Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Szli przez chwile w milczeniu a kobieta w tym czasie starała się jak najlepiej zapamiętać drogę.

– Czyli mieszkasz tu? – spytał ją.

– Król porwał mnie z Ziemi i jestem tu niecały dzień – odpowiedziała smutna.

– Hej – stanął nagle przed nią i uniósł jej podbródek – nie smuć się bo z smutkiem na twarzy moja dusza jest nieszczęśliwa.

Uśmiechnęła się na jego słowa.

– Jestem Demetriusz. To już tu – wskazał na drzwi i pocałował ją w polik po czym odszedł.

Kobieta złapała się za miejsce gdzie przed chwilą były jego usta i otworzyła wielkie drzwi. Zastała tam kłamcę już siedzącego na krańcu stołu. Ciągle myślała o niebieskookim i o tym niby niewinnym buziaku.

Gdy zobaczył brunetke w sukni chciał by na nią patrzeć wieki. Suknia idealnie na nią leżała podkreślając talię a lekko pofalowane włosy dodawały jej delikatności. Wstał i podszedł do niej. Zobaczył w jej oczach strach gdy zbliżał się do niej. Wziął jej dłoń i ucałował jak na dżentelmena przystało. Wciąż drzymając jej delikatną dłoń zaprowadził ją do stołu i odsuną krzesło a gdy usiadła wsunął je.
Zasiadł naprzeciwko. Nie minęła sekunda a kelnerzy podali kolacje.

Świeże owoce poukłade obok a na środku naleśniki poalne czekoladą. Spojrzała na talerz a po chwili na boga. On zrozumiał, że boi się skosztować ponieważ uważa to za truciznę w apetycznym wydaniu.

– Spokojnie nie ma tam trucizny. Cóż pewnie dziwisz się czemu naleśniki – na to dostał lekkie skinienie głową – podobno to przysmak wielu ludzi więc pomyślałem, że powinno ci samkować.

Wzięła do ręki nóż i widelec i ukroiła kawałek. Niepewnie przeżuła jedzenie i znowu czuła się jak w siódmym niebie. Loki przypatrywał się temu z maską obojętności a gdzieś tam w głębi siebie cieszył się, że jej smakuje. Jedli w ciszy bo nie wiedzieli jak zacząć temat. Victorii to nie przeszkadzało bo mogła spokojnie pomyśleć o Demetriuszu.

– Kim jest ten cały Demetriusz? – spytał nagle Loki przez zaciśnięte zęby.

Kobieta bardzo się zdziwiła jego słowami a zarazem przestraszyła. Nie wiedziała co jej zrobi i jemu. Gwałtownie wstał i szybko szedł w jej stronę. Szybko odsunęła się od stołu i zaczynała się cofać aż nie dotknęła zimnej ściany pałacu. Był coraz bliżej jej gdy drzwi do jadalni się otworzyły a w nich kucharz z dwiema miskami. Loki spojrzał na nią wściekle i zasiadł na swoje miejsce. Brunetka uczyniła po chwili to samo ciągle się bojąco. Spojrzała na miskę i ujrzała budyń waniliowy. Jej wybawcą okazał się... budyń?

– Masz dziś szczęście ale następnym razem już nie będę taki łaskawy. Trzymaj się od tego gościa z daleka albo coś mu się stanie – wysyczał.

Gdy zjadła wstała od stołu ukloniła się by nie popaść w jeszcze większe kłopoty i szybko zmierzała do drzwi.

– Pięknie wyglądasz w tej sukni – odezwał się nagle zielonooki a widząc, że ją zamurowało dodał – jutro zjaw się na śniadanie w tej samej sali.

– Dobrze – powiedziała i wyszła.

Loki jeszcze tak siedział i myślał o kobiecie. Z początku była bardzo odważna i na pierwszy rzut oka nie do złamania lecz gdy pokazał jej jak umie manipulować i po tym jak obezwładnił ją czy tez Avengersów stała się starchliwa i niechętna jakby pozbawiona życia. Zauważył też iż po spotkaniu z tym strażnikiem jej oczy były jak małe iskierki jakby się śmiały. Za chciał by przy niej też taka była.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro