłam go zdziwionym spojrzeniem.
Czyżby moje podejrzenia o zazdrości chłopaka naprawdę były słuszne?
— Powiedziałam Ci wyraźnie, że nie miałeś powodu. Zachowałeś się toksycznie i tyle. — skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
Chłopak skinął głową.
— Wiem.
Przez chwile siedzieliśmy w ciszy. Jedne, co było słychać to nasze oddechy i sąsiada, który kosił trawę. W końcu Aphrodi zmusił się ponownie na mnie spojrzeć. Otworzył usta, a z nich padły słowa:
— Chorujesz na coś prawda?
________________________________
Rozdział krótki, ale musiałam skończyć na tym momencie Hihi
Miłego dnia ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro