Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Gra kolorów

– Nie wierzę – mówię, wchodząc do kuchni, gdzie siedzą chłopaki.
– Spotkałem Arię w sklepie – rozsiadam się na krześle, patrząc a nich pustym wzrokiem.

Zapada cisza, która tylko jeszcze bardziej mnie dobija. Chłopaki posyłają sobie spojrzenia, które są jednoznaczne. Niby są zszokowani, ale nie biorą tego na serio.

– Jesteś pewny, że ją widziałeś? – pyta łagodnie Calum, a ja pocieram czoło swoją szorstką dłonią.

– Kurwa, tak – cedzę przez zęby, zagryzając przy tym wargę. – Rozmawiałem z nią.

– Na pewno? – pyta Ashton, nalewa mi wody, po czym stawia szklankę przede mną.

– Nie, popierdoliło mnie i rozmawiałem na środku marketu z duchem – mówię ironicznie, wypijam duszkiem zawartość szklanki. – To była ona, co prawda zmieniła się i to bardzo, ale jej twarz jestem w stanie rozpoznać wszędzie.

– Co masz na myśl mówiąc, że się zmieniła? – Michael opiera się o lodówkę, ma skrzyżowane ramiona i lustruje mnie wzrokiem.

– No nie wiem – wzdycham, zaczesując włosy do tyłu. – Ścięła włosy, jest sporo szczuplejsza, była strasznie zmęczona i zmarnowana, jak nie ona. Aria zawsze była pełna energii, nawet po najdłuższym meczu wyglądała milion razy lepiej niż dziś.

Próbuję sobie przywrócić jej obraz w głowie. Jej smutną i zmęczoną twarz, bladą z wycieńczenia. Smukłe długie palce, włosy, które już nie imponowały długością ani blaskiem. To była całkowicie inna Aria, tylko jej oczy, jej oczy nadal błyszczały tym samym urokiem, co kiedyś. Wzdrygam się, kiedy przypominam sobie jej głos. Chłopaki obserwują mnie z nie tęgimi minami. Calum jakby odpłynął gdzieś swoimi myślami, pociera się co chwilę po brodzie, a jego oczy pusto błądzą po ścianie w salonie.

– Może bierze narkotyki – wyrywa się Mike'owi, a ja lustruję go wzrokiem.

– Aria? – prycham. – Aria nawet fajki nie chciała wziąć do ust, co dopiero brać dragi.

– Może jest chora.

– Możliwe.

– Nie dowiemy się tego – wzdycha Cal.
– A tak w ogóle, to czemu ona mieszka tutaj – akcentuje ostatnie słowo. – W Londynie? Tyle tysięcy kilometrów od Blacktown? Od Sydney? Zostawiła swoją mamę z tak małym rodzeństwem? Porzuciła siatkówkę?

Zaciskam swoje palce na głowie, a wszystkie informacje, które do tej pory do siebie przyswoiłem zaczynają szaleńczy maraton. Czemu tu jest? Studiuje? Przecież mogłaby robić to równie dobrze w Sydney. Mogłaby grać w siatkówkę i być z rodziną. Czemu Jenny tutaj urodziła dziecko? Właśnie. Dziecko? Jenny wpadła? To jest cholernie dziwne. Ale gdyby to było niechciane dziecka ta ciąża już dawno byłaby przerwana, czyż nie?

– Spotkałem ją na dziale dziecięcym – mamroczę pod nosem, wyciągając nitki z dziury w moich czarnych spodniach.

– Co? – pyta tępo Calum, wbijając we mnie badawczy wzrok.

– Powiedziała, że Jenny urodziła – dodaję. – Pomaga jej przy dziecku.

– To gdzie ona do cholery mieszka? – komentuje Ash.

Wzruszam ramionami.

– W sumie o to nie pytałem.

– Studiuje coś? – Mike wgryza się w świeżo umyte przez siebie jabłko.

– Tego też nie wiem.

– To w końcu gadałeś z nią do cholery, czy nie? – wybucha Calum, zrywając się ze swojego dotychczasowego miejsca.

– O chuj ci chodzi? – podchodzę do niego zdziwiony, a jego oczy są jakieś dziwne.

– Szukałeś ją dwa lata – cedzi przez zęby. – Pieprzone dwa lata –pokazuje mi na palcach. – Nie chciałeś żadnej innej laski, każda impreza była dla ciebie stracona, miałeś jakieś ataki paniki, kiedy budziłeś się, a jej nie było po drugiej stronie łóżka. Rzucałeś pierdoloną szklanką o ścianę w środku jebanej nocy – słowa wylatują z jego ust niczym trucizna, która dotyka mojego serca. – A teraz, kiedy w jakiś kurewsko szczęśliwy sposób spotkałeś ją w jakimś randomowym sklepie, w którym pierwszy raz byłeś i wybierałeś jakąś zjebaną puchę z piwskiem, dowiedziałeś się tylko z czyim siedzi dzieckiem? – syczy. – Ty pierdolony idioto.

Zaciskam zęby, wykrzywiam twarz w grymasie, a on doskonale wie, jak te słowa mnie dotknęły. Popycham go z całej siły na pobliską szafkę, upada z niej jakiś wazon, a chwilę później zostają z niego tylko rozbite kawałki. Calum patrzy na mnie niczym niewzruszony, jakby zadowolony ze swojego zachowania.

– Pizda z ciebie – chrypie. – Ja, gdybym naprawdę którąś kochał, nigdy nie pozwoliłbym jej odejść.

Rzucam się na niego, ale Ash i Mike szybko dają sobie ze mną radę. Odciągają mnie do tyłu, a ja mimowolnie czuję napływające do oczu łzy, które zaczynają wypalać moją skórę.

– Co ty kurwa możesz wiedzieć?! – wrzeszczę mu w twarz. – Myślisz, że jak przerucham kilka lasek po kolei, to zapomnę o niej? Myślisz, że już będę zadowolony, bo zaspokoję sobie kutasa jakąś laską, która będzie widziała we mnie jedynie moje nazwisko i sławę? Chuj wiesz, tak naprawdę, Calum. Czy ty w ogóle kiedykolwiek kogoś kochałeś, miałeś dziewczynę? Czy ty wiesz jak to jest kochać kogoś? Nie za to, że ma fajne cycki i zgrabną dupę, wiesz, żeby media miały na okładkach idealnego ciebie z idealną dziewczyną w idealnym związku. Pierdolę takie związki. Gratuluję ci Cal, takiej miłości. Tymi okładkami możesz podetrzeć sobie dupę. Bo ja nie pracowałem na tą miłość, żeby kochali ją dziennikarze. Ja pracowałem na tą miłość, żebym miał kogoś, kogo kocham ponad wszystko. I może jestem pizdą, teraz na przykład płaczę, dla ciebie jest to niewyobrażalne, uronić łzę za kobietę, ale ja oddałbym życie z nią. Oddałbym wszystko za jej szczęście. I powiedz mi kurwa, co miałem zrobić? Zatrzymać ją, kiedy chciała mnie zostawić i powiedziała mi to w twarz? Nie zasługiwałem na nią nigdy. I nigdy w pełni nie będę zasługiwał.

– Tak - mówi Calum. – Miałeś ją zatrzymać i sprawić, że nigdy nie będzie chciała zostawić cię ponownie.

Patrzę w jego oczy i teraz zaczynam rozumieć, że ma rację. Ona nigdy nie powinna ode mnie odchodzić. Chłopaki mnie puszczają, a już nie chcę rzucać się przyjacielowi do gardła. Odwracam się na pięcie i rzucam na kanapę w salonie.

– Uważasz, że wszystko jest już ok? – pyta ironicznie Calum.

– Nie – odpowiadam, wycierając resztki łez z policzków.

– Możemy dziś gdzieś wyjść – proponuje Mike, który siada obok mnie. – Rozluźnimy trochę atmosferę.

– Dobry pomysł – przytakuje Ashton. – Luke'owi przyda się trochę zabawy.

Uważnie badam ich twarze, ale nie mogę z nich nic wyczytać.

– No dobra – wzdycham. – Niech wam będzie.


*


Zmiatam ze swojej koszuli niezauważalny pyłek, kiedy wysiadamy z wynajętego przez Caluma auta, przy okazji lekko ją rozprostowuję. Poprawiam swój zegarek, zaciskając go mocniej na następną dziurkę. Zaczesuję swoje włosy lekko do góry, poprawiam pasek u spodni i upewniam się, czy na pewno wziąłem ze sobą telefon. Dzisiaj jestem ubrany cały na czarno - czarne spodnie, czarna koszula rozpięta na kilka guzików i czarne ciężkie rockowe buty. Chyba najbardziej lubię siebie właśnie w takim wydaniu. Chłopaki idą z przodu, kilka metrów przede mną. Zmierzamy do jakiegoś vipowskiego londyńskiego klubu, sporo droższe bilety niż w tych zwykłych, ale szczerze mówiąc, dzisiaj poszedłbym na każdą imprezkę, bez względu na jakość klubu. Moje perfumy lecą wraz z październikowym londyńskim wiatrem i mieszają się w tłumie setek uśmiechniętych twarzy przed klubem. Wszystko we mnie dygocze od głośnego basu dobiegającego z wnętrz budynku. Teraz tylko papierosowy dym wymieszany z przeróżnymi perfumami, miesza mi w głowie. Wyciągam telefon z kieszeni i sprawdzam godzinę. Jest dopiero północ. Nie mam planów na dzisiejszą noc. Chyba nareszcie się zrelaksuję i rozerwę. Przy wejściu stoją dwaj ochroniarze, ubrani na czarno i ze słuchawkami w uchu. Calum, który w tak bardzo irytujący sposób żuje gumę, wyjmuje nasze wejściówki i pokazuje je tym dwóm kolesiom. Facet krzywi się czytając przepustkę, przygląda się nam, a potem znów papierom, ale w miarę szybko nas wpuszcza. Teraz następuje prawdziwe uderzenie. Muzyka, potężny bas zabija moje bębenki słuchowe.
Żar, który unosi w powietrzu teraz atakuje także mnie. Gorące ciała, które ocierają się o siebie w rytm beznadziejnego techno, przyprawiają mnie o ból głowy. Kolorowe światła latają w powietrzu, tworząc świetlne kombinacje. Typowa impreza.
Przeciskamy się przez tłum ludzi chcąc dostać się do baru naprzeciwko. Kiedy udaje nam się przejść przez to prawdziwe tsunami mistrzów tańca docieramy do oświetlonego neonami baru. Ashton zamawia nam kolejkę shotów. Calum z podekscytowaniem opowiada coś Michaelowi, a jego dźwięczny śmiech co chwilę dociera do moich uszu. Piję jedną kolejkę, potem drugą i trzecią. Po czwartej przenosimy się do naszej loży, która znajduje się w wydzielonym boksie. Ściany obite są czarnym materiałem coś w formie weluru, ale nie do końca. Białe kanapy ustawione są w literę L, a na środku stoi szklany stolik. Rozsiadam się wygodnie na siedzeniu, zarzucając ręce za głowę. Calum już zaprosił sobie jakąś laskę, a Ashton i Mike rozmawiają z Mitchellem Collinsem na temat najnowszej płyty zespołu Green Day. Bla bla bla. Czuję się jakbym obserwował to wszystko z boku. Jakby oni nie byli moim przyjaciółmi, jakbym ja sam nie był sobą. Co do cholery się ze mną dzieje? Wyjmuję komórkę z kieszeni. Na wyświetlaczu widnieje godzina 24:30. Na chwilę przypominam sobie o wczorajszej sytuacji z Arią, ale ileż mogę tęsknić za kimś kto ma mnie gdzieś? Wstaję na nogi i przeciskam się przez chłopaków, po czym wychodzę z boksu i zmierzam na parkiet. Wyhaczam wzrokiem kilka fajnych lasek, które ocierają się o siebie przy marmurowym filarze. Zeskakuję z dwóch schodków i idę prosto do nich. Przeciskam się przez tłum tańczących ludzi, którzy skaczą i machają rękami na wszystkie strony. Kiedy jestem już obok nich, obie posyłają mi zmysłowe spojrzenia. Łapię jedną za biodra i ustawiam się za nią. Tańcząc oddalam się i przybliżam do jej tyłka. Ocieram się o nią całym ciałem, wtedy druga także do nas dołącza. Opiera się plecami o moje plecy, sunie dłońmi po moich ramionach, następnie brodząc coraz swoimi paznokciami po moim karku. Chcę to wykorzystać, więc chwytam tą ładniejszą za dłoń i prowadzę do łazienki. Ludzie nawet nie zwracają na mnie uwagi, a ja nie robię sobie z tego wielkiej rzeczy, że chcę ją wykorzystać. Jestem pierdolonym hipokrytą, ale lata mi to koło nosa. Z wielkim rozmachem otwieram drzwi od toalety, po czym opieram się tyłkiem o zabudowę, gdzie znajduje się spłuczka. Ona doskonale wie, co ma robić, więc łapie za mój pasek i niemal od razu go rozpina. Aria na pewno miałaby z tym problem, tak jak zawsze. Kurwa, znów muszę się karcić za takie myśli. Blondynka wsadza sobie mojego penisa do ust, a ja mocniej zaciskam dłonie na zabudowie toalety. Patrzy na mnie z dołu, chcąc uwieść mnie swoimi niebieskimi tęczówkami, ale ja zamykam oczy, oddając się przyjemności. Ma całkiem zwinne usta, które wyczyniają cuda na mojej męskości. Z moich ust wyrywają się ciche westchnienia zadowolenia. Łapię ją za włosy i mocno ciągnę do siebie, żeby wzięła go całego. Dziewczyna musi wsadzić w to jeszcze trochę wysiłku, abym doszedł. Jeszcze kilka ruchów i już jestem spełniony. Dziewczyna na koniec połyka wszystko, a ja czym prędzej się ubieram. Wychodzę z toalety, a dziewczyna krzyczy na odchodne, czy nie zostanę na więcej. Nie odpowiadam jej i czym prędzej chcę wrócić do boksu, gdzie są moi przyjaciele. Znowu walczę z tłumem spoconych ciał, aż w końcu przepycham się do boksów. To, co widzę w jednym z nich, gotuje mi krew w żyłach. Chociaż jestem już lekko podpity to rzucam się biegiem do jednej z vipowskich lóż. Jest tam Aria, która siedzi na kolanach jakiemuś obleśnemu mięśniakowi, który jest dwa razy większe ode mnie. Szybko mnie zauważa i w jednej chwili stoi już obok mnie.


– Dla niego?! – wrzeszczę. – Dla niego mnie zostawiłaś?!

Nie daję jej odpowiedzieć, bo popycham ją na pobliską ścianę, a sam rzucam się do gardła jej chłopakowi. Łapię go za koszulę i przyszpilam do ściany za nim. Zadaję mu jeden cios, potem drugi, leci mu krew z nosa. Siłujemy się i potyczkujemy, wytężam każdy swój mięsień, żeby go sprać. Aria krzyczy gdzieś w tle, żebyśmy przestali, ale mam to gdzieś. Szybko na nią patrzę, stoi zalana łzami, a ja wiem, że złamała mi serce doszczętnie, a ja nadal chcę się za nią bić. Wtedy jej facet rzuca mnie na stół, słyszę dźwięk tłuczonego szkła, a przez kark i głowę przechodzi mnie przeszywający ból. Chłopak Arii patrzy na mnie z góry i ma przerażoną twarz. Po chwili znika i pojawia się Aria. Dotyka mnie i ma dłonie w krwi. Widzę, że płacze i coś do mnie mówi, ale nie mogę zrozumieć co. Potem widzę już tylko ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro