Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

Loki szedł korytarzem i nikt nie śmiał mu wejść w drogę. Szukał wzrokiem strażnika który wyszedł dziś z Victorią na targ. Był zły na niego. Każdy wie, że to jeden wielki kobieciarz który działa na zasadzie zdobyć, zaliczyć, zostawić. Gdy w końcu go odszukał zobaczył, że szedł w stronę komnaty kobiety. Loki przybrał maskę obojętności i powolnym krokiem do niego podszedł. Demetriusz skłonił się i powitał:

– Witaj Królu. Piękny mamy dzień.

– Dla ciebie nie będzie – powiedział z lekkim uśmiechem.

Strażnik zmarszczył brwi nie wiedząc o co chodzi królowi.

– Straż! – zielonooki zawołał pozostałych strażników którzy nie wiedzieli o co chodzi – ten o to chciał zabić midgardkę.

– Królu ja tego nie chciałem zrobić – bronił się – ja nawet nie mam przy sobie broni bo skończyłem obchód.

Wyciągnął ręce w geście niewinności. Strażnicy popatrzyli na króla a on po chwili powiedział:

– A co masz w rękawie?

Strażnicy szybko schwytali Demetriusza bo z rękawa wystawał mały sztylet. Nie wiedział skąd on tam się wziął. W tym czasie Victoria wyjrzała z komnaty by sprawdzić co to za dziwne hałasy a gdy zobaczyła niebieskookiego trzymanego w sposób jaki trzyma się więźniów zakryła usta dłonią. Loki zobaczył ją i po chwili powiedział do schwytanego strażnika:

– Jutro z rana idziesz pod bat a dalej się zobaczy.

– Przysięgam jestem niewinny – bronił się.

– A skąd sztylet w twoim rękawie? – spytał pogardliwie kłamca – zabrać go.

Po chwili ciągnęli go po ziemi a gdy przechodzili koło brunetki obdarzył ją  wymuszonym uśmiechem. Loki podszedł do kobiety i objął ramieniem na co ona się spieła.

– Nic ci nie jest? – spytał z troską.

– Nie nic – odpowiedziała mu i odsunęła się od niego i od razu poszła do komnaty.

Zamknęła ją i ponownie zakryła usta dłonią. Po jej polikach leciały łzy.

~ Czy on chciał mnie zabić? ~

Zsunęła się po drzwiach i oparła o nie głowę. Zastanawiała się czemu jej życie tak się komplikuje. Widziała przecież, że trzymał sztylet ale jakoś nie chciała w to wierzyć. Po chwili przetarła łzy i wstała.

Rano

Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi. Lekko uchyliła powiekę i zobaczyła Martę. Niosła książki a na nich bukiet róż. Odstawiła książki na biurko a kwiaty włożyła do wazonu. Odsłoniła firanki i światło wpadło do jej pokoju. Zmierzała w stronę brunetki a ta szybko zamknęła oczy udając, że śpi.

– Wstajemy – powiedziała radośnie – nowy dzień nastał. I chyba znalazłam ci kogoś byś się nie nudziła.

Kobieta usiadła i przeciągnęła się ziewając.

– Dzień dobry Marto – odpowiedziała posyłając jej uśmiech – o kogo ci chodzi?

– Ah Coralina to cudowna dziewczyna. Jest moją córką i bardzo chciała cię poznać. ( ktoś oglądał Coraline? Bo według mnie to super horror dla dzieci)

Po chwili weszła dziewczyna o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Była ubrana w zwiewną szarą sukienkę. Ukłoniła się i przywitała:

– Dzień dobry pani. To zaszczyt przybywać w jednym pomieszczeniu z  tobą.

Victoria przyjaźnie się do niej uśmiechnęła i stwierdziła, że na ziemi miałaby pewnie z 17-18 lat. Na pierwszy rzut oka widać było dziecięca radość.

– Dobrze czas by panienka się ubrała bo cały dzień nie możesz chodzić w koszuli nocnej – ponagliła ją Marta.

Kobieta wstała z łóżka i podeszła do szafy wyciągając białą suknie. Poszła do łazienki. W tym czasie Marta poprosiła by jej córka pościeliła łóżko.

Brunetka wyszła w białej sukni. Ramiona były marszczone i złapane kalmrą. Szeroki, wszyty pasek w rozmiarze gorstetu. Miła tkanina i przewiewna. Marta klasnęła w ręce.

– Wyglądasz jak księżniczka. Taka lekka i delikatna jak piórko.

– Dziękuje za miłe słowa.

– Coralina zostań z Victoria i pomagaj jej a ja idę zobaczyć co się dzieje w kuchni.

Po czym Marta wyszła. Dziewczyna odprowadziła ją wzrokiem a potem na brunetkę. Wyjmowała coś z biurka a po chwili zobaczyła: dwie kartki papieru i dwa natemerowane ołówki. Wzięła też dwie podkładki i podała jej jeden zestaw.

– Wiesz w którą stronę jest ogród? – spytała Victoria.

– Tak – odpowiedziała szybko – ale ja nie mogę się bawić bo jestem służbą. Król mnie za to zabije – ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem jakby się bała, że ją usłyszy.

– Wstawie się za tobą. W końcu to ja cię do tego chce namówić. A teraz choćmy.

Wyszły na dwór po kilku minutach. Kobieta była oszołomiona, że w ogrodzie było tak pięknie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro