Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40

Travis

Keenan wychodzi z sypialni, zdejmuje miętowe rękawiczki i wrzuca je do kosza. Przysuwam w jego stronę kubek ze świeżo zrobioną kawą, a on chwyta go tak łapczywie, jakby to była jedyna rzecz, która trzyma go przy życiu.

– Zdjąłeś wszystkie szwy? – dopytuję.

– Co do jednego. Blizny nie wyglądają źle, to już kwestia stylistyczna. Większość zakryje makijażem.

Kiwam głową na znak, że rozumiem.

Nie martwię się bliznami, bo z nimi czy bez i tak wygląda pięknie. Bardziej obawiam się tego, co ona o nich myśli i jak mocno ta napaść na nią wpłynęła. Boi się zostać sama albo chociażby na chwilę spuścić mnie z oka. W nocy płacze albo wybudza ją koszmar. Twierdzi, że wszystko w porządku, ale to nieprawda.

– Póki tu jestem, mam coś dla was.

Keenan odchyla swoją marynarkę i wyjmuje z wewnętrznej kieszeni karteczkę. Jest błyszcząca, w kolorze bardzo jasnego różu, a na froncie widnieje napis „Zaproszenie".

– Zbliża się nasza rocznica – wyjaśnia. – Chcemy odświeżyć przysięgę małżeńską i robimy niewielkie przyjęcie tylko dla rodziny. Przyjdź z Heidi, o ile będzie na siłach.

– Zapytam i dam ci znać.

Brat dopija kawę i odprowadzam go do drzwi, które później zamykam na klucz i zasuwkę. Kiedy wracam do Heidi, ta siedzi w fotelu, trzymając przed sobą lusterko i dokładnie ogląda bliznę nad brwią.

– Wyglądasz z nią pięknie.

Odwraca głowę, stara się uśmiechnąć, ale niezbyt jej to wychodzi. Siadam na podłokietniku i nachylam się, by pocałować szramę.

– Naprawdę.

– O czym rozmawiałeś z bratem? – zmienia temat.

– Zaprosił nas na niewielkie przyjęcie z okazji rocznicy ślubu. Obiecałem, że zapytam cię, czy masz ochotę na nie iść.

Zaciska wargi i znowu wlepia spojrzenie w odbicie lustra. Zrozumiem, jeśli nie będzie chciała iść ze względu na blizny. Przez nie może nawet ograniczyć opuszczanie domu, ale to nie wyjdzie jej na dobre. Nie pozwolę, aby przez gówniarza zamknęła się w sobie.

– Kto będzie na przyjęciu?

Zastanawiam się chwilę.

– Na pewno nasi rodzicie, Ashton też przyjedzie, będzie rodzina Paige i to chyba tyle. Maksymalnie dwadzieścia osób, nie więcej.

Ta liczba chyba ją przeraża. Odstawia lusterko na podłogę i przeczesuje włosy palcami. Spogląda na swoje ramiona oraz nogi, na których jest znacznie mniej ran. To ręce najbardziej ucierpiały, lecz są dowodem na to, że Heidi się broniła. Nie poddała się. Walczyła.

– Kiedy to przyjęcie?

Zerkam na zaproszenie, które nadal trzymam w dłoni.

– Za półtora tygodnia. Zrozumiem, jeśli nie masz ochoty iść. Keenan też.

– Pójdę – oznajmia twardo. – Dość już wysiedziałam w domu.

Cieszy mnie jej odpowiedź. Potrzebuje oderwać się od obecnego stanu i trochę się zabawić. A ja sprawię, że zapomni o wszystkim, co złe.

– Ale nie mam sukienki. Ani butów.

Uśmiecham się. Moja Heidi wraca.

– Możemy pojechać na zakupy – proponuję.

Od razu się rozpromienia, a ja wraz z nią. Jej uśmiech jest zaraźliwy.

*

Po kilku próbach Heidi w końcu się przełamuje i jedziemy na zakupy. Bliznę nad brwią zakryła makijażem, ułożyła też inaczej włosy, by choć trochę to zamaskować, za to ramiona skryła pod koszulką z długim rękawem. Mimo wysokiej temperatury nie narzeka na upał, bo skoro tak czuje się komfortowo, niech będzie. Mogłaby chodzić nawet w kombinezonie zakryta od nóg po szyję, a ja nie miałbym nic przeciwko.

Odwiedzamy kilka sklepów, Heidi przymierza wiele kreacji, ale żadna nie trafia w jej gusta. Staram się coś doradzić, lecz w każdej wygląda zjawisko i ostateczna decyzja należy do niej. Więc chodzę za nią od sklepu do sklepu przez pół dnia aż na liście zostaje nam jeden.

– To jeszcze ta i ta.

Chwyta jeszcze dwa wieszaki i wchodzi z nimi do przymierzalni. Opadam z westchnieniem na pufę i cierpliwie czekam. Wokół przewija się kilka kobiet, ale jestem tu jedynym facetem. To trochę dołujące.

– Dobra, co sądzisz o tej?

Heidi odsłania zasłonę, pokazując długą sukienkę z głębokim dekoltem w kolorze cappuccino. Ma długi rękaw, delikatne rozcięcie sukni z lewej strony, a wokół talii luźno zwisa łańcuszek.

– Pasuje do twojej karnacji – zauważam.

Obraca się, by spojrzeć w lustro.

– I trochę się zlewa. – Krzywi się. – Ta się jednak nie nada.

Zasłania zasłonkę, zostawiając mnie na kolejne minuty. Drugi wybór też jej nie odpowiada, dopiero na trzecim dłużej się zastanawia. Ta jest zupełnie inna od poprzednich. Góra jest czarna, z długim rękawem, guziczkami przechodzącymi przez środek, z kokardą zawiązaną przy szyi. Dół wydaje się drugą częścią kreacji. To jasna, chyba kremowa, spódnica z wyszytymi czarnymi motylami.

– Miałabym do niej czarne szpilki. Co myślisz?

– Jeśli jej nie weźmiesz i tak ci ją kupię.

– Czyli się podoba?

– Bardzo.

Szeroki uśmiech maluje się na twarzy kobiety. Po tylu godzinach nareszcie coś wybrała i jest z tego zadowolona. Ja również, bo po dokonaniu płatności czuję ulgę i możemy wrócić do domu. Kompletnie nie nadaję się do siedzenia w galerii handlowej. To zbyt nudne.

– Zmęczyły cię te zakupy?

Heidi dotyka mojego policzka, gdy siedzimy już w samochodzie.

– Prawie zasnąłem – przyznaję. – Nie dziwię się, że byłem jedynym facetem w tych wszystkich sklepach.

Kobieta parska śmiechem.

– Następnym razem to ty będziesz mierzył ciuchy. Znajdziemy ci coś nowego.

– Błagam nie – jęczę sfrustrowany. – Wolę zamówić przez internet.

– Cienias – komentuje rozbawiona.

Podoba mi się, że ma dobry humor. Mój cel zakończył się sukcesem. Nie myśli o Kalebe ani o tym, co się stało. Zdaje się, że nawet zapomniała o bliznach. A kiedy włączam muzykę, zaczyna wybijać rytm na udach, porusza głową i nuci.

Dołączam do niej, stukając palcami o kierownicę. Tekstu piosenki jednak nie znam, dlatego nawet nie próbuję śpiewać. Rozkoszuję się brzmieniem głosu mojej kobiety, chłonę płynącą od niej dobrą energię i cieszę widokiem jej uśmiechu. Oby pozostał na ustach jak najdłużej.

*

Zadziwia mnie spokój Heidi, kiedy kilka dni później wybieramy się na przyjęcie Keenana i Paige. Nie panikuje, jak ostatnio przed bankietem mamy, jest dziwnie wyluzowana. Gdy przychodzę do łazienki, opieram się o framugę i patrzę na Heidi. Wklepuje w czoło substancje w kolorze skóry i blizna magicznie znika. Te na rękach zostawiła. Różowe kreski zdobią skórę w wielu miejscach, nadal są wyraźne, lecz wpadają w bledszy ton niż w dniu, kiedy Keenan zdjął szwy. A to wszystko dzięki maści, którą jej przepisał. Może dzięki niej Heidi nie będzie potrzebować zabiegu na pozbycie się szram?

– Będziesz tak na mnie patrzył?

– Będę – potwierdzam. – Chyba że chcesz, abym zrobił coś innego.

– Powiedz mi – odwraca się i opiera tyłem o blat – jak wyglądam?

Lustruję ją wzrokiem. Nagie stopy, smukłe nogi i ciało okryte moją koszulką.

– Seksownie.

– Oczy wyżej – poleca, co też robię. – Nie, nie na moje piersi.

Podnoszę oczy i nawiązuję z nią kontakt wzrokowy.

– Dokładnie tu masz się teraz patrzeć. – Uśmiecha się. – To jak wyglądam?

– Nadal seksownie, ale też zjawiskowo i pięknie.

– Nie widać blizny?

Staję przed nią, kładę palce na jej podbródku i unoszę nieco.

– Nawet gdyby było widać, jesteś piękna.

– Tak czy nie? – dopytuje.

Wzdycham.

– Nie.

Skoro taka odpowiedź ją zadowala, niech będzie.

Heidi unosi dłoń, po czym palcami dotyka mojego zarostu.

– Nie gol się dziś – prosi łagodnym głosem.

– Jeszcze wczoraj stwierdziłaś, że wyglądam jak bezdomny – przypominam jej.

– Wczoraj było wczoraj. Dziś jest dziś – kwituje. – Delikatny zarost ci pasuje. Możesz w nim zostać?

Jej usta są tak blisko moich, że czuję na nich jej oddech. Boże dopomóż, bo jeśli zaraz ich nie posmakuję, powitam cię w pieprzonym niebie.

– Mogę.

Sam wychodzę z inicjatywą. Łączę nasze wargi w spokojnym tańcu bez walki o dominację. Po prostu się tym delektujemy i cieszymy chwilą. Jest tylko nasza.

– Pójdę się ubrać, nasze rzeczy są już w samochodzie?

– Tak.

Odsuwam się i daję możliwość odejścia. Potem wykorzystuję wolną łazienkę i biorę szybki prysznic, choć czuję, że po dotarciu do hotelu będę potrzebował kolejnego. Noc jest dziś naprawdę ciepła, a przed nami kilka godzin drogi, bo Keenan wymyślił sobie przyjęcie w górach.

Nie mam mu tego za złe, bo sam uwielbiam góry. Minusem tej wycieczki jest tylko odległość i brak możliwości dotarcia tam helikopterem. Pozostaje samochód i na całe szczęście klimatyzacja działa.

– Jestem gotowa, możemy jechać – oznajmia Heidi, zakładając kolczyk.

Ma pełen makijaż, włosy ułożone w fale, a nawet spryskane czymś, dzięki czemu mają na sobie brokat, jednak jej sukienka, którą ostatnio kupiliśmy, znajduje się w pokrowcu w samochodzie. Mój garnitur także, bo głupotą byłoby jechać tyle czasu w wieczorowych stronach. Gdy dotrzemy do hotelu, będziemy mieli czas na rozpakowanie się, wzięcie prysznica i ubranie. Ceremonia dopiero wieczorem.

– Na pewno wszystko zabraliśmy? – Heidi zerka na tylne siedzenia, gdzie leżą nasze ubrania.

– Na pewno, sprawdziłem trzy razy – zapewniam ją. – Już mogę jechać?

– Tak, tak, jedź.

Zanim się rozmyśli, wrzucam bieg i wyjeżdżam z parkingu ku zachodzącemu słońcu, które odbija się od drogi, okien i utrudnia mi widoczność. I oczywiście, czego sam nie zabrałem? Okularów z filtrem. Ale nie będę się już wracał. Za godzinę, może dwie, słońce ukryje się za wzgórzami i okulary na nic mi się zdadzą.

Zaciskam wargi, mrużę oczy i udaję, że wszystko jest okay.

*

Górski hotel skrada moje serce od zobaczeniu jego skrawka w krętej drogi. Po dojechaniu na szczyt wzgórza jestem tak zachwycony, że Heidi parska śmiechem.

– Nie każ mi być zazdrosną o te widoki – mówi, mijając mnie.

Odrywam spojrzenie od skalistych szczytów, by wziąć nasze bagaże.

– W końcu ktoś, z kim można normalnie porozmawiać!

Słyszę uradowany głos Ashtona, a potem widzę, jak rozkłada ramiona i zamyka moją kobietę w uścisku.

– Jak się jechało?

– Jego zapytaj. To on prowadził.

Oboje na mnie patrzą. Zamykam drzwi bagażnika, zostawiam walizki i sięgam na tylne siedzenia po pokrowce z ubraniami. Jeden bagaż zabiera Heidi, zostawiając mi rolę mężczyzny, jaką jest targanie wszystkiego innego.

Ashton wkłada dłonie do kieszeni szarych spodni i tylko się mi przygląda.

– Czy w twojej garderobie znajduje się coś innego niż z rodu angielskich gangsterów?

– Zdziwiłbyś się, ale tak – odpowiada, idąc ze mną ramię w ramię. – Ale po co mam zmieniać swój styl na rzecz nudnych garniturów?

– Zgadzam się – potwierdza Heidi.

– A ty, co? Brutus? – rzucam, a ona wybucha śmiechem. – Masz na nią zły wpływ, Ashton – stwierdzam. – Ilekroć do nas dołączasz, Heidi jest przeciwko mnie.

– Takie życie, stary. – Wzrusza ramionami. – Skąd mogłeś wiedzieć, że sprowadzając ją do naszego domu, przypadniemy sobie do gustu.

– Uważaj, Ashton – ostrzega Heidi. – Bo twoje gusta zaraz mogą się zmienić.

– Chętnie się do tego przyczynie – zniżam ton.

– Wiecie, że groźby są karalne? – pyta retorycznie. – Tak tylko mówię.

– Zrób coś pożytecznego i sobie idź – zwracam się do brata.

Posyła mi kpiący uśmiech, kręci głową i na szczęście się oddala. Na jego miejscu zjawia się Keenan w białej koszuli, gotów do ponownego ustawienia się na ołtarzu.

– Fajnie, że już jesteście. W recepcji odbierzecie klucz do pokoju, wynajęliśmy drugie piętro, a impreza będzie na parterze. Zaczynamy za dwie godziny.

Klepie mnie w ramię i w pośpiechu odchodzi, aby złapać kogoś jeszcze.

– Co będziemy robić przez dwie godziny?

Odwracam się do Heidi.

– Najpierw znajdźmy pokój – odpowiadam, po czym podchodzę do lady.

Dostajemy klucz i wskazówki do dotarcia do celu, musimy jednak skorzystać ze schodów, gdyż winda służy tylko dla pracowników i potrzebny jest to tego klucz.

– Dajesz radę?

Unoszę wzrok na Heidi. Zamieniliśmy się i to ja niosę dwie walizki, a ona tylko pokrowiec z ubraniami.

– Czy wyglądam ci na wykałaczkę? – Unoszę brew. – Poza tym mężczyzna powinien sobie radzić z wniesieniem dwóch niewielkich walizek na drugie piętro.

– Tylko pytałam.

Odwraca się i pokonuje ostatnie stopnie. Potem na moment znika mi z pola widzenia i zauważam ją dopiero, kiedy docieram na korytarz i skręcam w lewo.

– Znalazłam.

Wkłada klucz do zamka i popycha drzwi. Nie mija chwila, a słyszę jej podekscytowany pisk. Wchodzę za nią, odstawiam walizki i rzucam kobiecie pytające spojrzenie. Ona jest jednak odwrócona tyłem i zapatrzona w widok za oknami. Staję przy niej i rozumiem, skąd ten pisk. Z pokoju rozpościera się górski krajobraz. Widać las oraz góry dotykające nieba.

– Widok jest piękny, ale wiesz co?

– Co takiego, gwiazdeczko?

Chwyta moje ramię i przytula się do niego.

– Domku w górach nic nie przebije.

Uśmiecham się. I tu ma wielką rację.

– No to, jaki mamy plan? – Unosi wzrok. – Mamy jakieś dwie godziny dla siebie.

– Wziąłbym prysznic. Idziesz ze mną?

Usta rozciąga w szerszym uśmiechu, zarzuca mi ręce na szyję i przylega ciałem do mojego torsu. Oplatam ją w talii, by trzymać jak najbliżej siebie.

– Prysznic z tobą to zawsze świetny pomysł.

Schylam się i składam na wargach kobiety szybki, ale czuły pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro