Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 Powiesz mi?

Sobota

Cas nie mógł się nie uśmiechnąć widząc rano ten niebieski napis. Po prostu nie mógł.

Dzisiaj miał świetny humor, i nic, ani nikt nie miałby szans go popsuć.

Wstał o 10:20 i poszedł pod prysznic, nie mógł zapomnieć poprzedniego wieczoru, nie mógł zapomnieć jak bardzo dobrze czuł się w towarzystwie tego zielonookiego szatyna.

Później poszedł do kuchni i zrobił sobie jajecznice z bekonem a do tego kawe z mlekiem.

To że nikogo nie było w domu nie było nowością, Gabe zawsze szwędał się po mieście, Balt tak samo, a ojciec wracał z pracy o późnej godzinie, ciekawe czy w górach mają fajną pogodę no i czy jego cudowne rodzeństwo nie doprowadziło dziadka do zawału serca.

12:04 Cas:
Jak tam? Żyjecie?

12:10 Gabe🍭:
Jest ok, ogrywam dziadka w karty, a Balt siedzi w kiblu już drugą godzinę więc nie wiem czy żyje.

12:12 Cas:
I pewnie znowu oszukujesz, a temu co się stało?

12:14 Gabe🍭:
Hehe jak ty mnie znasz 😇, nie wiem ale po odgłosach chyba nic dobrego XD

12:15 Cas:
Pomógłbyś mu a nie.

12:16 Gabe🍭:
Ostrzegałem go by tyle nie żarł, nie każdy jest mną że może zjeść wszystko i nic mu nie będzie.

12:17 Cas:
Ehh co ja się z wami mam.

12:19 Gabe🍭:
Teraz to gadasz jak ojciec, O i jak było na imprezie? Wyrwałeś jakiegoś przystojniaka? A może przystojniaków? Hehe

12:20 Cas:
Ty głupi jesteś, nikogo nie wyrwałem, ale jest ktoś kto mi się podoba... i nie wiem co z tym zrobić...

12:20 Gabe🍭:
Oż w mordę! Mów kto! I czemu nie mówisz odrazu!!

12:21 Cas:
Gabe to nic takiego, On jest hetero, nie mam u niego szans, muszę się ogarnąć, nie chce by wyszło tak jak z Peterem. Ja naprawdę go lubię.

12:24 Gabe🍭:
Posłuchaj nie każdy jest jak Peter, i skąd możesz wiedzieć że nie masz u niego szans?

12:26 Cas:
Wiem... wiem też że nie jest mną zainteresowany i nigdy nie będzie, na imprezę umówił się z Lisą.

12:28 Gabe🍭:
Z tą Lisą? Stary, gość musi być niezły że aż Lisa na niego leci. Eh słabo.

12:29 Cas:
Ty to umiesz pocieszyć. Powiedział mi że nie jest fajna a że jej koleżanki są jeszcze gorsze, zawsze to jakiś pocieszenie.

12:30 Gabe🍭:
Moment, chwilunia, ty z nim gadałeś? Jak? Przecież ty prędzej byś wypił własne siki niż zagadał do jakiegoś chlopaka.

12:32 Cas:
Po pierwsze fuj, Po drugie nigdy nie wypiłbym własnych sików, Po trzecie, to on do mnie zagadał.

12:34 Gabe🍭:
Uuu opowiadaj!

12:35 Cas:
Na imprezie podszedł do mnie i się przywitał, pozniej uciekalismy przed Lisą i jej koleżankami, chwilę pogadaliśmy, nie chciał jeszcze wracać do domu, więc... zaprosiłem go do siebie.

12:35 Gabe🍭
😱😱😱

12:36 Gabe🍭:
Jestem w szoku, mów dalej.

12:37 Cas:
Kiedy byliśmy u mnie, pochwalił moje rysunki 😊 oglądaliśmy Horror, trochę pogadaliśmy a kiedy było już naprawdę późno poszedł do domu, nic wielkiego.

12:38 Gabe🍭:
Jak na ciebie to i tak przełom, bierz się za niego Brat 😈

12:39 Cas:
Jak już ci wcześniej mówiłem, ale chyba nie dotarło, On.Jest.Hetero.

12:40 Gabe🍭:
Jasne.

Cas odłożył telefon i sięgnął po już lekko ciepłą kawę.

Niedziela

Ten dzień zleciał mu wyjątkowo szybko, Gabe, Balt i Ojciec przyjechali jakąś godzinę temu. I teraz rozpakowywali żeczy.

Cas siedział na łóżku z laptopem kiedy ktoś wtargnął do jego pokoju, poniósł wzrok.

-Nie umiecie pukać?

-Niezupełnie.

Gabe usiadł obok brata zamykając jego laptop i odkładajac go obok, Balt natomiast usiadł na krześle od biurka.

-Przyszlismy pogadać o twoich problemach sercowych.

Cas popatrzył na Balta jak na debila.

-Jezu, tylko nie to.

Cas opadł na łóżko.

-Mów kto to?

-Gabe błagam cie.

-No mów!

-Dean Winchester.

-Hmm nie znam, nowy?

-Tak

Nagle odezwał się Balt.

-Gadaliście ze sobą raz w życiu a on już mówi do ciebie Cas?

-Co? Skąd wiesz?

Balti wskazał palcem na ścianę, na niebieski napis, jak on to wyczaił?

Gabe też zerknął i zaraz wrócił wzrokiem do Casa, na którego twarzy pojawił się rumieniec.

-Uuu co tu się dzieje?!

-Gabe nasze dziecko dorasta!

-Idioci!

-Oj Cassie, my po prostu jesteśmy dumni.

-No właśnie.

Cas pokrecił głową, oni są niemożliwi.

Poniedziałek

Cas niechętnie podniósł się z łóżka, a może by się tak rozchorować i nie iść? Nie no tak nie może zrobić, niestety,

Ogarnął się, zjadł śniadanie i wyszedł do szkoły.

Na korytarzu było niezwykle tłoczno, przez co ledwo dostał się do szafki, miał dziś mało lekcji, pierwsza biologia później matematyka, angielski, historia i Fizyka, tyle, wyjątkowo mało. Zamknął szafkę i zauważył po drugiej stronie Deana, powinien się przywitać? Chyba tak.

Podszedł niepewnie.

-Hej

Szatyn odwrócił wzrok od szafki i popatrzył się na Casa. Wyglądał na złego.

-Hej

-Coś się stało?

-Nie nic, muszę iść.

Odparł wymijająco.

Zatrzasnął głośno szafkę i odszedł w stronę klasy.

Castiel stał tak jeszcze chwilę zmieszany.

Zrobił coś nie tak?

Powiedział coś, co go uraziło?

A może on zbyt wiele sobie wyobrażał? Że niby co? Teraz mieliby się przyjaźnic?

No bo po co Dean miałby sobie psuć reputację zadając się z Casem?

Cas lekko zgarbiony poszedł w stronę klasy.

Po lekcjach dalej zadawał sobie pytania.

Może jakoś dowiedział się o tym że jest gejem? Przestraszył się i będzie go teraz unikać?

A może po prostu go nie lubi i tyle?

Wszedł do swojego pokoju, walnął się na łóżko i mimowolnie zerknął na ścianę.

Dobranoc Cas :)

Uśmiechnął się smutno.

Niby nie powinien tak tego odczuwać, w końcu gadali że sobą tak naprawdę tylko jeden raz... Ale kurde przecież dobrze im się gadało, to o co chodzi?

Mógł się wkońcu wygadać, Charlie nie miała dla niego czasu, nawet na imprezie, na którą kazała mu iść, zostawiła go samego.

Było mu smutno.

Dean na tym korytarzu potraktował go strasznie, no i patrzył się na niego jak na kogoś kogo wcale nie chciał widzieć.

Sięgnął po słuchawki i włączył piosenkę.

"Everybady Got Thier Reason" Matt Simons.

Może nie każdy ma powód.

17:40

Cas stał w kuchni przed otwartą lodówką i zastanawiał się czy zjeść płatki czy zrobić gofry.

Ostatecznie jego wewnętrzne lenistwo zwyciężyło i postanowił sięgnąć po mleko i płatki.

Wyjął miskę i nasypał do połowy płatki zalewając je mlekiem, usiadł w salonie i włączył pierwszy lepszy film.

"Już za tobą tęsknie"

Gdyby ktokolwiek był w domu, odrazu by go wyśmiał.

No właśnie jakby ktoś był.

Gabe i Balt mają własne imprezowe życie a Ojciec i tak jest wiecznie nieobecny.

A Cas siedzi jak głupi i ogląda dramaty.

Jak baba z trzema kotami.

Tylko bez kotów.

Kiedy już miał wstać by zanieść pustą miskę do zlewu, usłyszał dzwonek do drzwi.

Przecież nikogo się nie spodziewał.

Wstał ociężale z kanapy i ruszył do drzwi.

Otworzył je powolnym ruchem i... O cholera

Jego się tu na pewno nie spodziewał.

-Hej Cas.

-Cześć Dean. Co ty tu robisz?

-Moglibyśmy pogadać?

-Chyba tak.

Otworzył szerzej drzwi, a szatyn wszedł do środka. Cas zaprowadził ich do jego pokoju. Kiedy byli na miejscu Cas usiadł i spojrzał na Deana.

-O czym chciałeś pogadać?

Bał się co może usłyszeć.

-Tak właściwie, to przyszedłem cie przeprosić...

Brunet zmarszczył brwi.

-Za co?

-Za to jak cię dziś potraktowałem, przepraszam, miałem rano dość nie miłą rozmowę, i nie chciałem aby mój zły nastrój na ciebie wpłynął.

-No nie dokońca podziałało.

-Nie rozumiem.

-Więc tylko przez to potraktowałeś mnie jak wroga?

-Przepraszam.

-Nie no rozumiem, jest okey, po prostu pomyślałem że zrobiłem coś nie tak albo że w jakiś sposób cie obraziłem.

Brunet lekko się uśmiechnął, co szatyn odwazjemnił.

-Nie zrobiłeś nic złego, nie martw się.

-Okey... a mogę wiedzieć kto tak wpłynął na ciebie rano?

Winchesterowi odrazu uśmiech zszedł z twarzy.

-Lisa.

Brunet skrzywił się nie znacznie.

-Czego chciała?

Dean uciekł wzrokiem na ścianę, przez przypadek zauważajac jego niebieski napis, uśmiechnął się i odwrócił się do bruneta z już całkiem poważną miną.

-Nie ważne.

-Nie sądzę żeby to było nie ważne... wyglądałeś na wkurzonego.

-Bo byłem wkurzony.

-Powiesz mi?

-Eh okey, w sumie ciebie to też dotyczy.

Cas wbił wzrok w Deana, o co mogło chodzić? I co on ma do tego?

-Mnie?

Dean wziął głęboki oddech.

-Przed lekcją Lisa zaczepiła mnie na korytarzu, podobno ktoś widział jak na imprezie razem zwiewamy, powiedziała że nie powinienem się z tobą trzymać, bo zniszczę sobie reputację, że powinienem trzymać z kimś na poziomie, jak Ona. Powiedziała że to że nie masz przyjaciół chyba coś znaczy. Że nie powinienem zadawać się z, ehem z takimi odstępstwami od normy.

Cas spuścił wzrok na dłonie.

Poczuł się jeszcze gorzej, teraz Dean na pewno nie będzie chciał z nim gadać, mimo wszystko Lisa miała trochę racji, trochę brutalnie to przedstawiła ale jednak, Cas nie dość że był samotnikiem, to nawet jego jedyna przyjaciółka go zlewała.

A kiedy myślał że może Dean go polubi, wpieprzyła się Lisa ze swoimi mądrościami.

-Oh... rozumiem że...

-Powiedziałem jej że jedyne odstępstwo od normy jakie widzę stoi przedemną.

Dean zaśmiał się i spojrzał na Casa.

-Gdybyś widział jej minę. Była nieźle wkurzona, ale uwierz było warto.

Cas w pierwszej chwili nie zrozumiał co właśnie usłyszał.

Że Dean powiedział... powiedział Lisie... ŻE CO?!

-Co?

Dean popatrzyl na Casa i uśmiechał się.

-To co słyszałeś, a co myślałeś? Nie pozwolę żeby cie obrażała, tym bardziej że jesteś od niej o niebo lepszy.

Cas patrzył na Deana z otwartą buzią, szybko się ogarnął z szoku, kilka razy otwierał i zamykał buzię z zamiarem powiedzenia czegoś.

-Skoro tak... teraz się śmiejesz... to dlaczego wtedy byłeś taki zły?

-Bo mimo wszystko wkurzyłem się kiedy tak na ciebie naskoczyła, nie zna cie i plecie głupoty, teraz kiedy cała ta złość mi przeszła, jest to całkiem zabawne, cały ten jej bulwers.

Cas odwrócił wzrok.

-Nie chce nic mówić, ale ty też mnie nie znasz... a Lisa miała trochę racji... nie mam przyjaciół, a zadawanie się że mną nie da ci nic więcej jak zszargniętą reputację... taka jest prawda.

Dean nagle spoważniał.

-Nie mów tak, to prawda nie znam cie za dobrze, ale chcę poznać, pozatym już po naszej pierwszej rozmowie jestem w stanie stwiedzić że jesteś od niej lepszy, nie obchodzi mnie co myślą inni, a to że nie masz przyjaciół... ich strata, teraz masz mnie.

-Ale...

-Nie ma żadnego ale Cas.

Cas spojrzał w oczy Deana, które przepełnione były szczerością i troską.

Uśmiechnął się.

-Dziękuję.

-Za co?

-Za wszystko.

Dean pokrecił głową z rozbawieniem.

-Nie ma za co.

Cas nie spodziewał się tego co usłyszy, ale było bardzo mile zaskoczony.

-Dean?

-Hm?

-Masz jakieś plany na dziś?

-Właściwie to nie.

-To może chciałbyś zostać?

Dean udał że się zastanawia.

-Okey, wybawię cie od nudy pod jednym warunkiem.

Cas zmarszczył brwi.

-Jakim?

-Zamawiamy pizzę.

Cas zaśmiał się.

-Jestem w stanie spełnić twój warunek.

Dean i Cas popatrzyli na siebie i wybuchli śmiechem.

Cas już dawno nie czuł się tak dobrze.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka! 18.09.2018

To jest HIT normalnie Az 1800 słów WTF?!

Mam nadzieję że się cieszycie pisałam to z 5 godzin 😥

Jeśli macie jakieś pomysły na jakieś Destielowe momenty które chcielibyście przeczytać w tym opowiadaniu to napiszcie do mnie. Nie pogardzę XD

Jak narazie mam wene więc rodziały mogą pojawiać się częściej.

Chciałam wstawić go wczoraj ale no do dość późnej godziny go pisałam, i jeszcze dzisiaj trochę dopisałam.

Także no gwiazdkujcie i komentujcie. To bardzo mnie motywuje :)

Miłego Dnia

Adios!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro