Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Łudzące podobieństwo

– Nieładnie tak, droga damo – mówi ze śmiechem.

Patrzę wprost jego zielonych oczu, a szeroki uśmiech wkrada mi się na usta.

– Przepraszam... – zacinam się w środku zdania.

– Taylor – wystawia do mnie rękę , ukazując przy okazji swój idealny uśmiech.

– Aria – ściskam jego dłoń, również się uśmiechając.

Taylor wita się również z Jenny, która już po chwili odchodzi gdzieś na bok, zostawiając nas samych, przez co mam ochotę ją zabić. Dlaczego zostawiła mnie samą w tak niezręcznej sytuacji? Cała Jenny.

– A więc... Jesteście stąd? – pyta siatkarz, patrząc raz na mnie, raz na Jenny stojącą kilka metrów dalej. – Masz uroczy akcent – stwierdza, drapiąc się nieśmiało po szyi.

– Jesteśmy z Australii, dokładniej z Blacktown – oznajmiam miło. – Przeprowadziłam się wraz z Jenny i naszym przyjacielem parę miesięcy temu, na studia.

– A ty? Tak bez chłopaka? Nieładnie – żartuje, ale mnie to nawet nie śmieszy, co szybko zauważa. – To znaczy... Przepraszam, nie powinienem mówić takich rzeczy– robi skrzywioną minę, a ja spuszczam wzrok, zaczynam się bawić skrawkiem swojej bluzki.

– Nie, spoko - mówię. – Przez niego się wyprowadziłam. A raczej przeze mnie – stwierdzam.

– Przykro mi – oznajmia, kładąc rękę na moim barku. – Pocieszę cię tym, że wspaniale grasz w siatkówkę, trenowałaś coś w Blacktown?

– Grałam w Blacktown Devils, miejscowym klubem, zostałyśmy wicemistrzyniami Australii juniorek.

– Wow, nie wiedziałem, że masz takie duże doświadczenie.

– To nic wielkiego – uśmiecham się nieśmiało.

– Jasne - prycha z rozbawienia. – Trenuję od kilku lat i nadal gram w drugiej lidze bez większych sukcesów.

– Wiara chłopcze, wiara – oznajmiam, poklepując go po barku. – Chcesz może z nami pograć? – pytam.

– Bardzo chętnie – odpowiada, obdarowując mnie miłym uśmiechem. – Mogę też zawołać swoich kolegów?

– Jasne – przytakuję wesoło.

Kiedy wchodzi mi siatkarski gwóźdź tuż za siatkę, szaleję ze szczęścia, bo to oznacza, że wygrywamy mecz. Unoszę ręce w geście zwycięstwa, a Taylor wraz z Jenny przybiegają do mnie, żeby przybić mi piątkę. Ten chłopak jest nieprzewidywalny, o czym zdążyłam się przekonać podczas gry. Jest prawdziwym szaleńcem na boisku i bawi się grą. Naprawdę świetnie zagrywał, uderzając piłkę raz z pełną siłą, a kolejnym razem używając floata tuż za siatkę.

– Juhuuu! – krzyczy na całą halę, a ja nie mogę opanować swojego śmiechu.

W końcu mocno zamyka mnie w swoich objęciach, a ja jestem w niemałym szoku. Chowam się w zagłębieniu jego ramienia, wdychając jego mocne perfumy. Już dawno nie byłam z żadnym chłopakiem tak blisko. Na chwilę nawet przestałam myśleć o Hemmingsie. Mam tylko osiemnaście lat, to logiczne, że potrzebuję kogoś kto mnie będzie kochał. Chociaż osoba w każdym wieku tego potrzebuje, czyż nie? Człowiek nie potrafi być samotny. Zawsze będzie lgnął do innej osoby, szukał bliskości i wsparcia. Pomimo iż mam wspaniałych przyjaciół, potrzebuję kogoś, kto będzie tylko dla mnie. I wierzę, że pokocham kogoś bardziej niż Luke'a. Próbuję o nim zapomnieć w każdej pieprzonej minucie swojego życia. Chcę kiedyś zamknąć ten rozdział, znaleźć kogoś kto zaakceptuje mnie i Victorię, a potem stworzyć szczęśliwą rodzinę.

Po chwili zeskakuję z niego i mierzwię jego bujną czuprynę.

– Świetnie grasz – mówię, kiedy schodzimy z boiska, aby napić się wody.

– Ty również – odpowiada, siadając na
plastikowym krzesełku.

Zajmuję miejsce tuż obok niego i delektuję się zimną wodą.

– Będę musiała się zbierać – mówię, kiedy widzę Jenny przy wyjściu.

– No dobra – odpowiada smutno. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – oznajmia, a ja uśmiecham się szeroko na jego słowa.

– Do zobaczenia – mówię i biegnę w stronę przyjaciółki.

– Aria! – krzyczy za mną brunet, a ja momentalnie się zatrzymuję.

Czuję uścisk na łokciu, który gwałtownie odwraca mnie w swoją stronę. Patrzę w oczy Taylora, który emanuje niesamowitą radością i dobrą energią.

– Tutaj masz mój numer – podaje mi kawałek jakiejś tektury, a na niej napisany niedbałym pismem numer telefonu. – Jeżeli będziesz miała czas to napisz.

– Jasne – wychrypuję, szeroko się uśmiecham, po czym szybkim krokiem zmierzam wyjścia, gdzie czeka na mnie zszokowana Jenny.

Czuję spływający po moim czole pot. Nie mam już kompletnie siły, a w domu mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.

– Mój Boże – szepcze do mnie czerwonowłosa, kiedy mijam ją w drzwiach.

Ręką odgarniam pot, wypuszczając powoli powietrze. Na moje usta wkrada się uśmieszek, a po chwili wybucham śmiechem, którego nie umiem opanować. Opieram się plecami o ścianę i oddaję się chwili. Moje serce wypełnia dziwna ekscytacja, która miesza się z adrenaliną.

– Aria, ty pieprzona farciaro – parska Jenny, patrząc na mnie spod firanki rzęs.

Przenoszę na nią swój rozbawiony wzrok, a ona uśmiecha się z politowaniem.

– Czemu ty zawsze masz takie szczęście do chłopaków? – pyta z pseudo oburzeniem.

– A bo ja wiem? – rozkładam ręce z bezsilności. – Po prostu zaczęliśmy się dobrze dogadywać – mówię, ukrywając swoją nadal cieszącą się twarz w dłoniach.

– W czepku urodzona – komentuje, otwierając drzwi do szatni.

Wpadam do pomieszczenia, jak na skrzydłach. Dziwne szczęście przejęło moje serce. Tak długo nie czułam czegoś podobnego. Nie miałam żadnego kontaktu fizycznego z innym facetem, odkąd zerwałam z Luke'iem. A teraz jakiś koleś, którego kompletnie nie znam, na nowo rozbudził we mnie nadzieję i chęci do życia.

Szczerzę się do mojej przyjaciółki, a ona z rozbawieniem kręci głową.

– Znowu czuję się jak dawniej – mówię. – A nie jak zabiegana matka i kura domowa.

– Potrzeba ci mężczyzny i dobrej randki – stwierdza przyjaciółka, a ja jej gwałtownie przytakuje, co skutkuje naszym śmiechem.

*

Luke

Otwieram powoli oczy, ale promienie słoneczne skutecznie mi to uniemożliwiają. Przenoszę swoje dłonie na twarz, mierzwię swoje włosy, nabieram dużo powietrza do płuc. Boli mnie głowa, mam okropnego kaca. Coś szumi mi w uszach, strasznie kręci mi się w głowie. Próbuję sobie przypomnieć wczorajszy wieczór, ale nie mogę. Mam urywki pewnych scen, ale nie umiem ich zlepić w całość. Ponownie otwieram oczy, tym razem skutecznie. Wygrzebuję telefon spod poduszki, sprawdzam godzinę. Jest już południe, a ja nadal leżę w łóżku. Coś strzyka mnie w kręgosłupie, więc zarzucam rękę na bok, aby się rozciągnąć i wtedy zamieram. Obok mnie leży jakaś dziewczyna. Szybko zabieram z niej rękę i przyglądam się jej z boku. Jest odkręcona do mnie plecami i prawdopodobnie cała naga. Widzę jej gęste, brązowe loki rozrzucone po całej pościeli. Robi mi się gorąco. Jest łudząco podobna do Arii. W jednej chwili wiotczeją mi ręce, serce pompuje krew niesamowicie szybko. Tracę oddech, kiedy ogarnia mnie ta okropna myśl. Odnalazłem Arię? Zaciska mi się gardło, przez co ledwo przełykam ślinę. Zbliżam się do niej, próbuję zaciągnąć się jej zapachem, ale nie czuję nic oprócz swoich perfum. Łapię jej włosy w dłonie, po czym przesiewam je sobie między palcami. Są identyczne jak jej. Przejeżdżam opuszkami palców po jej nagim ramieniu. Dziewczyna lekko się wzdryga, pod wpływem mojego dotyku. Nieopisane szczęście wypełnia moje serce. To musi być Aria. Brunetka porusza się, a ja jestem pewien, że zaraz ujrzę tak dobrze znaną mi twarz. Twarz, którą chciałbym oglądać każdego ranka, aż do końca mojego marnego żywota.

– Aria – cichy jęk wyrywa mi się w międzyczasie.

Bajka mydlana pęka, a mi łamie się serce, kiedy widzę wściekłą twarz jakiejś obcej dziewczyny.

– Co do chuja? – pyta, zrywając ze mnie kołdrę, tak, że zostaję całkowicie nagi.

Dziewczyna zrywa się z łóżka i patrzy na mnie z odrazą. Zagryzam policzek, chcąc jakoś odreagować. Nie znam jej, pierwszy raz ją widzę na oczy.

– Jaka, kurwa, Aria? – cedzi przez zęby, a na jej twarzy widnieje wyraźny grymas.

Milczę, nie chcąc bardziej się pogrążać. Dziewczyna w pośpiechu się ubiera, a ja się jej przyglądam. Uświadamiam sobie, że nawet będąc pijanym, podświadomie wybieram sobie dziewczyny podobne do Arii. Wysokie, z długimi brązowymi włosami, z niezłym tyłkiem i szerszymi biodrami. Wzdycham ciężko, kiedy owa dziewczyna rzuca we mnie kołdrą.

– Jesteś kutasem, Luke – cedzi przez zęby. – Mogłam się spodziewać, że jestem dla ciebie tylko do przelecenia, nawet nie zapamiętałeś mojego imienia – prycha z zażenowania, po chwili wychodzi i trzaska drzwiami.

Patrzę ze smutkiem na sufit. Chwytam za telefon i włączam wygaszacz. Na tapecie nadal widnieje moje wspólne zdjęcie z Arią. Okrywam się szczelniej kołdrą. Ocieram łzy, które spływają po moich policzkach. Wiem, że to niemęskie, ale mam to w dupie. Moje serce rozrywają uczucia, których nie chciałbym czuć. Nie chciałbym jej kochać. Nie chciałbym tęsknić za jej śmiechem, ale jak przestać? Kiedy ja nie umiem tego zapić, nie umiem jej zastąpić żadną inną dziewczyną, żadnym innym seksem, żadnym innym dotykiem. Nie umiem u żadnej znaleźć tak delikatnych dłoni ani tak czułego spojrzenia. Moje złe cechy prowadzą mnie do jej dobrego serca. Jestem złym mężczyzną i potrzebuję dobrej kobiety. A Aria jest jedyną, która mnie zrozumiała i pokochała za wszystko. Chcę tylko jej. Wyjmuję papierosa z szuflady i wsadzam go sobie do ust. Podpalam go, zaciągając się tytoniowym dymem. Oddaję się swoim nędznym uczuciom. Dla jej miłości, mógłbym zginąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro