Rozdział 6
Patrzyłem na miejsce, które 3 lata temu odcisnęło duże piętno na mojej przyszłości. Wtedy- przygnębiony, bezradny, bez ani krzty nadziei. Teraz- zadowolony, spełniony i zakochany. Moje życie zmieniło się o 180 stopni za sprawą tylko jednego człowieka.
James prowadził mnie w stronę recepcji, uśmiechnął się do pracującej tam kobiety oraz dostał klucz. Kropka w kropkę jak wtedy. Następnie obaj doszliśmy do pokoju z numerem 14.
Środek wyglądał niemal identycznie, z wyjątkiem pościeli i drobnych zmian wystroju. Duże łóżko, kilka szafek, okno, łazienka. Wszystkie wspomnienia po kolei do mnie wracały, nawet te, o których nie chciałem pamiętać. Poczułem chwilową presje by jak najszybciej się stąd wydostać. Gdy nagły impuls kazał mi iść w kierunku drzwi i uciekać, poczułem znajome ramiona oplatające mnie w pasie. Cały niepokój opuścił mnie tak szybko, jak nadszedł.
James pocałował mnie w ucho i mruknął półgłosem.
-Jak tam na starych śmieciach?
Prychnąłem i pokręciłem głową jakbym upominał małe dziecko.
-Nie gadaj bzdur. Wiesz jak ja srałem po gaciach ciągu tych dwóch tygodni? Mógłbyś mi dać jednak trochę więcej czasu.
Powiedziałem to żartem, ale on chyba za mocno wziął to do siebie. Przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Przepraszam.
Jego szczery głos za moimi plecami trochę zbił mnie z tropu. Zamiast mówić cokolwiek, odwróciłem się przodem do niego i pocałowałem. Minęła dłuższa chwila, zanim odkleiliśmy się od siebie mozolnie i zaczęliśmy rozpakowywanie.
Nie posiadaliśmy zbyt dużych bagaży- trochę ciuchów, jakieś kosmetyki i może kilka przedmiotów codziennego użytku. Z małym wyjątkiem, ze ja wziąłem gitarę. Obserwowałem reakcje Jamesa, gdy widział mnie pakującego ją do pokrowca, ale jego kamienna mina nie zdradzała żadnych emocji. Ciekawe, czy pozwoli mi coś dla niego zagrać lub- jeśli wierzyć w cudy- on sam weźmie ją w ręce.
- Mogę postawić twoją książkę w tej szafce?- spytałem, otwierając drzwiczki i zaglądając do środka.
- Mhm- przytaknął, po czym podszedł do okna i zagapił się na widoki.
-Kiedyś tego tu nie było.
- Czego? -zapytałem, nie ukrywając braku zainteresowania
- Tych bloków naprzeciwko. Trochę się okolica pozmieniała.
- Aż tak cię to obchodzi?
James zmieszał się na chwilę i zamilkł. Ogarnęło mnie zaciekawienie.
- Coś ukrywasz? Byłeś tu jakoś wcześniej?
James zapalił papierosa i wypuścił kilka dymków, zanim znowu zabrał głos.
- Wiesz, nieprzypadkowo cię wtedy tu zabrałem. Myślisz ze znam kazdy hotel w stanach?
Podszedłem do niego i również oparłem się o parapet.
-Myślałem że wybrałeś jakoś randomowo. To gadaj, jaka historia związana jest z tym miejscem?
Znów minęło kilka chwil, zanim odpowiedział. W końcu westchnął.
- Bywałem tu z Claire czasami.
Zamurowało mnie. Totalnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czemu zdecydował się pokazać mi miejsce, w którym spędzał czas razem z miłością swojego życia? W jakim celu mnie tu targał? Co powinienem o tym myśleć?
- Mieszkała niedaleko. Jej rodzice nie pozwalali nam sie spotykać, mówiąc że mam niby zły wpływ na nią, więc my widywaliśmy się tutaj. Koniec końców to miejsce stało sie swojego rodzaju ostoją, uwielbialiśmy tu przebywać. Wiadomo, ze względu na pieniądze nie bywaliśmy tu często, ale kiedyś przyrzekliśmy sobie, że jeśli stanie się coś naprawdę złego lub naprawdę dobrego, to przyjedziemy tutaj, żeby złapać dystans, przemyśleć pewne sprawy i ogólnie pobyć w ciszy. Więc tak jakby kontynuuje tę tradycję.
Czekałem cierpliwie jak skończy, będąc w zbyt dużym szoku, żeby cokolwiek mówić. Ostatecznie jednak zdobyłem się na pytanie, które kotłowało mi się w głowie.
- W takim razie to jest twój najgorszy czy najlepszy czas?
Mężczyzna ugasił papierosa i spojrzał na mnie zagadkowo.
-Myślę, że i taki i taki.
Kiwnąłem.
Nie spodziewałem się takich wyznań. James nigdy nie wspominał słowem o Claire, tak jakby nie pogodził się dostatecznie z jej śmiercią. Zdziwiło mnie również to, w jaki swobodny sposób o tym opowiadał. Wiedziałem, że nie jestem godny by zająć jej miejsce, ale czy choćby w jednej dziesiątej Jamesowi jest przy mnie tak dobrze jak z nią?
Zastanawiałem się, czemu właściwie wybrał mnie. Byłem samolubnym dupkiem i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. James natomiast to co innego- on zasługuje na drugiego tak cudownego człowieka, jakim jest on sam. Życzliwy, empatyczny i troskliwy, to cały on. Jestem pewien, że Claire również taka była. W takim razie czemu ja? Czym sobie na to zasłużyłem?
- Mam nadzieję ze nie czujesz się teraz jakiś zagubiony albo zły- James dodał przepraszającym tonem, na co zaprzeczyłem tak szybko, jak mogłem
-Nie, co ty. Dziękuję że mi o tym powiedziałeś.
James jakby odetchnął i uśmiechnął się szeroko.
- Zmieniając temat, może przejdziemy się gdzieś potem?
- Dobry pomysł, ale gdy już zajdzie słońce.
- A ty co, wampir?
- Może? Nie przemyślałeś tego, że w nocy prawdopodobnie odgryzę ci tętnice?
- Mógłbym się poświęcić.
Podarowałem mu jedno ze swoich złośliwych spojrzeń i przygryzłem wargę. Wzrok Jamesa jak na komendę powędrował dokładnie tam.
- Może zrobimy kilka fajnych rzeczy zanim pójdziemy?- przysunąłem się jeszcze bliżej, tak ze końce naszych nosów niemal się stykały. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo tego pragnąłem. Na samą myśl zrobiło mi sie odrobinę ciaśniej w spodniach.
- Dopiero gdy zajdzie słońce- odepchnął mnie lekko od siebie i wskoczył na łóżko, opierając się o ścianę. Wywróciłem oczami.
-Miej litość człowieku.
Gość tylko roześmiał się i poklepał miejsce obok siebie, czekając, aż usiądę obok.
***
James prowadził mnie po jakiejś klimatycznej ulicy, nieśmiało dotykając mojej dłoni swoimi palcami. Lampy rzucaly światło na przypadkowych przechodniów, a gdzieś w oddali dobiegała mnie muzyka. Mało co działało na mnie tak pozytywnie jak spacer o zmroku i muzyka w mieście. James znał mnie chyba zbyt dobrze.
Czułem się trochę jak w tych starych filmach romantycznych, gdy główna para robi sobie romantyczną randkę po okolicy. Brr, zażenowałem się tą myślą strasznie, ale wiąz miałem ją w głowie. W sumie dawno nie byłem na takiej normalnej randce, miałem zbyt zabiegane życie i za mało chęci na takie bzdury. Większość lasek po prostu ciągnęła do łóżka i koniec. Żebym był w jakimś kinie czy restauracji? Chyba tylko za czasów liceum. To naprawdę dziwne, ale raczej przyjemne uczucie.
Byłem naprawdę zaskoczony tym, jak ładnie prezentuje się to miasteczko. Wyglądało naprawdę bardzo ładnie i zadbanie. Może trochę stare, ale to tylko dodawało mu uroku. 3 lata temu byłem zbyt zabiegany i zestresowany żeby to dostrzec. Tak naprawdę spędziłem tu niewiele czasu, bo gdy tylko jakoś ustabilizowałem swoje życie, przeniosłem sie do miejsca, które znałem jak własną kieszeń- mojego miasta rodzinnego. Nie lubiłem go, gdyż w każdym kącie i zaułku widziałem swojego psychopatycznego ojca i popierdolonych znajomych ze szkoły, ale wychodziłem z założenia, że prędko znajdę ludzi do zespołu i zaczynę nowy etap. I rzeczywiście mi się to udało.
- Chcesz coś zjeść czy coś w tym stylu? Znam tu różne fajne bary czy kafejki.-zapytał znienacka.
- Niee, może już wracamy?- spacer był bardzo miły i pewnie jeszcze chętnie bym się gdzieś przeszedł, ale na samą myśl o nocy spędzonej z Jamesem robiło mi się gorąco. Z trudem wytrzymywałem to napięcie. James chyba też, gdyż zawrócił bez słowa i poczekał kilka sekund, aż dorównam mu kroku. Próbowaliśmy wspólnie podjąć jakieś tematy, ale rozmowa niezbyt szczególnie się kleiła.
Gdy doszliśmy do bezludnej uliczki, James bez skrępowania wziął moją dłoń w swoją i prowadził przez kilka minut. Minęliśmy kilka nieszkodliwe wyglądających ludzi, który obdarzali nas krzywym spojrzeniem, ale nic ponadto się nie wydarzyło. A z resztą, byłem zbyt szczęśliwy, by w ogóle zwrócić na to uwagę.
Gdy tylko obrys hotelu zamajaczył przed nami, przyspieszyłem kroku. Czułem się tak, jakbym właśnie zażył dawkę heroiny. Minęliśmy recepcję, wąski korytarz i w końcu moim oczom ukazał sie ten cholerny pokój. Najpierw wszedłem ja, potem James, i gdy tylko zamknął drzwi na klucz, przycisnąłem go do ściany i zacząłem go desperacko całować. Jego język błądził w moich ustach, podczas gdy ja przycisnąłem dłoń do jego rozpalonej szyi. Udało mi się wyczuć nadzwyczaj szybkie tętno, co razem z urywaniem oddechem mogło wskazywać na przebiegnięcie maratonu. James odwdzięczył mi się, obejmując mnie w pasie i przysuwając najbliżej, jak to tylko możliwie.
Na chwilę przerwałem pocałunek, by wpuścić w płuca trochę powietrza. James patrzył się na mnie zamglonym wzrokiem, a jego twarz przybrała kolor dorodnego buraka. Postanowiłem odnotować to w pamięci, by przy jakiejś okazji zrobić mu z tego złośliwość.
- Koniec zabawy- powiedziałem, używając najbardziej niskiego i zachrypniętego tonu na jaki mogłem się zdobyć. Złapałem końce koszulki Jamesa i pomogłem mu ściągnąć ją przez głowię, sam powtarzając po nim tę czynność. Nasze nagie torsy znów przylgnęły do siebie, w trakcie kiedy mężczyzna muskał wargami moją szyję. Odchyliłem głowę i westchnąłem, nie pozwalając by żaden jęk nie wydostał się z moich ust. Nie mogłem dać mu tej satysfakcji.
James naparł na mnie, całując w tym samym czasie. Ledwo co udało nam się dojść do łóżka bez przewrócenia się nawzajem. Obaj padliśmy na miękką pościel, ja na dole, a James na górze. Oparł dłonie po obu stronach mojej twarzy, lekko szarpiąc za porozrzucane po całej poduszce włosy, a ja przycisnąłem biodra do jego podbrzusza. James jęknął z aprobatą. Jezu, chciałbym słyszeć to częściej. Jeszcze bardziej nakręcony, zacząłem wodzić palcami po jego klatce piersiowej, muskając palcami jego żebra- zdążyłem wyczaić, że był tam bardzo wrażliwy. James zamarł na chwilę i obaj przestaliśmy się ruszać, patrząc sobie w oczy.
- Co jest? Chcesz zaśpiewać kołysankę i lulu spać?- warknąłem sarkastycznie. Szybko wykorzystałem tę chwilę słabości i przejąłem inicjatywę, popychając go na łóżko, aż sam mogłem nad nim górować. Zbliżyłem się do jego obojczyków, smakując każdy kawałek jego ciała, aż do pępka. James jęknął jeszcze raz, łapiąc mnie za włosy i przysuwając moją głowę bliżej swojego rozporka.
Mężczyzna wygiął plecy w łuk, pozwalając mi zsunąć z siebie spodnie. Teraz leżał przede mną niemal cały nagi, zasłonięty jedynie cienkim materiałem bokserek.
Ogarnęło mnie chwilowe zawahanie. Jeszcze nigdy nie robiłem takich rzeczy z facetem. Nie wiedziałem do końca, jak się do tego zabrać, ale ponaglająca ręka Jamesa pomogła mi podjąć ostateczną decyzję. Postanowiłem trochę się z nim podroczyć, także zamiast przejść od razu do sedna, przejechałem językiem po wypukłości w bieliźnie, dostając w odwecie jeszcze jeden, przytłumiony jęk. Spojrzałem w górę; James ukrył twarz w dłoniach, nie pozwalając mi na siebie patrzeć.
- Jak już mam ci obciągnąć, to zabierz chociaż te łapska z twarzy.
Chyba za bardzo mu zależało, bo nawet nie próbował ze mną walczyć, tylko posłusznie wykonał polecenie. Wyglądał jednocześnie niesamowicie pociągająco i zabawnie, biorąc pod uwagę intensywny kolor jego twarzy.
Wróciłem do przerwanej czynności, liżąc wnętrze jego ud oraz podbrzusze. W końcu, za namową Jamesa, zsunąłem jego bokserki i bez chwili zastanowienie wziąłem jego penisa w usta. Nie było tak źle; po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do rytmu, jaki nadawały jego biodra, a nawet odważyłem się wziąć go głębiej w gardło. James odwdzięczał mi się swoimi jękami, mrucząc czasem moje imię swoim zachrypniętym i podniecającym głosem.
- O boże... Jesteś niezły jak na pierwszy raz- stwierdził miedzy pchnięciami, na co ja nie mogłem odpowiedzieć, z wiadomego powodu.
Po pewnym czasie doszedł. Cały zadrżał i zacisnął mięśnie, przyciskając dłonią moją głowę tak, że niemal dotknąłem nosem jego włosów łonowych. Połknąłem wszystko, sam siebie zaskakując, oraz uniosłem kark i wytarłem dolną część twarzy. Głowa Jamesa opadła na poduszkę bez sił, a jedyne co dało się usłyszeć to nasze ciężkie oddechy przeplatające się ze sobą.
Przysunąłem się na łokciach w kierunku jego twarzy i pocałowałem namiętnie, nadgryzając jego wargi i przesuwając językiem po jego zębach. Mężczyzna poddał mi się, oplatając ciasno ramionami. Mógłbym tak godzinami, gdyby nie nieprzyjemny ucisk w spodniach, tym razem moich. James, nie czekając za długo, wsunął dłoń pomiędzy moją bieliznę a gołe ciało, i zaczął przesuwać nią w górę i w dół.
- Oczekuję rewanżu- wymamrotałem, całując go po żuchwie, szyi i ramieniu. James uniósł się lekko, a ja razem z nim. Przesunął językiem po dolnej wardze, która lekko napuchła i nabrała ciemnoróżowego koloru po licznych, mocnych pocałunkach.
Okazał się być dużo bardziej wprawny niż ja- nieśmiała myśl kazała mi się zastanawiać, czy przypadkiem nie robił tego wcześniej. Na szczęście wszystkie rozważania uciekły z mojej głowy, w miarę jak James przyspieszał tempa. Czułem na sobie gorąco jego ust i miałem wrażenie, że sam płonę. Gorące uczucie i pragnienie skumulowało się w moim podbrzuszu, odbierając zdolność myślenia. Łapczywie chwyciłem jego włosy, pozwalając przyjemnemu ciepłu rozchodzić się po całym moim ciele, aby w końcu wyjść w usta Jamesa. Ostatni raz zawołałem jego imię.
***
Wiedziałem, że czas spędzony z Jamesem będzie leciał szybciej niż zazwyczaj, ale nie sądziłem, że aż tak. Właściwie nie robiliśmy nic niesamowicie pochłaniającego czy czasochłonnego. Całe dnie leżeliśmy w łóżku, rozmawiając, oglądając coś czy uprawiając seks. Czasem wyszliśmy coś zjeść albo napić się, ale woleliśmy unikać dużej ilości alkoholu, mając na względzie ostatnie wydarzenia.
Spojrzałem za okno, dostrzegając, że zapadł już zmrok. Cholera, już 4 dzień za nami. Jakby to ode mnie zależało, zostałbym tutaj na zawsze. Czułem się trochę jak w innym wymiarze, gdyż szczęście całkowicie mną zawładnęło. Nie było mi tak cudownie od wielu lat.
Opierałem się o framugę łózka, trzymając w objęciach Jamesa siedzącego pomiędzy moimi nogami i opierającego się plecami o mój brzuch. Jego włosy czasem właziły mi do ust i nosa, ale nie zważałem na to, wdychając zapach szamponu, który osadził się na jego jasnych lokach.
- Co zrobisz jak już wrócimy?- spytał leniwo, ujmując moją dłoń w swoje.
- Nawet nie chcę o tym myśleć- burknąłem.- Ale od razu wrócę do pracy. Płyta nie może dłużej czekać.
-Wiem, wiem.
- A ty?- zapytałem, unosząc głowę.- Co masz zamiar dalej robić?
Ten wzruszył ramionami.
-Pójdę na kurs i zostanę rolnikiem.
- Jasne jasne- prychnąłem. Postanowiłem Jeszce raz podjąć niewygodny temat.-Na pewno nie chcesz wrócić do muzyki?
-Mówiłem że nie, to już postanowione- jego podwyższony ton wskazywał na irytację, więc wolałem nie ciągnąć tego dalej. Zamiast tego wstałem- ku jemu rozczarowaniu- i podniosłem się, idąc po czarny futerał. Usłyszałem głośne wzdechnięcie za plecami.
- Kurwa Dave. Nie przekonasz mnie do niczego.
- Wiem przecież. Chcę tylko sobie pograć, rozgrzać zesztywniałe paluchy.
Obdarzyłem go złośliwym uśmiechem, uważnie obserwując jego reakcje. Na szczęście tylko wzruszył ramionami i usiadł na krześle przy oknie, odrywając ode mnie spojrzenie.
Od razu wiedziałem, co powinienem zagrać. Piosenkę, którą obaj wspólnie uwielbialiśmy. Miałem nadzieję, że nie przywoła mu żadnych bolesnych wspomnień.
,,On a long and lonesome highway east of Omaha
You can listen to the engines moanin' out it's one old song
You can think about the woman or the girl you knew the night before"
Pamiętałem zarówno tekst, jak i melodię na pamięć, wobec czego zagranie jej nie przysporzyło mi kłopotu, nawet pomimo długiej przerwy od ostatniego wysłuchania jej. Omijałem ją szerokim łukiem od odejścia z Metalliki, gdyż mocno kojarzyła mi się z Jamesem. Czasem graliśmy ją wspólnie, siedząc przed busem, w domu albo gdzieś w plenerze. Cudowne czasy, których namiastkę mogłem poczuć tutaj, przebywając z nim w jednym pokoju, słuchając jego słów i czując ciepło jego ciała.
Z jednej strony zmieniło się wszystko, a z drugiej-nic. Wciąż miałem do czynienia z tym samym mężczyzną, ja również zapewne wiele się nie zmieniłem. Może z tym wyjątkiem, że nie mieliśmy już po osiemnaście lat. Zawsze łączyła nas miłość do muzyki, i w głębi duszy wiedziałem, że on jej nie utracił i nigdy nie utraci. To on w dużej mierze zaszczepił we mnie tę miłość i wrażliwość- gdy dołączyłem do zespołu, głównie interesowały mnie laski, hajs i narkotyki, lecz za każdym razem, gdy widziałem kumpla brzdękającego coś na swojej gitarze, z nosem w kartce lub przy winylach, pogrążonego całkowicie w swoim świecie, sam traciłem zainteresowanie tak błahymi sprawami.
,,But your thoughts will soon be wanderin' the way they always do
When you're ridin' sixteen hours there's nothin' much to do
And you don't feel much like ridin', you just wish the trip was through"
Chociaż mój głos do najpiękniejszych nie należał, to starałem się jak mogłem. W końcu coś drgnęło; James odkleił wzrok od okna i spojrzał prosto na mnie. Nie potrafiłem wyczytać żadnych emocji z jego twarzy- koleś zawsze wolał zatrzymać je skrzętnie dla siebie.
- Może przyłączysz się do mnie w refrenie, staruszku?- zagaiłem, ale nie doczekałem się odpowiedzi.
,,Here I am
On the road again
There I am
Up on the stage
There I go
Playin' the star again
There I go
Turn the page"
W końcu. Jego usta rozciągnęły się w półuśmiechu, a wzrok powędrował nad moją głowę. Nawet noga zaczęła mu drgać. Czyżby udało mi się przebić te barierę?
Gdy już byłem na drugiej zwrotce, jak zwykle wszystko musiało się spieprzyć. Mężczyzna wstał gwałtownie i wyszedł z pokoju, ubierając tylko buty. Chciałem go zatrzymać, ale w ostatniej chwili postanowiłem milczeć. Znając życie musi sobie po prostu wszystko poukładać w głowie, a nocny spacerek na pewno temu sprzyja. Mimo wszystko zrobiło mi sie cholernie przykro, tak, ze zostawiłem piosenkę niedokończoną i odłożyłem gitarę. Ukryłem twarz w dłoniach, wydychając głośno powietrze. Cała atmosfera prysła jak bańka mydlana, a ja zostałem sam na sam z gorzkimi przemyśleniami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro