Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15

Upewnijcie się, że czytałyście poprzedni rozdział :)



Zerknęłam na Ashtona przez ramię, starając się nie uśmiechać. Zsunęłam trochę jego koszulę, którą miałam na sobie, odsłaniając ramię i puściłam do niego oczko, na co się roześmiał. Stałam przed łóżkiem, odwrócona do niego tyłem, kiedy ten leżał na nim, obserwując mnie uważnie. Posłałam mu buziaka, a ten wyszczerzył się do mnie.

- Chodź tu – wyciągnął w moim kierunku ramię. Odwróciłam się, wchodząc na łóżko i usiadłam na nim okrakiem. Złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie od razu złączając nasze usta w pocałunku. – Jak na kaca masz całkiem dobry humor.

- Nie mam kaca. Cały alkohol wyparował w nocy – uśmiechnęłam się. – Bo ktoś był strasznie napalony – stukałam delikatnie palcem wskazującym w jego policzek, po czym musnęłam jego wargi.

- Nic nie mogłem na to poradzić.

- Jesteś niegrzecznym chłopcem.

- Chcesz mnie ukarać? – nie wytrzymałam i roześmiałam się.

- Błagam nie... nigdy więcej takich pogaduszek – zeszłam z niego, kładąc się na plecach i przetarłam oczy, w których zebrały się łzy, przez rozbawienie.

- Chyba muszę się bardziej postarać, aby dostać karę – kontynuował, jak na złość mi, a po chwili poczułam jego usta na szyi, gdzie przygryzł skórę.

- Ash, nie! – nie mogłam przestać chichotać, to łaskotało. Jego ręka znalazła się pod koszulą, którą miałam na sobie, a po chwili czułam jak jego dłoń wkrada się pod materiał moich majtek. – Ashton...

- Hmm?

- Telefon – wyprostował się.

- Kurwa. To dopiero brak wyczucia – odsunął się ode mnie, a ja odetchnęłam. Usiadł na brzegu łóżka i sięgnął po urządzenie, odbierając. Podciągnęłam się i musnęłam ustami jego ramię.

- Zrobię kawę – szepnęłam, nie chcąc mu przerywać. Po formie jego wypowiedzi wiedziałam, że rozmawiał z właścicielem restauracji. Wstałam i poprawiłam się, kierując się na schody. Zeszłam na dół kierując się do kuchni i sięgnęłam po dwa kubki, włączając ekspres. To urządzenie o dziwo mnie nie nienawidzi i jak dotąd działa poprawnie, kiedy go używam. Święto!

Wyjęłam z lodówki mleko i zabrałam kubek, zamieniając go na drugi i znów wcisnęłam odpowiedni guzik. Dolałam mleka do swojej i schowałem je. Upiłam łyka i prawie wylałam kawę, kiedy nagle poczułam ramiona wokół brzucha i pocałunek na szyi.

- Kenna...

- Coś się stało?

- Muszę jechać do restauracji – westchnął.

- Znowu – mruknęłam, odwracając się w jego stronę.

- Właściciel będzie, więc muszę. Dawno z nim nie rozmawiałem, więc pewnie będzie chciał sprawdzić to i owo.

- Okay.

- Jesteś zła?

- Nie, poza tym, że to kolejny weekend, w którym miałeś zostać w domu, ale nie bo praca.

- Jesteś.

- Nie jestem. To już trzeci pod rząd – powiedziałam i stanęłam na palcach, po czym niedbale musnęłam jego usta. – Idę się ubrać – dodałam i wyminęłam go zabierając kubek z kawą ze sobą.

- Kenna – jęknął niezadowolony.

- Praca to praca, Ashton. Jak trzeba to trzeba. Zginął tam bez Ciebie - mruknęłam sarkastycznie.

- Obiecuję, że następny weekend jest cały twój – spojrzałam na niego, kiedy byłam już przy schodach.

- Uwierzę jak zobaczę – przewrócił oczami. – Nie rób tak.

Kończyłam śniadanie, czując na sobie uważny wzrok blondyna, który siedział naprzeciwko mnie. Wstałam odnosząc naczynia do zmywarki i westchnęłam. Zaczynał mnie irytować.

- Przestań – spojrzałam na niego.

- Co?

- Gapić się na mnie. Nie jestem zła.

- Podirytowana.

- Mam się cieszyć? Yey, mój chłopak kolejny raz musi iść do pracy w weekend, chociaż obiecał, że nie będzie musiał.

- Przestań się zgrywać.

- Przestań się czepiać, mam prawo być zła. To miał być nasz weekend, a ty spędzisz dzień w pracy. Świetnie.

- Bo muszę. Tak ciężko to zrozumieć?

- Tak – mruknęłam.

- Ale ty jesteś uparta – westchnął i wstał, a ja założyłam ramiona pod biustem mierząc go wzrokiem. Zatrzymał się naprzeciwko mnie, ułożył dłonie na moich ramionach. – Przyjadę do Ciebie wieczorem, okay?

- O dziewiątej zamykam drzwi – mruknęłam. – I Cię nie wpuszczę, jeśli się nie wyrobisz – zaśmiał się. Pochylił się i złączył nasze usta, w krótkim pocałunku.

- W porządku. Będę przed dziewiątą – uniosłam brew. – Na pewno.

- Zobaczymy.

- Kocham Cię, złośnico – musnął ustami moje czoło. – Zbieraj się, podrzucę Cię do domu.

Zapięłam pas i sięgnęłam do torebki, wyciągając z niej telefon. Odblokowałam go i dostrzegłam nieodebrane połączenie od Luke'a oraz wiadomość od niego. Zmarszczyłam lekko brwi. Nie odzywał się tyle czasu i nagle po dwóch spotkaniach coś go naszło? Okay, tęskniłam za nim, był moim przyjacielem, ale z drugiej strony, jeśli Ashton się dowie, że do mnie pisze, będzie źle.

- Coś się stało? – podniosłam wzrok na blondyna, który akurat zmieniał pas. – Masz taką minę – zerknął na chwilę na mnie.

- Nie, to tylko Jess – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Nie powinnam była kłamać, ale po co go denerwować, prawda?

Od: Lucas

Wciąż z Ashtonem, prawda? Daj znać, jak będziesz mogła gadać, chyba że mnie unikasz i dlatego nie odebrałaś


Prychnęłam pod nosem. Jego ego dalej jest na wysokim poziomie, to się chyba nigdy nie zmieni.

Do: Lucas

Jest masa powodów przez które mogłam nie odebrać, głupku. Zadzwoń za jakieś dwadzieścia minut, jeśli wciąż coś chcesz


Od: Lucas

Powód 1- Ashton. Powód 2- Fletcher. Powód 3- Irwin. Powód 4- Ashton Irwin. Powód 5- Ashton Fletcher Irwin.


Zaśmiałam się i pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Co tym razem?

- Wciąż Jess. Wysyła mi ewentualne imiona dla dziecka, niektóre są zabawne – zablokowałam telefon, opuszczając dłonie na kolana. Z dziwną łatwością przyszło mi to kłamstwo, chociaż nie czułam się z tym najlepiej.

- Co będziesz robić?

- Nie mam pojęcia, miałam inne plany niż samotny dzień.

- Kenna – westchnął.

- No co? Przecież się nie czepiam, po prostu miałam inne plany – zaśmiałam się cicho.

- Postaram się mieć jurto spokój. Cała niedziela tylko dla nas.

- Tak, słyszałam to już kiedyś. I tak przekonamy się jutro czy nagle nie będziesz musiał jechać do pracy.

- Kenna – burknął.

- Co?! Przestań w kółko wałkować ten temat. Musisz iść do pracy to idziesz. Przestań powtarzać, że będziesz miał wolne, kiedy oboje dobrze wiemy, że na dziewięćdziesiąt procent tak się nie stanie i będziesz tam musiał pojechać choćby na cholerną godzinę – zatrzymał samochód. – Dzięki za podwiezienie – mruknęłam. Odpięłam pas i bez pożegnania z nim, wysiadłam, zamykając za sobą drzwi.

Od razu skierowałam się w stronę odpowiedniej klatki schodowej. Odwróciłam się dopiero pod nią, ale samochodu już nie było. Mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam nawet nie patrząc na ekran.

- Czego chcesz?

- Wow, miłe powitanie – zaśmiał się.

- O mój Boże, przepraszam Luke, myślałam, że to Ashton – westchnęłam przytrzymując telefon policzkiem na barku i szukając kluczy w torebce.

- Tak mi się wydawało, że nie byłaś zbytnio zadowolona wysiadając z jego samochodu.

- Co?

- Hej – podskoczyłam, a mój telefon doznał bliskiego kontaktu z betonem.

- Kurwa.

- Nie, to tylko ja.

- Zbiję Cię, Lucas! – krzyknęłam i schyliłam się po telefon. – Nieee – jęknęłam zrozpaczona widząc stłuczony ekran. – Nienawidzę Cię.

- Tak, wiem – uśmiechnął się, na co przewróciłam oczami. – Zapłacę za naprawdę.

- Daruj sobie – w końcu znalazłam klucze i otworzyłam drzwi. – Co tu robisz? – skierowałam się na schody, wiedząc że i tak pójdzie za mną.

- Nina mieszka niedaleko. Akurat od niej wracałem i zauważyłem Ciebie.

- I zachciało Ci się wygłupów, przez które mój telefon ucierpiał.

- Mniej więcej. O co poszło?

- Co?

- Z Ashtonem.

- O nic – mruknęłam.

- Ale jesteś wkurzona.

- Bo oboje działacie mi na nerwy.

- Wow, miło. Więc o co poszło?

- Nie ważne – zatrzymałam się przy drzwiach od mieszkania i otworzyłam je od razu wchodząc do środka. – Co chcesz?

- Co powiesz na kawę? Ja stawiam.

- Okay, tylko się przebiorę.

- Serio? – odwróciłam się i spojrzałam na niego niezrozumiale. – Co na to Ashton?

- Chcesz żebym z tobą poszła czy chcesz mnie wkurzyć jeszcze bardziej?

- Dobra już nic nie mówię. Słowem o nim nie wspomnę.

- Już Ci wierzę – mruknęłam przechodząc do sypialni. Zabrałam ubrania na zmianę i przeszłam do łazienki. Słyszałam jak Luke chodzi po mieszkaniu. Przebrałam się szybko i zabierając kosmetyczkę i lusterko przeszłam do kuchni, gdzie zaczęłam poprawiać makijaż.

- Wciąż się tu malujesz?

- Tłumaczyłam Ci to tyle razy, Luke – odpowiedziałam nie odrywając wzroku od swojego odbicia w lusterku.

- Tak, tak światło dzienne czy coś – usiadł obok mnie i zaczął grzebać w mojej kosmetyczce. Zawsze to robił, kiedy malowałam się przy nim, więc nawet zbytnio nie zwracałam na niego uwagi. Zakręciłam tusz i wrzuciłam go do środka. Podstawił mi pod dłoń szminkę w ciemnoczerwonym kolorze. Spojrzałam na niego.

- Dlaczego?

- Może kiedyś się dowiesz – uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego jak na głupka. Pomalowałam usta i związałam włosy z tyłu w niewielką kitkę, zostawiając pasma z przodu.

- Możemy iść – powiedziałam, wstając i zbierając swoje rzeczy. – Dokąd?

- W życiu nie zgadniesz – powiedział.

- Kawiarnia blisko salonu.

- Psujesz całą zabawę, Kenna – mruknął, a ja się roześmiałam. Oboje uwielbialiśmy to miejsce i swego czasu chodziliśmy tam bardzo często.





Ostatnio zauważyłam, że nadużywam "wow" xD Irytuje mnie to xD

W końcu dokończyłam ten rozdział! Święto! :D

Kash vs. Lenna?

#ILWHff ♥

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro