Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

08


Usłyszałam budzik, który przerwał mój sen. Jęknęłam niezadowolona, nie chciałam się jeszcze budzić. Poczułam jak coś pode mną, ostrożnie się przesuwa, delikatnie ciągnąc mnie za sobą, a zaraz po tym, doszło do mnie uczucie ramienia wokół mojej talii. Jak na zawołanie zaczęłam sobie przypominać wczorajszy wieczór.

Po owym pocałunku i tak dokończyliśmy to wino. Naprawdę nieźle szumiało mi wtedy w głowie, ale byłam świadoma tego co robię. To nie był jedyny pocałunek tamtego wieczoru. Spędziliśmy dobrą godzinę, jak nie dłużej na wymienianiu się pocałunkami, niczym nastolatki, na tyle dorosłe aby wiedzieć czym jest pocałunek, ale wciąż nie dojrzałe aby posunąć się dalej. Oczywiście byłam w stanie wyczuć to, jak na niego działam, ale oboje byliśmy niepewni, ja swoich uczuć, on tego jak mogłabym zareagować, gdyby spróbował czegoś więcej.

A później? Cóż... do niczego większego między nami nie doszło, tyle że poprosiłam go aby położył się ze mną, na jego cholernie wygodnym łóżku, zamiast na kanapie.

I tak oto leżałam w połowie na nim, mając na sobie jedną z jego koszulek i bieliznę, a on mnie obejmował, ale nie mogłam tak wiecznie na nim leżeć. Podciągnęłam się trochę, opierając jedno przedramię na jego klatce piersiowej, a drugą dłonią sięgnęłam do twarzy, przecierając oczy za nim je otworzyłam.

- Dzień dobry, śpiochu – uśmiechnął się, przyglądając się mi. Jego włosy były w nieładzie, moje pewnie też, a oczy błyszczały się.

- Budzik dopiero co zadzwonił – odpowiedziałam.

- To był drugi. Przy tym o czwartej trzydzieści nawet palcem nie kiwnęłaś.

- Kto normalny wstaje o tej porze?

- Ten kto jeździ na targ po świeże produkty. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe pożyczenie samochodu?

- Chcesz mi powiedzieć, że wstałeś przed piątą rano, pojechałeś gdzieś, wróciłeś i znów się położyłeś?

- Dokładnie, tyle że gdzieś tam w środku zajechałem jeszcze do restauracji.

- Jednak kocham swoją pracę – zaśmiał się.- Która godzina?

- Dziewiąta. Wstajemy?

- Jeszcze pięć minut – mruknęłam. Pozwoliłam zabrać mu rękę i położyłam się obok niego, wtulając głowę w poduszkę. Czułam jak przewraca się na bok. Otworzyłam jedno oko, zerkając na niego. Podpierał głowę na jednej dłoni, przyglądając mi się. – Nie ma na co patrzeć.

- Zdziwiłabyś się.

- Tak wiem, nie jestem taka brzydka nawet z rana – zachichotałam.

- Nawet jeśli wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę jak wyglądasz, to i tak nie zrozumiesz, bo nie możesz spojrzeć na siebie moimi oczami.

- Dużo by to zmieniło?

- Myślę, że sporo – uśmiechnął się delikatnie. Sięgnął dłonią do mojej twarzy, odgarniając z niej kosmyk moich włosów. – Pójdę zrobić śniadanie – powiedział, po czym wstał. Przewróciłam się na plecy, obserwując go. Miał na sobie jedynie spodnie dresowe.

- Ćwiczysz?

- Jak mam czas, a co?

- Widać – podciągnęłam się do pozycji siedzącej.

- Na plus?

- Jak najbardziej – nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- Zejdź zaraz na dół – powiedział, na co przytaknęłam. Skierował się na schody i po chwili zniknął mi z pola widzenia. Ashton nie naciskał, jeśli mogę to tak nazwać i nie był natarczywy. Większość facetów, po wczorajszym wieczorze, od razu przyssałaby się do moich ust, uważając, że mają do tego prawo, gdy on dał mi przestrzeń, zachowując się normalnie. Nie narzucał się, nie traktował jak własność czy oznaczony teren tylko dlatego, że się całowaliśmy. Doceniałam to, naprawdę.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam swojej torebki. Z ociągnięciem się podniosłam i skierowałam na schody, rozglądając się po salonie, ale tam również jej nie widziałam.

- Ashton, widziałeś moją... - skręciłam w lewo kiedy zeszłam ze schodów. – Luke? – zamrugałam kilkukrotnie, nie dowierzając w to co widzę.

- A ja się bałem, że coś Ci się stało, bo nie odbierałaś i nie ma Cię w domu – prychnął. – Zgubiłaś coś? Może majtki?

- Zamknij się – warknął Ashton.

- Co? Luke to... - zaczęłam, ale przerwał mi.

- To nie tak jak myślę? Daj spokój, nie bawmy się w to, Kenna. Ten tekst jest przereklamowany, a ty... - pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Przeniósł wzrok na Asha i od razu było widać wrogie nastawienie ich obu do siebie. Nie powiedział nic, tylko wycofał się i skierował do wyjścia.

- Luke! – zawołałam za nim, ale nie zareagował, tylko zatrzasnął za sobą drzwi. Czułam łzy zbierające się do moich oczu. Może to co pomyślał nie do końca było prawdą, ale bolała mnie jego reakcja i wręcz oskarżycielski ton. Owszem nocowałam tu, owszem całowałam się z Irwinem, ale nic więcej się nie wydarzyło, a nawet jeśli by do czegoś doszło, to co mu do tego?! Był w stanie się ze mną przespać, był w stanie ignorować ten fakt, nie porozmawiał ze mną o tym, a przez ostatnie dwa dni - nie licząc momentu, w którym się upił, ale i tak zostawił mnie rano z cholernym przepraszam na kartce - unikał mnie.

- Kenna? – w głosie chłopaka mogłam wyczuć ostrożność i niepewność. Podszedł do mnie powoli. Sięgnęłam dłońmi do twarzy, wycierając policzki. Wypuściłam głośniej powietrze z płuc.

- Jestem wścieła! Jeśli ten idiota myśli, że może odstawić pseudo scenę zazdrości, to się myli! To co jest między nami to tylko i wyłącznie moja sprawa, nasza sprawa. Normalnie nogi z dupy mu powyrywam jak go jeszcze spotkam. Co on sobie myśli? – wzięłam głęboki wdech. – Już mi trochę lepiej – mruknęłam po chwili. Podniosłam na niego wzrok, był zaskoczony. – Przepraszam.

- Za co?

- Głupio wyszło.

- Miałaś zamiar zaprzeczyć, że cokolwiek nas łączy?

- Oczywiście, że nie – prychnęłam, ściągając brwi.

- Więc nie masz za co. I nie rób tak – stuknął mnie palcem w czoło.

- Ej – złapałam się za nie. Uśmiechnął się do mnie, a ja nie mogłam nie odpowiedzieć mu tym samym gestem. Nawet jeśli sugestie i zachowanie Luke'a mnie bolały, Ashton miał na mnie dziwne kojący i uspokajający wpływ.


Wysiadłam z samochodu razem z blondynem. Było kilka minut po jedenastej, a my znajdowaliśmy się w pobliżu restauracji, w której pracował. Podał mi kluczyki do auta. Uśmiechnęłam się, zabierając je od niego. Patrzyliśmy na siebie. Po wizycie Luke'a atmosfera między nami trochę się popsuła, choć oboje staraliśmy się zachowywać normalnie. Cóż, słabo nam to wychodziło.

- Wszystko okay? – był jakby lekko zmartwiony.

- Słuchaj Ashton... - zaczęłam, ale widząc jego minę, nie mogłam powstrzymać chichotu. – To nie miało być nic strasznego. Chciałam tylko powiedzieć, że to całe wydarzenie z Luke'iem niczego między nami nie zmienia. Chyba, że ty tak uważasz – dostrzegłam jak odetchnął z ulgą. – Naprawdę Cię lubię. Dziękuję za wczoraj i za śniadanie – dodałam.

- Nie ma za co – uśmiechnął się.

- A teraz jadę do domu na dwugodzinną kąpiel z pianą.

- To pobudza moją wyobraźnię – zaśmiałam się na jego komentarz, lekko go szturchając. Poprawił swoje okulary. W życiu nie pomyślałabym, że na co dzień nosi soczewki, a jednak.

- W sobotę poproszę o wersję z okularami i związanymi włosami – uśmiechnęłam się.

- Jasne – zaśmiał się. – Znajdziesz dla mnie czas przed sobotą? Lunch, obiad czy coś?

- W czwartek mam wolne popołudnie. Obiad brzmi nieźle.

- Więc jesteśmy umówieni – oparłam dłoń na jego ramieniu i stanęłam na palcach, po czym musnęłam ustami jego policzek.

- Więc do zobaczenia we czwartek – powiedziałam i okrążyłam samochód wsiadając do niego. Pomachałam mu i po chwili odjechałam w stronę domu.

Krążyłam po mieszkaniu z jeszcze wilgotnymi włosami, przebrana w leginsy i koszulkę na ramiączkach. Postanowiłam trochę posprzątać, korzystając z wolnego dnia. Wolny poniedziałek to dobry poniedziałek.

Zamknęłam pralkę i włączyłam ją. Od razu przeszłam do sypialni, zamykając okna. Poprawiłam pościel na łóżku i rozejrzałam się. Dawno nie było tu tak czysto. Wróciłam do salonu. Usłyszałam jak drzwi się otwierają, więc się odwróciłam. Chciałabym zobaczyć swoją minę, która pewnie wyrażała szok i zaskoczenie, kiedy zobaczyłam Luke'a. Zamrugałam kilkukrotnie z niedowierzaniem.

- Cześć?

- Tak myślałem, że będziesz w domu – mruknął.

- Przyszedłeś przeprosić? – przeszłam do salonu.

- Przeprosić? Niby za co? – odwróciłam się w jego stronę, marszcząc brwi. – Za to, że pieprzyłaś się z Ashtonem, zaraz po tym jak przespałaś się ze mną? Jesteś gorsza od May – niemal czułam jak moje serce pęka na tysiące kawałeczków. Podeszłam szybko do niego i spoliczkowałam go. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, łapiąc się za piekący policzek.

- Nie przespałam się z nim! Do twojej wiadomości, tylko tam nocowałam! Ja jestem gorsza od May? A ty to co? Kiedy złamała Ci serce wiedziałeś do kogo zadzwonić. Upiłeś się i przespałeś się ze mną, słowem o tym nie wspominając do tej pory, jakby nic się nie stało, a stało się! Nie widziałam Cię całą sobotę, nie napisałeś nawet głupiej wiadomości tylko upiłeś się w barze i musiałam po Ciebie przyjechać, a na następny dzień rano znów Cię nie było! Kim ja jestem twoją opiekunką, pocieszycielką, dziewczyną która miała na chwilę złagodzić twój ból? Przyjaźniliśmy się, a tamta noc wszystko zniszczyła. Po alkoholu zachowujesz się jakby Ci zależało, a teraz... - wzruszyłam wolno ramionami z rezygnacją. – Wszystko się popsuło, nie widzisz tego? – mierzyliśmy się wzrokiem przez dłuższą chwilę.

- Uważasz, że to był błąd? – powstrzymałam się przed odpowiedzią. Już sama nie wiem co mam o tym myśleć. Żadne uczucia nie znikają od tak. Owszem jestem na niego wściekła, ale to nie znaczy, że znów widzę go w świetle przyjaciela, jeśli w ogóle jeszcze nimi jesteśmy. – Kenna?

- Co mam Ci odpowiedzieć? Od liceum nie było dnia w którym nie rozmawialiśmy, a teraz? Minął ledwie weekend, a ja już nie wiem czy nasze relacje wciąż mogę nazwać przyjacielskimi.

- Co Cię łączy z Ashtonem?

- A co to ma do rzeczy?

- Nie wmówisz mi, że jesteście przyjaciółmi. Oboje dobrze wiemy, że jest w tobie zakochany, a ty u niego nocowałaś.

- Całowaliśmy się – spojrzałam wprost w jego błękitne tęczówki. Nie zamierzałam go okłamywać. Jeśli mieliśmy rozmawiać to szczerze.

- Co? Jeszcze niedawno twierdziłaś, że się z nim nie umówisz.

- Zmieniłam zdanie. Jest naprawdę świetnym facetem – prychnął.

- A ja?

- Ty, co? Możesz mówić jaśniej nie czytam w... - pochylił się złączając nasze usta. Automatycznie oddałam pocałunek. Złapał za moje policzki, przytrzymując mnie, kiedy w głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Po co, do cholery, on to robi? Odsunęłam się od niego, mierząc go wzrokiem. Dostrzegłam na jego ustach kpiący uśmieszek.

- Wcale Ci na nim nie zależy.

- Wyjdź – powiedziałam cicho. Jeszcze chwila i rozpłacze się przy nim, a tego nie chcę. Oczywiście, że mu na mnie nie zależy. – Nie słyszałeś? Wynocha!

- Kenna...

- Daj mi spokój Luke. Najpierw mnie ignorujesz, rano odstawiłeś komedię, a teraz to... Czego ty chcesz? Nie jestem twoją zabawką. Chciałeś mi tym coś udowodnić? Brawo, udało Ci się. Udowodniłeś jak wielkim, egoistycznym dupkiem jesteś. Po prostu... wyjdź.

- Za to ty udowodniłaś jak bardzo dwulicowa jesteś – prychnął i chwilę później opuścił moje mieszkanie. Wzięłam kilka głębszych wdechów. Nie będę płakać. Nie będę. Nie przez tego idiotę, ale nawet myśl o tym, że nie powinnam, nie powstrzymała moich łez.





Luke ty idioto 😠😠

Coraz więcej Kasha coraz mniej Lenny ;c Komplikuję tę historię bardziej niż na początku zamierzałam xD

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro