Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2. 1986

Nie wiedziałem co mam zrobić. To nie może być prawda. To nie może być prawda. To jakiś żart? Błagam, niech mi ktoś powie, że to pierdolony, nieśmieszny żart.
Bodajże kilka minut dostałem najgorszy telefon w moim życiu. Cliff umarł. Tak po prostu-zginął w wypadku autobusowym. Autobusowym. To przecież brzmi jak kłamstwo. Jakim cudem można zginąć w wypadku autobusowym?

Wybuchnąłem histerycznym śmiechem, co na pewno nie wyglądało zbyt normalnie, gdyż zaledwie kilka minut temu tonąłem we łzach. Tak, jak tylko się dowiedziałem to zacząłem wyć.  Nie dbałem o to, czy mnie ktoś widzi czy nie, czy ktoś sobie pomyślał o mnie to czy tamto. Po prostu wylewałem z siebie wszystkie możliwe płyny ustrojowe przez oczodoły.

Teraz się śmiałem. Bo jak to? Moj dawny najlepszy przyjaciel umarł? Już nigdy więcej go nie zobaczę? To niemożliwe. Nie wierzę w to. Ludzie wokół próbowali mnie uspokoić. Próbowali do mnie mówić. Ale nie dbałem o to. Nic nie było w stanie jakkolwiek mi pomóc.

Pomyślałem o Jamesie. Nawet nie umiałem sobie wyobrazić tego, co mógł czuć. Zawsze był bardzo blisko z Cliffem: widziałem, jak potrafili przegadać całe noce i ciągle im było mało. Przyznam szczerze, że trochę im zazdrościłem. Też byłem przyjacielem Jamesa, też mogłem wygadać się z wszystkich obaw i problemów i nie czuć się ocenianym. Ale ich relacja była inna. Bardziej.. Intymna? Nie umiem tego inaczej nazwać.

Co teraz będzie z Jamesem, Larsem i tym rozczochranym gitarzystą? Co będzie z Metalliką? Może i udawałem twardziela i nie przyznawałem przed sobą, ze mnie to nie obchodzi, ale w tamtym momencie wszystko było mi obojętne.

***

Przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka. Leżałem w swoim łóżku pogrążony w zupełnej ciszy. Od dawna nie czułem ciepła innej osoby obok. Miałem kilka dziewczyn w ciągu tych kilku lat i nie stroniłem od przygodnego seksu- zwłaszcza gdy alkohol lał się strumieniami. Ale za cholerę nie czułem do żadnej z nich jakiegoś głębszego uczucia. Nie wiem z czego to wynikało, ale przysparzało mi wielu zmartwień i dziwnych dylematów. Pocieszałem się myślą, że może jeszcze nie znalazłem tej 'jedynej' i tyle.

Dotychczas sen z powiek spędzała mi nasza najnowsza płyta, którą mieliśmy wypuścić jakoś w marcu. Co oczywiście okazało się niewypałem, bo album był okropnie zmiksowany i miał złą jakość. Musieliśmy podpisać kontrakt z jakaś pierdoloną wytwórnią która bezczelnie wykupiła sobie do nas prawa.

I jakbym miał niewystarczająco zmartwień- dowiedziałem się o śmierci Cliffa. Może nie powinienem tego tak przeżywać, w końcu za jego decyzją wywalili mnie z zespołu na bruk. Ale wciąż postrzegałem go jako swojego przyjaciela. On, James i Lars byli moją rodziną.

Uhh.. Znowu do tego wracałem. To wciąż bolało jak diabli, a cholerny smutek ciągnął się za mną nieprzerwanie od 3 lat. I jeszcze to, jak szybko znaleźli sobie kolesia na moje miejsce! Pewnie szukali nowego gitarzystę jeszcze zanim mnie wykopali. A potem przywłaszczyli sobie moje kawałki w Kill'em all.. Kawałki, nad którymi wszyscy wspólnie łamaliśmy sobie głowy i wypruwaliśmy żyły. Dostałem podwójny cios i czułem się trochę jak mąż, który wraca po ciężkim dni do domu i zastaje żonę parzącą się z dwoma kolesiami. W tym jednym czarnym.

Zastanawiałem się tylko, w ilu z tych ich rewolucjach brał udział James. Fakt, że znalazł mnie i postawił na nogi, wskazywał na to, że w raczej niewielu. James nie mógłby spojrzeć mi w oczy, równocześnie umawiając się z nowym gitarzystą za moimi plecami. On nie był liderem zespołu; tę funkcję pełnił Cliff i to on podejmował większość decyzji.

Przewróciłem się na drugi bok. Cholernie chciałem go zobaczyć. Teraz to ja powinienem pomóc jemu, tak jak on zrobił to 3 lata temu. Gdyby nie on.. Nie wiem co by się ze mną działo. Skończyłbym zaćpany, wygłodzony i chory w jakimś burdelu. Dzięki niemu wszystko potoczyło się inaczej; znalazłem sobie chwilową robotę i zwerbowałem kilku ludzi do zespołu. Stworzenie grupy było dla mnie priorytetem i nie ukrywam, że chciałem się po prostu kurwa zemścić. Najpierw poznałem Juniora, potem całą resztę. Miałem już kilka pomysłów na nową ścieżkę muzyczną- starałem się wszystko po kolei realizować. Udało się.  Nawet jeśli nie byliśmy jakaś super popularną i rozchwytywaną grupą, to nasz ostatni album przyjął się zaskakująco dobrze, a tournee obfitowało w liczne sukcesy.
Jednak pomimo tego, że wszystko się w końcu ułożyło i zostałem szefem nowej, dobrze rokującej grupy- to wciąż z tyłu głowy miałem tę cholerną Metallikę.

Tak leżąc i zadręczając się wszystkimi możliwymi trudnościami, przeżyłem całą noc. Rano wyglądałem jak trup. Ale przynajmniej podjąłem pewną ważną decyzję.

***

Stałem przed wejściem do domu Jamesa. Mieszkał skromnie jak na te wszystkie pieniądze, których ilość mogłem się tylko domyślać, biorąc pod uwagę jego ostatnie artystyczne dorobki. Zastanawiałem się, czy kogoś ma- nie żeby mnie to jakoś szczególnie obchodziło-  i czy zastanę w jego domu obcą kobietę. Może nawet nie jedną, a 3? Chuj wie. Jak się ma taką sławę i tyle kasy można sobie na wiele pozwolić.

Zapukałem. Minęło chyba z 5 minut zanim zdecydowałem się to zrobić. Nie utrzymywałem z nim żadnego kontaktu, jedyne informacje jakie o nim zbierałem to te z gazet i innych tego typu pierdół. Już zaczynałem rozważać, czy aby nie zawrócić i uciec samochodem jakby mnie tu w ogóle nie było, gdy James otworzył drzwi.

Kurwa.

Spojrzała na mnie ta sama twarz, którą namiętnie całowałem w pokoju hotelowym. W jednej chwili wszystko do mnie wróciło i to ze zdwojoną siłą.  Całe to uczucie, o którym próbowałem zapomnieć ze wszystkich sił i schować gdzieś głęboko w świadomości, uderzyło mnie w twarz, niemal fizycznie, zupełnie jak dziewczyna, którą niedawno rzuciłem.

 Strasznie żałowałem że tu przyszedłem. Gdybym siedział cicho jak mysz pod miotłą, schowany w swoim domu, urządzając sobie jednoosobową żałobę, nic takiego by się nie stało.

Ale to zrobiłem. I musiałem kontynuować.

- James.. Miło cię widzieć- wydusiłem przez zaciśnięte gardło.

James tylko uśmiechnął się ponuro i wpuścił mnie do środka. Nie musiałem długo czekać- po chwili siedziałem przy stole, trzymając kubek kawy, którą James zawsze pił w opór. Gapiłem się na jego kuchenną krzątaninę- pieprzył, że może mi coś zrobi do jedzenia i inne takie bzdury, tak naprawdę maskując zakłopotanie. No tak. To na pewno nie była łatwa i przyjemna sytuacja. Obaj nie wiedzieliśmy, co powinniśmy sobie powiedzieć i od czego zacząć.

Rzucałem na niego okiem co chwilę. Wyglądał okropnie. Widać, że nadużywał alkohol i nie spał co najmniej 2 noce. Miał potargane włosy, wory pod oczami i kilkudniowy zarost. Ale nic nie równało się z tym przygnębiającym, mrożącym krew w żyłach smutkiem, który w nim dostrzegłem.

To nie była pierwsza śmierć w jego życiu. Zdawać by się mogło, ze taka strata za każdym razem boli coraz mniej, ale to nieprawda. Śmierć niszczy cię od środka, a ty nie możesz nad tym w żaden sposób zapanować. Stajesz się wyjałowiona z uczuć, skrzywiona istotą, która nie jest zdolna do odczuwania jakichkolwiek emocji.

Martwiłem się, ze to spotka Jamesa, lub co gorsza- już spotkało. Najpierw umarli jego rodzice. Potem- dziewczyna, którą kochał. A teraz najlepszy przyjaciel. Mogłem się tylko domyślać, co teraz przeżywa. Naprawdę bardzo mocno mu współczułem. Gdybym mógł wziąć na barki choć połowę jego zmartwień, bez wahania bym to zrobił.

- James- postanowiłem powiedzieć to, co było najbardziej słuszne w tej chwili.- Naprawdę strasznie mi przykro.

Nawet na mnie nie spojrzał. Minęła dłuższa chwila zanim w ogóle ruszył się i usiadł na krześle  naprzeciwko.

-Wiem, Dave- mruknął słabo, Schowawszy twarz w dłoniach. – Dzięki że przyjechałeś.

***

Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 14. Cholera, rozmawialiśmy już 2 godziny. Okazało się lepiej, niż przypuszczałem; po jakimś czasie przyzwyczailiśmy się ponownie do swojego towarzystwa. Przyznam szczerze, że poczułem się niemal jak za dawnych, starych lat, gdyby nie śmierć Cliffa, która ciążyła nad nami jak widmo.

Dopiero gdy James opowiadał mi o wypadku, zrobiło się okropnie ciężko i ponuro. Streścił mi pokrótce, jak wyglądało całe zdarzenie i zdradził, jakie mają plany co do dalszej drogi kariery. Lars uparł się, że nie mogą rozwiązać zespołu, że to będzie najlepsza decyzja dla nich wszystkich. James oczywiście się z tym nie zgadzał, ale wolał uszanować wolę Cliffa, który jakiś czas temu wypowiedział się w pewnym wywiadzie, że jakby którykolwiek z członków Metalliki umarł, przechlaliby jego śmierć i zaczęli jak najszybciej szukać kogoś na jego miejsce. Brzmi nieprawdopodobne, ale naprawdę ktoś wtedy go o to zapytał. Zupełnie jakby jakaś dziwna opatrzność sprawowała nad nimi pieczę.

James nie pochwalał tego pomysłu. Nikt nigdy nie zastąpi Cliffa, jego niezwykłego talentu, ciekawego spojrzenia na rzeczywistość i niebywałej muzykalności. Wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Sam miałem wątpliwości co do tego, czy powinni grać dalej. Ja bym się chyba za szybko nie pozbierał po podobnej stracie, ale cóż, to na szczęście nie było moje życie i moje wybory.

Sam również odpowiedziałem mu wiele o sobie. Dowiedziałem się, że James lubi nasze kawałki i przepowiada nam niezłą przyszłość. Bylem trochę zdziwiony, że znalazł czas na przesłuchanie naszych utworów w przerwie między ciężką praca. Ciekawe, czy zastanawiał się jak mi idzie i martwił się o mnie tak, jak kiedyś miał w zwyczaju.

Po jakimś czasie poprosiłem go o wskazanie mi łazienki. Tak naprawdę mój cel był zupełnie inny- chciałem rozejrzeć się po jego domu i natrafić na ślad ewentualnej partnerki. Nie miałem zamiaru go o to pytać bo po co? Wolałem trzymać język za zębami aby przypadkiem nie podjąć niewygodnych tematów, które mogłyby nam o czymś...przypomnieć. Z drugiej strony James i tak pewnie nie pamiętał o tym co się wtedy stało, albo po prostu wyrzucił z głowy.

Jego dom nie był zbyt okazały zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Dwa pokoje, łazienka i salon. Wystrój zwykły, taki jakie można się spodziewać po facecie. Ani jednego zdjęcia czy jakiejkolwiek kobiecej rzeczy. Wygląda na to, że jednak był sam. Jakaś głęboko skryta część mnie uśmiechnęła się na te nowinę, mimo że ja starałem się ją jak najszybciej zgasić.
Jedynym świadectwem przynależności Jamesa do tego domu były wszędobylskie instrumenty i różnego rodzaju muzyczne rekwizyty.

-Tutaj- wskazał na drzwi.

Wszedłem posłusznie i tylko usiadłem na kiblu. Łazienka wyglądała jak zwykła, skromna łazienka , co również nie wprawiło mnie w zdumienie.

Zastanawiałem się, czy James miał w tym czasie jakaś partnerkę. W każdym razie ja na żadnym zdjęciu ani artykule nie zauważyłem niczego takiego. Pamiętam, jak któregoś wieczoru, gdy jeszcze należałem do Metalliki, opowiedział mi o tym co spotkało go w przeszłości. Był z kobietą, nazywała się Claire.  Z tego co udało mi się wywnioskować tworzyli świetną parę- była zaradna, miła i ciepła. Bardzo do niego pasowała. James uważał ją za ucieleśnienie anioła,  naprawdę mocno ją kochał. Spędził z nią w związku 3 lata. Ten szczęśliwy okres zakończył się bardzo szybko i brutalnie- któregoś wieczoru pojechała do pracy i nie wróciła. Miała to nieszczęście, że została ofiarą wypadku drogowego i nie wyszła z tego cało. James opłakiwał ją rok i pewnie trwałoby to dużej, gdyby nie inicjatywa Cliffa o założenie zespołu. Tak się wszystko zaczęło- znaleźli Larsa, potem mnie. Ale nie o tym mowa- wyglądało na to, że James naprawdę się z nikim od tego czasu nie związał. Czy to możliwe ze od 4 lat ciągle nie może znaleźć drugiej połówki, chociaż na świecie  milion kobiet sprzedałoby połowę domu i samochód aby tylko pójść z nim na randkę?

Przeciągnąłem się, ogarnąłem włosy i wyszedłem po jakiś 5 minutach. James siedział tam, gdzie się tego spodziewałem- w salonie na kanapie, gapiąc się w coś, co akurat leciało w telewizji.
Usiadłem obok, nie naruszając za bardzo jego przestrzeni osobistej, i również się zapatrzyłem. Leciało jakieś gówno, które nie warte było mojego skupienia. Jamesa widocznie też, bo jego wzrok błądził gdzieś po ścianie.

-Co ty na to żeby się napić czegoś mocniejszego? -zaproponował po dłuższej chwili.
Jak mogłem odmówić takiej propozycji?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro