Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05

- Nienawidzę facetów! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! – podbiegłam do blondyna i wtuliłam się w niego. Objął mnie ramionami, a jedną z dłoni zaczął pocierać moje plecy.

- Był dupkiem.

- Dzięki za śliwę pod okiem – mruknęłam.

- Należało mu się.

- Chyba nabiłam mu drugą.

- Co?

- Nazwał mnie dziwką, przy wszystkich. Do tego stwierdził, że puszczam się z tobą – prychnęłam. Czułam jak się napina.

- Zabiję go.

- Nie, Luke. Zostaw go. To tylko pogorszy sprawę, ale dziękuję.



Podniosłam wzrok znad kubka z kawą na blondyna. Pochłonięty był swoim jedzeniem i przeglądaniem telefonu. Zachowywał się, normalnie? Może to złe słowo. Wciąż był podirytowany i wściekły na tę sytuację z May, ale jeśli chodzi o mnie... zachowywał się tak, jakby do niczego nie doszło. I to na pewno nie przez to, że nie pamięta. Nie ważne ile by nie wypił, nie pamiętam aby urwał mu się film, kiedykolwiek. Zresztą, widziałam go w gorszym stanie, niż w tym, w jakim był wczorajszego wieczora/nocy. Chyba po prostu nie chciał pamiętać.

- Mam coś na twarzy? – zamrugałam kilkukrotnie, słysząc go.

- Co? Zamyśliłam się, przepraszam. Mówiłeś coś?

- Nie, po prostu się zawiesiłaś – zaśmiał się. – Wszystko okay?

- Tak, nie licząc kaca i bólu głowy – mruknęłam.

- Mieszanie whisky z winem nie było dobrym pomysłem, też odczuwa tego skutki.

- Luke, co do... - przerwał mi dźwięk jego telefonu. Zmarszczył brwi, a ja już wiedziałam kto musiał do niego dzwonić.

- To May – burknął, odrzucając połączenie i odkładając urządzenie, trochę za mocno, na stół. – Czego ona jeszcze chce?

- Pogadać?

- Jakbyśmy mieli o czym – prychnął.

- Rozmowa jest potrzebna w każdej sytuacji, Luke – powiedziałam i wstałam. Podniosłam portfel, który jako jedyny zabrałam z domu, skoro i tak poszliśmy do restauracji znajdującej się ulicę dalej od mojego mieszkania i wyciągnęłam pieniądze należne za mój posiłek, które położyłam na stole. – Źle się czuję, wracam do domu.

- Co? Ale...

- Do zobaczenia, Luke – wyminęłam go.

- Świetnie – burknął za mną coś jeszcze, ale nic z tego nie zrozumiałam. Opuściłam knajpkę i szybkim krokiem udałam się w stronę bloku. Jestem cholerną idiotką! Jeszcze chwila i rozbeczałabym się przy nim. Pociągnęłam nosem i przetarłam zaszklone oczy.

Zatrzymałam się z zaskoczeniem dostrzegając Ashtona pod klatką schodową. Odwrócił się z westchnięciem i przeczesał dłonią włosy. Podniósł wzrok, zatrzymując go na mnie.

- Hej – uśmiechnął się, a ja szybko skierowałam się w jego stronę. – Dzwoniłem do Ciebie, ale nie odbierałaś i... - wtuliłam się w niego, dając upust łzom.

- Przepraszam – szepnęłam załamującym się tonem. Objął mnie jednym ramieniem, a druga z jego dłoni znalazła się na mojej głowie, gładząc delikatnie włosy.

- Kenna? Co się dzieje?

- Ash? – spięłam się słysząc jego głos.

- Luke, co tu robisz?

- O to samo mógłbym zapytać Ciebie. Od kiedy jesteście tak... blisko? – odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na niebieskookiego. Nie rozumiałam jego postawy, była jakby wroga? Ale dlaczego?

- Niezbyt długo – odpowiedział piwnooki.

- Zostawiłaś telefon – powiedział wyciągając białe urządzenie z kieszeni spodni. Podeszłam do niego i chwyciłam za nie, ale on go nie puścił. Podniosłam wzrok. – Co jest? – zapytał.

- Nic.

- Ale ty...

- Wszystko w porządku, Luke – wymusiłam uśmiech. – W porządku – powtórzyłam. Puścił mój telefon. – Pójdę się położyć – odwróciłam się i skierowałam do wejścia.

- Ashton?

- Muszę z nią porozmawiać – usłyszałam za sobą.

- Tak, jasne – otworzyłam drzwi do klatki schodowej i przeszłam dalej. Chwilę później słyszałam za sobą kroki.

- Kenna?

- Błagam Cię Ash, nie teraz.

- O co chodzi? Coś się stało między wami? Pokłóciliście się? Czego chciał wczoraj?


Czułam jak uścisk Ashtona wokół mnie, staje się lżejszy, a po chwili zniknął całkowicie. Siedzieliśmy w moim salonie, a ja dokładnie przed chwilą powiedziałam mu wszystko. O zdradzie May, zerwaniu zaręczyn, o tym, że ja i Luke...

Podniosłam na niego spojrzenie. Nie potrafiłam opisać jego miny, ale raczej nie wróżyła miłych odczuć. Nasz wzrok się spotkał, a on wymusił lekki uśmiech.

- O ile słowami nie mogłaś mnie zranić, to...to dotknęło mnie dość mocno – zaśmiał się krótko.

- Jestem idiotką, wiem.

- Z jednej strony Cię rozumiem – spojrzałam na niego pytająco. – Gdybyś mi powiedziała, że chcesz się ze mną przespać, pewnie bym się nie zawahał. Z drugiej jednak, oboje wiemy, że nie byłaś na tyle pijana by powiedzieć „nie" i że byłaś świadoma tego, że raczej nie weźmie tego na poważnie – zabolało, nawet jeśli było to prawdą. Wiedziałam, że nie powinniśmy, wiedziałam, że ta sytuacja wynikała pod wpływem negatywnych uczuć podsyconych alkoholem, wiedziałam.

- Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Słowem o tym nie wspomniał.

- Widocznie to było zbyt niewygodne – jęknęłam załamana i opadłam na sofę, nakrywając głowę poduszką.

- Chcę umrzeć. Przespać się z kimś, do kogo coś się czuje, a później być ignorowanym, to chyba najgorsze, możliwe uczucie.

- Sądzę, że uczucie patrzenia na kogoś, na kim Ci zależy we wcześniej wymienionej sytuacji jest gorsze.

- Przepraszam, Ashton. Tak bardzo cię przepraszam. Wiem co do mnie czujesz, a pomimo tego ja... Boże, jestem okropnym człowiekiem. Nic tylko mnie zabić.

- Tak, masz rację – spojrzałam na niego. Uśmiechnął się. – Jakoś przeżyję, ty też dasz radę. Będzie dobrze, Kenna – powiedział, a ja podciągnęłam się, znów siadając.

- Dlaczego nie mogłam zakochać się w tobie? Wszystko byłoby prostsze – objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie, a ja wtuliłam się w niego. Westchnął cicho.

- Serce nie sługa.

- Szkoda, że nie można od tak zamienić sympatii w miłość – szepnęłam.


Westchnęłam, przekręcając się na drugi bok. Było już po drugiej w nocy, a ja wciąż nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o tym co zaszło między mną, a Luke'iem, o poranku, o jego reakcji na Ashtona, która swoją drogą była dziwna, ale pewnie po prostu nie spodziewał się go tutaj, przecież mu nie mówiłam, że się spotkaliśmy i rozmawialiśmy.

Wypuściłam głośniej powietrze z ust, przekręcając się na plecy i wlepiłam wzrok w sufit. Moje myśli znów wróciły do tego co działo się wczoraj na tym łóżku i nie mam pojęcia jakim cudem, nawet po zmienieniu pościeli i ogólnym sprzątaniu, bo musiałam się czymś zająć po wyjściu Ashtona, wciąż mogłam poczuć zapach jego perfum, perfum Luke'a, które uwielbiałam. Nie wspominając o tym, że sama pomagałam mu je wybrać.

Mój telefon zaczął dzwonić, co mnie zaskoczyło. Sięgnęłam po niego. Dostrzegłam zdjęcie Luke'a. Dlaczego miały dzwonić do mnie o tej porze. Podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Tak? – odebrałam.

- Kenna, dziękuję! – to nie był głos blondyna. – Tu Calum.

- Oh, hej... C-coś się stało?

- *Daj mi ten tel..efon, kurwa!* - usłyszałam bełkot w tle. – Powiedzmy, że Luke trochę zaniemógł, aż dziwne, że kontaktuje, chyba... ja jestem w nieco lepszym stanie, ale za kółko nie wsiądę no i oboje zostaliśmy bez gotówki... A Ash i Michael się na nas wypieli i chuje nie odbierają.

- Jasne, gdzie jesteście?

- Kocham Cię! – słyszałam jak Luke coś mówi w tle, jeśli można to tak nazwać, kiedy brunet podawał mi adres jakiegoś pubu. Chwilę później rozłączyłam się i podniosłam się z łóżka. Naciągnęłam jeansy na nogi i jakąś bluzę. Zabrałam kluczyki od auta i mieszkania i w pośpiechu opuściłam mieszkanie.





Krótki, ale obiecuję, że niedługo pojawi się dłuższy :)

Się porobiło :D

Lenna vs Akenna? :D (dziwne te shipy xD)

Lov U♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro