01
Chichotałam pod nosem, kiedy Luke prowadził mnie na górę, trzymając moją dłoń. Organizował w domu imprezę Halloween'ową. Poznaliśmy się w szkole, dokładniej mówiąc w liceum, które dopiero zaczęłam. Był dwa lata starszy, ale jakoś od razu złapaliśmy dobry kontakt. Często rozmawialiśmy na przerwach, przytulał się do mnie, co wcale mi nie przeszkadzało, nawet spotkaliśmy się kilka razy poza szkołą, sami.
Weszliśmy do pokoju, który jak się po chwili okazało był jego. Puścił moją dłoń, kiedy ja zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, w którym panował lekki bałagan. Mnóstwo plakatów na ciemnych ścianach, płyt na półkach. Dostrzegłam nawet gitarę. Spojrzałam na niego. Leżał na łóżku z założonymi za głową dłońmi i przyglądał się mi.
- Dzięki za zaproszenie – powiedziałam, podchodząc do niego. Usiadłam obok, podciągając nogi i oparłam się o materac jedną dłonią.
- Nie ma za co – usiadł. Był bardzo blisko. Zniżył lekko wzrok, zapewne na moje usta, kiedy niepewnie przygryzałam wargę. Jego dłoń znalazła się na moim policzku, który potarł kciukiem. Przybliżył się do mnie i złączył nasze usta, a ja oddałam pocałunek. Nic nie poczułam. Żadnego przyśpieszonego pulsu, urwanego oddechu, zero zdenerwowania. Po prostu zwykły pocałunek. Odsunął się ode mnie, patrząc prosto w oczy.
- Nie, to nie to – powiedzieliśmy równo i spojrzeliśmy na siebie z rozbawieniem, po czym zaczęliśmy się śmiać. Nawet nie czuliśmy się z tym niezręcznie.
Zamknęłam salon kosmetyczny, w którym pracowałam i odetchnęłam, uśmiechając się lekko pod nosem. Miałam dzisiaj dobry humor i nic nie było w stanie go popsuć. Zwłaszcza, że jak co tydzień, miałam spotkać się ze swoim przyjacielem i wspólnie spędzić wieczór. To był taki nasz zwyczaj, raz w tygodniu spotykali się sam na sam, opowiadając sobie o tym co wydarzyło się u tej drugiej osoby, a o czym wcześniej nie wspominaliśmy. Oczywiście widywaliśmy się częściej, ale ten jeden raz byliśmy sami.
Skierowałam się w stronę parkingu, gdzie rano zaparkowałam. Było kilka minut po szóstej, Luke miał być u mnie o siódmej, a jeszcze musiałam zajść do sklepu po jakiś alkohol, ponieważ nastąpiły jego braki. Mój telefon dał o sobie znać, przez co zmuszona zostałam do zatrzymania się. Otworzyłam torebkę, zaczynając w niej grzebać. Chwilę zajęło za nim go wyciągnęłam.
- Lucyfer! – usłyszałam śmiech. – Co jest?
- Spóźnię się trochę – prychnęłam.
- A kiedy ty się nie spóźniasz?
- Ej, wcale nie tak często – mruknął, chociaż był rozbawiony.
- Obyś miał dobry powód – wyciągnęłam kluczyki od auta z torebki i podeszłam do odpowiedniego samochodu. Wsiadłam do niego, odkładając torebkę na siedzenie obok.
- Maaaaam.
- Słucham?
- Powiem Ci jak u Ciebie będę. Kupić coś?
- Alko biorę na siebie, załatw papu. Jestem głodna!
- Jasne, wolę nie narażać Ciebie i kuchni – zaśmiał się. Nie moja wina, że gotowanie to zło, ale piec już potrafię. To bez sensu, ale cóż... - Do zobaczenia.
- Tylko się pośpiesz. Pa - rozłączyłam się. Co znowu wymyśliła ta blondynka? Wszystkiego można się po nim spodziewać.
Wypuściłam głośniej powietrze z ust i odpaliłam samochód, zaraz opuszczając parking. Nie mogłam przestać myśleć nad tym co powiedział Luke. Gdyby powód był błahy, powiedziałby mi od razu, a nie zwlekał z tym, aż do spotkania. Coś się stało, albo to było coś ważnego, bardzo ważnego.
Zamknęłam za sobą drzwi od mieszkania, popychając je nogą i od razu przeszłam dalej obejmując ramieniem papierową torbę, w której znajdowały się dwie butelki wina, whisky i cztery piwa, co swoją drogą było ciężkie.
Odstawiłam pakunek ostrożnie na blat oddzielający kuchnię z salonem i ściągnęłam gruby kardigan, rzucając go na stołek barowy, stojący obok. Wróciłam do korytarza, pozbywając się trampek i przeszłam do salonu, od razu włączając telewizor. Zostawiając stację muzyczną, wróciłam do kuchni z zamiarem rozpakowania zakupów.
Kilka minut później kręciłam się po kuchni, z kieliszkiem białego, półsłodkiego wina w dłoni, szukając czegoś na przekąskę, za nim Luke się pojawi. Westchnęłam z rezygnacją, nie znajdując niczego odpowiedniego. Zrobiłam dwa większe łyczki, opróżniając kieliszek do końca. Odwróciłam się tyłem do wejścia. Sięgnęłam po butelkę, chcąc nalać sobie kolejny kieliszek. Słyszałam otwierające się drzwi i kroki.
- W kuchni!
- Widzę – usłyszałam.
- Dobrze, że już jesteś, jestem... - odwróciłam się, zamierając na chwilę. Luke stał przede mną z wyciągniętą ręką, w której trzymał otwarte pudełeczko z pierścionkiem. Zamrugałam kilkukrotnie.
- Boże... aż Cię zamurowało – powiedział. – Jest aż tak paskudny?
- Co? Nie, nie.. dlaczego? – patrzyłam to na niego, to na pierścionek, nie do końca wiedząc na czym ma skupić wzrok. Moje serce biło niesamowicie szybko.
- Myślisz, że spodoba się May? – patrzyłam na niego, dalej będąc w szoku. Czułam się jakbym właśnie dostała w twarz. Dlaczego?
- Ty chcesz...
- Oświadczyć się jej, tak – z moich ust wydobył się nerwowy śmiech. – Nie spodoba się jej? – westchnął.
- Nie, spodoba, spodoba – wymusiłam uśmiech. – Jest piękny...
- Ale? – uniósł brew.
- Na pewno tego chcesz? Masz dwadzieścia cztery lata, a to dość poważny krok i...
- Wiem, że nie masz ambicji aby zostać jej przyjaciółką – nie mogłam powstrzymać prychnięcia. – I znam twoje podejście do papierowych związków, ale – urwał na chwilę. – Nie możesz się cieszyć moim szczęściem i mnie wesprzeć?
- Nie mam nic do ślubu, dopóki obie osoby naprawdę go chcą, a nie zgadzają się na niego bo tak wypada po jakimś czasie w związku. Zresztą, zawsze się cieszę twoim szczęściem, Luke. Jeśli to Cię uszczęśliwi, jestem jak najbardziej za – skłamałam. Ja go nie okłamuję, nigdy. – Co kupiłeś do jedzenia?
- Kenna?
- Hmm?
- Wiesz, że Cię nie zostawiam i przez to nic miedzy nami się nie zmienia? To wcale nie oznacza, że będę mieć dla Ciebie mniej czasu.
- Tak, wiem – nawet jeśli nie wierzę w te słowa.
- Więc o co chodzi?
- Miałam ciężki dzień i w ogóle, ale cieszę się, naprawdę. Gratulacje Luke – podeszłam do niego i przytuliłam się. Wzięłam głęboki wdech i czułam jakbym miała się zaraz rozpłakać. Objął mnie ramionami, przyciągając do siebie.
- Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
- May na pewno się zgodzi – odchrząknęłam, słysząc zmianę w głosie. Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam się. – Będzie dobrze – nie jestem pewna czy to miało dodać mu otuchy, czy mnie pocieszyć.
Siedzieliśmy na kanapie w salonie, jedząc chińszczyznę i oglądając Hannibala. Tyle, że ja nie mogłam się skupić, ani na smaku, ani na serialu. Patrzyłam przed siebie, a w mojej głowie wciąż powtarzałam jedno zdanie. Zakochałam się w nim. Do cholery jakim cudem i dlaczego nie uświadomiłam sobie tego wcześniej?! Przecież to chore. Znamy się tyle lat, a dopiero teraz, kiedy zamierza się oświadczyć, uświadamiam sobie, że czuję do niego coś więcej. Miałam go ciągle pod nosem. Czy ja jestem ślepa? Czy to przez to, że nie zwracałam uwagi jak się przy nim czuję, bo przyzwyczaiłam się do jego obecności?
- Kenna – poczułam szturchnięcie.
- Co? – wskazał na moje nogi. Pokierowałam tam wzrok, od razu dostrzegając makaron na spodnich. – Cholera! – podałam mu pudełko, od razu wstając. Słyszałam jego śmiech, kiedy szybko kierowałam się do łazienki. Ściągnęłam jeansy i zaprałam plamę. Chciałam już wyjść, kiedy myśl o tym, że jestem w samych majtkach, powstrzymała mnie. Przecież nigdy wcześniej mi to nie przeszkadzało! Jemu zresztą też. Widział mnie w taki wydaniu setki razy. – Ogarnij się kobieto – burknęłam do siebie i wzięłam głęboki wdech. Wróciłam do salonu i zajęłam swoje poprzednie miejsce, zabierając od niego moją porcję jedzenia.
- Wszystko okay?
- Oczywiście – uśmiechnęłam się. Oparłam głowę o jego ramię. – Kiedy zamierzasz dać jej pierścionek?
- W piątek, tak sądzę.
- Zaplanowałeś już wszystko?
- Chyba. Na pewno pójdziemy do jej ulubionej restauracji, później do parku i jak nie stchórzę, to tam to zrobię. Oklepane co?
- Bardziej oklepane byłoby jakbyś oświadczył się jej w restauracji, albo wsadził pierścionek do ciastka – zaśmiałam się. – Osobiście wolałabym, żeby stało się to tak po prostu, bez żadnego zamieszania.
- Ty i oświadczyny? – prychnął z rozbawieniem.
- Kiedyś? Jak komuś uda się mnie do tego przekonać. Zresztą pierścionek nie oznacza od razu ślubu, a niektórzy traktują go jak jakiś cholerny wyznacznik.
- Jest ktoś za kogo mogłabyś wyjść?
- Czy ja wiem? – wzruszyłam ramionami.
- Co z Ashtonem?
- Ashtonem? – wyprostowałam się, zerkając na niego.
- Nie chodzi mi o ślub. Tak ogółem, co o nim myślisz?
- Dlaczego pytasz o swojego najlepszego kumpla?
- Bo może ostatnio mi powiedział, że Cię lubi, tak trochę bardziej? – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Nawet nie próbuj mnie z nim swatać, idioto. Ash jest w porządku, ale nic więcej.
- Nawet jedna randka?
- Nie. Co Ci na tym zależy? – burknęłam zła.
- Daj spokój Kenna, tylko zapytałem. Zresztą nic by się nie stało jakbyś dała mu szansę.
- Nie umówię się z nim tylko dlatego, że ty tego chcesz. Nie chce i tego nie zrobię, nie wiem co sobie ubzdurałeś, ale swatanie mnie z twoim kumplem to jakiś żart.
- Nie wiem co tobie dziś jest. Jesteś jakaś nerwowa – mruknął, na co prychnęłam.
- A ty irytujący – podniosłam się, kierując do kuchni.
- Najlepsza zagrywka kobiet, jak im coś nie pasuje to albo się drą albo wychodzą – usłyszałam za sobą.
- Przynajmniej nie muszę patrzeć na twoją gębę. Jak Ci coś nie pasuje to jedź do May, ba nawet się jej oświadcz, teraz! – sięgnęłam po drugie wino z zamiarem otworzenia go.
- Żebyś wiedziała. Siedzenie tutaj nie ma sensu – słyszałam jego kroki.
- I świetnie – burknęłam pod nosem. – Tylko jak coś się stanie, to nie przybiegaj do mnie wielce zrozpaczony! – usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wróciłam do salonu z kieliszkiem i butelką, która postawiłam na stole. – Dupek – mruknęłam cicho. Spojrzałam na ciasteczko z wróżbą leżące na stole. Upiłam łyka wina i odstawiłam kieliszek. Sięgnęłam po nie i przełamałam, wyjmując karteczkę. – Nie marnuj czasu inaczej stracisz coś cennego – przeczytałam. – Właśnie straciłam – dodałam. Cała złość sprzed chwili zniknęła, a zastąpił je żal i smutek. Jestem taką idiotką...
Witam :D
Pomyślałam sobie, że wstawienie pierwszego rozdziału nie zaszkodzi, nawet jeśli nie napisałam nic więcej do tej historii xD
Takie krótkie wspomnienia, jak na początku rozdziału, będą się pojawiać dość często, jak nie przy każdym rozdziale, jeszcze nie wiem :D
Wasze głosowanie definitywnie wygrał Ashton i to on zajmie to zaszczytne miejsce :D Pojawi się już w następnym rozdziale, jak go napisze i nie zmienię jego koncepcji... xD
Miałam tu tyle do napisania, a już nie pamiętam co to było ;c
W każdym razie, jak tam wrażenia po jedyneczce? Mam nadzieję, że ta historia przypadnie wam do gustu :D
Do następnego!♥
Lov U♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro