Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

Upewnijcie się, że czytałyście poprzedni, bo dodaję kolejny dzień po dniu ♥



Ten weekend miał wyglądać całkiem inaczej. Ashton miał po mnie przyjechać, zabrać moje rzeczy, mieliśmy wyjechać za miasto i miło spędzić czas. No i w tym wszystkim miało nie być Luke'a.

Ale oczywiście jak to w życiu bywa nic nie jest tak kolorowe jakbyśmy chcieli, a teraz i Ashton i Luke stoją u mnie w przedpokoju, mordując się wzrokiem. Co tam, że jeszcze niedawno byli dobrymi kumplami, prawie że przyjaciółmi.

Patrzyłam niepewnie to na jednego, to na drugiego. Fakt, że Luke był bez koszulki nie pomagał ani mi, ani Ashtonowi w zrozumieniu sytuacji.

- Co on tu robi? – spojrzał na mnie.

- Ciebie też miło widzieć, Irwin – prychnął.

- Zamknij się - burknęłam. Przecież nie pojawił w korytarzu bez powodu. - Był tutaj jak wróciłam z pracy, miał gorączkę więc pozwoliłam mu tu przenocować – wyjaśniłam. – Spał na kanapie.

- Nie jesteście razem, więc po co mu się tłumaczysz? – spojrzałam na niebieskookiego z niedowierzaniem. – Oh i pominęłaś ten mały, zapewne nieistotny szczegół o tym jak Cię pocałowałem, w sumie ty mnie też – wzruszył ramionami i wycofał się do salonu. – Miłego weekendu gołąbeczki! – patrzyłam w jego kierunku z chęcią mordu.

- To prawda? – przeniosłam wzrok na Ashtona, który przyglądał mi się uważnie.

- Tak – odpowiedziałam cicho. – Ale mogę to wytłumaczyć – prychnął.

- Słucham.

- Za pierwszym razem, kiedy to on mnie pocałował, odsunęłam się. Przy drugim razie, sprowokował mnie, namieszał mi w głowie, ale po chwili też to przerwałam. No i kazałam mu spać na kanapie, chociaż chciał się od tego wymigać. Wiem jak to beznadziejnie brzmi.

- Z wyjazdu nici. Muszę to wszystko przemyśleć, to jakaś kpina – odwrócił się i opuścił moje mieszkanie, zatrzaskując za sobą drzwi. Patrzyłam w ich stronę w szoku. Do moich oczu zaczęły zbierać się łzy.

- Polazł już?! – usłyszałam. Ogarnęła mnie złość. Jak on mógł się tak zachowywać?! Szybko przeszłam do salonu i stanęłam przy sofie, na której siedział blondyn. Spojrzał na mnie. – Co?

- Wynocha – wskazałam w stronę drzwi.

- Kenna.

- Ubieraj się i wynocha. Nie chcę Cię widzieć.

- Żartujesz sobie?

- To ty sobie żartujesz! Kompletnie nie mam pojęcia o co Ci chodzi. Gdybyś mi powiedział wprost czego chcesz to może byłabym w stanie zrozumieć twoje zachowanie, ale teraz nie jestem! Co to niby było? Jakaś pseudo scena zazdrości? Jesteś z siebie zadowolony?! Wszystko się układało, kiedy Ciebie nie było!

- Oh, okay, rozumiem – wstał. – To moja wina, że lecisz na mnie, ale kiedy mnie nie ma wolisz Ashtona – zamrugałam kilkukrotnie. – Myślałaś, że jestem ślepy?

- Bawi Cię to? Zabawkę sobie znalazłeś? Tak, czułam coś do Ciebie, ale jak widać jesteś dupkiem, który bawi się moimi uczuciami. Fajnie było mącić mi w głowie, wiedząc co czuję? I po co była ta cała szopka? Zaprzepaściłeś moje szanse na związanie się ze świetnym facetem, który naprawdę mnie kocha i do którego sama powoli zaczynałam coś czuć, bo co? Podaj mi powód!

- Czujesz coś do niego? Jeszcze wczoraj twierdziłaś, że nie wiesz co jest między wami.

- Twoje dziecinne zachowanie wiele mi uświadomiło – warknęłam.

- Więc idź do niego. Wystarczy, że przeprosisz, a kretyn Ci wybaczy – prychnął. Spoliczkowałam go, a ten spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Nie nazywaj go tak. Jedyny kretyn jakiego znam to ty – sięgnął po koszulkę, która wisiała na oparciu sofy i założył ją. Przeszedł na korytarz, zabrał skórzaną kurtkę i opuścił moje mieszkanie z głośnym trzaskiem. Łzy spływały po moich policzkach, już nawet ich nie powstrzymywałam.


Po kilkunastu godzinach użalania się nad sobą, opuściłam swoje mieszkanie. Doszłam do kilku wniosków i nawet jeśli miałyby kiedyś okazać się błędne, mam to gdzieś. W końcu człowiek uczy się na błędach, a moim obecnym błędem było łudzenie się, że Luke coś do mnie czuje.

Miałam zamiar porozmawiać z Ashtonem i przepraszać go do skutku. Chciałam z nim być, o ile mi wybaczy i da szansę- to było moje postanowienie. Łatwo pewnie nie będzie.

Wzięłam kilka głębokich wdechów za nim nacisnęłam dzwonek do drzwi. Serce biło mi bardzo szybko, oddech się spłycił, a dłonie pociły. Bałam się, cholernie bałam się tej konfrontacji. W zasadzie nawet nie miałam pewności, że był w domu, nie zwróciłam uwagi na to, czy jego samochód znajdował się na parkingu. Z każdą chwilą, która dłużyła mi się niemiłosiernie, robiła mi się coraz bardziej słabo. Niech on otworzy te cholerne drzwi, błagam.

Usłyszałam jak zamek w nich ustępuje, a po chwili mogłam go zobaczyć w samych dresach, z ręcznikiem na ramionach i mokrymi włosami. Musiał brać prysznic.

- Kenna? – zmarszczył lekko brwi. – Co ty tu robisz? – przełknęłam ślinę. Cały tekst, który układałam sobie w głowie i powtarzałam w kółko kilkanaście razy, wyparował.

- Przepraszam – powiedziałam. – Wszystko przemyślałam i zdecydowałam. Ja... chcę być z tobą, naprawdę tego chcę. Ta cała sytuacja wyniknęła tylko i wyłącznie z mojej głupoty, mojej winy. Zrobię wszystko abyś mi wybaczył, tylko proszę daj mi jeszcze jedną szansę – przyglądał mi się uważnie. – Przepraszam, co ja w ogóle sobie myślałam, przychodząc tu – chciałam się wycofać, kiedy poczułam jak łapie mnie za nadgarstek i wciąga do środka. Od razu złączył nasze usta, a drzwi zamknęły się za nami z lekkim trzaskiem.

Pocałunek był mocny i chaotyczny. Od razu dołączyły do niego nasze języki. Jego dłonie znalazły się na moich biodrach, a ja swoimi objęłam jego kark, przy okazji zrzucając z jego ramion, ręcznik. Złapał za końce mojego swetra i uniósł go. Na chwilę przerwał nasz pocałunek i pozbył się bordowego materiału, po czym znów naparł na moje wargi, swoimi. Wplotłam dłonie w jego wilgotne włosy, a jego poczułam na udach. Podniósł mnie, przez co pisnęłam zaskoczona tym nagłym gestem i przeszedł dalej, a ja objęłam go nogami w pasie. Zszedł pocałunkami na moją szyję, a ja odchyliłam głowę do tyłu, aby ułatwić mu do niej dostęp. Ostrożnie, bez większego problemu wszedł, ze mną na rękach, po schodach i po chwili wylądowaliśmy na jego łóżku. Pozbył się moich tenisówek i skarpet, po czym sięgnął do gumki od legginsów, które zaraz ściągnął z moich nóg. Podciągnęłam się i złączyłam nasze usta. Objął mnie w pasie i po chwili opadł plecami na pościel, a ja siedziałam na nim okrakiem. Sięgnęłam do stanika, pozbywając się go, a jego dłonie od razu wylądowały na moich piersiach. Zaczęłam składać pocałunki na jego szyi i klatce piersiowej. Czułam pod sobą, jak bardzo był podniecony. Jedna z jego dłoni wsunęła się pod materiał moich majtek, pocierając mój czuły punkt, a z moich ust wydobył się jęk. Poczułam jego palce w sobie, którymi poruszał.

- Ash... - westchnęłam. – Ja zaraz... - pocałował mnie, a ja po chwili jęknęłam wprost w jego usta, kiedy po moim ciele przeszło przyjemne uczucie. Oddychałam szybciej i płycej wprost w jego szyję. Przewrócił mnie na plecy i mocno pocałował, przy okazji pozbywając się mojej bielizny. Podciągnął się i sięgnął do szafki nocnej wyciągając z niej prezerwatywę. Pomogłam mu pozbyć się dresów. Rozerwał paczuszkę i założył jej zawartość na siebie. Znalazł się między moimi nogami i po chwili mogłam go poczuć w sobie. Cholera, był duży.

Oparł się na przedramionach po obu stronach mojej głowy i musnął szybko moje usta. Poruszał się powoli. Objęłam go nogami w pasie, a dłonie ułożyłam na jego ramionach, wbijając w nie paznokcie.

- Cholera... Kenna – przyśpieszył swoje ruchy. Złapałam jedną dłonią za jego kark, przyciągając go do siebie i naparłam swoimi wargami na jego. Od razu oddał pocałunek. – Cholera – przerwał pocałunek i wszedł we mnie pewnym ruchem, a z jego ust wydobył się głośny jęk. Wyszedł ze mnie i opadł bokiem na pościel, a usta przycisnął do mojego ramienia. Oddychał znacznie szybciej, tak samo jak i ja. Przekręciłam głowę na bok, patrząc na niego, uśmiechał się delikatnie, a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić. Przysunęłam się do niego, a jego dłoń, znalazła się na mojej talii, kciukiem zataczał delikatne kółeczka.

- Powtórka? – zapytałam lekko zachrypniętym głosem.

- Za chwilę – odpowiedział.


Odchyliłam głowę do tyłu i odgarnęłam włosy, czując ciepłe krople wody przyjemnie uderzające w moją twarz. Prysznic po dobrym seksie to coś cudownego, zwłaszcza po trzech razach. Sięgnęłam po żel pod prysznic i otworzyłam butelkę podtykając ją pod nos. Tak, zdecydowanie Ashton go używał.

Poczułam dłoń na biodrze, a drugą odgarnął moje włosy na bok, przytrzymując je i musnął ustami moją szyję. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i odwróciłam w jego stronę, zadzierając głowę do góry.

- Trochę mnie poniosło – przesunął palcami po moim obojczyku, gdzie wcześniej dostrzegłam kilka drobnych, czerwonych śladów.

- Nie tylko Ciebie – przyłożyłam dłoń do jego klatki piersiowej gdzie znajdowała się pojedyncza malinka. – Widziałeś swoje plecy?

- Ramiona zobrazowały mi to, co się dzieje z tyłu – uśmiechnął się. – Kocie – wzruszyłam niewinnie ramionami, oblizując spierzchnięte usta.

- Ups – zaśmiałam się. – Umyjesz mi plecki?

- Oczywiście – pochylił się i pocałował mnie. – Za chwilę – dodał, a moje plecy doznały bliskiego kontaktu z chłodnymi kafelkami.

Siedziałam na sofie w salonie z podciągniętymi nogami. Na sobie miałam bokserki chłopaka i jego koszulkę, a w dłoniach trzymałam kubek z ciepłą herbatą. Ashton postanowił wziąć się za zrobienie późnej kolacji i oczywiście nie pozwolił mi się zbliżać do kuchni, po moim ostatnim bliskim poznaniu z nożem.

Spojrzałam w jego stronę, kiedy układał coś na talerzu.

- Już się tak nie staraj – zachichotałam, odstawiając kubek na stolik.

- Zboczenie zawodowe – uśmiechnął się, podnosząc na mnie wzrok. Zabrał talerze i widelce, wyminął blat i stół, kierując się w moją stronę. – Proszę bardzo. Omlet z ziołami i wędzonym łososiem.

- Dziękuję – odebrałam od niego talerz i widelec. Usiadł obok mnie. Od razu ukroiłam kawałem i włożyłam go do ust. – Mmm... powinieneś mieć swoją restaurację.

- Może kiedyś. Mogę o coś zapytać?

- Oh, jasne – oparłam talerz uda, przytrzymując go dłonią. – To raczej nie będzie nic miłego, ale oczywiście – pokierowałam wzrok na niego.

- Co z Luke'iem? – westchnęłam cicho.

- Wywaliłam go za drzwi zaraz po tym jak wyszedłeś. Wcześniej się pokłóciliśmy.

- Powiedziałaś wcześniej, że był u Ciebie jak wróciłaś z pracy...

- Miał klucze, ale nie zabrał ich jak wychodził. Znalazłam je na podłodze w korytarzu.

- Naprawdę chcesz ze mną być?

- Oczywiście, że tak. Byłam idiotka łudząc się, że między mną, a Luke'iem coś będzie. Ta cała sytuacja nie dość, że dała mi do myślenia, to jeszcze pozwoliła mi dostrzec to, czego wcześniej nie zauważyłam. Luke był pomyłką, może i się w nim zakochałam, ale to nie było dobre uczucie, bardziej się tym dusiłam. Spędzanie czasu z tobą, było bardziej tym czego oczekiwałam. Nic nie było wymuszone, nie musiałam się z niczym kryć i mogłam być z tobą szczera. Czuję coś do Ciebie. Nie wiem czy mogę to jeszcze nazwać miłością, ale na pewno zauroczeniem, fascynacją czy nawet zakochan... - przerwał mi, pocałunkiem, który od razu oddałam.

- To mi wystarczy – przyłożył dłoń do mojego policzka, lekko pocierając go kciukiem. – Zapomnisz o nim i będziesz szczęśliwa. Ja sprawię, że będziesz szczęśliwa.





Także tego no, hej.. co tam u was? *chowa się za zwolenniczkami Kasha* xD

Tak tylko chciałabym zaznaczyć, że to nie koniec tej historii i jeszcze wszystko może się wydarzyć i ta cała sytuacja może się zmienić, czy coś... Tak btw w oryginalnej wersji tego rozdziału, mieli pojechać na tę randkę, ale coś im nie wyszło xD

To do następnego! ♥

#ILWHff ♥

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro