6
Szli przez chwile w milczeniu a kobieta w tym czasie starała się jak najlepiej zapamiętać drogę.
– Czyli mieszkasz tu? – spytał ją.
– Król porwał mnie z Ziemi i jestem tu niecały dzień – odpowiedziała smutna.
– Hej – stanął nagle przed nią i uniósł jej podbródek – nie smuć się bo z smutkiem na twarzy moja dusza jest nieszczęśliwa.
Uśmiechnęła się na jego słowa.
– Jestem Demetriusz. To już tu – wskazał na drzwi i pocałował ją w polik po czym odszedł.
Kobieta złapała się za miejsce gdzie przed chwilą były jego usta i otworzyła wielkie drzwi. Zastała tam kłamcę już siedzącego na krańcu stołu. Ciągle myślała o niebieskookim i o tym niby niewinnym buziaku.
Gdy zobaczył brunetke w sukni chciał by na nią patrzeć wieki. Suknia idealnie na nią leżała podkreślając talię a lekko pofalowane włosy dodawały jej delikatności. Wstał i podszedł do niej. Zobaczył w jej oczach strach gdy zbliżał się do niej. Wziął jej dłoń i ucałował jak na dżentelmena przystało. Wciąż drzymając jej delikatną dłoń zaprowadził ją do stołu i odsuną krzesło a gdy usiadła wsunął je.
Zasiadł naprzeciwko. Nie minęła sekunda a kelnerzy podali kolacje.
Świeże owoce poukłade obok a na środku naleśniki poalne czekoladą. Spojrzała na talerz a po chwili na boga. On zrozumiał, że boi się skosztować ponieważ uważa to za truciznę w apetycznym wydaniu.
– Spokojnie nie ma tam trucizny. Cóż pewnie dziwisz się czemu naleśniki – na to dostał lekkie skinienie głową – podobno to przysmak wielu ludzi więc pomyślałem, że powinno ci samkować.
Wzięła do ręki nóż i widelec i ukroiła kawałek. Niepewnie przeżuła jedzenie i znowu czuła się jak w siódmym niebie. Loki przypatrywał się temu z maską obojętności a gdzieś tam w głębi siebie cieszył się, że jej smakuje. Jedli w ciszy bo nie wiedzieli jak zacząć temat. Victorii to nie przeszkadzało bo mogła spokojnie pomyśleć o Demetriuszu.
– Kim jest ten cały Demetriusz? – spytał nagle Loki przez zaciśnięte zęby.
Kobieta bardzo się zdziwiła jego słowami a zarazem przestraszyła. Nie wiedziała co jej zrobi i jemu. Gwałtownie wstał i szybko szedł w jej stronę. Szybko odsunęła się od stołu i zaczynała się cofać aż nie dotknęła zimnej ściany pałacu. Był coraz bliżej jej gdy drzwi do jadalni się otworzyły a w nich kucharz z dwiema miskami. Loki spojrzał na nią wściekle i zasiadł na swoje miejsce. Brunetka uczyniła po chwili to samo ciągle się bojąco. Spojrzała na miskę i ujrzała budyń waniliowy. Jej wybawcą okazał się... budyń?
– Masz dziś szczęście ale następnym razem już nie będę taki łaskawy. Trzymaj się od tego gościa z daleka albo coś mu się stanie – wysyczał.
Gdy zjadła wstała od stołu ukloniła się by nie popaść w jeszcze większe kłopoty i szybko zmierzała do drzwi.
– Pięknie wyglądasz w tej sukni – odezwał się nagle zielonooki a widząc, że ją zamurowało dodał – jutro zjaw się na śniadanie w tej samej sali.
– Dobrze – powiedziała i wyszła.
Loki jeszcze tak siedział i myślał o kobiecie. Z początku była bardzo odważna i na pierwszy rzut oka nie do złamania lecz gdy pokazał jej jak umie manipulować i po tym jak obezwładnił ją czy tez Avengersów stała się starchliwa i niechętna jakby pozbawiona życia. Zauważył też iż po spotkaniu z tym strażnikiem jej oczy były jak małe iskierki jakby się śmiały. Za chciał by przy niej też taka była.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro