19
Piątek, popołudnie. Powinnam szykować się do wyjścia, a siedzę zrezygnowana w wannie w letniej już wodzie. Wciąż nie mogłam zrozumieć tego co się stało w środę wieczorem, kiedy spotkałam się z Luke'iem. Znaczy, bardzo dobrze dotarło do mnie to co powiedział, ale... dlaczego? Dlaczego akurat teraz, kiedy układało mi się z Ashtonem, no nie licząc ostatnich dwóch tygodni. Nie widziałam się z nim od tamtego wieczora i nie odpisywałam na jego wiadomości. Musiałam to sobie przemyśleć, ale co dokładnie, przecież byłam z Ashem. Miałam cholerny mętlik w głowie, a kłamstwem byłoby to gdybym powiedziała, że serce nie przyspieszyło mi bicia kiedy mnie pocałował czy wyznał miłość.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają, a zaraz potem kroki.
- Kenna?
- W łazience!
Chwilę później mogłam zobaczyć Ashtona. Uśmiechnęłam się do niego niewinnie.
- Jeszcze w wannie?
- Zasiedziałam się - podszedł w moją stronę. - Zrobisz mi zieloną herbatę?
- Oczywiście - pochylił się i chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę, przez co jego usta wylądowały na moim policzku. - Jesteś zła?
- Nie.
- Przepraszam za te dwa tygodnie, naprawdę miałem urwanie głowy w restauracji.
- Jest okay - uniosłam kąciki ust do góry.
- Idę po tę herbatę - musnął ustami moje czoło. - A ty wyjdź stąd w końcu, skoro mamy spotkać się ze znajomymi.
- Już wychodzę - przymknął za sobą drzwi, a ja nabrałam powietrza w płuca i zanurzyłam się cała. Będzie dobrze, musi być.
Poprawiłam czarną sukienkę i spięłam górne pasma włosów do tyłu. Czułam na sobie wzrok Ashtona. Po tym całym wydarzeniu z Luke'iem, dziwnie się czułam w jego towarzystwie, zwłaszcza z myślą, że niedługo czeka mnie konfrontacja z Hemmingsem, ale nie chciałam mu o tym mówić, nie wyszło by z tego nic dobrego.
- Coś się stało? - zapytał.
- Ciężki dzień w pracy. To nic takiego - odłożyłam kosmetyczkę. - Możemy iść.
- Zadzwonię po taksówkę.
- Nie prowadzisz?
- Idziemy do baru, skarbie - zaśmiał się.
Wysiadłam z samochodu i wzięłam głęboki wdech. Ashton wysiadł zaraz po mnie i od razu złapał moją dłoń, kierując się w stronę wejścia, a ja z każdą chwilą denerwowałam się coraz bardziej. Weszliśmy do środka, a ja wzrok odnalazłam dwa stoliki, które zajmowali nasi znajomi. Pociągnęłam chłopaka w tamtą stronę.
- Kenna! - blondynka zaraz znalazła się obok mnie.
- Dobrze Cię widzieć, Camilla - uśmiechnęłam się.
- O proszę... co ja widzę - gwizdnęła, patrząc na nasze dłonie. - Długo jesteście razem?
- Niecałe trzy miesiące - odpowiedziałam.
- To dość krótko. Wiesz, skrycie obstawiałam Luke'a, bez obrazy Ash - czułam jak chłopak wzrusza ramionami, a po chwili puścił moją dłoń i poszedł przywitać się z resztą. - Ale gratulacje, udało wam się mnie zaskoczyć.
- Dzięki.
- Wiesz o której będzie Luke?
- Co?
- Jeszcze nie przyszedł i...
- Już jestem, jestem - poczułam obejmujące mnie ramię. Podniosłam na niego wzrok. - Tęskniłem za twoją blond główką, Camilla - wyszczerzył się i zaraz ją przytulił.
- Ja za twoją śliczną buźką też - musnęła ustami jego policzek.
- Co na to twój chłopak? - zaśmiał się.
- Jestem singielką, skarbie. Jeremy to przeszłość. Jestem wolną kobietą żyjącą w LA i jest świetnie. Musicie kiedyś mnie odwiedzić.
- Oczywiście - odparłam. Dziewczyna wróciła do stolika, a Ashton oznajmił mi, że idzie do baru. Luke znów mnie objął.
- Ślicznie wyglądasz, Kenna - szepnął wprost do mojego ucha, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Odsunęłam się od niego i zadarłam brodę do góry, aby spojrzeć wprost w jego oczy.
- Musimy pogadać - wyminęłam go. Wiedziałam, że pójdzie za mną. Opuściłam bar, a blondyn wyszedł zaraz za mną. - Co ty wyprawiasz?
- Mówię Ci, że ładnie wyglądasz?
- Nie o to mi chodzi - warknęłam.
- A o co? To tylko komplement, Kenna. Czego się czepiasz?
- To nie był tylko komplement i dobrze o tym wiesz.
- Nic na to nie poradzę, że cię kocham - uśmiechnął się. - I wiem, że nie jestem ci całkiem obojętny.
- Luke...
- Nic z tym nie zrobię, chyba że będziesz chciała.
- Mam chłopaka, Luke i dobrze o tym wiesz. Nie zamierzam go zostawiać, tylko dlatego, że chwilowo twierdzisz, że coś do mnie czujesz. Wcześniej bez skrupułów zignorowałeś fakt, że się ze mną przespałeś i wiedziałeś co do ciebie czuję. Przypominam ci również, że nie szczędziłeś w określeniach na mnie, kiedy dowiedziałeś się o Ashtonie.
- Przeprosiłem cię, Kenna. Przykro mi, ale nie zmienię...
- Tak, mi też było przykro - przerwałam mu. - Nawet nie wiesz jak to bolało - odparłam i wróciłam do środka, zostawiając go samego. Zajęłam miejsce obok Ashtona, który podsunął mi drinka. Posłałam mu delikatny uśmiech i upiłam łyka alkoholu, czując na sobie jego wzrok.
- Czego chciał?
- To nic takiego - odpowiedziałam, patrząc na niego. Pochylił się i musnął moje usta. Wyprostowałam się i spojrzałam na wprost siebie, od razu napotykając wzrok Luke'a. To był cholernie zły pomysł, aby tu dziś przychodzić. Powinnam była zostać w domu. Trzeba będzie się stąd jakoś wykręcić.
Wbrew pozorom nie było tak źle i dwie godziny szybko zleciały. Każdy z nas już trochę wypił, rozmowy schodziły na coraz bardziej zboczone tematy i przypominanie sobie coraz głupszych sytuacji z życia studenckiego i w zasadzie nikt nie siedział na swoim miejscu. Tylko Luke za wszelką cenę unikał wymiany zdań z Ashtonem, czego nie dało się nie zauważyć, kiedy zbywał go krótką odpowiedzią albo ignorował i miałam wrażenie, że robi to albo dlatego, że nie chce powiedzieć czegoś nieodpowiedniego, albo dlatego że przez alkohol krążący w jego żyłach niechęć do Ashtona bardziej się ujawniała. Skrycie liczyłam, że nic złego się przez to nie wydarzy.
Oznajmiłam, że idę do łazienki i wróciłam po kilku minutach, zastając przy stolikach tylko dziewczyny.
- Poszli na zewnątrz. Palić, pogadać, jak to faceci - odparła Camilla. Przytaknęłam i spojrzałam w kierunku okien.
- Jak wam się układa z Ash... - zaczęła Ive, ale przerwał jej mój nagły pisk przerażenia, kiedy zauważyłam jak Ashton uderza Luke'a. Szybko pobiegłam na zewnątrz. Calum i Oscar przytrzymywali Asha, a Luke stał oparty o ścianę, trzymając rękę na nosie.
- Coś ty do cholery zrobił?! - warknęłam do Irwina i szybko podeszłam do Hemmingsa. - Nic ci nie jest? - zapytałam.
- Żyję - zabrał dłoń. Jego nos był zaczerwieniony i mogłam dostrzec krew.
- Musimy jechać do szpitala - powiedziałam.
- Bez przesady.
- Nie dyskutuj - warknęłam. - Camilla, przyniesiesz moją torebkę? - zapytałam dziewczyny, która również tu przyszła. Przytaknęła tylko i wróciła się do lokalu. - Ktoś mi powie co tu się stało?
- Nie potrafi trzymać języka za zębami - warknął Ash.
- Co? - spojrzałam na niego. - Dzięki - dodałam ciszej do blondynki, zabierając od niej torebkę. Wyciągnęłam z niej telefon i podałam go jej. - Zadzwonisz po taksówkę? - przytaknęła. - O co ci chodzi, Ashton?
- Powiedział, że skoro nie mam dla ciebie czasu, to on może się tobą zająć.
- I tak po prostu go uderzyłeś? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Zasłużył sobie - warknął, odsuwając się od Caluma i Oscara. - A ty nie musisz mu się ze wszystkiego spowiadać. Po cholerę spędzasz z nim tyle czasu? Pieprzysz się z nim kiedy ja jestem w pracy? - Luke, automatycznie znalazł się przy mnie, ale go powstrzymałam. Moja dłoń zaraz spotkała się z policzkiem Irwina z taką siłą, że aż można było usłyszeć głośny dźwięk uderzającej o siebie skóry. Złapał się za piekący polik.
- Mogę spędzać z nim tyle czasu ile chcę. Ostatnio twierdziłeś, że mogę się z nim spotykać jeśli chcę i chcę! Skoro nie możesz mi zaufać i twierdzisz, że z nim sypiam to się odpierdol. Z nami koniec.
- Co? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nie będę ci tego literować - warknęłam. Zabrałam telefon od Camilli i złapałam Luke'a za nadgarstek. - Jedziemy do szpitala - powiedziałam znacznie spokojniej, dostrzegając taksówkę. Przeprosiłam innych za całą tę absurdalną sytuację i odciągnęłam Luke'a w stronę parkingu.
Chwilę później siedzieliśmy już w aucie, a ja kazałam kierowcy jechać do najbliższego szpitala. Wypuściłam głośniej powietrze z ust i zamknęłam oczy, opierając głowę o chłodną szybę, a miałam złe przeczucia co do tego wyjścia. Wyciągnęłam z torebki chusteczki i podałam je chłopakowi, nawet na niego nie patrząc. Słyszałam jak je otwiera.
- Przepraszam.
- Ty już lepiej nic nie mów - burknęłam.
- Kenna...
- Co? - przeniosłam na niego wzrok.
- Powiedziałem to tylko, dlatego że stwierdził, że musisz się przyzwyczaić do tego, że nie zawsze może mieć dla ciebie czas. Inni zaczęli go wypytywać o ciebie i tak jakoś wyszło.
- Cokolwiek - odwróciłam wzrok. Miło wiedzieć jak twój ex cię traktuje. Typowy facet, który musi się pochwalić swoim ego przed innymi. Byłam cholernie zła i gdyby nie stan Luke'a bardziej wygarnęłabym Irwinowi.
- Kenna? - znów na niego spojrzałam. - Chyba mi niedobrze - uchyliłam szybę z tyłu.
- Zaraz będziemy w szpitalu - usłyszałam kierowcę.
- Wytrzymasz jeszcze chwilę? - zapytałam, na co przytaknął. Nic nie mogłam poradzić na to, że martwienie się na niego przeważało nad złością.
Kash 💔💔
Lenna ?😶🙆💕
Myślałam, że nigdy nie skończę tego rozdziału, a nawet jakoś specjalnie długi nie jest😂
Do końca zostały jakieś 2-3 rozdziały plus epilog😀😇
#ILWHff❤
Lov U❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro