Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06

Zatrzymałam samochód naprzeciwko baru, w którym się znajdowali. Rozejrzałam się, dostrzegając chłopaków przed budynkiem. Miałam mętlik w głowie, naprawdę. Samo patrzenie na niego mnie bolało, ale nie mogłam go od tak zostawić i to w takim stanie, po prostu nie mogłam. Nawet przez chwilę się nie zawahałam, kiedy Calum do mnie zadzwonił, musiałam po nich przyjechać. Za bardzo zależało mi na blondynie.

Wysiadłam z auta, kierując się w ich stronę. Luke leżał na ławce, bełkocząc coś pod nosem, a Calum stał obok, patrząc na niego jak na idiotę. Zdecydowanie był bardziej trzeźwy od blondyna.

- Kenna – uśmiechnął się do mnie, a blondyn od razu się podniósł do pozycji siedzącej. – A ja go musiałem namawiać i nic – westchnął Hood.

- Keeeen – Luke wyciągnął w moją stronę ręce, uśmiechając się szeroko.

- Dużo wypił? – stanęłam obok nich, patrząc na bruneta.

- Za dużo, nawet jak na niego – odpowiedział. Poczułam jak łapie moją dłoń, więc spojrzałam w dół. Bawił się moimi palcami, uśmiechając się głupkowato. – I nie chce iść do domu.

- Gorzej niż z dzieckiem – westchnęłam. – Luke? – podniósł na mnie swój wzrok. Jego oczy błyszczały od nadmiaru alkoholu. – Pojedziemy do domu, dobrze?

- Nie.

- Luke, proszę...

- Możemy pojechać do Ciebie – odpowiedział. Nabrałam powietrza w płuca i powoli wypuściłam je ustami.

- Dobrze, pojedziemy do mnie. Cal, pomożesz mi z nim?

- Tak, jas...

- Sam pójdę – burknął i wstał. Od razu zniosło go do przodu, a dokładniej mówiąc na mnie. Ledwie udało mi się go utrzymać, na szczęście i Cal zareagował, łapiąc go za ramię. – Chyba na Ciebie lecę, mała – zaczął się śmiać.

- Lepiej trzymaj pion, a nie bawisz się w ptaka.

- Jeszcze nie zacząłem się nim bawić... ale możemy spróbować później – potrząsnęłam głową, starając się go zignorować i nie wdawać się z nim teraz w dyskusję.

- Ty, boski żigolo... lepiej spróbuj wpakować swoją dupę do samochodu, a nie swojego chuja w laskę... - kolejny geniusz elokwencji i delikatności. Boże.

- Zamknijcie się oboje, albo was tu zostawię – burknęłam.

Otworzyłam samochód, kiedy w końcu do niego dotarliśmy, a to wcale nie było proste, zważywszy na blondyna, który cały czas przechylał się w moją stronę. To żyrafowato-człowiekowate coś ważyło swoje, wbrew pozorom. Rozłożył się na tylnej kanapie mamrocząc coś pod nosem.

Zajęłam miejsce kierowcy, a Calum usiadł obok mnie i odjechałam. Luke cały czas coś gadał, bez większego składu i ładu. Od czasu do czasu czułam jego dłoń na ramieniu, co było rozpraszające. Kilka minut później ucichł i byłam prawie pewna tego, że zasnął.

- Błagam, powiedz, że masz na tyle sił, aby pomóc mi go wtaszczyć na górę.

- Damy radę.

- Później Cię odwiozę. Jak to się stało, że doprowadził się do takiego stanu?

- Pił prawie że dwa razy więcej ode mnie. Kiedy ja wypiłem jedną kolejkę, on dwie. Później jeszcze pił whisky.

- Nie będę po nim sprzątać, jak zarzyga mi łazienkę – mruknęłam.


Jakoś udało nam się zataszczyć półprzytomnego Luke'a do mojego mieszkania, a kiedy padł na łóżko zajęło mu dosłownie chwilę, aby zasnąć i zacząć chrapać. Ściągnęłam mu buty i spodnie, które zawiesiłam na krześle. Wyszłam na korytarz, przymykając za sobą drzwi i odstawiłam buty na szafę.

- Cal?

- Daj mi chwilę! – spojrzałam zaskoczona w kierunku łazienki gdzie było włączone światło. Usłyszałam wodę, a chwilę później opuścił pomieszczenie, wycierając dłonie o spodnie.

- Tam był ręcznik, wiesz? – zapytałam z rozbawieniem. Machnął tylko ręką. – Możemy iść?

- Pewnie – zamknęłam za nami drzwi od mieszkania i w ciszy zeszliśmy na dół, kierując się na parking. Znałam Caluma mniej więcej tyle samo ile Luke'a, również uczył się w naszym liceum, przyjaźnili się, więc to oczywiste, że przebywaliśmy w swoim towarzystwie, tyle że nigdy nie mieliśmy jakiegoś świetnego kontaktu. To, że mieliśmy wspólnego przyjaciela nie oznaczało od razu, że sami pałaliśmy do siebie wielką przyjaźnią. Byliśmy bardziej jak dobrzy znajomi, nic poza tym. Wiedzieliśmy o sobie to i owo, ale sami sobie zbytnio się nie zwierzaliśmy.

Wcale się nie zdziwiłam, że połowa drogi do mieszkania chłopaka minęła nam w ciszy. Zdziwiłam się bardziej tym, że postanowił ją przerwać.

- Więc... - zaczął, a ja kiwnęłam lekko głową na znak, że go słucham. – Przespałaś się z Luke'iem?

- Cze... Co? Od razu do rzeczy, zero podchodów...

- Wygadał się.

- Ooh. I?

- Chciałem się upewnić, że chłopaczyna niczego sobie nie wymyślił, ale twoja reakcja jest jednoznaczna. Wow... naprawdę? W życiu bym nie pomyślał.

- Rzeczywiście jest o czym gadać – burknęłam. – Tak, przespałam się z nim. To był jeden, jedyny raz, błąd, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Koniec tematu.

- A co z Ashtonem?

- Ashtonem? – zdziwiłam się. – Co on ma do tego?

- Luke bełkotał coś, że wolisz jego, że się spotykacie czy coś takiego...

- Aha. A co on ma do tego z kim się widuję? – zatrzymałam samochód i spojrzałam na chłopaka.

- Nie wiem, ale raczej mu się to nie podobało. Nawet go przeklinał – wzruszył ramionami. – Chyba musicie pogadać, czy coś.

- Jakbyśmy mieli o czym.

- Chyba się przyjaźnicie?

- Dzięki, że mi z nim pomogłeś. Dobranoc Calum – odpowiedziałam nie patrząc na niego.

- Ta, okay. Nie będę się wtrącać. Do zobaczenia, Kenna.

- Do zobaczenia, Cal – odpowiedziałam za nim zatrzasnął za sobą drzwi. Wypuściłam głośniej powietrze z ust. Niby co ja teraz miałam sobie myśleć? Luke odwala, to co odwala, a Ashtona zraniłam i to bardzo. Do tego Calum pewnie ma mnie za dziwkę czy kogoś tego pokroju. Świetnie.


Weszłam do mieszkania od razu dostrzegając palące się w łazience światło i uchylone do niej drzwi. Podeszłam do nich zaglądając do środka i od razu dostrzegłam Luke'a na podłodze opartego plecami o ścianę. Nadmierna ilość alkoholu najwidoczniej mu zaszkodziła.

- Luke? – podniósł głowę. Wyglądał okropnie, nie dość, że wciąż był pijany, był też zmęczony i przed chwilą najprawdopodobniej wymiotował. – Już lepiej?

- Nie – mruknął. Zamknął oczy, opierając głowę o kafelki. – Dobra – podniósł się i zachwiało nim. Szybko zmienił zdanie.

- Chodź – objęłam go w pasie. – Otworzę okno w pokoju, pooddychasz świeżym powietrzem i będzie dobrze.

- Mogłaś mnie tam zostawić.

- Nie mogłam – mruknęłam. – Nie zrobiłabym tego – przeszliśmy do sypialni. Usiadł na łóżku, a ja podeszłam do okna, uchylając je. Od razu poczułam chłodniejsze powietrze.

- Dlaczego? – odwróciłam się w jego stronę. Nie patrzył na mnie.

- Po prostu.

- To nie jest odpowiedź, Kenna.

- Przyjaciół – to słowo ledwie przeszło mi przez gardło. Miałam nadzieję, że będąc w obecnym stanie, tego nie wyłapie. – Nie zostawia się w potrzebie – dokończyłam. – Zrobię Ci herbaty, powinna pomóc – przeszłam przez pokój w kierunku drzwi.

- Ken? – odwróciłam głowę, spoglądając na niego przez ramię. Patrzył wprost w moje oczy z nieodgadnionym, dla mnie, wyrazem twarzy. Nie miałam pojęcia o czym teraz myśli. – Nie nic, nieważne – westchnął. Posłałam mu lekki uśmiech i opuściłam pomieszczenie, kierując się do kuchni.

Siedziałam w milczeniu z Luke'iem dobre dwie godziny za nim postanowił się położyć. Pierwszy raz bałam się odezwać, dlatego tego nie zrobiłam. Dla mnie cisza między nami, nigdy nie była krępująca, nawet teraz, nie wiem jak dla niego. Ostatnio jest dla mnie większą zagadką niż nawet na początku naszej znajomości. Jeszcze niedawno byłam w stanie przewidzieć jego myśli, domyśleć się co chodzi mu po głowie, ale teraz było trudniej, znacznie trudniej.

Po tym jak przespaliśmy się ze sobą, między nami pojawił się jakiś dziwny mur. Przeważnie kiedy ktoś się z kimś prześpi, ten mur pęka, znika, otwiera te osoby na siebie. W naszym przypadku jest odwrotnie. Mur którego nie było, powstał. Nie potrafiliśmy już ze sobą normalnie porozmawiać, ten dystans był wyczuwalny i czułam się z tym okropnie.

Tamta noc była wspaniała, nie myślałam wtedy zbytnio o konsekwencjach, dałam się ponieść mieszance uczuć i alkoholu. To było najgorsze co mogłam zrobić, przecież był moment, w którym zapaliła mi się w głowie czerwona lampka, mogłam wtedy to przerwać, ale tego nie zrobiłam. Już sama nie wiedziałam czy tego żałowałam czy nie. Na pewno żałowałam tego, jak zniszczyło to nasze relacje.

Spojrzałam na niego, kiedy mruknął coś pod nosem. Przykryłam go do połowy kołdrą i uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. To będzie długa i zapewne nieprzespana noc.

Zabrałam z szafy koc i przeszłam do salonu. Wiele razy zasypiałam na sofie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, ale teraz była dziwnie niewygodna.


Obudziłam się, z zaskoczeniem dostrzegając, że spałam w łóżku. Lekko zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju. Raczej mi się nie przyśniło, że odbierałam pijanego Luke'a spod baru... Wstałam i od razu przeszłam w stronę kuchni, ale w mieszkaniu byłam sama. Dostrzegłam kartkę na stole.

Nie chciałem Cię budzić, ta sofa jest cholernie niewygodna, dlatego przeniosłem Cię do łóżka. Dzięki za wczoraj, umarłbym na tej ławce gdyby nie ty. I przepraszam za sprawienie Ci problemu.

Oh świetnie.

- Luke, stałeś się cholerną zagadka – westchnęłam.


Jestem kimś w rodzaju hipokryty. Potrafię doradzić czy pouczać innych, ale sama nie stosuje się do swoich spostrzeżeń. Co ja sobie myślałam? Podniosłam wzrok na restaurację, w której Ashton pracuje jako menadżer. Całą tą sytuacją z Luke'iem zraniłam go i to bardzo, powinnam go zostawić w spokoju, ale... już sama nie wiem.

Weszłam do środka, rozglądając się. Pomieszczenie było klimatyczne i nowocześnie urządzone. Czerwona cegła idealnie komponowała się z ciemnym drewnem na podłodze i w postaci mebli, a to wszystko rozjaśniały jasne ściany. Klimat loftu idealnie tu pasował.

- Przepraszam... - zatrzymałam przechodzącą kelnerkę.

- Dzień dobry – uśmiechnęła się. – Miała pani rezerwację, czy...

- Właściwie to ja...

- Kenna? – obie spojrzałyśmy w bok na Ashtona, który po chwili zatrzymał się obok nas. Zlustrowałam go wzrokiem. Widok blondyna w koszuli, zapiętej niemal na ostatni guzik oraz w marynarce to rzadkość. Do tego przydługie włosy miał związane z tyłu w niewielką kitkę. Na co dzień preferuje inny styl. Zadziwiające jest to, że w obu wersjach nieźle się prezentuje. – Możesz iść Ive – posłał dziewczynie uśmiech, a kiedy odeszła przeniósł na mnie wzrok. – Co tu robisz? Zaskoczyłaś mnie.

- Jeśli Ci przeszkadzam, to powiedz. Boże, co ja w ogóle sobie myślałam – westchnęłam. – Przepraszam.

- Za co mnie przepraszasz?

- Jesteś jedyną osoba, która jest wtajemniczona w tę całą sytuację, z którą o tym rozmawiałam i... w ogóle nie powinnam była tu przychodzić, przepraszam, że zawracam Ci głowę. Nie będę Ci przeszkadzać, pójdę...

- Coś się stało? – spojrzałam na niego niepewnie. Westchnął, jakby znał już odpowiedź. – Obiecałem Ci lunch, pamiętasz? Zapraszam.

- Jesteś pewien?

- Bo zmienię zdanie – mruknął i skierował się w głąb sali, a ja udałam się za nim. Wskazał stolik na końcu, miałam wrażenie, że był trochę odosobniony, ale to zapewne było zamierzone. Wiedział, że chcę się wygadać. Odsuną mi krzesło, a ja posłałam mu delikatny uśmiech z wdzięczności. – Daj mi chwilę, przyniosę kartę.

- Nie musisz. Zdam się na Ciebie – zatrzymałam go.

- Cóż, w takim razie polecam łososia w cieście francuskim z pesto z suszonych pomidorów*.

- Brzmi świetnie.

- Do tego wino? Białe.

- O tak, alkohol mile widziany. Powiedziałabym, że całą butelkę, ale chyba nie wypada – zaśmiał się.

- Spokojnie, jeśli będzie trzeba to i butelka się znajdzie – był rozbawiony. Obserwowałam go jak odchodzi. Obie kelnerki, które obecnie stały za barem, spojrzały na mnie dziwnie. Zauroczone szefem? Oh, dobrze, że jakoś się ubrałam. Dlaczego tak pomyślałam? Jakbym chciała zrobić im na złość.

Wygładziłam dłońmi materiał zwiewnej, białej sukienki i ściągnęłam kapelusz, odkładając go na krzesło obok, po czym poprawiłam włosy. Dziewczyna, którą zaczepiłam wcześniej podeszła do stołu, zabierając z niego niepotrzebne naczynia, zostawiając jedynie dwa zestawy kieliszków i sztućców. Posłała mi, tym razem, wymuszony uśmiech i odeszła. Chwilę później, Ashton siedział naprzeciwko mnie.

- Twoja koleżanka chyba mnie nie lubi.

- Ive? – był zaskoczony.

- Oh, zauważyłam tę różnice w uśmiechu zanim wyszło, że się znamy i teraz.

- Zazdrosna?

- Ja czy ona? – nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. Do cholery dlaczego z nim flirtuje?!





*jak Boga kocham (złe stwierdzenie, bo jestem niewierząca xD) ale jak nienawidzę pomidorów pod wszelką postacią, tak w tym daniu je kocham 😍

Dobra, zmieniłam trochę koncepcję (żeby było ciekawie) i teraz nie jest to tylko historia o Lucasie ale też o Ashtonie :D I już sama nie wiem z kim będzie Kenna xD

Lenna vs. Kash (zmieniłam ship dla Kenny i Ashtona, ten jest fajniejszy xD)??

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro