My Angel
To chyba znowu Jastian (Jace+Sebastian). Jeśli nie ma takiego shipu, to ja ogłaszam uroczyście, że właśnie powstał. Może jestem chora, ale każdy wie, że nienawiść=ukryta miłość. Czasowo to jest styczeń (wtajemniczeni wiedzo) i Clary się nie pojawia, ma wszystko w dupiu i chłopcy mieszkają sobie beztrosko w rezydencji.
________________________________
Leżeli w łóżku Sebastiana, wśród rozwalonych poduszek, przepoconych aksamitnych pościeli i niemal całkowitej ciemności. Nastrojową ciszę zakłócały tylko przerywane, uspokajające się oddechy.
Jace leżał na plecach z głową na brzuchu Sebastiana i wpatrywał się w sufit.
- Okej, nie sądziłem, że jesteś do tego zdolny. Po winie nigdy nie dajesz się namówić.
- Nigdy nie naciskasz zbyt intensywnie. Z resztą wiesz jaki dzisiaj dzień. Widziałem listy Stephena.
- Czemu sądzisz, że to akurat ten dzień? Mnie uczyli, że styczeń ma trzydzieści dni. Albo trzydzieści jeden.
- Po prostu miałem ochotę, żeby był to ten dzień- Sebastian zbliżył rękę do jego głowy i leniwie przeczesywał złote kosmyki. Nikła poświata sprawiała, że wydawały się jaśnieć słonecznym blaskiem.
- Dziwna zachcianka, ale też miły prezent. Jedyny. Mam siedemnaście lat.
- Jace. Anielski chłopiec. Złoty chłopiec. Mój aniołek- szeptał z czułością wpatrując się w swoją zdobycz. Pierwszy raz od wielu lat nie czuł się samotny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro