Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A Shining Karaoke Star

— Ona znowu to robi! — Rebekah jęknęła, gdy tylko ją zobaczyła. To był już któryś raz w tym miesiącu. Klaus wyrwał się z rozmowy z Marcelem i spojrzał w kierunku, gdzie patrzyła jego siostra. Próbował powstrzymać swój uśmiech, gdy tylko ujrzał swoją ukochaną, jak chwieje się pijana na scenie karaoke. To było jak w zegarku w piątkowy wieczór, od kiedy co tydzień przychodzili do baru, by zdobyć informacje o postępach w nadprzyrodzonym świecie w Nowym Orleanie. On i Marcel byli zajęci rozmowami biznesowymi, kiedy w tym czasie Caroline się nudziła i kończyła kompletnie pijana. Zamawiała wiele drinków, kończąc jako pijana gwiazda karaoke. — Nik, zrób z nią coś!

— Ona zrobi to bez względu na to, co jej powiem — Wzruszył ramionami, pijąc bursztynowy płyn. Marcel zachichotał, pijąc swoje piwo. Zawsze było zabawnie obserwować, jak Klaus był owinięty wokół palca Caroline.

— Ona należy do ciebie, chyba nie chcesz, żeby twoja gwiazda zaczęła próbować błyszczeć, jak w poprzedni piątek? — zapytała Rebekah, unosząc brew. Jego uśmieszek od razu spadł, gdy tylko przypomniał sobie, co było tydzień temu. Caroline jak zawsze śpiewała, kiedy jeden z wampirów krzyknął, żeby ściągnęła bluzkę. Blondynka wtedy nie wiele myślała, chciała tylko zadowolić widownię. Oczywiście Klaus nie pozwolił, żeby ktoś ujrzał, to co należy do niego.

— Nie należę do nikogo! —  krzyknęła Caroline ze sceny, słysząc wszystko przez wampirzy słuch. — On należy do mnie. — Uśmiechnęła się, mrugając do Klausa. Jego kąciki uniosły się do góry, podnosząc do niej kieliszek. Caroline wróciła do maszyny karaoke, wybierając piosenkę, którą tym razem zaśpiewa.

— Zdajesz sobie sprawę, że właśnie zakwalifikowała cię do pantofla? — Jego siostra uniosła brew, drwiąc ze swojego brata. Niklaus warknął.

— Nie jestem pantoflem — odpowiedział mieszaniec. — Wręcz przeciwnie, właśnie zagroziła każdemu wampirowi, którzy ośmielili się znaleźć przy niej w odległości dziesięć stóp.

— Kim jesteś i co się stało z zazdrosnym Klausem Mikaelsonem? — zapytał z niedowierzaniem Marcel, patrząc się na swojego ojca.

Wzruszył tylko ramionami, wciąż delektując się smakiem whisky. Przez dwa lata walczył z Marcelem o Nowy Orlean, aż w końcu postanowili dbać razem o miasto. Wciąż pamiętał dzień, gdy Caroline postanowiła przyjechać do niego.

— Kiedy jesteś najpotężniejszym stworzeniem na ziemi, które może wyrwać ci wszystkie kończyny w kilka sekund, nauczysz się to przezwyciężać — odparł Klaus, spoglądając na Marcellusa. Rebekah zadrwiła, znając prawdę na ten temat.

— To, albo Caroline zagroziła, że jeśli kogoś zabije, kto ośmielił się na nią spojrzeć, odnowi ich sypialnię na różowo.

Marcel zaczął się śmiać.

— Zabiłem jednego faceta w poprzednim tygodniu, a ona staje się...

— Słyszę cię! — Caroline przemawia do mikrofonu, przerywając jego wypowiedź. Próbuje dać mu swój blask, który zawsze daje, gdy Klaus zrobi coś niedobrego, ale w jej stanie, to nie wiele może zrobić.

— Przepraszam, kochanie — powiedział Klaus.

— O wiele lepiej — poinformowała, a potem powraca do wybierania piosenki, po chwili znajduje odpowiednią, która jej zdaniem jest idealna. On ją znienawidzi.

— Klaus? — zapytała, a on sztywnieje, gdy tylko słyszy ton jej głosu. Delikatny, niewinny, zawsze go używa, gdy tylko czegoś zapragnie.

— Tak, kochanie? — spytał, bojąc się tego, co może zaraz usłyszeć.

— Potrzebuję partnera do tej piosenki. — Caroline rzuciła mu najpiękniejszy uśmiech, próbując wyglądać na niewinną. Oczy Niklausa rozszerzyły się z przerażenia, spoglądając na swoją królową. Marcel chichocze, mamrocząc, że musi to zobaczyć, a Rebekah z niego drwi z uśmiechem, jak kot z Alicji w krainie czarów.

Pieprzyć, nie, pomyślał.

— Twoja pani wzywa, Mikaelson. — Rozbawiony Marcel klepie Klausa po ramieniu.

Oczy Klausa rozglądając, obserwując cały bar. Jedni są przerażeni, ale większość jest rozbawiona. Hybryda warczy do najbliższego, który się uśmiechał głupio, szybko wtyka nos w swoją szklankę, nie spoglądając na blondyna.

— Kochanie — zaczął, używając swoich oczów szczeniaka — dlaczego miałbym pozwolić, żeby mój głos mordował twoje piękne wykonanie?

Twarz Caroline spada, gdy patrzy smutno na ukochanego.

— Ale to jest duet, potrzebuję partnera — odparła, przygryzając swoją wargę — i to jest nasza piosenka. 

Klaus przewrócił oczami, widząc rozbawienie Marcela. Każda piosenka, którą Caroline śpiewa, jest ich piosenką.

— Ratuj mnie — szepnął tak, żeby tylko Marcel mógł go usłyszeć. Ciemnoskóry zaśmiał się, odkładając swojego drinka i udał się na scenę, jak zawsze w piątek. Często jest partnerem Caroline, ratując swojego ojca od wyśmiania. Blondynka się raduje, gdy tylko podchodzi Marcel, a następnie odwraca się do Klausa, żeby wystawić mu swój język. W odpowiedz się uśmiechnął, wciąż obserwując scenę.

— Nie przeszkadza ci, że twoja "królowa" i twój "rycerz" co piątek, robią krwawe dworskie błazny? — Rebekah pochyliła się ku swojemu bratu, kiedy duet szepczą między sobą.

— Och, odwal się. Caroline może robić, co chce, w końcu jest królową.

— Nie jesteśmy jakąś krwawą rodziną królewską!

— Chyba już dawno nie widziałaś sztyletu — warknął mieszaniec, powodując, że blondynka się uciszyła.

Klaus zwrócił swoją uwagę na scenę.

— To miało być przeznaczone mojemu mężczyźnie — zaczęła, kiedy Klaus uśmiechał się do niej, ale szybko jego uśmiech zszedł, gdy usłyszał dalszą część przemowy — ale skoro on jest wariatem — większość z tłumu zachichotali i spojrzeli na niego, ale szybko się uspokoiły, przełykając ślinę, gdy mieszaniec rzuca w ich stronę swoimi kłami i żółtymi oczami. — Będę śpiewała z moim człowiekiem, mimo że miało to być dla mojego mężczyzny. Nie dedykuję tego jemu, mimo że to nasza piosenka. Dobra, może werset, który poświęcę, lub...

— Och, już się tym pogódź! — krzyknęła Rebekah, rzucając widelcem w stronę wykonawcy. Ledwo się odchyliła, prawie go nie zauważając. Klaus łapie nadgarstek siostry, patrząc na nią wrogo.

— Zrób to jeszcze raz, a wtedy będę zmuszony wyrwać ci palce.

— Pantofel — mruknęła pierwotna, przewracając oczami. Niklaus miał już zamiar odwrócić się w jej stronę, zanim usłyszał głos swojej kobiety.

— Klaus! Czy mogę prosić o twoją uwagę, czy nie?! — krzyknęła Caroline. Klaus posyła jej uśmiech, mając nadzieję, że ją trochę udobruchał.

— Oczywiście, kochanie.

Wampirzyca uśmiechnęła się, kiedy Marcel odpalał maszynę do karaoke. Rebekah jęknęła, gdy tylko usłyszała pierwsze nuty.

— Tylko nie to, już czwarty raz to śpiewała w tym tygodniu — rzekła.

Marcel zaczyna pierwszy śpiewać, uśmiechając się swoim uśmiechem do żeńskiej widowni. Niklaus przewraca oczami, widząc jego zachowanie, natomiast Caroline chichocze, zapominając o swoim mikrofonie, a później zaczyna śpiewać. Nawet gdy jest pijana, jej głos dociera do jego serca. Uwielbia to, a szczególnie, gdy dla niego śpiewa. Ciągle patrzy na niego, od czasu mruga, a jej ruchy, powodują, że ma kłopot w spodniach.

Kiedy skończyła śpiewać, podeszła do niego i usiadła na jego kolanach rozkrokiem. Zachichotała do jego ust, a następnie pocałowała. Całowali się z namiętnością, zapominając, że mają sporą widownię.

— Podobało ci się? — zapytała Caroline, spoglądając na niego, kiedy w jej oczach było szczęście. W końcu była szczęśliwa.

— Bardzo — warknął, a następnie z powrotem zaatakował jej usta. Wampirzyca przerwała pocałunek, spoglądając na ukochanego.

— Chcę jeszcze zaśpiewać — wyznała.

— Wychodzę — odparła Rebekah, zbierając, zanim cyrk się rozpocznie. Przewróciła oczami, gdy tylko ujrzała Marcela przy ścianie z jedną ze swojej widowni.

— Kochanie, ale już jest późno. Powinniśmy iść do domu — powiedział Niklaus. — Możesz kontynuować swój występ w naszej sypialni — szepnął do jej ucha.

— Ale Klaus — powiedziała, wydymając wargę. — Chcę zaśpiewać!

— Skarbie.

— Klaus — oznajmiła, chwytając go za twarz, żeby spojrzeć mu w oczy. Próbowała rozszerzyć swoje oczy. — Pozwolisz mi zostać, żebym zaśpiewała jeszcze jedną piosenkę.

Zachichotał, kładą swoje dłonie na jej.

— Kochanie, nie możesz mnie zmusić.

— Ale mogę spróbować! — zaprotestowała. — Pozwól mi jeszcze raz zaśpiewać. Zobaczysz, że będzie warto.

— Wiem, że będzie, ale zawsze jesteś zmęczona, gdy śpiewasz więcej, niż jedną piosenkę.

— Proszę, Klaus. — Spojrzała na niego oczami szczeniaczka, a on westchnął, a następnie się zgodził. — Jesteś najlepszy — odparła, całując go krótko, a potem udała się z powrotem na scenę.

— Wiem — odparł, wiedząc, że go usłyszy.

— To jest dla mojego mężczyzny, którego bardzo kocham. — Uśmiechnął się, gdy tylko usłyszał jej deklarację miłości. Po chwili zaczęła się odtwarzać melodia. Caroline dotarła do refrenu, kiedy mrugnęła do mieszańca z uśmiechem. Zrobił coś niespodziewanego i wysłał jej buziaka w powietrzu. Napił się drinka, gdy jego królowa dobrze się bawiła. — Hej, dopiero cię spotkałam i to jest szalone, ale tutaj jest mój numer, więc może zadzwoń? Ciężko jest patrzeć na ciebie, ale tutaj jest mój numer, więc może zadzwoń? Hej, dopiero Cię spotkałam i to szalone, ale tutaj jest mój numer, więc może zadzwoń? I wszyscy inni chłopcy chcieliby mnie mieć, ale tutaj jest mój numer, więc może zadzwoń?*

*Carly Rae Jepsen - Call Me Maybe


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro