Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Weszliśmy do kawiarni, a ja od razu skręciłam na lewo aby wybrać stolik, kiedy Luke miał zamówić kawę. Zrobiłam to automatycznie, wcześniej zawsze tak robiliśmy i kiedy odwróciłam się w jego stronę, zobaczyłam tylko jak się uśmiecha i odwraca w stronę pracownicy tego lokalu, która podeszła do lady aby przyjąć jego zamówienie.

Wybrałam ten stolik co zawsze, jeśli był wolny- na końcu, przy oknie i tym razem znów miałam ku temu okazję. Zdjęłam skórzany plecaczek z ramion i położyłam go na krześle i sama zajęłam drugie po tej samej stronie. Luke usiadł naprzeciwko mnie, a ja posłałam mu uśmiech.

- Nina nie będzie miała nic przeciwko?

- Właściwie to zakończyłem naszą znajomość.

- Zerwałeś z nią? - byłam tym zaskoczona. Zaśmiał się, ściągając czapkę z daszkiem, którą odłożył na stolik i poprawił włosy.

- Nawet nie byliśmy razem.

- No tak - przytaknęłam. - Dlaczego?

- Co, dlaczego?

- Nie chcesz się z nią więcej spotykać.

- Naprawdę chcesz o tym rozmawiać, Kenna? - wzruszyłam ramionami. Westchnął. - Tylko z nią sypiałem - mruknął. - Znudziło mi się - odwrócił wzrok.

- Hmmm... - zmrużyłam oczy patrząc uparcie na niego, aż w końcu znów na mnie spojrzał.

- Co?

- Kłamiesz. To nie jest powód, za dobrze cię znam.

- Kenna.

- Okay, okay. Nie chcesz, nie mów. Nie będę się wtrącać - przeniosłam wzrok na dziewczynę, która niosła nasze zamówienie. Postawiła przed nami kawy, a zaraz potem talerzyki z kawałkami torcika bezowego. Odeszła od nas. - Nie lubię Cię - mruknęłam, patrząc z uwielbieniem na ciastko. Kochałam je bardziej niż wszystko inne.

- Zawsze je jesz na poprawę humoru.

- Zawsze mi je kupujesz - nie mogłam powstrzymać uśmiechu. - Dziękuję.

- Od tego jestem, aby na zmianę, psuć i poprawiać Ci humor.

- Nie jesteś zabawny.

- Owszem jestem - puścił mi oczko. - Zakładam, że Ashton się nie dowie o naszym wspólnym wyjściu?

- I to tyle z „słowem o nim nie wspomnę" - westchnęłam. - Nie wiem.

- Ale nie poszło wam o mnie? - zaśmiałam się.

- Wczoraj chodziło mu o Ciebie, ale po chwili mu przeszło.

- Nie trudno się domyślić, że źle się nie czuł. Przeszkadzało mu to, że się dogadywaliśmy od co. Nigdy nie widziałem go aż tak zazdrosnego.

- Dziwisz mu się?

- Nie. Sam go prowokuje.

- Dupek. Po co to robisz? - wzruszył ramionami, na co przewróciłam oczami.

- Powiesz mi w końcu o co poszło?

- Po co? Żebyś miał się czego uczepić jak go znów spotkasz? - uniosłam brew.

- Bo wiem, że chcesz się wygadać, ale powstrzymujesz się przy mnie. Przecież mu tego nie wypomnę, lubię go drażnić, ale bez przesady. Jeśli jesteś z nim szczęśliwa, to nic mi do tego - ostatnie zdanie wypowiedział ciszej.

- Poszło o czas spędzany razem, mniej więcej. Kolejny weekend, który mieliśmy spędzić razem przepadł bo musiał jechać do pracy. Nie ważne - westchnęłam. - Gdzie byłeś?

- Hmm?

- Po naszej kłótni, zniknąłeś. Nawet Calum nie wiedział gdzie jesteś - zmrużył oczy. - Był u mnie - dodałam.

- W domu, w Atlantic City - odpowiedział i sięgnął po swoją kawę. - Musiałem przemyśleć kilka rzeczy.

- Oo - zaskoczył mnie tym trochę. - Co u rodziców?

- W porządku, masz pozdrowienia.

- Dziękuję.

- Wpadłem też na twoich.

- Tak? Matka nic mi nie wspominała, kiedy ostatnio z nią rozmawiałam. Dziwne. Uwielbia Cię, nie zapomniałaby o tym.

- Zaprosiła mnie na kawę - zaśmiał się. - Uwielbiam tę kobietę.

- Wiem o tym. Potrafiłeś przychodzić wcześniej w weekendy aby tylko z nią pogadać za nim się ogarnę czy coś - zachichotałam. - Nie wierzę, że próbowała nas ze sobą zeswatać przed twoim balem maturalnym. Gadała wtedy takie dziwne rzeczy.

- I tak ze mną poszłaś.

- Jak mogłabym odmówić królowi - zachichotałam. - Eh... mam ochotę na coś mocniejszego - mruknęłam dokańczając kawę.

- Bar jest tuż za rogiem.

- Chyba nie powinnam - westchnęłam. - Nie zrozum mnie źle, naprawdę chcę spędzać z tobą czas i wciąż się przyjaźnić, ale...

- Ashton - przewrócił oczami. - Irwin jest w pracy, nawet się do Ciebie nie odezwał.

- Ma czas od dziewiątej - mruknęłam.

- Jest ledwie po drugiej. To masa czasu.

- Nie masz żadnym planów na sobotę? - zapytałam zaskoczona. Teoretycznie rzecz biorąc oferował mi spędzenie ze sobą większości dnia, co równało się z tym, że nie zrobi nic innego. Luke bez planów na weekend to coś nowego.

- Mam. Spędzić ten dzień z tobą - prychnęłam.

- Najpierw idziemy coś zjeść.

- Pizza?

- Ooo tak - uśmiechnęła się. - Nie jadłam jej chyba z miesiąc - podniosłam się z miejsca i zabrałam plecak.

- Jakim cudem? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem, pochłaniając ostatni kęs swojego ciastka.

- Ashton gotuje, a jak jest u mnie to robi więcej żebym sobie podgrzała - wzruszyłam ramionami. - Co nie znaczy, że udaje mi się tego nie przypalić - roześmiał się. - Chodźmy.

W pizzerii spędziliśmy dobre trzy godziny i dopiero po tym, kiedy byłam już pełna zmieniliśmy ponownie lokal. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle zjadłam. Nie wiem dlaczego, ale trochę brakował mi tego niezdrowego żarełka.

Sięgnęłam po kufel z piwem i upiłam łyka. Luke zniknął mi na chwilę, kiedy ktoś do niego zadzwonił, a ja zostałam sama, nudząc się. Taki dzień był mi potrzebny, tak sądzę. Wyjść na miasto, pogadać, pośmiać się. Uwielbiałam spędzać czas z Ashtonem, nawet jeśli większość naszych spotkań miało miejsce w moim albo jego mieszkaniu. Rzadko kiedy wychodziliśmy ze względu na jego pracę, w której siedział do późna, dlatego też cieszyłam się, że Luke pojawił się pod moim blokiem i wyciągnął mnie z domu. Wkurzało mnie to, że kiedy jeszcze nie byłam z Ashem, chłopak potrafił urwać się z pracy tylko po to aby przyjechać po mnie, kiedy ja kończyłam swoją, a teraz...

Upiłam kilka kolejnych łyków piwa.

- Zostawiłem Cię tylko na chwilę - podniosłam wzrok. - A już masz znacznie mniej piwa niż ja. Podmieniłaś kufle? - zaśmiał się, siadając naprzeciwko mnie.

- Niestety nie - mruknęłam i opróżniłam swój do końca.

- Od zawsze potrafiłaś tak pić?

- Ha. Ha - przewróciłam oczami. - Po prostu właśnie sobie coś uświadomiłam.

- Coś co Cię wkurzyło jak mniemam.

- Przestań znać mnie tak dobrze - roześmiał się.

- Co jest?

- Dlaczego faceci, kiedy dostaną to czego chcą, przestają się starać?

- Rany, przystopuj trochę, wypiłaś dopiero jedno piwo - był rozbawiony.

- W przeciągu pięciu minut z czego pół w ostatnią minutę.

- Jak tak dalej pójdzie upijesz się przy drugim.

- Mam to gdzieś.

- Mogę chociaż znać powód przez który masz zamiar się upić? - zapytał z westchnięciem.

- Ashton - zmarszczył brwi, przyglądając się mi uważnie. Kiwnął powoli głową na znak abym kontynuowała. - Wkurza mnie.

- Oh, to pytanie było odnośnie jego - wydawał się tym lekko zaskoczony, ale zaraz się uśmiechnął. Zmarszczyłam brwi.

- Czego się cieszysz?

- Nie cieszę się, po prostu to zabawne. Pan idealny ma wady - zakpił.

- Nikt nie jest idealny.

- Jesteś na niego zła czy go bronisz?

- I to i to.

- Chcesz znać moje zdanie?

- I tak mi powiesz.

- Nie jeśli nie chcesz.

- Dawaj.

- Ale potem nie idzie na mnie - przewróciłam oczami. - Faceci lubią zdobywać.

- Odkrycie Ameryki - prychnęłam.

- Daj mi dokończyć.

- Oh, nie jesteś przyzwyczajony do niekończenia - nie mogłam się nie uśmiechnąć.

- Czy to ma podtekst? - był rozbawiony.

- Może - zaśmiałam się sięgając po jego piwo i upiłam łyka. Nie chciało mi się iść do baru.

- Nie rób tego, Kenna - westchnął. - Wracając - zmarszczyłam lekko brwi. Czego mam nie robić? - Jak już wiesz faceci lubią zdobywać i póki nie dostaną tego czego chcą, są w stanie zrobić wszystko, czytaj „starać się", a później - wzruszył ramionami. - Jeśli facet poczuje się zbyt pewnie, bum, już nie jesteś taka ważna.

- To głupie.

- Kobiety mają tak samo.

- Oh tak? - uniosłam brew.

- A może nie? Na początku związku potrafią spóźnić się godzinę aby tylko dobrze wyglądać, a później pozostaje już tylko bawełna.

- Co? - nie powstrzymywałam śmiechu.

- Na początek koronkowa bielizna, później już tylko bawełniana - westchnął.

- Ale ty jesteś głupi.

- Sama prawda.

- Od każdej „reguły" są jakieś wyjątki - odparłam.

- Na przykład ty. Masz tylko jedne bawełniane majtki.

- To trochę przerażające, że wiesz jaką mam bieliznę, nawet jak na przyjaciela.

- Posunęliśmy się nawet dalej niż wiedza o majtkach, więc...

- Luke.

- Okay, okay - uniósł dłonie w geście kapitulacji.

- Dobra, ja wracam do domu.

- Co? Nie. Przepraszam.

- To nie przez Ciebie, po prostu jednak chcę wrócić za nim się upiję.

- I tak jesteś już podpita - uśmiechnął się. - Odprowadzę Cię - powiedział, po czym dokończył swoje piwo.

Kilka minut później opuściliśmy bar, kierując się w stronę mojego domu. Co tam, że to jakieś pół godziny spaceru. Potarłam dłońmi odkryte ramiona, zrobiło się znacznie chłodniej. Poczułam na ramionach materiał, spojrzałam na nie dostrzegając koszulę chłopaka. Podniosłam na niego wzrok.

- To mi o czymś przypomniało - powiedziałam. Zdjęłam plecach, podając mu go, aby go przytrzymał i włożyłam ramiona w rękawy, które trochę podtoczyłam, po czym odebrałam swoją własność.

- O czym?

- Wciąż mam twoją kurtkę.

- Rzeczywiście. Mam pretekst aby wejść na górę - prychnęłam.

- Nie wpuszczę Cię.

- O nie, psujesz moje plany.

- Plany?

- Jak inaczej mam odebrać swoją własność? - uśmiechnął się zadziornie.

- Musisz zadzwonić i umówić się na wizytę - powiedziałam całkiem poważnie przez co się roześmiał.

- Jakiś skrócony czas oczekiwania dla przyjaciół?

- Zastanowię się.

Ta przechadzka minęła nam bardzo szybko i cały czas buzie nam się nie zamykały. Usłyszałam dźwięk swojego telefonu, kiedy byliśmy już pod moim blokiem. Sięgnęłam do kieszeni, spoglądając na wyświetlacz i przełknęłam ślinę. Ashton.

- Tak?

- Gdzie jesteś? - zatrzymałam się naprzeciwko odpowiedniej klatki, a Luke przystanął obok mnie.

- Za tobą - odpowiedziałam cicho, zniżając dłoń w której trzymałam urządzenie. Odwrócił się w naszą stronę, ale jego wzrok zamiast paść na mnie, padł na chłopaka stojącego obok mnie. Zmarszczył brwi, podchodząc do nas.

- Co on tu robi? - przeniósł swój wzrok na mnie.

- Jak zwykle miło Cię widzieć - burknął Luke, a ja posłałam mu upominające spojrzenie.

- Spotkałam go zaraz po tym jak odjechałeś i wyszliśmy na miasto - odpowiedziałam.

- Czy ty piłaś?

- Jedno piwo.

- Żartujesz sobie ze mnie?

- W kwestii piwa czy czegoś innego? - wtrącił Hemmings.

- Nie pomagasz - burknęłam.

- Sama sobie nie pomagasz - warknął Irwin.

- A co, miałam siedzieć w domu cały dzień i łaskawie na Ciebie czekać? Mam prawo wychodzić kiedy chcę i z kim chcę - burknęłam.

- Ja już lepiej pójdę - odparł Luke.

- Oh tak, najlepiej... popsuć coś i iść, świetna robota Hemmings. Robisz to specjalnie? - spojrzałam z niedowierzaniem na Ashtona.

- Ja niczego nie popsułem - odparł. - To ty nie potrafisz jej zaufać.

- Ufam jej.

- Doprawdy? - zakpił. - To o co robisz aferę? Przecież nie mógłbyś być zazdrosny o kogoś z kim twoja dziewczyna spędziła czas, ponieważ jej ufasz. To nieco żałosne, nie uważasz?

- Luke - skarciłam go. Spojrzał na mnie.

- Dobra, idę - burknął. Ściągnęłam koszulę, którą mu podałam. Odszedł bez słowa pożegnania. Przeniosłam wzrok na Ashtona.

- Naprawdę mi ufasz? Jakoś tego nie widzę. Jestem z tobą, powiedziałam, że Cię kocham, ale to chyba niewystarczające powody aby mi zaufać. To co zaszło między mną, a Luke'iem to przeszłość, oboje puściliśmy to w niepamięć i po prostu dalej chcemy się przyjaźnić. Nie będziesz mi wybierał znajomych, Ashton.

- Dla Ciebie to przeszłość.

- Co to niby znaczy?

- Nie widzisz jego wzroku - prychnął. - On nie chce się z tobą przyjaźnić.

- Co? - zaśmiałam się z niedowierzaniem.

- Nie dość, że ślepa to jeszcze głupia - warknął, wymijając mnie. - Mam dość.

- Ashton?!







Chcę moją wenę z powrotem 😣😧
Tak btw, z kim chcielibyście kolejną krótkorozdziałową historię??😈

Kash vs. Lenna?❤

#ILWHff ❤

Lov U

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro