Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chwila sławy - Tea-Amo

New Adult od tyłu

Jeżeli jesteś kobietą, to przynajmniej raz w życiu przeczytałaś książę z gatunku New lub Young Adult. O ile oczywiście dokarmiasz szare komórki czytaniem – nie wnikam.
Co to jest New i Young Adult? To powieści skierowane do stosunkowo młodych odbiorców. Różnica między nimi polega na tym, że Young to historie przeważnie osadzone w latach licealnych – szkoła średnia etc. Natomiast New dotyczy bohaterów będących już na studiach.
Do czego jednak piję... historie te, lubując się w wszelkiego rodzaju schematach i schemacikach, wałkują do naszych głów wielokrotnie powielone scenariusze.
Oto ona – szara myszka z małego miasteczka, która przeprowadza się do akademika, żeby studiować swój wymarzony kierunek. Dziewczyna rozsądna, poukładana, mająca plan na przyszłość dwadzieścia lat do przodu.
Kocha swoje mało skomplikowane życie do czasu, aż poznaje jego... w 80% jeżdżącego na motorze i w 90% posiadającego jakiś tatuaż gdzieś na ciele. Chłopaka określanego mianem osławionego badboya. Zepsuty do szpiku kości, złośliwy, cholernie pewny siebie i – UWAGA – obowiązkowo zabójczo przystojny.
O ile w prawdziwym życiu prawdopodobieństwo spotkania takiego koleżki skończyłoby się kradzieżą telefonu komórkowego, a w najgorszym przypadku siekierą w czaszce, o tyle w książce po prostu w tym człowieku trzeba odkryć jego drugie dno – mały sejfik, którego otworzenie spowoduje wielkie, szczęśliwe uzdrowienie jego lodowatego serducha.
Ale oczywiście nie ma tak łatwo, nawet w książkach. Zderzenie tych dwóch jakże różnych światów owocuje najczęściej przewlekłą nienawiścią, dogryzaniem sobie i działaniem na nerwy na tysiąc, kreatywnych sposobów. Oczywiście między wiersze tegoż „nielubienia się" wsadzony jest magnetyczny erotyzm, wzajemne przyciąganie, do którego żadne z nich nie ma zamiaru się przyznawać.
Do czasu, aż następuje moment kulminacyjny. On okazuje się być po prostu cierpiącym nieszczęśnikiem, który odpowiednio pocieszony staje się rycerzem na białym koniu. Ona z nudziary przeistacza się w dziewczynę, potrafiącą zakosztować spontanicznego życia.
Oboje są dla siebie lekiem na wszelakie bolączki tego świata, a ich historia zmierza ku zakończeniu „żyli długo i szczęśliwie". Bo co do tego, że nasz główny bohater i bohaterka kochają się miłością „na zawsze" nie ma żadnych wątpliwości.
I chociaż schemat ten powiela się w niemal każdej takiej książce (wiem, że są wyjątki!), to każda z nas bardzo chętnie karmi się tym, podświadomie marząc, że potrafimy zmienić złego chłopaka na kogoś, kto ma serce jak na dłoni.
A co na to prawdziwe życie?
Kiedy Anka (postać fikcyjna) poznaje swojego wymarzonego chłopaka, od razu wie, że to ten jedyny. Adam ma cudowny uśmiech, wspaniałe błękitne oczy i zawsze dużo do powiedzenia, przez co jej imponuje – większość chłopaków to przecież niedorośnięte dzieciuchy, rechoczące jak durnie na widok stanika.
Ona także mu się podoba – jest przecież niczego sobie. Po imprezie u Julki, na której się poznali, postanawiają spotkać się drugi raz.
Adam zabiera ją do oceanarium. Klimat jest wspaniały, rozmawiają godzinami, potem odprowadza ją do domu i całuje w usta. Od tego czasu zaczynają spotykać się codziennie. Kwiaty, buziaki, rozmowy do późna w nocy.
Anka ma motyle w brzuchu i śni o Adamie cały czas. Jest cudowny, po prostu najlepszy z najlepszych! Euforia, ekstaza, naturalna amfetamina w glacy... tak można porównać to, co czuje w środku.
Ich związek toczy się tak przez rok. Euforia i ekstaza opadają, zaczyna się szara rzeczywistość. Pomysły na randki się wyczerpują, w ich rozmowy wkrada się niezgoda. On chce wyjechać do Anglii, ona woli zostać w Polsce. On kolejny raz rzuca studia, bo tak naprawdę nie wie, co chce robić, ona pisze już drugiego licencjata. No i ci jego kumple... durnowate towarzystwo, przy którym Adam traktuje ją protekcjonalnie, nawet prześmiewczo. I kiedy ostatnio dał jej kwiaty? No i nigdy nie docenia tego, co dla niego robi.
Ile z nas zna podobne historie? Może nawet któraś z was sama takowe przeżyła. Związek zaczął się od fajerwerk, a zakończył sromotnym zdarzeniem z rzeczywistością.
O ile w New Adult związki często początkuje głęboka nienawiść, która kończy się płomiennym uczuciem, o tyle w życiu miłość często kończy się nienawiścią.
Życie to takie New Adult na odwrót.
Miłość bardzo często nas zaślepia, zniekształcając obraz drugiej osoby. Dopiero, gdy kurtyna z latających motylków opada, dostrzegamy, że nasz niebieskooki przystojniak tak naprawdę jest leserem bez ambicji, który na pierwszym miejscu stawia kumpli i wygodę własnego zadka.
Nie jest moim celem powiedzieć, że miłość to bezsens, który zawsze kończy się porażką. Wszak wielu ludziom jednak się udaje i są ze sobą do późnej starości, prawda?
Zawsze jednak zastanawia mnie przekonanie, że miłość to jedynie droga usłana różami. Droga, która ma zakochanym dostarczyć radości, ekstazy i podniecenia, które gdy na pewnym etapie zanikają, prowadzą do rozwodów, bo para nagle przestaje się już kochać. Czasem są na tym krzywdzone ich dzieci.
Dla mnie miłość to nie tylko te dobre uczucia. To także pewnego rodzaju poświęcenie, deklaracja wobec tej drugiej osoby, że będzie się z nią na dobre i na złe, w chorobie i biedzie, aż do śmierci.
Może jestem konserwatywną sentymentalistką, ale powiedzcie mi dziewczęta tak szczerze: która z was wyobraża sobie, że w wieku powiedzmy czterdziestu lat zostanie porzucona, a na biurku wylądują papiery rozwodowe i zostaniemy z dwójką dzieci, bo na horyzoncie pojawiła się młodsza sztuka?
Podejrzewam, że żadna z nas.
Pragniemy miłości „na dobre i na złe". Miłości aż do śmierci. Nie ma co ukrywać, to żaden wstyd. To piękne pragnienie.
Nasze współczesne społeczeństwo to jednakże pokolenie leniwców, nastawionych jedynie na własne „JA". Chcemy, żeby było nam dobrze, przede wszystkim nam! I jeżeli coś zaczyna zgrzytać, idziemy na łatwiznę. Bo lepiej uciec, porzucić drugą osobę, bo już nie czujemy na jej widok ekstazy, niż porozmawiać ze sobą naprawdę szczerze.
Oczywiście co innego, gdy jest się na etapie chodzenia. To czas, gdy poznaje się drugą osobę i można dojść do wniosku, że jednak jesteśmy charakterami, które nie mają szansy niczego wspólnie zbudować.
Ale co w małżeństwie? Dwadzieścia lat spędzonych razem tylko po to, by pewnego, pięknego dnia stwierdzić ot tak sobie „już jej nie kocham, powinniśmy się rozwieść dla naszego dobra".
Nie mówię tu o skrajnych przypadkach przemocy domowej i innego rodzaju patologii, ale o rodzinach, które rozpadają się tylko dlatego, że brakuje tam chęci pracy nad związkiem i rozmowy.
Dlaczego o tym piszę?
Bo wydaje nam się, że miłość zawsze powinna być czymś szczęśliwym, a czasem po prostu pojawiają się wyboje. Gdybyśmy wszyscy starali się je pokonać, nawet wielkim kosztem i z wielkim trudem, może tej miłości „na dobre i NA ZŁE" byłoby więcej.
Bo miłość trzeba budować każdego dnia. To nie jest książka, to nie jest film, gdzie wszystko jest piękne i kolorowe.
Miłość jest decyzją. Decyzją bycia ze sobą pomimo wszystko, nawet jak czasem mamy ochotę tę drugą osobę zabić, tak po prostu.
Każdemu z nas życzę siły do podjęcia takiej walki. Szukajcie dla siebie naprawdę wartościowych osób. Nie zadowalajcie się byle czym.
Wierzmy w miłość, ale taką, którą budujemy z trudem każdego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro