14. Świąteczna tajemnica
Kiedy dzisiaj rano zadzwonił mój budzik, moje serce niemal eksplodowało z radości. To dziś! 25 grudnia, dzień, w którym nareszcie pogodzę i złączę się z Arią. Czy czekałem na ten dzień prawie dwa lata? Czy śniłem i marzyłem, aby plan, który skrupulatnie układałem, wreszcie się ziścił? Oczywiście, że tak. I nadal jest to dla mnie nierealne. Po dwóch latach tułaczki, ucieczki od emocji, przeszłości, a przede wszystkim szukania lekarstwa na złamane serce, nastał dzień, w którym znowu będziemy mogli być razem. Wrócą najlepsze chwile mojego życia. Wróci przede wszystkim Ona; osoba, której zawdzięczam wszystko, która sprawia, że każdego dnia żyję trochę bardziej i trochę więcej, osoba, którą kocham tak mocno, że nie potrafię bez niej żyć. I nawet nie chcę. Nie chcę żyć bez Arii. I nie umiem. Wszyscy mi mówili: daruj sobie, idź dalej, nie warto. Może mieli rację, może powinien sobie darować, może żyłoby mi się łatwiej, może nawet byłby ktoś nowy u mego boku. Ale serce wygrało z rozumem. Podobno raz na całe życie, trafia się człowiekowi miłość, taka prawdziwa. I Aria jest moją prawdziwą miłością. Leżąc wieczorami samotnie w łóżku przypominałem sobie jej śmiech, jej historie, które zawsze mi opowiadała, kiedy leżeliśmy w siebie wtuleni, jej oczy, z których biło dobro i ciepło, jej dłonie, które potrafiły dotknąć mnie w wyjątkowy sposób, i wiedziałem, że jest tą jedyną. Nie ma na tym świecie kobiety, która potrafiłaby ją zastąpić. Nie ma kobiety, którą pokochałbym tak samo. Dziko, szalenie i na wieki. Jest tylko Ona.
Wstałem rano i starannie wyprasowałem swoją białą koszulę oraz czarne eleganckie spodnie. Umyłem się, ułożyłem włosy, zgoliłem zarost i usiadłem na łóżku. Dzisiaj wyjątkowo ciężko mi się oddycha. Jakby powietrze było wyjątkowo gęste, jakby atmosfera robiła się jakaś gęstsza. Nie zliczę ile razy, obejrzałem pierścionek zaręczynowy dla Arii. Dziesięć razy, a może nawet tysiąc? Cały czas się zastanawiam, czy jej się spodoba, czy jest w dobrym rozmiarze, czy to taki, o jakim zawsze marzyła? Stresuje się, pomimo tego, jestem zdecydowany, że chcę to dzisiaj zrobić. Dzisiaj jest ten dzień. Długo o nim myślałem. Mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie według planu i Aria powie "tak". Nie chcę po raz kolejny mieć złamanego serca.
Czas dzisiaj dłuży mi się niemiłosiernie. Wstałem dzisiaj chyba trochę za wcześnie, ale za wszelką cenę nie chciałem się spóźnić. Do wyjazdu zostało mi trochę ponad godzinę. Cały czas tworzę jakieś scenariusze w głowie; co jak się nie zgodzi, co jak dowiem się czegoś strasznego, co jak ten list nie był tak naprawdę od Arii i ktoś zrobił sobie ze mnie głupi żart? Wdech-wydech już mi nawet nie pomaga, a godzina czekania zamienia się w całą wieczność. W końcu decyduję, że nie mam już siły i nie chcę z tym wszystkim zwlekać, więc ubieram się w koszulę i spodnie, zakładam zegarek, przeglądam się w lusterku i ostatni raz poprawiam swoje włosy. Patrzę przez dłuższą chwilę na swoje odbicie w lustrze i sam nie wiem, co w nim widzę. Z jednej strony zakochanego do granic możliwości chłopaka, który niedługo stanie się narzeczonym, z drugiej strony czuję nutkę niepewności, która wymalowana jest na mojej twarzy. Coś się dzisiaj wydarzy. Tylko jeszcze nie wiem co. Wracam do pokoju i ściągam marynarkę z wieszaka, która po chwili już jest na mnie. W garniturze wyglądam całkiem znośnie, mam nadzieję, że Arii się spodobam. Dzisiaj chciałbym na niej zrobić jak najlepsze wrażenie. Psikam się swoimi ulubionymi perfumami, po czym sięgam do szafki nocnej i wyjmuję z niej małe, obite welurem pudełeczko. Otwieram je już chyba setny raz. Przyglądam się prostemu złotemu pierścionkowi z dużym owalnym diamentem. Wyobrażam sobie, jak będzie wyglądał na palcu Arii. Uśmiecham się, bo podoba mi się ten widok. Pudełeczko chowam do kieszonki wewnątrz marynarki, tam też ląduje telefon, klucze do samochodu wrzucam do kieszeni, a w dłonie chwytam dwie torebki prezentowe. Zbiegam schodami na dół i wręczam rodzicom świąteczne upominki i składam im życzenia. Jest im przykro, że nie zjem dzisiaj z nimi świątecznego obiadu, ale rozumieją, jak ważną osobą jest dla mnie Aria i jak dużo razem przeszliśmy. Całuję ich na pożegnanie i szybkim krokiem wychodzę z domu. Pogoda za oknem jest szczególnie ładna, dzisiaj jest ponad dwadzieścia stopni. Odpalam samochód i włączam byle jaką piosenkę w radiu. Dzisiaj to nie jest najważniejsze. Dzisiaj najważniejszy jestem ja i Aria, i to, co znów zacznie nas łączyć.
Droga wydawała mi się dłuższa niż zawsze, a stres przejął chyba całe moje ciało. Pot spływał mi strużkami wzdłuż skroni i kręgosłupa. Boże, to już za chwilę. Za chwilę moment, na który czekałem całe dwa lata. Moje myśli są dziś wyjątkowo nieznośne i nie umiem ich opanować. W mojej głowie kłębi się wielki chaos, w mojej wyobraźni przybiera kształt wielkiej burzowej chmury. Modlę się w myślach, aby ten wieczór się udał. Chciałbym, aby to był jeden z tych dni, które wspomina się na starość, a wcześniej opowiada swoim dzieciom. Parkuję samochód na podjeździe pod domem Arii, minęło kilka lat, a ja drogę znam praktycznie na pamięć. Gaszę silnik, upewniam się, czy wszystko mam, po czym na chwiejnych nogach wysiadam z samochodu. Z tych całych emocji, nie pamiętam nawet, kiedy zamknąłem mojego Mustanga, nie pamiętam też, kiedy dotarłem pod drzwi Arii i zadzwoniłem dzwonkiem.
Otworzyła mi drzwi, a ja oniemiałem. Na tą jedną krótką chwilę zabrało mi oddech, umysł i opanowanie. Spojrzałem na nią. Miała jedwabiście gładką i opaloną cerę, jej policzki były rumiane, a duże brązowe oczy przyglądały mi się przyjaźnie spod firanki rzęs. Boże, ta kobieta ma najpiękniejszą twarz, jaką kiedykolwiek widziałem. Uśmiechała się do mnie , wystawiając mi rządek równych i prostych zębów. Odwzajemniłem uśmiech.
— Hej Luke — powiedziała po chwili. — Myślałam, że nie wpadniesz.
Złapałem głęboki oddech, przyjrzałem jej się dokładniej. Jej ciemne gęste włosy były dziś proste i sięgały jej tuż za ramiona. Miała na sobie czerwoną, idealnie skrojoną sukienkę, która idealnie podkreślała jej talię i eksponowała jej biust. O mój Boże, nie patrz tam za długo! Sukienka na dole była rozkloszowana i odsłaniała połowę jej nóg.
— Ej! Powiesz coś, czy będziesz się tylko na mnie gapił? — zapytała ze śmiechem.
W jednej chwili oprzytomniałem, ale dalej nie mogłem oderwać od niej wzroku. Czerwień jej ust idealnie współgrała z jej sukienką. Wyglądała na szczęśliwą, wręcz rozpromienioną.
— Przepraszam, ale wyglądasz bosko —odpowiedziałem po chwili. — Nie mogę oderwać od ciebie wzroku — przyznałem.
Odpowiedziała mi śmiechem i gestem ręki zaprosiła do środka. Wszedłem za nią do mieszkania, obserwując z tyłu jej ciało. Pomimo luźnej sukienki, wraz widziałem zarys jej tyłka. Niech ktoś mnie uszczypnie albo zaraz oszaleję. Muszę się opanować. Wiem, po co tu dzisiaj jestem, nie mogę się rozpraszać.
— Siadaj przy stole, przygotowałam nam na dzisiaj pieczonego indyka — oznajmiła z uśmiechem, zakładając rękawice na dłonie.
— Ah, to dlatego tak pięknie pachnie — również się uśmiechnąłem. —Dziękuję za zaproszenie —powiedziałem, siadając przy stole.
Rzuciłem okiem na salon, gdzie stała pięknie przyozdobiona i migocząca choinka. Cały salon był ubrany w świąteczne ozdoby, mikołaje, kokardki, misie.
— Ktoś w tym roku się postarał z dekoracjami — zagadałem.
— Zapewne mama z Mią — rzuciła na mnie okiem, nakładając jedzenie na paterę.
Po chwili była już przy stole i lekko się nade mną pochyliła, podając mi naczynie. Poczułem woń jej perfum, które w jednej chwili przeniosły mnie do momentu, kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy się na żywo. To chyba mój ulubiony dzień ze wszystkich, które pamiętam.
— Nadal używasz tych samych perfum, co dwa lata temu — uśmiechnąłem się pod nosem. — Uwielbiam je.
— Ty też nie zmieniłeś swoich — spojrzała na mnie trochę nieśmiało. — Doskonale je pamiętam.
Spojrzałem na nią, jak siadała do stołu naprzeciwko mnie. Jej talia była smukła, tak samo jak dłonie i przedramiona. Zmieniła się. Dojrzała. Jej ciało stało się bardziej kobiece, krąglejsze tam, gdzie trzeba, a wysmuklone na rękach, szyi i twarzy. Aria stała się kobietą. Oboje jesteśmy starsi o kilka lat i kilka ciężkich doświadczeń. Tak bardzo żałuję, że musieliśmy przechodzić przez ten etap oddzielnie.
— Jedzmy, bo wystygnie — stwierdziła, więc nałożyłem sobie dosyć sporą porcję pieczonego glazurowanego indyka w miodzie z sałatką ziemniaczaną.
—Mmm, nie wiedziałem, że tak świetnie gotujesz — przyznałem po skosztowaniu jedzenia. — Serio, to jest pyszne — stwierdziłem z pełną buzią.
— Dziękuję, jak widzisz przez te dwa lata dużo się zmieniło — uśmiechnęła się, trochę jakby smutno, iskierki z jej oczu zniknęły.
Próbowałem wyczytać z niej coś więcej, ale nie potrafiłem, patrzyła smutno w moje oczy, udając przy tym uśmiech. Zrobiłem coś nie tak?
— Wszystko okej? — spytałem po chwili.
—Tak, jak najbardziej —znowu ten sztuczny uśmiech, zbyt długo ją znam, aby nie rozpoznać jej emocji. — Musimy zaraz porozmawiać.
— Jasne, oczywiście, że musimy —odpowiedziałem, robiąc minę, jakby powiedziała mi najoczywistszą rzecz na świecie. — Też mam ci coś do powiedzenia.
— Deser? — spytała, patrząc na mój opustoszały talerz. — Zrobiłam pudding.
— Może później? — odpowiedziałem, obcierając usta serwetką. — Może najpierw porozmawiajmy.
— Jasne, tylko pozbieram naczynia — oznajmiła.
— Pomogę Ci.
Wstałem od stołu, wziąłem swój talerz ze sztućcami i poszedłem za nią do kuchni. Położyłem talerz w zlewie i spojrzałem na opierającą się o szafkę Arię. Stanąłem naprzeciwko niej i położyłem jej dłoń na biodrze. Było idealnie zaokrąglone. Widziałem jak bierze głęboki oddech, a jej biust faluje w dekolcie sukienki. Spojrzałem w jej duże, brązowe i uśmiechnąłem się. Drugą ręką schowałem jej włosy za ucho. Jej oczy mieniły się od emocji. Widziałem w nich podekscytowanie wymieszane z nutką strachu, może zaniepokojenia. Nie potrafiła odwzajemnić mojego uśmiechu. Drugą ręką również objąłem ją za biodro i przycisnąłem bliżej siebie.
— Wiesz, że sprawiłaś mi najlepszy prezent na święta? — spytałem, zaglądając jej w oczy. — Naprawdę. Nawet o takim nie śniłem.
— Luke — westchnęła cicho, niepewnie na mnie patrząc. — Nie wiesz, co mówisz.
Roześmiałem się na jej słowa. Jej mina nadal była poważna. Ja również spoważniałem.
— Zobacz, jak pięknie wyglądasz. Ledwo jestem w stanie się opanować. Zobacz, jakie pyszne jedzenie nam przyszykowałaś. Chciałaś mnie w te święta. Wiesz, ile to dla mnie znaczy? — pytam, gładząc jej biodro. — Przecież ja szaleję za tobą i tylko na to czekałem. Na ciebie. Na to, żebym znów mógł tak z tobą stać, żebym tylko mógł cię znowu pocałować.
Po moich słowach zauważam na jej twarzy cień uśmiechu. Ponownie spojrzałem w jej oczy, uśmiechnąłem się i objąłem jej twarz w dłonie. Nachyliłem się nad nią i złożyłem na jej miękkich ustach soczysty, powolny pocałunek. Czułem jej szampon lub odżywkę i dostawałem zawrotów głowy z podekscytowania. Byłem wygłodniały, ale nie chciałem dać tego po sobie znać. Pomyślałem, że to idealny moment, że dosłownie za kilka sekund się jej oświadczę. Tak bardzo pragnąłem ją mieć za żonę. Ta kobieta doprowadzała mnie do szaleństwa. Kompletnie straciłem dla niej głowę. Oderwałem od niej usta i spojrzałem w jej oczy, które były bliskie płaczu.
— Za szybko? — spytałem zakłopotany. — Przepraszam, myślałem, że to będzie okej.
— Musimy porozmawiać, Luke — spojrzała na mnie wystraszona. —I to teraz.
Złapała mnie za rękę i wyprowadziła z kuchni. O nic nie pytałem. Czułem, że atmosfera między nami gęstnieje. Sam zacząłem się stresować. Poszliśmy na górę po schodach, zatrzymała się pod swoim pokojem. Spojrzała mi głęboko w oczy, była przerażona. Zaczęła płakać. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Nie wiedziałem, co się dzieje.
— Posłuchaj, Luke — zaczęła. — Za chwilę możesz mnie znienawidzić. Przepraszam cię z całego serca. Wiem, że pewnie nigdy mi tego nie wybaczysz, ale nie potrafię już dłużej kłamać. Nie potrafię patrzeć na to, jak cię ranię. Nie mam już siły — powiedziała na jednym wdechu, po czym weszła do pokoju.
Wszedłem za nią. Moim oczom ukazało się jej duże łóżko, a obok małe drewniane łóżeczko z baldachimem. Rolety na oknach były zasłonięte, a w pokoju panował półmrok. Aria stanęła przy łóżeczku, w którym spało dziecko i spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami.
— Będziemy się dzisiaj opiekowali dzieckiem Jenny? — spytałem zaciekawiony. — Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?
Podszedłem bliżej niej, a łzy leciały jej ciurkiem po policzkach, nie patrzyła mi w oczy, patrzyła na śpiące w łóżeczku dziecko.
— Nie, Luke — szepnęła cicho, nie patrząc wcale na moją twarz.— To nasze dziecko, to nasza córka.
Poczułem uderzenie gorąca, a potem kolejne i kolejne. Spojrzałem na śpiącą dziewczynkę, a w jej twarzy ujrzałem samego siebie. Zrobiło mi się słabo, wybiegłem z pokoju, a wszystko dookoła wirowało. Ściany i podłoga zlewały się w jedną całość. Aria biegła za mną, głośno płacząc. Obtarłem łzę z policzka, ale potem leciały kolejne i kolejne, i potem już nie miałem siły z nimi walczyć. Podbiegłem do samochodu i próbowałem go otworzyć, wtedy Aria złapała mnie za rękę, spojrzałem na nią z furią w oczach.
— Proszę, Luke — mówiła, cały czas płacząc. — Musimy porozmawiać.
— Kurwa, Aria! — wydarłem się na nią, łapiąc się za głowę. — Dziewczyno, o czym ty chcesz ze mną rozmawiać, co?! — krzyczałem i patrzyłem jak płacze. — Co chcesz mi powiedzieć?! Bo to, że uciekłaś na drugi koniec świata i ukrywałaś moje dziecko przez dwa lata, to już wiem!
— Proszę, daj mi to wyjaśnić — głośno płakała, trzymając mnie za rękę, wyrwałem się z jej uścisku.
— Nie chcę cię słuchać — odparłem szorstko, obcierając łzy mankietem od koszuli. — I pomyśleć, że kochałem cię nad życie, a ty mi zrobiłaś takie świństwo.
— Luke, proszę! — krzyknęła, kiedy wsiadałem do samochodu.
Nie zwracałem na nią uwagi, po prostu odjechałem. Chciałem wymazać ten dzień z pamięci. Modliłem się w myślach, aby to był tylko sen. Nie chciałem wierzyć, że Aria ukrywała przede mną nasze własne dziecko, wiedząc, że przez cały ten czas tak kurewsko mocno ją kochałem. Zatrzymałem się w pierwszym lepszym lesie i odchyliłem głowę na siedzenie. Tak bardzo nie chciałem w tamtej chwili istnieć. Bolała mnie głowa, bolał mnie brzuch, a przede wszystkim bolało mnie serce. Czułem się jakbym śnił, jakbym miał się zaraz obudzić i spędzić ten dzień, tak jak sobie to zaplanowałem. Niestety to nie był sen. To było moje prawdziwe życie.
Wydarłem się na cały głos, po czym z całej siły uderzyłem rękami w kierownicę. Schowałem głowę w dłoniach i pochylony, zacząłem głośno płakać. Nie sądziłem, że Aria jest zdolna do takich rzeczy. Do tak wielkich kłamstw, przez tak długi okres czasu. Co ona sobie myślała, że nigdy się nie dowiem? Że ukryje przede mną moje własne dziecko? W tamtej chwili myślałem tylko o tym, żeby umrzeć i już nigdy więcej nie czuć się tak paskudnie. Ale potem oprzytomniałem i zrozumiałem, że przecież jestem ojcem. I muszę żyć. Dla tej małej istoty, która nawet nie wie o moim istnieniu i nie zna słowa "tata".
________________________________________________________________________________
Kochani, wracam z nowym rozdziałem. Przerwa jak zwykle długa, ale niestety nie potrafię pisać systematycznie, mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Wszystkim tym, którzy komentują, wyczekują rozdziałów i nadal czytają historię Arii i Luke'a z całego serca dziękuję. Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy <3 Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro