Prolog
To był dzień jak każdy inny. Jessica bawiła się ze swoją młodszą siostrą i starszym bratem. Jej brat miał 10 lat i za rok miał iść do Hogwartu,a mała siostrzyczka miała 4 latka i uwielbiała się bawić ze swoim rodzeństwem,
Jessica z kolei miała aktualnie 7 lat. Wszyscy byli bardzo do siebie przywiązani. Mimo że pochodziła z rodziny czystej krwi nigdy nikt nie wpajał jej swoich wartości. Rodzice chcieli dać nam przede wszystkim miłość której oni nie zaznali przez chorą manię czystości krwi ich rodziców. Z dziatkami nie utrzymywali kontaktu,ale nie przeszkadzało im to. Była szczęśliwa i myślała że będzie tak zawsze.
Niestety nie... Tego dnia,który miał być kolejnym siódmym najszczęśliwszym dniem jej życia stało się coś co w pewnym sensie ją złamało. Ale może ta sytuacja wpłynęła na jej przyszłe życie i dzięki temu nie popełniła największego błędu w życiu. Gdyby nie to się stało może wszystko było by inaczej.
Wracając. Bawili się jej zabawkami i jak zwykle śmiali się i bawilili się razem w najlepsze. Rodzice byli na dole i zajmowali się pieczeniem ciasta i ozdabiania wszystkiego. Ten siódmy najszczęśliwszy dzień życia to były jej siódme urodziny. Goście mieli przyjść za pół godziny. Wszystko miało być cudownie.Niestety. Z tego "najszczęśliwszego dnia jej życia" zmienił się w najgorszy. Nagle ktoś wyważył drzwi. Słyczeli pisk mamy i krzyk ojca. Dziewczynka chciała tam pobiec i sprawdzić co się dzieje,ale brat ją zatrzymał.
-Jess nie!
-Ale mamusia krzyczała. Trzeba jej pomóc idioto!
-Nie ma mowy! Schowaj razem z Mią pod łóżko. Ja spawdzę kto tu wszedł. A potem szybko będziemy musieli uciekać.
-Nie! Uratuje mamusię-krzyknęła i pobiegła na dół,a jej rodzeństwo za nią.
-Jessica nie-krzyczał brat,ale ona go nie słuchała.
Cały czas było słychać krzyk mamy. Stała na schodach gdy zobaczyła zakapturzoną pstać. Rzucała jakieś zaklęcie. Wtedy nie wiedziała jakie. To była klątwa Cruciatus. Szybko schowała się pod stołem gdy tajemnicza postać nie patzryła. Wtedy porzałowała że wybiegła z pokoju. Udało jej się przebiec nie zauważoną. Niestety jej rodzeństwo nie miało tyle szczęścia co ona. Usłyszała męski śmiech i jego głos.
-No proszę proszę. Dzieci. Nie chwaliłaś się że masz dzieci Marie-powiedział mężczyzna cały czas się śmiejąc.
Jej brat był przerażony,a jeszcze bardziej przerażona była mała Mia.
-Matt-powiedziała do chłopaka matka słabym,łamiącym się i zachrypnętym głosem-ratuj Mię-powiedziała i padła na ziemię.
Jess nie wiedziała czy jej matka jeszcze żyje czy już nie,ale bała się że przez nią stanie się coś Mattowi i Mii.
- Pożegnaj się z dziećmi Marie -rzucił zajęcie niewerbalne a zielone światło rzbłysło w pokoju -i z życiem - dodał uśmiechnięty.
Dziewczynka zaczęła cicho łkać,ale on najwyraźniej tego nie usłyszał. Podszedł do jej brata. Matt zaczął się cofać do tyłu,a Mia płakała za jego plecami.
-Zostaw nas-krzyknął wściekły Matt.
Mężczyzna na te słowa zaczął się głośno i niepochamowianie śmiać. Bała się go,ale jeszcze bardziej bała się o rodzeństwo bo zawsze byli nierozłączni. Chciała ruszyć się. Coś zrobić,ale nie była w stanie. Jej nogi odmawiały posłuszeństwa ze strachu,jak zresztą i gardło. Chciała złapać różdżkę mamy i zaatakować mężczyznę,ale nie znała żadnych zaklęć. Trudno się dziwić skoro miała tylko siedem lat i o magii wiedziała niewiele.
-Poniesiecie los waszych rodziców. Co takie dzieci mogą mi zrobić? Nic-powiedział i znowu się zaśmiał-pożegnaj się z siostrą-powiedział wyciągając ją zza pleców chłopaka-Avada Kedavra-krzyknął po czym wciąż płacząca trzylatka padła na ziemię bez tchu.
-Nie!!! Mia!!! Błagam nie-Matt zaczął płakać po czym padł na kolana nad martwym ciałem siostry.
-Nadszedł twój koniec. Avada Kedavra-krzyknął po czym starszy ukochany bracziszek Jess padł na ziemię martwy. Leżał tuż obok ciała Mii.
Mężczyzna po zabiciu wszystkich (oprócz małej Jess oczywiście) zabrał coś i deportował się. A ona gdy była pewna że nie wróci zaczęła łkać głośniej. Łzy zaczęły wypływać jej jeszcze szybciej i mocniej niż gdy mężczyzna tu był. Wtedy po prostu bała się że usłyszy płacz. Mimo że poszedł i wiedziała że już nie wróci cały czas siedziała pod stołem. Była zbyt przerażona by coś zrobić. Skuliła się i dalej nie mogła się uspokoić. Nagle usłyszała że ktoś wchodzi. To była ciocia Cloe,wujek Justin i ich syn Nick. Mieli przyjść wcześniej żeby pomóc w przygotowaniach do imprezy. Drzwi były uchylone co ich prawdopodobnie niepokoiło. Rozejżeli się po pokoju i zobaczyli martwe ciała. Ciocia podbiegła do jej mamy,a wójek do rodzeństwa.
-Justin ona nie żyje-krzyknęła przerażona ciocia.
-Matt i Mia też-dodał wujek.
-A gdzie w takim razie jest Jessica-pyta przerażona kobieta.
Po chwili obróciła się w kierunku stołu i zauważyła ją. Od razu do niej podbiegła,a reszta zrobiła to samo. Pewnie uszłyszała cichy szloch dziewczynki.
-Jess...-ciocia podnosi przerażoną dziewczynkę z pod stołu,bierze na ręce i przytula mocno.
-On ich zabił...-mówi cicho,a wszyscy patrzą na nią ze współczuciem.
-Ciii...sakrbie,wszystko będzie dobrze-pociesza ją,ale ona wiedziała że to nie prawda nic już nie będzie takie samo.
-To moja wina...to przeze mnie Mia i Matt nie żyją-mówiła roztrzęsiona,a oni spojrzeli na nią zdziwieni-ja słyszałam krzyk mamy i chciałam ją ratować,a oni chcieli mnie powstrzymać. Gdybym nie wyszła z pokoju on by nas nie znalazł i oni by żyli....zabiłam własne rodzeństwo-powiedziała i zaczęła głośno płakać.
-To nie twoja wina kochana. Nie wiedziałaś że tak się stanie. Chciałaś dobrze i nie zrobiłaś nic złego.
-To są najgorsze urodziny w moim życiu...
Trzy godziny później
Szpital Św. Munga
-I co z nią?
-Przykro mi pani Grand,ale pani siostrzenica jest w bardzo ciężkim stanie psychicznym-powiedziała ze smutnym wyrazem twarzy -dziewczynka będzie miała traumę do końca życia. Poza tym po tych wydarzeniach może być bardziej odporna na ból fizyczny i psychiczny.
-To znaczy?
-To znaczy że ból psychiczny będzie słabszy i nie będzie tak bardzo go odczuwała nawet gdy dla innych byłoby to bardzo tragiczne. Może być też nieczuła na krzywdę innych. Jest to spowodowane wielkim wstrząsem jakiego doznała i tego co przeżyła. Natomiast ból fizyczny zostanie zmniejszony i będzie odczuwała go dwa razy słabiej niż inni ludzie. Może być to spowodowane również tym wstrząsem i przez to jej moc wysostrzyła się i jest silniejsza,ale nie jesteśmy tego pewni.
-Dobrze rozumiem-odpowiedziała kobieta jej próbując to wszystko zrozumieć.
-Jessica potrzebuje miłości. To jest pani zadanie-powiedziała pielęgniarka po czym wyszła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro