Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


James Pov


To wszystko działo się jakiś czas temu, gdy Dave jeszcze był w z nami zespole. Nie umiałem patrzeć na niego i nie wyobrażać sobie brzydkich scen z nim w roli głównej, które za Chiny nie opuszczały mojej zmęczonej głowy. Zawsze lubiłem go.. Trochę bardziej, niż powinienem jako kumpel.

Z jakiegoś dziwnego powodu, gdy spędzaliśmy razem czas i rozmawialiśmy ze sobą, miałem przed oczami Claire. Na pierwszy rzut oka totalnie się od siebie różnili, ja jednak znałem go jak brata i umiałem dostrzec w nim wszystkie możliwe zalety. Chłopak starał się z tym kryć, ale nigdy nic nie umykało mojej uwadze; był troskliwy, czuły, inteligentny. Zawsze dbał o bliskich. Traktował nas jak przyjaciół, zawsze ufał nam w 100%, dlatego naprawdę ciężko było mi wysłuchiwać tego całego marudzenia i narzekania ze strony Larsa. A co najgorsze, wkrótce dołączył do niego Cliff. Może nie był on tak bezpośredni i natarczywy jak perkusista, ale widać było, że coś jest na rzeczy. To on szybko przejął pałeczkę w zespole i został tak jakby liderem, co przyjąłem bardzo pozytywnie. Basista dobro kapeli stawiał na pierwszym miejscu, lecz miało to swoje wady, bo wkrótce później zaczął naciskać na usunięcie porywczego Dave'a. Z perspektywy czasu myślę, że miał rację, ja jednak byłem zbyt zaślepiony żeby dostrzec jego problemy z nałogiem, które przekładały się na relacje między nami i innymi ludźmi. Owszem, nie byłem tak głupi, by nic nie zauważyć, jednak nie reagowałem wystarczająco stanowczo i nawet nie próbowałem mu pomóc. Zamiast zapobiegania wybrałem leczenie; opiekowałem się nim, gdy był zbyt pijany by choćby kiwnąć palcem, zostawałem przy nim nawet, gdy reszta odchodziła i inne takie ckliwe bzdury.

Z miesiąca na miesiąc, tygodnia na tydzień kłótnie między mną a Larsem i Cliffem stawały się coraz ostrzejsze. A z Davem wcale nie było lepiej. Pił codziennie, ćpał, umawiał się z dziwnymi ludźmi i odwalał jakieś chore akcje. Najgorsza w tym wszystkim była jego agresja. Gdy tracił panowanie nad sobą, nic ani nikt nie umiał go powstrzymać. Z tego wynikało wiele bójek i awantur, także między nami i innymi zespołami, przez co przylgnęła do nas wcale niepochlebna łatka, a miejscowi muzycy woleli nas unikać.

Ja jednak cały czas trzymałem jego stronę. Byłem jedynym ogniwem spajającym go z nami. Prawdopodobnie gdyby nie ja, już dawno by wyleciał. Cóż mogę powiedzieć, byłem uparty i bezkompromisowy w tej kwestii. Nawet jeśli z natury wolałem trzymać się na uboczu, to w tamtych momentach walczyłem zawzięcie, jak wilk. Aż do czasu.

Byłem zły na siebie i moje fatalne zauroczenie. Od dawna zdawałem sobie sprawę z tego, że jestem bi, i że lubię facetów w równym stopniu co laski. Miałem w życiu kilka dziewczyn, ale także kilka chłopaków. Jednak nawet jeśli moja orientacja nie przysparzała mi nienawiści do siebie i wyrzutów sumienia, to robił to Dave. Wiedziałem, że taki naprawdę nie jest, ale on ciągle zgrywał jakiegoś pieprzonego samca alfa. Gadał o zaliczaniu dziewczyn, i rzeczywiście miał je na pęczki, chociaż ani jednej z nich nie szanował. Denerwowało mnie to okropnie; nawet nie tylko sam fakt, że moje zauroczone oczy musiały patrzeć, jak każdą noc spędzał z inną, ale także to, jak je wszystkie traktował. Kiedyś jedna z jego partnerek wypłakiwała mi się w koszulkę po tym, jak ten potraktował ją jak śmiecia. Było mi naprawdę bardzo przykro, prawie ryczałem tam razem z nią. W takich momentach klapki na oczach odrobinę mi sie osuwały i musiałem przyznać przed samym sobą, że srogi z niego dupek.

Wszystko się zmieniło podczas jednego wieczoru. Gdy po grubo zakrapianej imprezie próbowałem dojść o własnych siłach do domu, spotkałem jakiegoś dziwnego kolesia. Grube okulary dodawały mu śmiesznego uroku, a bardzo chuda sylwetka całkiem dobrze z nimi współgrała. Ogólnie mogłem powiedzieć, że wyglądał dość.... Słodko, nawet pomimo alkoholu który trochę przyciemniał mi widok. Chłopak wziął mnie pod rękę i prowadził gdzie mu wskazałem. Był zaskakująco silny jak na 15 centymetrów niższego. Gdy trafiłem do mieszkania, kontakt nam się urwał, ale tylko na moment, gdyż tydzień później zobaczyłem go w barze, w którym często grywaliśmy. Siedział w czwartym z kolei stoliku, dopijał piwko, a jego głowa podskakiwała w rytm naszej muzyki. Gdy uśmiechnąłem się do niego zza mikrofonu, on odwzajemnił uśmiech, i potem przez resztę „koncertu" przyglądał mi się nieśmiało.

Nie mogłem nie skorzystać z okazji, więc gdy tylko odstawiliśmy instrumenty i ogarnęliśmy się nieco, podszedłem do niego i spytałem, czy chciałby usiąść i napić się czegoś z nami. Był bardzo przejęty tą propozycją i bez wahania się dosiadł. Walnęliśmy kilka drinków i rozmowa zaczęła się kleić: nazywał się Jason, był rok ode mnie starszy. Dowiedziałem się również, że grał na basie i szukał szczęścia w różnych kapelach.

Po jakimś czasie zostaliśmy sami. Cliff pojechał do Corinne, Lars gdzieś zniknął, a Dave ruszył na podryw. Widok jego z jakąś siedzącą mu na kolanach laską wystarczył, żebym zaprosił Jasona na coś do przekąszenia. Wybraliśmy się do pobliskiej pizzeri i w sumie nawet nie pamiętam smaku pizzy; między nami ewidentnie coś iskrzyło. Nie wiedziałem, czy chłopak był bi lub homo, ale postanowiłem zaryzykować. Pocałowałem go na pożegnanie, gdy wybiła 2 w nocy. Ku mojej uldze, odwzajemnił pocałunek. Dzięki niemu na chwilę zapomniałem o świecie- o Davie, o Cliffie, Larsie i innych problemach. Jason był naprawdę świetnym człowiekiem, czułem się przy nim jak przy starym, dobrym przyjacielu, nawet pomimo faktu, że znaliśmy się kilka godzin. Był szczery, otwarty, umiał słuchać i rozmawiać. Ponadto dzieliliśmy wspólne tematy, wśród których królowała muzyka. To był naprawdę miło spędzony czas i miałem nadzieję, że jeszcze to powtórzymy.

Wymieniliśmy się wobec tego numerami. Nie muszę chyba mówić, że dalej poszło lawinowo. Kilka spotkań, kilka randek, wspólne granie, oraz wspólnie spędzona noc. Wciąż miałem z tyłu głowy Dave'a, jednakże starałem się go wyprzeć z podświadomości, a Jason bardzo dobrze mi w tym pomagał. Zaostrzające się kłótnie nie miały dla mnie aż tak wielkiego znaczenia gdy wiedziałem, że w każdej chwili mogę pójść do Jasona i poczuć jego dotyk, troskę i ciepło. Mimo tych wszystkich pogmatwanych uczyć i relacji czułem się całkiem szczęśliwy. Dopóki wszystko nie postanowiło się znowu zjebać.

Pragnąłem jak ten ostatni debil przedstawić im Jasona w innych okolicznościach, niż gdy wszyscy sa najebani i w ogóle nie wiedzą co się wokół nich dzieje. I może się nawet wyoutować. Znaczy, wyoutować przed Davem, bo on jako jedyny o niczym nie wiedział. Problem polegał na tym, że on tego dnia nie dość, że był w podłym humorze, to jeszcze jakiś taki.. Nieswój. Widziałem go po alkoholu, zielu, a nawet kokaine. Ale tego Dave'a jeszcze nie znałem.

Był w domu, razem z Larsem. Z początku cała odwaga ze mnie uleciała, zwłaszcza widząc, w jakiej przyjaciel jest kondycji. Jason chyba nie ogarnął sytuacji, bo wziął mnie za rękę i uśmiechnął się życzliwie, jak to miał w zwyczaju. Dave wtedy spojrzał na nas wrogo, i zapytał, co to wszystko ma znaczyć. Nie było już odwrotu, więc powiedziałem, co i jak. Lars ucieszył się i już zaczął nam składać gratulacje, gdy Dave dostał jakiegoś szału. Rzucił się na nas; mnie nie tknął, ale Jason dostał prosto w twarz. Widząc krwawą plamę pod jego nosem i ustami, straciłem nad sobą panowanie i sam zająłem się gitarzystą. Korzystając z siłowej przewagi odepchnąłem go jak najmocniej. Wśród ogólnej szarpaniny i wrzaskach mogłem jeszcze ujrzeć, jak Dave upada prosto na stół, łamiąc jedno z krzeseł. Lars skakał wokół nas i wrzeszczał, ale sytuacja była już z góry przegrana. Rudy, zanim jeszcze wyszedł z furią na dwór, splunął mi prosto w twarz. Wtedy coś we mnie pękło.

Pomogłem Jasonowi się ogarnąć, wyczyściłem mu twarz z krwi, zalepiłem plastrem nos i złamane okulary. Na szczęście nic mu się nie stało, tylko stracił trochę krwi i chodził w siniakach przez dłuższy czas. Byłem naprawdę zły, na siebie, Dave'a, i z jakiegoś chorego powodu na Jasona. Miałem świadomość, że nie zrobił przecież nic złego, ale przez jeden głupi ruch cała ta niestabilna konstrukcja, na jakiej opierałem swoją przyjaźń i zaufanie do Dave'a, runęła. Nie mogłem przez to spojrzeć Jasonowi w oczy.

Nie musiałem długo podejmować dalszej decyzji. Razem z chłopakami postanowiliśmy wymyślić jakiś podstęp, by wywalić go tak, aby gość miał zbyt duże wyrzuty sumienia, by dalej nas nękać i żądać powrotu na ciepłą posadę w zespole. Wrócił jakoś w nocy, koło 3 nad ranem. Przespał się do 11 i przyszedł do naszego pokoju, trochę zamroczony i nie w sosie. Nie zamieniliśmy ani jednego słowa na temat, co się wczoraj wydarzyło. Ja milczałem i nie nawiązywałem z nim kontaktu wzrokowego, pozwalając chłopakom działać.

Poszliśmy na imprezę, a tam spiliśmy go tak, aby był wstawiony, ale nie aż tak, by stracić przytomność i zapomnieć o bożym świecie. Doskonale wiedzieliśmy, gdzie jest jego granica. Potem pojechaliśmy z nim do domu. Sprowokowałem go Wtedy do jeszcze większej złości. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że to ja będę najlepszą ofiarą, gdyż to zawsze mnie lubił najbardziej. Lars wymyślił naprawdę srogie wyzwiska i, naprawdę, aż mnie serce bolało, gdy je wszystkie wypowiadał. Dave był zbyt pijany żeby myśleć i ledwo nawet do niego doszedł, zataczając się wkoło. Chciał go pchnąć, ale wtedy ja stanąłem między nimi; gdy on zaledwie mnie dotknął, wrzasnąłem, odskoczyłem od niego, próbując być jak najbardziej realistycznym, a Cliff w tym czasie brutalnie odciągnął go od nas i usadowił na podłodze. Dave był oszołomiony, usiadł tylko i patrzył na nas przez chwilę, zanim oczy zniknęły mu za powiekami i stracił przytomność. Mimo ostatniego incydentu było mi go żal, ale nie pozwoliłem słabości przejąć nas sobą kontroli i wspólnie dokończyliśmy całą akcję. Pod sam koniec, nie mogąc dłużej patrzeć jak chłopaki wpakowują go do auta i wywożą na najbliższą stacje, wyszedłem na zewnątrz i przejechałem się wokół miasta by ochłonąć. Nie wróciłem na noc do domu, zamiast tego pojechałem prosto do tymczasowego mieszkanka Jasona.

Wiedziałem, że mój chłopak musi wkrótce wracać do domu rodzinnego, więc aby zapomnieć o problemach, pomogłem mu sie spakować i wesprzeć na duchu, chociaż sam byłem w raczej niezbyt dobrym nastroju. Gdy odjeżdżał do Michigan i już wsiadł za kierownicę, powiedział, żebym się nie martwił, w końcu będziemy do siebie pisać, dzwonić i przyjeżdżać. Życzył mi również powodzenia w drodze do muzycznej kariery. Uśmiechnąłem się i przytaknąłem mu, ale gdy przytulałem go po raz ostatni, wiedziałem, że nigdy więcej się nie zobaczymy. W jednym tygodniu straciłem zarówno przyjaciela jak i drugą połówkę.

Minęło kilka długich i bolesnych dni, a ja, nie wytrzymawszy psychicznie myśli, że Dave mógłby sobie nie poradzić, postanowiłem mu pomóc. Obstawiałem, że jeśli nie wysiadł wcześniej po drodze, to znajduje się dokładnie tam, gdzie chłopaki go wysłali.

Gdy dojechałem i znalazłem go na dworcu, dosłownie pękło mi serce. Wyglądał okropnie, a to wszystko z mojej winy. Pomogłem mu wstać i przeprowadziłem go do auta, z zamiarem ulokowania go w jedynym znanym mi tam miejscu. Rudy w ogóle nie kontaktował, był chyba totalnie nawalony, co również było jedynym z powodów mojego zmartwienia. Zapłaciłem za termin, na który było stać moją kieszeń, i pokazałem mu, co i jak. Gdy wróciłem z zakupów czekała mnie kolejna niespodzianka- ten idiota postanowił mnie pocałować. I cholera jasna, były to najlepsze minuty mojego życia. Niestety, chcąc nie chcąc, zwaliłem jego dziwne zachowanie na skutki uboczne alkoholu, więc dokończyłem co miałem zrobić i zostawiłem go samego.


***


Widziałem, jak umiera Cliff. Widziałem jego martwe ciało, jego twarz, na której już nigdy więcej nie zagości uśmiech. Gdy to się działo, nie mogłem płakać. Siedziałem w ciszy gdy jechałem do domu. Stałem w ciszy na pogrzebie. Nie odzywałem się, gdy był przy mnie Lars i Kirk. Nie jadłem, nie piłem, nie spałem. Nie mogłem pogodzić się z tym, co się stało. Los był dla mnie okrutny i po kolei pozbawiał mnie wszystkich, których kochałem. To naprawdę niesprawiedliwe.

Siedziałem w domu całe dnie, pozamykany w czterech ścianach, bez dostępu do świeżego powietrza i płomieni słonecznych. Chłopaki próbowali mnie pocieszyć, ale na darmo. Po najgorszym załamaniu wciąż jeszcze nie mogłem dojść do siebie, ta śmierć tak mną wstrząsnęła, że przez chwilę sam wewnętrznie umierałem.

Wtedy- pamiętam to jak wczoraj- przyjechał do mnie Dave. Pomimo okoliczności nawet ucieszyłem się z jego wizyty. Czułem się trochę tak, jak za starych czasów, jakby nic się nie zmieniło. Dowiedziałem się dzięki twemu, jak poradził sobie, gdy zostawiłem go w hotelu. Ponadto facet opowiedział mi o swoim zespole i ich zamiarach. Cieszyłem się jak głupi że umiał odnaleźć się w tej beznadziejnej sytuacji i dalej spełniać swoje marzenia, a jego zespół naprawdę strasznie mi się podobał. Ich pierwszy album- Killing is my business- miałem w domu na półce i mogłem go słuchać godzinami.

Dave został u mnie na całą noc, a gdy tylko wczesnym rankiem wjechał, ja musiałem iść na przesłuchanie po nowego basistę. Nienawidziłem Larsa za ten pomysł. Wolałbym po prostu zakończyć to wszystko. Z tego też powodu jakoś wybitnie nie przysłuchiwałem się potencjalnym kandydatom, a zamiast tego wychodziłem co kilka minut i piłem wódkę. Ich poziom, w porównaniu do zdolności Cliffa, był bardzo żałosny. Nikt nie byłby w stanie go zastąpić.

Wszystko toczyło się tym samym trybem- nowy kandydat, moje marudzenie, złość Larsa i ogólna frustracja. Dopóki nie zdarzył się przełom, a mianowicie- pojawienie sie mężczyzny, którego znałem kiedyś aż za dobrze. Wydoroślał, zapuścił dłuższe włosy, urósł nieco i zdjął okulary. Mój Jason.

Prawie zakrztusiłem się kanapką gdy go ujrzałem. Lars również go poznał; był w niemym szoku. Jase zaprezentował nam swoje niepodważalnie duże umiejętności i nawet za bardzo się nie naradzaliśmy, żeby go przyjąć. Następnie zagraliśmy coś razem, pogadaliśmy trochę, przekąsiliśmy, aż w końcu zostaliśmy sami.

Był między nami dystans. Mężczyzna powiedział mi, że zraniłem go tym nagłym odcięciem wszelkich kontaktów. Ale nie ciągnął dłużej tego tematu- widząc, w jak bardzo zjebanym stanie psychicznym jestem, po prostu wziął mnie w ramionach i przytulił. Wtedy po raz pierwszy zapłakałem. Wyłem mu w koszulkę, mocząc i zasmarkując ją doszczętnie. Jase za dużo sobie z tego nie robił i tylko trzymał mnie mocno, głaszcząc po włosach.

Następne dni mijały równie okropnie, z tą tylko różnicą, że miałem go przy sobie. Czułem się trochę jak egoista, ciągle wykorzystujący jego dobroć i nie dający nic od siebie. Graliśmy trochę w nowym składzie, ale zawsze niezbyt długo- po prostu nie mogłem. Miałem w sobie jakąś blokadę po śmierci przyjaciela i gdy tylko brałem do ręki instrument, miałem przed oczami jego, Claire i moich rodziców. Zawsze kończyło się to w ten sam sposób. Odkładałem gitarę, wychodziłem, i już nie wracałem. Działało to Larsowi na nerwy, ale uspakajany przez Kirka, jakoś udawało mu się zachować zimną krew. Trwało to na tyle długo, że zaczęła się nami interesować wścibska prasa.

Ja naprawdę chciałem, żeby wszystko było jak po staremu. Chciałem grać, tworzyć i słuchać muzykę, ale po prostu nie potrafiłem. To wszystko mnie przerastało. Musieliśmy przerwać trasę, koncerty, spotkania, wywiady i ogólnie wszystko, na czym dotąd opieraliśmy swoje życie. Jason starał się jakoś nam pomóc, ale na próżno. Nic nie było w stanie zmienić tej sytuacji.

Jednego wieczoru zadzwonił do mnie Dave. Z jednej strony napawało mnie to szczęściem, a z drugiej- jeszcze większą nienawiścią do siebie. Czułem się źle, że będąc znowu z Jasonem, wciąż nie mogę zakończyć mojej relacji z nim i ciągłego myślenia o nim. Bardzo chciałem kochać Jase'a i zapomnieć o wszystkim w jego towarzystwie, ale nie mogłem. Ten pieprzony Dave ciągle wkręcał się w mój mózg jak jakieś zatrute żądło, coraz mocniej i mocniej.

Skończyło się na tym, że dzwoniliśmy do siebie niemalże codziennie. Z jakiegoś powodu był jedyną osobą, której mogłem powiedzieć o wszystkim- swoich emocjach, uczuciach, przemyśleniach. Nigdy nie byłem tak wylewny, jak wtedy przy nim, i nie miałem zielonego pojęcia, z czego to wynikało. Dzięki rozmowach z Davem, ciepłu Jasona i wsparciu pozostałych z zespołu powoli wracałem do zdrowia, gdy któregoś dnia nie dowiedziałem się gorzkiej prawdy.

Rozmawiałem z Larsem wieczorem, układając listę utworów na pierwszy potencjalny koncert. Temat stoczył się na przeszłe czasu, do 83 roku. Porozmawialiśmy chwilę o Jasonie, o tym, co stało się tamtego pamiętnego dnia, w którym mieliśmy zamiar się wyoutować. Lars wtedy pękł- powiedział mi, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. To on dosypał Dave'owi czegoś do napoju. Mówiąc jego słowami, nie wiedział, że będę chciał w tym czasie przedstawić im swojego chłopaka, a on chciał po prostu dać jakiś pretekst do wyrzucenia go na bruk.

Zamurowało mnie. To Lars był sprawcą tego wszystkiego. To za jego działaniem rozwaliła się moja przyjaźń, a największe szkody w tym wszystkim poniósł Dave. To on był ofiarą a nie winowajcą. Poczułem wtedy złość, jeszcze większe wyrzuty sumienia, smutek i ogólnie rzecz biorąc milion możliwych negatywnych emocji. Lars przelał tym czarę- nawrzeszczałem na niego, pojechałem do domu, niemal nie zabijając się na drodze, i podjąłem wtedy decyzję o rozwiązaniu zespołu. Metallica przestała istnieć.

Oczywiście, oficjalnym rozpadem zespołu błyskawicznie zajęła się prasa. Gdziekolwiek nie szedłem, na każdym kroku dobijała mnie moja własna morda. Do tego jeszcze te mrożące krew w żyłach nagłówki, na przykład „CZY TO KONIEC METALLIKI?" i podobne. Myślałem, że w końcu wrzawa wokół mnie ucichnie, ale stało się wręcz przeciwnie- miałem jeszcze mniej spokoju niż zazwyczaj.

Kirk z żalem oddał się własnemu życiu, rodzinie i przyjaciołom. Lars, wyjątkowo przygnębiony i bezsilny, siedział w domu razem ze swoją partnerką. Jason, mimo ze jego kariera trwała krótko, został przy mnie. Mieszkaliśmy osobno, ale i tak widywaliśmy się codziennie. Moje telefoniczne konwersacje z Davem przysparzały mi wiele wyrzutów sumienia, wobec czego dzwoniłem do niego wyłącznie wtedy, gdy siedziałem w domu sam. Tyle tylko, że przez odkrytą niedawno prawdę, miałem straszną blokadę w rozmowie z nim. Czułem się podle, jak ostatni dupek, idiota, kretyn bez serca. On szybko to wyczuł; pytał, jak moje zdrowie, czy coś się ze mną dzieje, czy jestem sam. Z jednej strony byłem wdzięczny za jego troskę, ale z drugiej... Moje uczucie do niego coraz bardziej się pogłębiało. Byłem totalnie rozdarty. Jason starał się jak mógł, a ja niczym nie mogłem mu odpłacić. Zamknąłem się w błędnym kole, z którego za cholerę nie mogłem wyjść.

Któregoś wieczoru on sam do mnie zadzwonił. Zazwyczaj to ja byłem pierwszy, który przykładał słuchawkę do ucha, więc trochę mnie to zaniepokoiło, a dodatkowo Jason siedział akurat w salonie. Ja ten czas spędzałem pod prysznicem, więc gdy tylko usłyszałem dzwonienie, zerwałem się jak głupi z kabiny, niemal się nie zabijając, gdy wpadłem w poślizg na mokrej podłodze. Gdy udało mi się mniej więcej ogarnąć, Jase pukał do drzwi od kibla. Wyszedłem, udając, że nie wiem o co chodzi, a on oświadczył, że „jakiś typ do mnie dzwoni". Podszedłem do słuchawki, i powiedziałem coś, czego później żałowałem.

Postanowiłem zakończyć sprawę szybko, tak jak sie zrywa plaster. Chciałem być delikatny, ale wypaliłem.. Że nie chcę, by więcej do mnie dzwonił. Myślałem, że obejdzie się to bez nadmiaru emocji, ale nie dość, że ze stresu dostałem bardzo nieprzyjemnego skrętu żołądka, to jeszcze Dave wkurwił się, nawrzeszczał na mnie i błyskawicznie się rozłączył. Zjebałem jak zwykle.

Jason podszedł, widząc moją zbolałą minę, i zapytał, czy jest w czymś problem. Napomknąłem tylko, że chyba źle się poczułem, a on taktownie zadecydował, że sobie pójdzie. Nie próbowałem go zatrzymać.

Nie mogłem spać całą noc, obmyślając, jak mogę wszystko odkręcić. I jeśli dotąd miałem same popaprane pomysły, to ten był wśród nich najgorszy.

Postanowiłem do niego pojechać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro