03
- Luke? – spojrzałam na niego. Leżeliśmy na moim łóżku nie robiąc nic oprócz wpatrywania się w sufit i słuchania Arctic Monkeys. Blondyn właśnie pokłócił się z ze swoją dziewczyną i był naprawdę zdenerwowany, kiedy do mnie przyszedł. Oczywistym było, że wpuściłam go do domu, nawet jeśli było przed jedenastą w nocy i byłam pewna, że matka urządzi mi przez to pogadankę, nawet jeśli wiedziała w jakich stosunkach byłam z Luke'iem. – Będzie okay.
- Wątpię. To nie to samo co było na początku. Odnoszę wrażenie, że ona nie ma swojego życia. Kiedy mam więcej czasu, zawsze chce się spotkać. W moim życiu nie istnieje tylko ona, mam też Ciebie, kumpli... ona mnie ogranicza – westchnął. Ułożyłam swoją znacznie mniejszą dłoń na jego, zaciskając ją lekko, co odwzajemnił.
- Po prostu jej to powiedz.
- Zrobiłem to. Stwierdziła, że mi nie zależy.
- Więc może czas to zakończyć? Związek nie polega na ograniczaniu, a na dawaniu przestrzeni w zaufaniu. Kiedy się kogoś kocha, nawet jeśli ta osoba nie jest przy tobie, po prostu wiesz, że cokolwiek by nie robiła i tak zależy jej na tobie i o tobie myśli. Miłość to kwestia zrozumienia i zaufania, trochę jak matematyka, tyle że jej nie trzeba tłumaczyć, albo raczej nie da się wytłumaczyć – zaśmiał się krótko.
- Byłoby prościej jakbyśmy byli razem – teraz to ja się zaśmiałam.
- Tak, definitywnie. Jak seks brata z siostrą.
- Trochę obrzydliwe. Dzięki.
- Za co? – przewróciłam się na bok, przyglądając mu.
- Za to, że jesteś. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił.
- Marnowałbyś swoje życie – zachichotałam, na jego ustach pojawił się uśmiech. Przeniósł swój wzrok z sufitu na mnie.
- Pewnie masz rację, Kenna.
Upiłam łyka kawy, siedząc za ladą. Aktualnie nie miałam nic do roboty. Był piątek, koło trzeciej i o dziwo w salonie była jedna klientka, którą zajmowała się moja szefowa. Przeglądałam jeden z katalogów z kosmetykami, kiedy usłyszałam jak drzwi się otwierają. Podniosłam wzrok, a blondynka od razu uśmiechnęła się do mnie, kiedy napotkałam jej spojrzenie.
- May, co ty tu robisz? – zapytałam, starając się brzmieć dość miło.
- Luke chce mnie zabrać gdzieś dziś wieczorem więc pomyślałam, że pomożesz mi zrobić się na bóstwo. Jeśli masz czas, oczywiście.
- Ma, ma – usłyszałam. Spojrzałam na rudowłosą dość wymownie. – I tak nic nie robisz.
- To świetnie – odezwała się blondynka. – Zawsze podziwiałam twoją zdolność do robienia makijaży.
- Może jakąś maskę na początek? – żebyś nie gadała.
- Jak uważasz, chociaż odrobina nawilżenia by się przydała.
- Świetnie – wstałam z miejsca. – Chodź.
Stukałam palcami w ekran telefonu pisząc wiadomość, która była już cholernie długa, a jedyne, powielane, zdanie jakie zawierała to zabij mnie, albo będziesz mnie odwiedzał w więzieniu, błagam. W końcu wysłałam to bezsensowne coś do Ashtona. Nie wiem dlaczego akurat do niego, może dlatego, że jemu jedynemu jako tako się wygadałam?
- Kenna? – spojrzałam na blondynkę. – Wiesz gdzie mnie zabiera?
- Nie.
- Pokłóciliście się ostatnio?
- Można to tak nazwać.
- To dlatego był taki wkurzony, kiedy wrócił od Ciebie wcześniej. Wciąż jest przybity.
- Jego problem – odpowiedziałam. – Ściągnę Ci tę maskę – powiedziałam podchodząc do niej i zatrzymałam się za nią.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy skończyłam ją malować. Naprawdę miałam ochotę zrobić wszystko, aby nie wyglądała dobrze, ale nie potrafiłam i nie mogłam. Nie dość, że za bardzo kochałam to co robię, aby celowo popełniać błędy, to jeszcze Luke bardziej by się na mnie wkurzył, nie wspominając o szefowej.
- Może jeszcze hybrydy? – zapytała, a ja jedynie wzruszyłam ramionami. Nie mogłam powiedzieć nie, ze względu na Jess, która wciąż tu była i miała mnie na oku. Wiedziała, że nie przepadam za dziewczyną, ale nie mogłam nic z tym zrobić na oczach jej i innej klientki.
- Jasne, pierścionek będzie lepiej wyglądał – mruknęłam cicho za nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Co?
- Co? – powtórzyłam.
- Jaki pierścionek? – patrzyła na mnie wielkimi oczami. – Czy Luke chce...
- Ja nic nie wiem – powiedziałam od razu.
- O mój Boże... Naprawdę? – uśmiechnęła się szeroko. Auć.
- Błagam nie mów mu, że wygadałam. Zabije mnie – chociaż prędzej sama to zrobię. Przytaknęła tylko energicznie. – O mój Boże – ile razy zamierza to powtórzyć?
- Usiądź – powiedziałam. – Musisz to przetrawić – wymusiłam uśmiech. Przepraszać za zepsucie jej niespodzianki, nie zamierzam. – Napijesz się herbaty albo kawy?
- Poproszę, herbatę.
- Więc zaraz wrócę, a ty wybierz kolor – wskazałam na lakiery i szybko udałam się na zaplecze. – Kurwa – przeklęłam pod nosem.
- Więc to jest ta słynna May – usłyszałam rudowłosą. – Ładniutka – prychnęłam na jej słowa.
- Właśnie popsułam jej zaręczynową niespodziankę – powiedziałam cicho.
- Suka z Ciebie.
- Nawet nie specjalnie. Powinnam się z tym czuć dobrze, a jest gorzej niż było. Jeśli Luke się dowie, nie wybaczy mi, nigdy.
- Nie powie mu – spojrzałam na nią pytająco. – Ona o dziwo Cię lubi i jest za bardzo tym podekscytowana, aby to zrobić. Idź do niej, zajmę się tym – kiwnęła głową w kierunku kubków.
- Okay – westchnęłam. – Dzięki.
Spojrzałam zaskoczona w kierunku drzwi, kiedy się otworzyły. Skończyłam właśnie malowanie paznokci dla May, Jess wyszła kilkanaście minut temu i praktycznie rzecz biorąc miałam już zamykać. Blondyn uśmiechnął się do mnie.
- Ashton? – blondynka była zaskoczona.
- Hej – przywitał się. – Zaraz kończysz, prawda? – spojrzał na mnie.
- Tak? A co?
- Obiecałaś mi kawę – zaśmiałam się pod nosem.
- Oczywiście.
- Nie wiedziałam, że się spotykacie, no wiecie, tak sami.
- Gotowe. Możesz już wyjąć dłoń – powiedziałam wyłączając lampę.
- Są świetne, dziękuję.
- Idź, szykuj się na randkę – pożegnała się z nami, wcześniej płacąc i zaraz wyszła. Wypuściłam głośniej powietrze z ust.
- Czy kiedykolwiek byłaś dla niej aż tak miła?
- Wygadałam o zaręczynach.
- Co?
- Niechcący – spojrzałam na niego. – Zabij mnie – jęknęłam.
- Najpierw kawa – zaśmiał się. – Morderstwo zostawię na później.
- Okay – westchnęłam. – Tylko posprzątam i możemy iść.
Kilkanaście minut później opuściliśmy lokal, który zamknęłam. Schowałam klucze do torebki i poprawiłam sweter, czując chłodny wiatr. Sięgnęłam po telefon i utworzyłam nową wiadomość. Powodzenia. Będzie dobrze x wysłałam.
- Piszesz do Luke'a? – usłyszałam.
- Pewnie schodzi powoli na zawał. Musiałam, to silniejsze ode mnie – schowałam urządzenie. – Dokąd idziemy?
- Tu za rogiem jest niezła kawiarnia. Może być?
- Jasne, chyba nawet wiem o której mówisz – uśmiechnęłam się. Skierowaliśmy się w odpowiednim kierunku, by po kilku minutach zając jeden ze stolików przy oknie. Rozmowa toczyła się swobodnie, tak jakby to co działo się przed spotkaniem nie miało znaczenia. Sprawnie omijaliśmy temat Luke'a i May i wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, byłam mu za to wdzięczna. Naprawdę dobrze się przy nim czułam, aż dziwne, że wcześniej nie złapaliśmy wspólnego języka. Zadziwiające było to, jak wiele rzeczy nas łączyło, chociażby gust muzyczny, był aż za bardzo zgodny. Nawet z Luke'iem aż tak dobrze nie dogadywaliśmy się tej kwestii. Cholera, dlaczego ich porównuję?!
- Keeeenna? – zaśmiałam się, kiedy przeciągnął samogłoskę.
- Słucham Cię przecież, Ash – sięgnęłam po filiżankę i upiłam łyka sojowego latte.
- Więc co powiedziałem? – uniósł brew, przyglądając mi się uważnie.
- Żebym wpadła na lunch – odpowiedziałam. Zaśmiał się, przytakując mi. – Z chęcią – dodałam.
- Daj mi znać kiedy b... - przerwał mu dźwięk mojego telefonu. – Będziesz mogła – dokończył. Sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu urządzenia. Chwyciłam za nie.
- Przepraszam – powiedziałam patrząc na blondyna. Kiwnął głowa na znak, że nie ma nic przeciwko. – Tak? – odebrałam, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni.
- Za ile będziesz u siebie w mieszkaniu? – usłyszałam głos Luke'a. Odsunęłam telefon od ucha i spojrzałam na wyświetlacz, gdzie widniało jego zdjęcie.
- Luke, ale...
- Za ile? – powtórzył. Czułam na sobie spojrzenie Ashtona. Podniosłam na niego wzrok. Przyglądał mi się z lekkim zaskoczeniem.
- Nie wiem, jestem na mieście. Coś się stało?
- Kenna proszę... potrzebuję Cię, musisz tu przyjechać. Teraz – przełknęłam ślinę i zagryzłam niepewnie dolną wargę swoich ust.
- Idź – usłyszałam.
- Będę za piętnaście minut – powiedziałam i rozłączyłam się. – Przepraszam, naprawdę przepraszam – wstałam, sięgając po torebkę, którą szybko przewiesiłam po skosie, przez ramiona. – Wynagrodzę Ci to, obiecuję – podeszłam do niego i szybko musnęłam ustami jego policzek. – Jeszcze raz przepraszam, Ash – uśmiechnęłam się delikatnie i skierowałam się w stronę wyjścia, by zaraz pobiec do samochodu, który stał na parkingu znajdującym się niedaleko.
Luke brzmiał dziwnie, cholernie dziwnie. Niedługo powinien jechać po May, a nie być u mnie i prosić o spotkanie. On się tak nie zachowuje, coś musiało się stać, albo tak panikuje. Już sama nie wiem. Oby to nie było nic złego.
Okay, mam dwie wersje tego co może stać się w następnym i nie wiem, co wybrać ;-; Nie wiem na jak dużo mogę sobie pozwolić... xD Jak wielkie komplikacje chcecie w skali od 1 do 5? :D Uwierzcie, może się zdarzyć wszystko!
Lov U♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro