15
Upewnijcie się, że czytałyście poprzedni rozdział :)
Zerknęłam na Ashtona przez ramię, starając się nie uśmiechać. Zsunęłam trochę jego koszulę, którą miałam na sobie, odsłaniając ramię i puściłam do niego oczko, na co się roześmiał. Stałam przed łóżkiem, odwrócona do niego tyłem, kiedy ten leżał na nim, obserwując mnie uważnie. Posłałam mu buziaka, a ten wyszczerzył się do mnie.
- Chodź tu – wyciągnął w moim kierunku ramię. Odwróciłam się, wchodząc na łóżko i usiadłam na nim okrakiem. Złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie od razu złączając nasze usta w pocałunku. – Jak na kaca masz całkiem dobry humor.
- Nie mam kaca. Cały alkohol wyparował w nocy – uśmiechnęłam się. – Bo ktoś był strasznie napalony – stukałam delikatnie palcem wskazującym w jego policzek, po czym musnęłam jego wargi.
- Nic nie mogłem na to poradzić.
- Jesteś niegrzecznym chłopcem.
- Chcesz mnie ukarać? – nie wytrzymałam i roześmiałam się.
- Błagam nie... nigdy więcej takich pogaduszek – zeszłam z niego, kładąc się na plecach i przetarłam oczy, w których zebrały się łzy, przez rozbawienie.
- Chyba muszę się bardziej postarać, aby dostać karę – kontynuował, jak na złość mi, a po chwili poczułam jego usta na szyi, gdzie przygryzł skórę.
- Ash, nie! – nie mogłam przestać chichotać, to łaskotało. Jego ręka znalazła się pod koszulą, którą miałam na sobie, a po chwili czułam jak jego dłoń wkrada się pod materiał moich majtek. – Ashton...
- Hmm?
- Telefon – wyprostował się.
- Kurwa. To dopiero brak wyczucia – odsunął się ode mnie, a ja odetchnęłam. Usiadł na brzegu łóżka i sięgnął po urządzenie, odbierając. Podciągnęłam się i musnęłam ustami jego ramię.
- Zrobię kawę – szepnęłam, nie chcąc mu przerywać. Po formie jego wypowiedzi wiedziałam, że rozmawiał z właścicielem restauracji. Wstałam i poprawiłam się, kierując się na schody. Zeszłam na dół kierując się do kuchni i sięgnęłam po dwa kubki, włączając ekspres. To urządzenie o dziwo mnie nie nienawidzi i jak dotąd działa poprawnie, kiedy go używam. Święto!
Wyjęłam z lodówki mleko i zabrałam kubek, zamieniając go na drugi i znów wcisnęłam odpowiedni guzik. Dolałam mleka do swojej i schowałem je. Upiłam łyka i prawie wylałam kawę, kiedy nagle poczułam ramiona wokół brzucha i pocałunek na szyi.
- Kenna...
- Coś się stało?
- Muszę jechać do restauracji – westchnął.
- Znowu – mruknęłam, odwracając się w jego stronę.
- Właściciel będzie, więc muszę. Dawno z nim nie rozmawiałem, więc pewnie będzie chciał sprawdzić to i owo.
- Okay.
- Jesteś zła?
- Nie, poza tym, że to kolejny weekend, w którym miałeś zostać w domu, ale nie bo praca.
- Jesteś.
- Nie jestem. To już trzeci pod rząd – powiedziałam i stanęłam na palcach, po czym niedbale musnęłam jego usta. – Idę się ubrać – dodałam i wyminęłam go zabierając kubek z kawą ze sobą.
- Kenna – jęknął niezadowolony.
- Praca to praca, Ashton. Jak trzeba to trzeba. Zginął tam bez Ciebie - mruknęłam sarkastycznie.
- Obiecuję, że następny weekend jest cały twój – spojrzałam na niego, kiedy byłam już przy schodach.
- Uwierzę jak zobaczę – przewrócił oczami. – Nie rób tak.
Kończyłam śniadanie, czując na sobie uważny wzrok blondyna, który siedział naprzeciwko mnie. Wstałam odnosząc naczynia do zmywarki i westchnęłam. Zaczynał mnie irytować.
- Przestań – spojrzałam na niego.
- Co?
- Gapić się na mnie. Nie jestem zła.
- Podirytowana.
- Mam się cieszyć? Yey, mój chłopak kolejny raz musi iść do pracy w weekend, chociaż obiecał, że nie będzie musiał.
- Przestań się zgrywać.
- Przestań się czepiać, mam prawo być zła. To miał być nasz weekend, a ty spędzisz dzień w pracy. Świetnie.
- Bo muszę. Tak ciężko to zrozumieć?
- Tak – mruknęłam.
- Ale ty jesteś uparta – westchnął i wstał, a ja założyłam ramiona pod biustem mierząc go wzrokiem. Zatrzymał się naprzeciwko mnie, ułożył dłonie na moich ramionach. – Przyjadę do Ciebie wieczorem, okay?
- O dziewiątej zamykam drzwi – mruknęłam. – I Cię nie wpuszczę, jeśli się nie wyrobisz – zaśmiał się. Pochylił się i złączył nasze usta, w krótkim pocałunku.
- W porządku. Będę przed dziewiątą – uniosłam brew. – Na pewno.
- Zobaczymy.
- Kocham Cię, złośnico – musnął ustami moje czoło. – Zbieraj się, podrzucę Cię do domu.
Zapięłam pas i sięgnęłam do torebki, wyciągając z niej telefon. Odblokowałam go i dostrzegłam nieodebrane połączenie od Luke'a oraz wiadomość od niego. Zmarszczyłam lekko brwi. Nie odzywał się tyle czasu i nagle po dwóch spotkaniach coś go naszło? Okay, tęskniłam za nim, był moim przyjacielem, ale z drugiej strony, jeśli Ashton się dowie, że do mnie pisze, będzie źle.
- Coś się stało? – podniosłam wzrok na blondyna, który akurat zmieniał pas. – Masz taką minę – zerknął na chwilę na mnie.
- Nie, to tylko Jess – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Nie powinnam była kłamać, ale po co go denerwować, prawda?
Od: Lucas
Wciąż z Ashtonem, prawda? Daj znać, jak będziesz mogła gadać, chyba że mnie unikasz i dlatego nie odebrałaś
Prychnęłam pod nosem. Jego ego dalej jest na wysokim poziomie, to się chyba nigdy nie zmieni.
Do: Lucas
Jest masa powodów przez które mogłam nie odebrać, głupku. Zadzwoń za jakieś dwadzieścia minut, jeśli wciąż coś chcesz
Od: Lucas
Powód 1- Ashton. Powód 2- Fletcher. Powód 3- Irwin. Powód 4- Ashton Irwin. Powód 5- Ashton Fletcher Irwin.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Co tym razem?
- Wciąż Jess. Wysyła mi ewentualne imiona dla dziecka, niektóre są zabawne – zablokowałam telefon, opuszczając dłonie na kolana. Z dziwną łatwością przyszło mi to kłamstwo, chociaż nie czułam się z tym najlepiej.
- Co będziesz robić?
- Nie mam pojęcia, miałam inne plany niż samotny dzień.
- Kenna – westchnął.
- No co? Przecież się nie czepiam, po prostu miałam inne plany – zaśmiałam się cicho.
- Postaram się mieć jurto spokój. Cała niedziela tylko dla nas.
- Tak, słyszałam to już kiedyś. I tak przekonamy się jutro czy nagle nie będziesz musiał jechać do pracy.
- Kenna – burknął.
- Co?! Przestań w kółko wałkować ten temat. Musisz iść do pracy to idziesz. Przestań powtarzać, że będziesz miał wolne, kiedy oboje dobrze wiemy, że na dziewięćdziesiąt procent tak się nie stanie i będziesz tam musiał pojechać choćby na cholerną godzinę – zatrzymał samochód. – Dzięki za podwiezienie – mruknęłam. Odpięłam pas i bez pożegnania z nim, wysiadłam, zamykając za sobą drzwi.
Od razu skierowałam się w stronę odpowiedniej klatki schodowej. Odwróciłam się dopiero pod nią, ale samochodu już nie było. Mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam nawet nie patrząc na ekran.
- Czego chcesz?
- Wow, miłe powitanie – zaśmiał się.
- O mój Boże, przepraszam Luke, myślałam, że to Ashton – westchnęłam przytrzymując telefon policzkiem na barku i szukając kluczy w torebce.
- Tak mi się wydawało, że nie byłaś zbytnio zadowolona wysiadając z jego samochodu.
- Co?
- Hej – podskoczyłam, a mój telefon doznał bliskiego kontaktu z betonem.
- Kurwa.
- Nie, to tylko ja.
- Zbiję Cię, Lucas! – krzyknęłam i schyliłam się po telefon. – Nieee – jęknęłam zrozpaczona widząc stłuczony ekran. – Nienawidzę Cię.
- Tak, wiem – uśmiechnął się, na co przewróciłam oczami. – Zapłacę za naprawdę.
- Daruj sobie – w końcu znalazłam klucze i otworzyłam drzwi. – Co tu robisz? – skierowałam się na schody, wiedząc że i tak pójdzie za mną.
- Nina mieszka niedaleko. Akurat od niej wracałem i zauważyłem Ciebie.
- I zachciało Ci się wygłupów, przez które mój telefon ucierpiał.
- Mniej więcej. O co poszło?
- Co?
- Z Ashtonem.
- O nic – mruknęłam.
- Ale jesteś wkurzona.
- Bo oboje działacie mi na nerwy.
- Wow, miło. Więc o co poszło?
- Nie ważne – zatrzymałam się przy drzwiach od mieszkania i otworzyłam je od razu wchodząc do środka. – Co chcesz?
- Co powiesz na kawę? Ja stawiam.
- Okay, tylko się przebiorę.
- Serio? – odwróciłam się i spojrzałam na niego niezrozumiale. – Co na to Ashton?
- Chcesz żebym z tobą poszła czy chcesz mnie wkurzyć jeszcze bardziej?
- Dobra już nic nie mówię. Słowem o nim nie wspomnę.
- Już Ci wierzę – mruknęłam przechodząc do sypialni. Zabrałam ubrania na zmianę i przeszłam do łazienki. Słyszałam jak Luke chodzi po mieszkaniu. Przebrałam się szybko i zabierając kosmetyczkę i lusterko przeszłam do kuchni, gdzie zaczęłam poprawiać makijaż.
- Wciąż się tu malujesz?
- Tłumaczyłam Ci to tyle razy, Luke – odpowiedziałam nie odrywając wzroku od swojego odbicia w lusterku.
- Tak, tak światło dzienne czy coś – usiadł obok mnie i zaczął grzebać w mojej kosmetyczce. Zawsze to robił, kiedy malowałam się przy nim, więc nawet zbytnio nie zwracałam na niego uwagi. Zakręciłam tusz i wrzuciłam go do środka. Podstawił mi pod dłoń szminkę w ciemnoczerwonym kolorze. Spojrzałam na niego.
- Dlaczego?
- Może kiedyś się dowiesz – uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego jak na głupka. Pomalowałam usta i związałam włosy z tyłu w niewielką kitkę, zostawiając pasma z przodu.
- Możemy iść – powiedziałam, wstając i zbierając swoje rzeczy. – Dokąd?
- W życiu nie zgadniesz – powiedział.
- Kawiarnia blisko salonu.
- Psujesz całą zabawę, Kenna – mruknął, a ja się roześmiałam. Oboje uwielbialiśmy to miejsce i swego czasu chodziliśmy tam bardzo często.
Ostatnio zauważyłam, że nadużywam "wow" xD Irytuje mnie to xD
W końcu dokończyłam ten rozdział! Święto! :D
Kash vs. Lenna?
#ILWHff ♥
Lov U♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro