Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

Pięć dni później

– Jak się dziś czujemy? – spytał Loki gdy zobaczył, że kobieta się obudziła.

– Zadajesz mi to pytanie co godzinę – odpowiedziała mu – ale lepiej. Dziś mogę już wstać.

– To świetnie – klasną w dłonie – bo mam genialny pomysł. Wiem, że tęsknisz za Ziemią więc zrobimy małą wycieczkę. Przeniesiemy się do losowo miejsca na Midgardzie i go pozwiedzamy.

W oczach kobiety zapaliły się małe iskierki na myśl, że zobaczy swoją planetę.

– Ale do wycieczki przygotujemy się jak Ziemianie – zaśmiała się – czyli weźmiemy plecak i prowiant.

– Jak chcesz moja królowo.

– Głupio się czuje jak nazywasz mnie królową – lekko się zarumieniła.

– Wiem dlatego to robię – po tych słowach pocałował ją w policzek – naszykuj się i ubierz ciepło.

– Oczywiście.

Gdy zielonooki wyszedł z komnaty, kobieta radośnie wyjęła swoje midgardzkie ubrania i je ubrała. Włosy związała w koka i zaczęła szperać po szufladach z nadzieją znalezienia plecaka lub torby. Gdy sprawdzała już ostatnią znalazła swój cel. Zeszła szybko do kuchni i poprosiła służbę by przygotowali kanapki, ciastka i butelkę z wodą. Był problem z ostatnim ponieważ w Asgardzie nie znali plastikowych butelek więc musieli nalać wodę w szklane. Po tym ładnie podziękowała i zaczęła szukać Lokiego. Gdy w końcu go znalazła a bardziej on ją, wyruszyli na Midgard.

Poczuli po chwili palące słońce na plecach a przed nimi sucha popękana gleba i chude drzewa.

– Wiesz może gdzie nas poniosło – zwrócił się do niej.

– Jesteśmy w Afryce – powiedziała i rękoma pokazała pustynny krajobraz – miejsce z którego w dawnych czasach brano niewolników do ciężkiej pracy fizycznej.

– Przecież tu prawie nic nie rośnie – wskazał na suchą ziemię – jak można tu żyć?

– Da się lecz jest ciężko. Trzeba uważać na dzikie plemienia. I na hieny i te wredne komary.

– Choćmy do cienia. Tu jest upał – narzekał Loki.

– To znajdź tu gdzieś cień.

– Chce mi się pić – już chciał sięgać po butelkę z wodą ale postrzymał go Victoria.

– Jeżeli teraz wszystko wypijesz nie będziesz miał co potem pić.

W milczeniu ruszyli przed siebie szukając cienia. Kobiecie upały tak bardzo nie doskwierały bo kiedyś wyruszyła na wyprawę po pustyni na wakacjach. Lecz Lokiemu słońce było wrogiem.

Gdy znaleźli w miarę cieniodajne drzewo zobaczyli grupkę czarnoskórych dzieci którzy grali przed chwilą w piłkę nożną. Była ich czwórka.

Loki chciał już zawracać widząc ich nie najlepszej jakości ubrania i wychudzone buty lecz kobieta złapała go za nadgarstek i skarciła wzrokiem.

– Oni wcale nie są gorsi od nas – szepnęła – chciałeś cień. Proszę bardzo masz cień tyle, że musisz usiąść między nimi.

– A jak nas zjedzą, lub zabiją lub potem zjedzą?

– To ty zmartwychwstaniesz cofniesz się w czasie i do tego nie dopuścisz.

Puściła jego nadgarstek i ruszyła do przodu. Dzieci widząc idocą w ich stronę białą kobietę zaczęły coś szeptać pomiędzy sobą.

– Um hej – zaczęła mówić – rozumiecie co mówię?

– Tak – odpowiedział jeden chłopczyk – chce pani – zaczął w myślach szukać słowa – na ziemi?

– Usiąść?

Dostała odpowiedź skinieniem głowy. Usiadła pomiędzy nimi w cieniu i spojrzała się na czarnowłosego który nadal stał na słońcu. Gestem ręki zaprosiła go a on niepewnie podszedł.

Po paru minutach chłopcy wrócili do gry.

Po chwili stała koło niebieskookiej mała lekko wychodzona dziewczynka ze smutnymi oczkami.

– Pani ma...kanapkę? – spytała jąkając się.

– Oh oczywiście – szybko z plecaka wyjęła kanapkę i podała je czarnoskórej dziewczynce.

– Dziękuję – przytuliła się do niej a z jej oczek poleciały łezki. Gdy odkleiła się wzięła kanapkę i z radością ją zjadła.

– Hej – zaczął Loki zwracając na siebie uwagę wszystkich – chcesz wody?

Na te słowa dziewczynka skinęła głową i radośnie podbiegła do niego. Zielooki schylił się i podał jej szklaną butelkę z płynem.

– Mogę pana przytulić? – spytała niepewnie.

Victoria spojrzała się na niego z uśmiechem a on wziął dziewczynkę na ręce a ona swoimi małymi rączkami zawiesiła się na jego szyii. Poczuł przyjemne ukłucie w sercu dzięki czemu na jego twarzy zagościł uśmiech. Odstawił dziewczynkę gdy ona o to poprosiła.

Kolejną godzinę spędzili pod drzewem oglądając mecz chłopców a mała Nyala bawiła się włosami kobiety plecąc warkocze. Nawet sam Bóg kłamstw zaczęła się dobrze bawić choć się do tego nie przyznał.

Dwie godziny później

– Przykro mi Nyala ale muszę już wracać do domu – powiedziała tak by nie obrazić małej mieszkanki Afryki.

– To zabierz mnie...ze sobą...nie mam rodziców– powiedziała a jej oczka były już szkliste.

– Niestety nie ja o tym decyduje. Przykro mi. Życzę ci szczęścia.

Po tym kobieta odeszła zostawiając małą  dziewczynkę. Sama uroniła jedną łzę gdy szła do Lokiego.

– Ruszamy? – spytała.

– Zaraz chyba coś zostawiłem pod tym drzewem.

Skołowana kiwnęła głową i czekała na niego. Nie mogła znieść myśli, że zostawi tą małą istotkę na pastwę losu. Nie miała rodziny więc było jej trudno, a ona nie może jej zabrać. Przetarła polik i odwróciła się słysząc kroczącego Lokiego. To co zauważyła sprawiło, że łzy szczęścia popłynęły z jej oczu. Szedł z dziewczynką na rękach, uśmiechnięty od ucha do ucha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro