Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Impulsywność


Calum

Nawet nie wiem, kiedy przeniosłem się z Arią jej do łóżka. Ona nadal płacze, głośno łkając. Jej całe ciało drży, dygocze, a ja nie umiem jej uspokoić. Cała ta sytuacja sprawia, że sam się stresuję i niepokoję, gdyż nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nigdy nie musiałem pocieszać kogoś w aż tak złym stanie. Aria wtula się we mnie całym swoim ciałem, przylega do mnie tak mocno, że ledwo oddycham i ani na chwilę nie luzuje swojego uścisku. Chowa twarz gdzieś w zagłębieniu mojej szyi, jakby bała się i wstydziła spojrzeć mi w oczy. Jej łzy zalały całą moją szyję, która zaczyna mnie swędzieć, ale nie chcę jej ruszać, boję się, że ją spłoszę. Patrzę w dół, na jej rozrzucone wszędzie włosy, skrawek rozpalonego do czerwoności policzka i opuchniętego oka. Patrzę i myślę, jak bardzo cierpi i się boi. Przynajmniej na taką wygląda. Myślę, że jest to szczere. I niekontrolowane. Zdecydowanie niekontrolowane. Wdycham przy okazji jej perfumy, pachną czymś słodkim i ładnym, są niesamowicie lekkie, idealnie oddają jej charakter. Chociaż może nie, po części się mylę, ta dziewczyna ma naprawdę spore jaja. Jest cholernie dzielna i odważna. Chociaż myślę, że równie uparta.

– Aria – szepczę cicho, a ona jeszcze bardziej się rozkleja, chociaż byłem pewien, że już bardziej się nie da.

Przysuwam ją bliżej siebie, łapiąc ją dłońmi między łopatkami. Chaotycznie szukam miejsca, gdzie mógłbym zostawić swoje dłonie. Błądzę nimi po jej ciele, unikając nieodpowiedniego dotyku. Nie chcę żeby było niezręcznie.
Ostatecznie zostawiam je na środkowej części pleców. Myślę, że to bezpieczne rozwiązanie dla nas obojga. Rzucam okiem na zegar, który wskazuje godzinę 6:15. Cholera, sporo już u niej jestem.
Kiedy dziewczyna łapie nerwowe oddechy i walczy z własnymi łzami, ja odpływam gdzieś daleko swoimi myślami. Mam wrażenie, że Aria rozpaczliwie potrzebowała takiej bliskości, przez bardzo długi czas na to czekała. Wiem, że nie przyzna się do tego nigdy, ale moje męskie ramię okazało się być idealne do wypłakania jej gorzkich łez. Gładzę lekko jej plecy, starając się nie wydłużać zbytnio trasy mych dłoni. Kiedy słyszę, że dziewczyna stopniowo się uspokaja, delikatnie poprawiam jej włosy przy czole. Aria podnosi na mnie swój zawstydzony wzrok i patrzy na mnie spod firanki długich rzęs i rozmazanego makijażu, a ja próbuję się do niej uśmiechnąć, chociaż targają mną przeróżne emocje. Chcę być dobrym przyjacielem, dlatego nie wypuszczam ją ze swoich ramion. Jednym ruchem dłoni chowam jej grzywkę za ucho, mocniej do siebie przytulając.

– Jesteś cholernie dzielna – szepczę do niej kolejny raz.

Ona nic nie odpowiada.

Leżymy tak jeszcze długo, a ja delikatnie gładzę jej plecy . Oddycham głęboko, chcąc uciszyć budzące się gdzieś w środku mnie uczucie. Uczucie, które jest bezwarunkowe i podświadome. Zapisane gdzieś głęboko w moim DNA, uczucie, którego długo nie umiałem odnaleźć. Poczucie troski. Potrzeba opiekowania się drugim człowiekiem.

Aria po pewnym czasie szybko zasypia, zakładam, że była pewnie cholernie zmęczona.

Patrzę na nią, na jej włosy i zgrabny nos. Gładzę jej gładką skórę na ramieniu. Teraz rozumiem, co Luke miał na myśli, kiedy mówił, że ją kocha. Tak musi wyglądać miłość. Pewnie opiekował się nią tak przez cały czas. Kochał i dzięki temu czuł się też kochany. Dopóki ona sama nie zdecydowała, że chce zaopiekować się nim, bez jego wiedzy.

*


Budzi mnie płacz dziecka. Aria niczym porażona prądem wyskakuje z łóżka, za co naprawdę ją podziwiam. W dwie sekundy ogarnęła, gdzie jest i co się dzieje. Ja bym spał, myśląc, że mi się to śni. Unoszę się na łokciach, cały czas będąc półprzytomny i patrzę jak Aria wyjmuje ostrożnie dziewczynkę z łóżka. Przytula ją do swojej piersi, mówiąc coś do niej kojąco, a ta po chwili przestaje płakać. Stwierdzam, że to magia. Jakby usłyszała tylko głos swojej matki i od razu stała się spokojna. Clark wychodzi z sypialni i zmierza korytarzem prosto do kuchni. Przecieram twarz dłońmi i na chwiejnych nogach wstaje z łóżka. Podążam za nią do kuchni.

– Dzień dobry – uśmiecham się, przekraczając próg pomieszczenia.

Aria zaskoczona posyła mi wystraszone spojrzenie, po czym niepewnie i delikatnie odwzajemnia uśmiech, który nie wygląda na szczery.

– Dzień dobry – odpowiada, patrząc się na mnie intrygującym wzrokiem. – Potrzymaj – wciska mi dziewczynkę w ramiona.

– Ale...

– Nie gadaj tyle – komentuje krótko, nalewając wody do czajnika.

Po chwili włącza go i podchodzi do szafki. Wyjmuje butelkę, mleko jakieś takie dla bobasów, odmierza trzy miarki, po czym siada na kuchennym blacie i zaczyna mi się przyglądać.

– Dobry z ciebie wujek – komentuje zgryźliwie, a ja prycham z oburzenia.

Patrzę na maleństwo w moich rękach, które ssie smoka i patrzy na mnie tymi ogromnymi niebieskimi oczkami. Oczami mojego przyjaciela, Luke'a. Rozbudza w moim sercu jakieś ciepło, które totalnie mnie rozczula.

– Jest śliczna – mówię całkowicie szczerze.

– Podobna do Luke'a – stwierdza dziewczyna, spuszczając wzrok na swoje bose nogi.

– Aria - wzdycham, podchodząc do niej. – Powiedz mu, zobaczysz, ucieszy się, zrozumie, na pewno wszystko Ci wybaczy. Luke to dobry chłopak.

Unosi na mnie swoje brązowe oczy, a dziwny dreszcz przeszywa mój kręgosłup.

– Dobrze wiesz, jakby zareagował.

– Niby jak?

– Szesnaście miesięcy ukrywałam przed nim jego własne dziecko, cholera. Na pewno nie będzie zadowolony.

– Na początku na pewno byłby w szoku, ale potem wszystko by się ułożyło, znam go, znam was – kładę jej rękę na ramieniu. – Ucieszyłby się.

– Ma dwadzieścia lat i jest u szczytu życiowej kariery. Ty byś się ucieszył z takiej informacji?

Ciężko wzdycham.

– Nie, nie ucieszyłbym się.

– No właśnie – jej głos zaczął falować z nerwów.

-Aria. Ja to ja. Luke to Luke. On Cię kocha, uwierz mi – mówię, obserwując uważnie jej twarz. – On chce Cię odzyskać, powiedz mu wszystko i będziecie razem szczęśliwi. Kurwa, jesteś miłością jego życia.

– Mam dziewiętnaście lat, masę rozstępów i bliznę po cesarskim cięciu. On jest gwiazdą, bez problemu może mieć każdą. On nigdy już do mnie nie wróci. Nie po tym wszystkim. Oboje się zmieniliśmy.

– Dlatego ciągle za Tobą tęskni i nawet nie potrafił być z inną? – pytam. – Mógłby umrzeć gdyby to szkło wbiło mu się w skroń. On chce tylko Ciebie, czego ty nie rozumiesz?

– Chyba sama boję się spojrzeć na ten cały bałagan, który narobiłam. Dlatego próbuję sobie wmówić, że mnie nie chce, chyba tak mi łatwiej.

– Aria – wzdycham bezradnie po raz kolejny.

– Sama sobie na to zapracowałam. Mogłam nie kłamać i od razu mu powiedzieć, że jestem w ciąży. Razem byśmy sobie jakoś poradzili. Nie musiałabym sama podejmować wszystkich tych decyzji. Chciałam go uchronić przed całym tym skandalem, że zrobił dzieciaka nastolatce, wiesz, byłoby to wszędzie. Tak w sumie to chyba chciałam też uchronić samą siebie przed falą hejtu i wyzwisk. Uciekłam aż tu, żeby nie mógł mnie znaleźć, żeby nie zobaczył, że noszę jego dziecko. Jestem tylko głupią gówniarą, która myślała, że jest dzielna i bierze życie w swoje ręce. Tak naprawdę zniszczyłam życie sobie, jemu i temu dziecku. Zjebałam. Miałam szansę na światową karierę, jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży, dostałam powołanie do juniorskiej reprezentacji, z którego musiałam zrezygnować, bo nie chciałam usuwać ciąży. Złamałam serce Luke'owi, nie mówiąc mu nawet dlaczego tak właściwie z nim zrywam. Czuję się okropnie. Czuję, że to zaszło za daleko. Że za późno już jest naprawdę – oznajmia, a łzy znów lecą strugami po jej policzkach.

Podchodzę jak najbliżej i obcieram kciukiem jej łzy. Patrzę w jej smutne oczy, które proszą się o miłość i zrozumienie. Przybliżam do niej swoją twarz patrząc jej głęboko w oczy. Nasze usta dzielą milimetry.

Przerywa nam gotującą się woda. Clark odrywa się ode mnie szybko i szybkim krokiem rusza do czajnika. Zalewa mleko, zakręca butelkę i energicznie nią potrząsa.

Zabiera ode mnie Victorię, chodzi w kółko z dziewczynką na ręku, a ja patrzę na nią zszokowany.

– Przepraszam – mówię.

Ona przenosi na mnie swoje zapłakane oczy i otwiera usta, jakby chciała mi coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wydobywają się z jej ust.

Pocieram swoje włosy dłonią, patrząc na nią nerwowo.

– Chyba lepiej będzie jeżeli już pójdziesz – mówi, a ja kiwam potwierdzająco głową.

*

Siedzę w samochodzie i oblizuję swe usta. Chowam swoją twarz w dłonie, zamykam i otwieram oczy. Co ja sobie myślałem? Spoglądam na okno jej mieszkania i wiem, że ona też stoi tam zdezorientowana. To był jakiś głupi impuls, wydawało mi się, że też tego potrzebuję. Miłości i zrozumienia, może bliskości. Takiej Arii i takiej miłości. Kogoś, kto będzie potrzebował mojej opieki i troski. Sprawi, że poczuję się jak mężczyzna. Nabieram więcej powietrza do płuc, głęboko oddycham, chcąc uspokoić swoje myśli. Luke za nią szaleje, kocha ją, a ja nic do niej nie czuję, a już poznałem całą prawdę, mogłem ją przytulić i poczuć. Uderzam w kierownicę, przez co włącza się klakson, zwracam uwagę kilku przechodniów. Nie jest to mój samochód, musiałem go wypożyczyć, więc jakbym go rozjebał, musiałbym płacić grube pieniądze. Przychodzi mi sms od Luke'a, że mogę go odebrać ze szpitala, więc czym prędzej odpalam auto i z piskiem opon ruszam spod mieszkania Arii. W głowie budzi mi się myśl, że Luke nie może się o niczym dowiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro