Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Heidi

Do hotelu wracam w towarzystwie dwóch dziewczyn w podobnym wieku. Zameldowały się tu parę dni temu, więc uznałam, że bezpieczniej będzie wrócić z nimi niż samej. Szczególnie że ledwo trzymam się na nogach. Uważam jednak, że było warto się upić. Bawiłam się rewelacyjnie i chętnie bym to powtórzyła.

Dziewczyny opuszczają mnie już na drugim piętrze i zostaję w windzie tylko ze starszym mężczyzną. Staram się stać w miarę prosto, ale gdyby nie metalowa rurka przebiegająca wzdłuż ściany, siedziałabym teraz na ziemi.

Na piątym piętrze mężczyzna wychodzi z pomieszczenia. W końcu mogę przestać udawać trzeźwą i bez powodu wybucham śmiechem. O rany...Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na takiej imprezie. Co prawda nie można jej porównać do wielkich klubowych imprez organizowanych w podziemnych, dawno zapomnianych garażach czy magazynach, ale po alkoholu każde spotkanie z muzyką i alkoholem jest dobrą zabawą oraz sposobem na rozluźnienie.

Alkohol ma jednak swoje minusy. Na początku jest zajebiście, działa jak mocna kawa, a później oczy same się zamykają, człowieka dopada nagły spadek energii, za to rano żelazna obręcz uciska skronie. Nie wspomnę o tym, co dzieje się w żołądku.

Jednak na razie czuję się dobrze. Jestem leciutka niczym piórko, ale i zmęczona jak niedźwiedź, który nie udał się na hibernacje. Prawie zasypiam w windzie. Wybudza mnie odgłos otwieranych drzwi oraz głos z głośnika informujący, na jakie piętro dotarłam.

– Zgadza się. To mój przystanek – zwracam się do głośnika, po czym przechodzę przez próg.

Paski w sandałkach nagle wrzynają mi się w kostki. Ściągam obuwie i boso przemierzam korytarz, aż docieram do drzwi. Wygrzebuję kartę, którą później przykładam do czytnika, lecz światełko nie robi się zielone. Pokój odmawia mi wejścia.

Próbuję znowu i znowu. Za każdym razem zapala się czerwona lampka. Z tej irytacji naciskam na klamkę, jakby to miało magicznie otworzyć drzwi.

– Działaj, kurwa – mamroczę pod nosem, przykładając kartę po raz kolejny.

W końcu przejście się otwiera, mam już wejść do pokoju, gdy przede mną wyrasta Travis. Patrzę na niego krzywo, gdy on unosi brew.

– Co robisz w moim apartamencie? – pytam.

– To ty pomyliłaś pokoje, gwiazdeczko – stwierdza rozbawiony.

– Wcale nie. Otworzyłam je tą kartą.

Unoszę ją, bo jest dowodem w sprawie, a Travis zerka na nią i nie kryje uśmieszku.

– Gwiazdeczko, przeczytaj numer na swojej karcie – prosi.

Marszczę czoło, ale szukam szeregu liczb.

– Trzysta dziesięć – recytuję.

– A jaki numer widnieje na tych drzwiach? – Puka w nie dwa razy.

– Trzysta dziewięć – odpowiadam, ale znacznie ciszej.

Wypuszczam długie westchnienie. Bezwładnie opieram się bokiem o framugę i przymykam oczy. Jestem tak zmęczona jak po pierwszej w swoim życiu profesjonalnej sesji zdjęciowej. Z tą tylko różnicą, że wtedy nie kręciło mi się w głowie, jak w tej chwili.

– Dobrze się bawiłaś?

Dziwi mnie, że Travis nie zamknął mi drzwi przed nosem. Nadal stoi w przejściu, gdy otwieram oczy, widzę, że ułożył rękę tuż nad moją głową. Gdybym chciała do niej sięgnąć, musiałabym stanąć na palcach.

– Ile ty masz wzrostu, co? – wypalam, a on w odpowiedzi śmieje się pod nosem.

– Wystarczająco, bym uznał cię za niską – mamrocze w odpowiedzi.

– Fajnie.

Nie umiem powstrzymać ziewnięcia. Jeszcze moment, a zasnę.

– Odprowadzić cię? Ledwo stoisz na nogach.

– Nie, dam radę – oznajmiam pewniejszym głosem.

Odsuwam się w tył i nagle słyszę odgłos metalu uderzającego o podłogę. Zauważam leżący na ziemi sygnet.

– No i gdzie lecisz?

Schylam się w tym samym momencie, co Travis. Tyle że to on pierwszy chwyta biżuterię i zamiast mi ją oddać, przygląda się niewielkiemu wzorowi wygrawerowanemu na złocie.

– Nie chwalisz się pierścionkiem zaręczynowym. Zdążył ci już zbrzydnąć?

Patrzy na mnie pytająco.

– Być może.

Mężczyzna oddaje mi moją własność i po chwili chwyta mnie za dłoń. Ogląda pierścionki, ale nie wydaje mi się, aby oceniał czy są ładne albo ile kosztowały.

– Nie nosisz go.

Cóż za spostrzegawczość.

– Nie – przyznaję mu rację.

– Dlaczego?

Zanim zdołam ugryźć się w język, moje usta otwierają się w odpowiedzi.

– Bo facet, który mi go podarował, okazał się chujem.

Kapitan unosi brew. Zanim zdoła mi odpowiedzieć, wsuwam na palec sygnet, a następnie zmierzam do właściwych drzwi, na które moja karta reaguje poprawnie.

– Dobranoc, gwiazdeczko.

*

Z jękiem przekręcam się na brzuch i zanurzam policzek w poduszce. Nie zasłoniłam wczoraj rolet, więc promienie słońca padają mi na twarz. Nawet mając zamknięte oczy światło mnie razi. Nie mam jednak siły zmienić pozycji, więc leżę tak w bezruchu, słuchając szumu w głowie.

Wspomnienia wczorajszej nocy przelatują mi w umyśle niczym klatki na filmie. Nie mogę sobie przypomnieć twarzy ludzi, z którymi tańczyłam, a mój powrót do pokoju widzę jak przez mgłę. Powoli otwieram oczy, potem unoszę się na przedramionach i w końcu siadam po turecku. Omiatam spojrzeniem sypialnię.

Jak się tu znalazłam? I najważniejsze pytanie tego ranka, dlaczego nie mam na sobie ubrania? Nawet bielizny.

Rozglądam się w poszukiwaniu dowodów świadczących o tym, że poprzedniego wieczoru kogoś tu przyprowadziłam, ale pokój jest czysty, druga połowa łóżka nienaruszona, a moje ciuchy leżą na końcu materaca. Byłam tu sama. Przez calutką noc.

– Heidi! Otworzysz?!

Słyszę pukanie. Dociera z oddali, jednak i tak bębenki w uszach mi pulsują. Krzywię się, po czym zakładam majtki oraz koszulkę, w której zwykle śpię i dopiero wtedy otwieram Loganowi drzwi.

– O rany. O której poszłaś spać?

Mija mnie w przejściu, ale z opóźnieniem zamykam drzwi. Nadal ledwo kontaktuję ze światem.

– A która jest?

Wlokę się za Loganem prosto do salonu łączonego z kuchnią. Dopiero teraz zauważam, że mężczyzna stawia na blacie dwie papierowe torby z zakupami.

– Po dziesiątej.

– To nie wiem.

Rzuca mi rozbawione spojrzenie.

– Nieźle zabalowałaś. Dobrze, że nie masz dziś zdjęć, bo kochana, wyglądasz okropnie.

– Domyślam się – mamroczę w odpowiedzi.

– Nie wiem nawet, czy makijaż zakryłby te worki pod oczami – dodaje.

– Logan, wiem, że wyglądam tragicznie. Jestem niewyspana, nie pamiętam, jak dostałam się do pokoju i ogólnie chce mi się rzygać – wymieniam, zagłębiając się w fotelu.

Logan w tym czasie gotuje wodę i wyciąga z toreb składniki, z którym ma zamiar zrobić śniadanie. Na razie nie jestem głodna i nie wiem też, czy zdołam cokolwiek przełknąć, skoro nawet zapach perfum przyjaciela mnie mdli.

Powiedziałabym teraz, że więcej nie tknę alkoholu, ale to gówno prawda. Każdy tak mówi mając kaca, a potem i tak pije. Ja pewnie za jakiś czas zrobię to samo. Byle przetrwać ten dzień, potem zabawa zacznie się od nowa.

– Zaraz poczujesz się lepiej. Zjesz coś, napijesz gorącej herbaty i wyleczysz tego kaca do wieczora.

– Najlepiej jakbyś dał mi coś na ból – mamroczę, przyciskając palce do skroni.

Jakaś obręcz uciska mi czoło, wbija się w skórę malutkimi igiełkami i nic nie wskazuje na to, aby szybko puściła. Bez proszków nie będę w stanie dziś funkcjonować.

– Napij się. Zaraz ci coś znajdę.

Stawia na stoliku kubek parującej herbaty i zostawia mnie na kilka chwil. W tym czasie sięgam po napój. Jest lekko kwaśny przez pływającą w nim cytrynę, ale jednocześnie słodki od cukru trzcinowego. Działa rozgrzewająco i pomaga na chwilę pozbyć się suchości w przełyku. Gardło mam wypalone od alkoholu, a uczucie jakbym połknęła starego kapcia, nie przeminie tak szybko. Wzdycham.

Zapowiada się świetny dzień.

*

Wieczorem czuję się na tyle dobrze, by zażyć świeżego powietrza. Krople do oczu niwelują zaczerwienienie oraz pieczenie, a korektor zakrywa sińce. Z daleka nikt nie zauważy, że miałam długą noc.

W stroju kąpielowym, okryta jedynie cieniutką halką zmierzam na tyły hotelu, gdzie znajdują się baseny z widokiem na zatokę. O zachodzie słońca pomarańczowe promienie odbijają się od tafly wody, lekki wiatr porusza palmami, a muzyka wprawia hotelowiczów w dobry nastrój. Zajmuję jeden z wolnych leżaków. Dziś jest ich całkiem sporo, bo o tej porze turyści przeważnie są gdzieś w mieście albo spacerują po plaży.

Doceniam ich brak. Cisza jest błogosławieństwem dla mojej głowy. Nadal źle reaguję na głośniejsze dźwięki, ale jest zdecydowanie lepiej niż o poranku. Nie cierpię, a to dobry znak. Jutro plan zdjęciowy będzie mój.

Wchodzę do basenu i zanurzam się po samą szyję. Opieram o krawędź niedaleko drabinki, po czym unoszę wzrok w niebo. Jeszcze nie widać gwiazd prócz jednej planety, której nazwy nie potrafię znaleźć w pamięci.

Jako mała dziewczynka mieszkałam z rodzicami za miastem w niewielkim domu z ogrodem. Uliczne światła nie docierały do posesji, niebo było czyste i jeśli pogoda dopisywała, rozkładaliśmy koc i patrzyliśmy w niebo. Mama wskazywała mi wielką niedźwiedzicę. Robiła to tak często, że zapamiętałam, jak wygląda. To jedyny gwiazdozbiór, jaki potrafię wskazać. Teraz go nie widzę. Trochę mi smutno z tego powodu, bo patrząc na niego, przypominam sobie o beztroskim dzieciństwie, kiedy mieszkaliśmy we trójkę, ja, mama i tata. Wtedy życie było proste. Byłam szczęśliwa.

– Na co tak patrzysz?

Niespodziewanie obok pojawia się Travis. Prostuję się gwałtownie i wtedy gubię schodek, na którym stałam. Jestem pewna, że za moment dam nura pod wodę, lecz męska dłoń chwyta mnie w pasie i utrzymuje na powierzchni. Patrzę na Travisa z szeroko otwartymi oczami, potem na jego rękę i znów na niego. Krople wody spływają mu po włosach i twarzy. Jedna skapuje z brody i znika gdzieś w basenie.

Nie umiem oderwać wzroku od zielonych oczu faceta. Mają intensywny kolor, znacznie jaśniejszy od jego karnacji.

– Na nic.

Travis robi to, co ja wcześniej. W momencie, w którym opiera się plecami o ściankę basenu i zabiera rękę, czuję na brzuchu dziwną pustkę. Jakby ktoś zabrał mi coś, co było na swoim miejscu.

Ignoruję to uczucie i patrzę przed siebie.

– To Jowisz.

Spoglądam na mężczyznę nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.

– Planeta, o tam. – Wyciąga rękę i palcem wskazuje jasny punkt na niebie. – Nad nim znajduje się Uran, ale ciężko będzie go dostrzec gołym okiem.

– Znasz się na gwiazdach?

– Znasz to za duże słowo. Bardziej orientuję się, gdzie co jest i jakie planety widać o danej porze roku – wyjaśnia.

– Do pilotowania samolotu potrzebna jest wiedza z astronomii? – żartuję.

W odpowiedzi Travis się uśmiecha.

– To moje dodatkowe zainteresowanie. Gdy leci się nocą ma się sporo czasu na obserwacje ognistych obiektów.

Potakuję.

– A ty? Masz jakieś zainteresowania oprócz bycia modelką?

Czuję jego wzrok na sobie, ale nie odwzajemniam spojrzenia. Wpatruję się w znikające za horyzontem promienie.

– Raczej nie.

– Nic a nic cię nie interesuje? – dziwi się.

Jedynie wzruszam ramionami.

Nie potrafię sobie przypomnieć, czym zajmowałam się przed wejściem do branży modowej. Byłam młoda, kiedy zdecydowałam się na taki krok, musiałam bardzo szybko zostać zauważona, a to równało się z ciężką pracą już od samego początku i nie miałam czasu na nic innego. Zresztą, co mogłam robić, skoro po rozwodzie rodziców ledwo starczało na życie? Tata całkowicie się od nas odwrócił. Mama nie była w stanie spełnić moich zachcianek, był taki okres, kiedy ledwo wiązałyśmy koniec z końcem, bo straciła pracę, a tata spóźniał się z alimentami.

Wzięłam więc sprawy we własne ręce.

– Nie mam czasu na zainteresowania – stwierdzam. – Teraz będę miała za dużo na głowie, ale dobrze, że ty masz czym zająć głowę oprócz latania.

Rzucam mu ostatnie spojrzenie, po którym wychodzę z basenu. Układam się na leżaku, wkładam do uszu słuchawki i włączam ulubioną playlistę, by odciąć się od świata. Zaciągam się zapachem chloru, a następnie kieruję wzrok w górę. Patrzę na jasny punkt, wokół którego pojawiają się gwiazdy. Im ciemniejsze jest niebo, tym więcej ich widzę. Po dłuższym czasie odnajduję wielką niedźwiedzicę i miłe wspomnienia do mnie wracają.

Na twarzy gości mi ciepły uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro