38
Wybaczcie brak rozdziałów. Tak wyszło, że ich nie zaplanowałam XD
*
Travis
Ojciec znowu wysłał mi wiadomość dotyczącą jakiegoś firmowego wyjazdu, która oczywiście trafia do kosza. Nadal do niego nie dotarło, że mam gdzieś te udziały. Nie ma prawa mnie do tego zmusić, szczególnie że uczynił mnie udziałowcem bez mojej wiedzy ani zgody. Niczego nie jestem mu winien. Firmie też nie.
Zamykam klapę laptopa, gdy nagle Heidi wychodzi z sypialni jakby coś ją goniło. Wygląda na zaniepokojoną, bierze do ręki pilota, włącza telewizor i wpisuję numer kanału.
– Co się dzieje?
Podchodzę do niej.
– Spójrz. – Skinieniem wskazuje na ekran.
W telewizji trwa program „StarTalk", którego nie kojarzę. Spoglądam na kobietę.
– Co to takiego?
– To program, w którym omawiają, co obecnie dzieje się u gwiazd. Komentują różne gale, robią transmisje na żywo albo opowiadają o wpadkach sławnych osób. To powtórka z wczoraj, Logan napisał, że powinnam to zobaczyć.
– Stresujesz się – zauważam.
– To ponoć dotyczy Kaleba. Nie wiem, po co tak reaguję, ale aż mnie nosi. Boję się, że... – Przeczesuje włosy palcami. – Że zrobił coś, co mnie pogrąży. Zablokowałam jego numer. Minął tydzień, może uznał, że pora się zemścić?
Oplatam kobietę w talii i przyciągam do swojego boku.
– Jeśli cokolwiek zrobił, załatwię to.
– Jutro jest bankiet. Jeśli coś na mnie ma...
– Nic nie ma – uspokajam ją. – Kaleb może sobie gadać, ale po tym, co o nim mówią, nikt mu nie uwierzy.
Wzdycha i wraca spojrzeniem na trwający pogram. Włącza dźwięk, kiedy na pasku pojawia się nazwisko tego gówniarza.
– Tej twarzy raczej nie musimy wam przedstawiać – odzywa się prowadząca. – Kaleb Olson, wschodząca gwiazda muzyki.
– Albo zbliżająca się do upadku – dorzuca druga kobieta. – Przynajmniej ostatnie wydarzenia na to wskazują. Słyszałaś, że związek Kaleba i modelki Heidi Casey zakończył się z winy Kaleba?
– A kto tego nie słyszał? – Druga zaczyna się śmiać. – Dla tych, którzy może o tym nie słyszeli, trzy miesiące temu internet obiegło nagranie, na którym Kaleb Olson, no cóż, jest z inną. Autor artykułu twierdzi, że nagranie pochodzi z okresu, kiedy Olson był zaręczony z Casey. Internauci od razu rozpoczęli śledztwo i jak się okazuje, film nie został sfabrykowany, a ludzie znaleźli masę dowodów na to, że Heidi była zdradzana już wcześniej. W końcu jak wyjaśnić takie zdjęcie nadal dostępne na Instagramie muzyka?
Na dużym ekranie za kobietami wyświetlają się fotki, jak Kaleb patrzy na biust chyba znanej kobiety, pozwala się dotykać swoim fankom albo gdy pije alkohol z pępka prostytutki. Dla mnie to oczywista zdrada.
Zerkam na Heidi. Ma zaciśnięte wargi, a oczy szkliste. Kurwa, to jak rozdrapywanie strupa i nie pozwolenie zagoić się ranie. Musi boleć.
– Gdybym była na jej miejscu, od razu bym go wykopała – stwierdza brunetka. – W każdym razie Heidi w końcu podjęła słuszną decyzję i kopnęła go w cztery litery.
– To na pewno jakoś go dotknęło. Choć szczerze? Nie jest mi go szkoda i myślę, że zasłużył sobie na taką opinię.
– Zgadzam się. Ale wracając do głównego wątku, wczoraj w nocy między północą a pierwszą Kaleb Olson został zatrzymany przez policję, kiedy nie zatrzymał się na światłach i spowodował wypadek. Według naszych doniesień, muzyk był pijany, na tylnym siedzeniu leżały puste puszki po piwie, za to w schowku zostały znalezione narkotyki. Muzyk trafił do aresztu.
– Sam się pogrąża – stwierdza Heidi. – Nie wiedziałam, że bierze. Upijanie się było normą, ale prochy?
Odbieram od niej pilota i wyciszam program. Później odwracam kobietę przodem do siebie, aby nie patrzyła w ekran.
– Nie przejmuj się nim. Zasłużył na to i sam na to zapracował. To już koniec.
Kiwa głową. Nie czuję, że się uspokoiła i nie wiem, co mogę zrobić, by pomóc. Na razie wyłączam telewizor i odkładam pilot na stolik.
– Chcesz kawy?
– Nie – zaprzecza. – Wezmę prysznic i się położę.
– Dobrze się czujesz? – pytam zmartwiony.
– Głowa mnie boli. Potrzebuję snu, nie martw się.
Posyła mi słaby uśmiech i idzie do łazienki. Gdy znika mi z oczu, podnoszę klapę laptopa i wchodzę na przeglądarkę. Wpisuję nazwisko Kaleba i na stronie głównej od razu wyświetla mi się artykuł zatytułowany „Kaleb Olson aresztowany po wypadku samochodowym z udziałem narkotyków". Klikam w odnośnik.
Autor napisał: Wczoraj między północą a pierwszą w nocy doszło do wypadku samochodowego, który pozostawił mieszkańców w szoku i zaniepokojeniu. Zdarzenie zostało spowodowane przez muzyka, Kaleba Olsona, który prowadził pojazd w stanie nietrzeźwości.
Według relacji świadków, Olson jechał ulicą z dużą prędkością, nie zważając na sygnalizację świetlną. W wyniku zderzenia dwóch samochodów, kilka osób odniosło obrażenia i konieczna była interwencja służb medycznych. Po przybyciu na miejsce policja szybko ustaliła, że Olson był pod wpływem alkoholu. Jednak to nie koniec złych wieści dla muzyka. Podczas przeszukania jego pojazdu, funkcjonariusze natrafili na ukryte narkotyki w schowku, co doprowadziło do jego natychmiastowego aresztowania.
Olson, który ma na swoim koncie sukcesy muzyczne, teraz musi zmierzyć się nie tylko z oskarżeniami o zdradę, ale także z poważnymi konsekwencjami prawnymi związanymi z jego zachowaniem.
Prycham. O ile obecnie przebywa a areszcie, szybko z niego wyjdzie. Na pewno przez ostatnie lata uścisnął dłonie odpowiednim ludziom, którzy go wyciągnął. Zatem co najwyżej zapłaci odszkodowanie i mandat, co go nie zaboli. Ma kupę forsy.
Wkurwia mnie to. Wkurwiają mnie ludzie, którzy pieniędzmi tuszują swoje wyczyny i uważają, że jeśli zapłacą, wszystko będzie dobrze. Nie, nie będzie. Nie zwróci do traumy tym ludziom, a jeśli ktoś nie wyjdzie z tego wypadku żywy, będzie tylko gorzej.
*
Zaglądam do Heidi pół godziny później. Nie śpi, choć ma zamknięte oczy. Stawiam na szafce kubek herbaty, szklankę z wodą oraz listek tabletek przeciwbólowych. Gdy siadam na łóżku, unosi powieki i uśmiecha się delikatnie.
– Przyniosłem ci herbatę i tabletki na ból.
– Mój bohater. – Podnosi się, po czym sięga po tabletkę, którą popija wodą.
– Przez Kaleba kilka osób leży w szpitalu.
Odstawia butelkę i posyła mi zmęczone spojrzenie.
– Dlaczego mi to mówisz?
– Sam nie wiem. Chyba sądziłem, że to jakoś cię pocieszy.
Heidi marszczy czoło.
– Niby jak kilka osób w szpitalu ma mi poprawić nastrój?
– Może nie fakt, że są ranni, ale Kaleb będzie miał to w kartotece. Jeśli w przeszłości był notowany, jego lista przewinień urośnie. Stare sprawy wyjdą na wierzch, nic w internecie nie ginie, więc wytwórcy nie będą chcieli pracować z kimś takim.
– I wystarczyło tylko opublikować dowody jego zdrady, by uruchomić łańcuch tragicznych wydarzeń.
– Tragicznych dla niego, nie dla ciebie.
– Nie rozmawiajmy więcej o nim. Nie chcę.
– W porządku – zgadzam się. – Pij herbatę, a ja idę pod prysznic.
Wstaję dopiero, kiedy kobieta chwyta kubek i upija pierwszy łyk.
Prysznic zajmuje mi jakieś dziesięć minut, a gdy wracam do sypialni, Heidi już śpi. Nakrywam jej nagie ramiona, gaszę lampkę i kładę się obok niej.
Przed zaśnięciem proszę boga o to, aby Kaleba spotkała należyta kara.
*
Przesuwam maszynką po szczęce, tnąc zarost na brodzie. Robię to powoli i starannie, a i tak nagle się zacinam. Syczę i sięgam po kawałek papieru, który potem przyciskam do ranki. Cholerne maszynki. Muszę sobie radzić zwykłą, gdyż elektryczną zostawiłem w swoim mieszkaniu.
To mieszkanie w dwóch miejscach bywa męczące. Nie ustalamy, kiedy kto śpi u kogo, więc podzieliliśmy swoje rzeczy na dwa mieszkania. To lepsze niż wożenie wszystkiego ze sobą, ale nie każdy potrzebny przedmiot mam u Heidi. Dlatego dziś muszę się przemęczyć korzystając ze zwykłej maszynki.
– Nie zdążymy. – Heidi wpada do łazienki w samej bieliźnie. – Gdzie moja szminka? – Podchodzi do blatu, otwiera swoją kosmetyczkę i nagle wszystko z niej wysypuje. – Musi gdzieś tu być.
Odsuwam papier i spoglądam na rankę. Nadal sączy się z niej krew, choć znacznie wolniej. Nic więcej nie zdziałam, więc pozostaje mi pozbyć się pianki z twarzy i pozwolić zacięciu się zagoić.
– Pokaż. – Heidi kładzie dłoń na moim policzku i obraca mi głowę w swoją stronę. – Nie będzie blizny, ale mogę dać ci plasterek, jeśli chcesz.
– I jak będę wyglądał na zdjęciach?
– Na pewno bardzo seksownie. – Staje na palcach, muska moje wargi swoimi i wychodzi z łazienki.
– A szminka?!
– Znalazłam!
Uśmiecham się. Cała ona. Jeden wielki, dziwnie uporządkowany chaos. I chociaż nienawidzę, gdy zostawia po sobie taki bałagan, kocham ją. Nie sądziłem, że bycie jej pracownikiem zmieni się w bycie kochankiem, a teraz partnerem. Życie bywa nieprzewidywalne.
Do wyjścia mamy trzy godziny, ale tylko ja wybieram się w spokoju. To Heidi biega w tę i we w tę jak nakręcona pozytywka. Nie mam pojęcia, czego szuka. Strój leży na łóżku, buty też, makijaż zrobiła chwilę wcześniej, kiedy zwolniłem łazienkę. A jednak panikuje.
Z westchnieniem siadam na fotelu i patrzę, jak kobieta wchodzi do łazienki, potem do sypialni i czasem wpada do kuchni dopić swoją kawę. Dlaczego nie weźmie kubka ze sobą albo nie usiądzie?
– Powiesz mi, dokąd tak biegniesz?
– Nie zdążymy, a ja nawet nie jestem gotowa!
– Mamy trzy godziny – zauważam. – Wyrobimy się, nie panikuj.
To jej nie uspokaja, dlatego kiedy robi kolejną rundkę do kuchni, chwytam ją za ramiona i unieruchamiam.
– Hej, luz. Bez pośpiechu. Mamy czas, wiem, którą drogą jechać, aby ominąć korki, nie musisz tak gnać. Usiądź – proponuję. – Usiądź ze mną, wypij w spokoju tą kawę, zobaczysz, że zdążymy.
Porusza niespokojnie nogą, marszczy czoło, jednak moje spojrzenie wystarcza, by w końcu się poddała.
– No dobrze, ale tylko, by wypić kawę.
Wzdycham. No cóż liczyłem na coś więcej, ale to Heidi. Jak już się na coś nakręci, nie odpuści. Delektuję się więc chwilą spokoju, kiedy z kubkiem siada na kanapie. Jednak, jeśli oczekiwałem, że będzie pić powoli, byłem w błędzie. Opróżnia zawartość kubka szybciej niż ja, po czym wstaje, odstawia go na blat i znika w sypialni.
Nie uspokoi się, póki ten bankiet się nie skończy, a nawet na niego nie dotarliśmy.
*
Heidi upiera się, aby wyjechać godzinę wcześniej, na co przystaję. Nie wytrzymałbym nawet dziesięciu minut dłużej, patrząc jak biega po całym domu w poszukiwaniu czegoś, czego chyba nie znalazła. Nie jestem nawet pewnie, czy ona sama wie, czego szuka. Na szczęście te męczarnie dobiegają końca, kiedy wsiadamy do auta i ruszamy w drogę.
Cieszy mnie, że Heidi nie wypytywała o adres bankietu, bo przynajmniej siedzi cicho i nie bawi się w nawigację. Znam to miasto lepiej od niej. Wiem, gdzie jechać i ile mi to zajmie.
– Jesteś pewien, że zdążymy?
Zaciskam wargi.
– Już jesteśmy – oznajmiam, skręcając na drogę prowadzącą na hotelowy parking.
Nie jesteśmy pierwszymi gośćmi. Kilka osób w eleganckich strojach zmierza w stronę plaży. Moja mama uwielbia przyjęcia na piasku w towarzystwie fal. Nie dziwi mnie jej wybór miejsca.
– Masz zaproszenie? – upewnia się.
– Mam. – Klepię pierś, pokazując, gdzie schowałem karteczkę.
– Bankiet jest na plaży? Nie mam butów na płaskiej podeszwie. Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł?
I znowu ta panika w jej głosie oraz oczach. Rozpinam pan i nachylam się do niej.
– Na plaży są platformy, a jeśli będziesz chciała wejść na plażę, możesz zdjąć buty. Myślisz, że ktoś będzie się tym przejmował? Bo ja na pewno nie.
– Nie mogę się zatem doczekać aż stópkarze zaczną sprzedawać zdjęcia moich nóg.
Marszczę brwi, ale nie jest mi dane nic powiedzieć, bo Heidi opuszcza samochód. Ruszam za nią, w pośpiechu zamykam samochód, po czym ją doganiam i splatam nasze dłonie.
– Co cię ugryzło?
– Nic.
Ciągnę ją w tył i przepuszczam idącą za nami parę. Taka odpowiedź nie przejdzie.
– Co się dzieje?
– Dostałam okresu – wyjaśnia cicho. – Mam jasny kombinezon, nie wiem, czy starczy mi podpasek, będę ciągle biegać do łazienki i co chwila jest mi albo za gorąco albo za zimno.
– Niczym się nie martw. Jeśli zabraknie ci podpasek, znajdę otwarty sklep i je dla ciebie kupię. Potrzebujesz leków? Załatwić ci coś?
– Na razie nie.
– W razie czego, mów – proszę. – Możemy iść?
– Tak, chodźmy.
Teraz ona chwyta moją dłoń, ale to ja prowadzę nas na plażę. Przed wejściem stoi ochroniarz sprawdzający zaproszenia. Pokazuję mu nasze i przechodzimy przez łukowate przejście, za którym czeka kobieta również ubrana w garnitur.
– Zapraszam tędy na ścianę zapozować do kilku zdjęć. – Wskazuje drogę po naszej lewej.
– Na to się nie pisałem – mamroczę, a Heidi szeroko się uśmiecha.
– Chodź, będzie fajnie. Uśmiechnij się.
– Mowy nie ma. Wystarczy mi, że tam stanę.
Najchętniej ominąłbym ściankę i dołączył do gości, jednak Heidi zależy na zdjęciu. Jeśli to ją uszczęśliwi, poświęcę się. Dla niej.
– Teraz my. – Ciągnie mnie za rękę i zatrzymuje dopiero po środku dywanu.
Nie mam bladego pojęcia, co robić. Gdy patrzę w stronę kilkunastu ludzi z aparatami, ogarnia mnie paraliż. Ciągle błyskają lampy, ktoś krzyczy, macha ręką. Wszystkie głosy się na siebie nakładają.
– Spokojnie, jestem obok.
Tylko słowa Heidi do mnie docierają.
– Obejmij mnie i spójrz na mnie.
Robię to, jakby to ona kierowała moim ciałem. Uśmiecha się, lecz ja nie potrafię. Trzymam ją w talii i skupiam na jej pięknych brązowych oczach.
– Dobrze, a teraz mnie pocałuj.
Jak zaczarowany, schylam się ku niej, po czym złączam nasze wargi. Błyska więcej świateł, ale już się nimi nie martwię. Jestem oddany tej chwili, gdy dotykam swojej kobiety i całuję jej miękkie usta.
– Chodź. – Odsuwa się i ciągnie dalej aż w końcu opuszczamy ściankę i dołączamy do reszty gości.
Czuję nieodpartą chęć podziękowania jej za to i nim pochłonie nas tłum, przyciągam ją do siebie, aby nic nas nie rozdzieliło.
– Dziękuję. – Unoszę nasze dłonie, by pocałować kobiecą rękę.
– Nie ma za co. Poszukamy twojej mamy?
– Sama nas znalazła.
Zauważam zbliżającą się do nas kobietę. Swoim niebieskim strojem i kapeluszem z piórami wyróżnia się z tłumu, aż widać ją z daleka. Heidi jest zaskoczona tym widokiem, bo goście mają bardziej stonowane ubiory, ale moja mama zaszalała. W końcu to jej bankiet. Każdy musi to wiedzieć.
– Byliście już na ściance?
– Tak, przed chwilą – odpowiada moja kobieta. – Jest coś jeszcze, co mamy zrobić?
– Po prostu dobrze się bawcie. – Posyła nam szeroki uśmiech. – Parter hotelu jest dla gości, znajdziecie tam przekąski oraz szampana, tamta część plaży służy za parkiet, a po tamtej są atrakcje.
– Jakie dokładnie, mamo?
– Sam się przekonaj. Udanej zabawy.
– Wzajemnie – rzuca Heidi.
Mama nas zostawia i na dobrą sprawę nie wiem, co mamy tutaj robić. Wątpię, że zamówiła bezalkoholowego szampana, więc ja się nie napiję.
– Chcesz iść po szampana?
– A chcesz wynosić mnie z przyjęcia pijaną? – odpowiada pytaniem. – Picie podczas okresu to najgorszy pomysł. Chyba że zależałoby mi na szybkim upiciu się, ale potem na pewno spędziłabym większość dnia w łazience.
– Czyli oboje dzisiaj będziemy w pełni trzeźwi.
– Chodźmy zobaczyć te atrakcje – proponuje, zmierzając do zejścia z podestu.
– Czyli jednak zdejmiesz buty?
– A mam jakiś wybór? – Opiera się o mnie i ściąga szpilki. – Piasek mnie nie zabije, ale będzie mnie wnerwiał.
Schodzi po schodku i kiedy dotyka bosymi stopami pasku, zaciska wargi.
– W Hawanie jakoś nie narzekałaś, gdy wybraliśmy się na spacer po plaży.
– Bo tamta plaża była ciepła. A ten piasek nie dość, że jest zimny, to jeszcze ma drobne kamyczki i patyki. Pokaleczę sobie stopy.
Zapowiada się cały wieczór narzekania, ale chociaż będzie ciekawie.
Kilka metrów dalej natykamy się na pierwszą atrakcję. Ludzie stoją w okręgu wokół faceta plującego ogniem. Płomienie wznoszą się w niebo, goście się odsuwają, lecz wszyscy po chwili klaszczą.
Dalej młodszy chłopak żongluje kilkunastoma piłeczkami, również zadowalając gości. Mama sprowadziła tu chyba cyrkowców, co mija się z tematyką bankietu. Jednak nie narzekam. Dawno nie brałem udziału w żadnym takim wydarzeniu, pomijając licytacje organizowaną przez rodziców, zatem dobrze, że to przyjęcie nie okazuje się nudnym spotkaniem bogatych ludzi.
– Spójrz, kto się zjawił.
Heidi szturcha mnie ramieniem i skinieniem głowy wskazuje w dal. Przy facecie plującym ogniem zauważam Tao w granatowej, zwiewnej sukni, zamiatającej piach. Nie widzi nas, co jest tylko kwestią czasu.
– Zmywamy się, zanim nas zauważy?
– Z ust mi to wyjąłeś – odpowiada, a ja parskam śmiechem. – Zboczeniec – mamrocze pod nosem, ale i tak to słyszę.
Omijamy Tao szerokim łukiem i na całe szczęście unikamy jej wzroku. Wracamy na podest, Heidi strzepuje ze stóp piach i zakłada buty.
– Pójdę do łazienki. Jeśli Tao cię zauważy, nie daj się wciągnąć w jej gierki.
– Nie dam – obiecuję.
Odprowadzam Heidi wzrokiem, a następnie znajduję wolny stolik. Siadam na krześle i kieruję spojrzenie na fale. Są daleko, ale dociera tu delikatny szum. Po lewo gra orkiestra, pary tańczą na piasku, inne tylko się przyglądają. Zauważam kilka modelek, które brało udział w sesji. One także prezentują stroje mojej matki. Innych zaproszonych gości nie kojarzę. W przeciwieństwie do mamy, która rozmawia z kimś i wygląda, jakby dobrze się znali.
Jej łatwo przychodzą nowe znajomości. Chociaż nie jestem do końca pewien, czy ci wszyscy ludzie naprawdę nimi są. Wychowałem się w świecie, w którym znajomości służą tylko interesom. Dlatego znam Chrisa Holta – dziennikarza, któremu wysłałem dowody zdrady Kaleba i który zapoczątkował falę hejtu na tego gówniarza. Pomagał mi nagłośnić pewną sprawę, jednak potem musiałem się za to odwdzięczyć. Teraz pewnie też będę musiał.
– Gdzie zgubiłeś swoją dziewczynę, Travis?
Przysięgam, kurwa, że zaraz wyjdę z siebie.
Unoszę wzrok na Tao, a ona bez pozwolenia się dosiada. Upija łyk szampana i odstawia wysoki kieliszek na stolik.
– Co? Będziesz mnie ignorował? Bardzo dorosłe zachowanie – prycha.
– Nie masz co robić?
– Właśnie robię. Prezentuję kreację twojej matki. – Unosi rękę, wokół której przewiązany jest biały materiał.
– Idź to robić gdzieś indziej. To miejsce jest zajęte.
Śmieje się w rozbawieniu.
– Bo ja na nim siedzę.
Przewracam oczami.
– Oj, Travis, przestań już. Naprawdę gniewasz się za to, co było wiele lat temu? Nie moja wina, że obaj mi się podobaliście.
Patrzę na nią. Ona naprawdę nie czuje zażenowania? Nie ma poczucia winy albo wstydu?
– Zwodziłaś nas. Oszukałaś, wykorzystałaś i zraniłaś. Współczuję każdemu facetowi, który się na ciebie natknie. Nie pokazuj mi się na oczy.
Otwiera usta, ale wstaję i zmierzam do hotelu na poszukiwanie Heidi. Pamiętam rozkład pomieszczeń. Od głównej sali, gdzie stoją stoły z alkoholem oraz przekąskami, skręcam w prawo, idę korytarzem do kolejnego przedsionka. Wyłaniam się zza rogu i oczom nie wierzę.
Pieprzony Kaleb.
Ubrany w dres i bluzę z logiem jakiegoś zespołu nie sięga Heidi nawet do brody. Jest od niego wyższa, ale szpilki też robią swoje. Gdy staję za nim z pewnością wyglądam jak pieprzony Mount Everest.
– Czy ty jesteś, kurwa, poważna?! Zgarnęli mnie przez ciebie!
– Zważaj na słowa, gówniarzu – odzywam się.
Kaleb sztywnieje i odwraca się gwałtownie.
– A ty co? Jej ochroniarz? Dobrze ci z tym, że posuwasz moją laskę?
– Nie jest twoja, smarkaczu. O ile pamiętam, to ty wrzuciłeś film, gdzie ogłaszasz bycie singlem. Lepiej spadaj, nim wezwę ochronę.
– Niby za co? – Rozkłada ręce. – Nie jestem na tym durnym przyjęciu dla sztywniaków.
– Ale znajdujesz się na parterze wynajętym na rzecz bankietu.
Kaleb prycha. Bawi mnie, że musi zadzierać głowę, by patrzeć mi w oczy i nie zrobi nic, by mi podskoczyć. Może sobie gadać, ale to ja mam przewagę.
– Chuj mnie to. Przyszedłem wyjaśnić sprawę z Heidi, więc radzę ci się odpierdolić.
– On nigdzie nie pójdzie – mówi kobieta. – Co najwyżej ty możesz spierdalać.
Chłopak spogląda na nią z wysoko uniesionymi brwiami.
– Bronić kutasa, który cię rucha? Czym się różni ode mnie, co?
– Zdradzałeś mnie, Kaleb. Rozkładałeś nogi jakimś szmatom, by potem wrócić do mnie i robić mi awanturę, że wściekam się za twoje nieobecności. W dodatku jak się okazuje nie tylko jesteś alkoholikiem, ale i pieprzonym ćpunem!
Ma w głosie pełno jadu. Gdyby mogła, zabiłaby Kaleba wzrokiem.
– Nasłałaś na mnie pierdolone psy! – wydziera się i jego krzyki sprowadzają ochronę.
– Nikogo na ciebie nie nasłałam. Sam się w to wpakowałeś, prowadząc po pijaku. Przez ciebie kilka osób leży w szpitalu.
– Rujnujesz mi karierę, dziwko!
Zmierza do Heidi, co jest złym posunięciem. Chwytam gówniarza za kaptur i ciągnę w tył, a on nagle się odwraca i wymierza mi cios z pięści prosto w policzek. Głowa odlatuje mi w bok. Słyszę krzyk Heidi i po chwili ochroniarze chwytają Kaleba w żelaznym uścisku.
– Zapłacisz mi za to, kurwo jebana!
– Travis, pokaż. – Heidi zabiera moją dłoń i ogląda policzek. Cholernie piecze, w ustach mam nawet metaliczny posmak. – Przepraszam za niego. Nie miałam pojęcia, że się tu zjawi.
– Nie twoja wina.
– Musisz przyłożyć lód.
– Poproszę kogoś, idź na plażę, dobrze? Niedługo przyjdę.
– Okay.
Szum fal ją uspokoi, bo mój widok bardziej ją denerwuje. Kiedy odchodzi, odnajduję pracownika hotelu, a on bez problemu znajduje dla mnie woreczek z lodem. Siedzę w holu jakiś czas, przykładając zimne kostki do policzka i gdy czuję, że twarz mi zamarza, idę do kobiety.
Jest jedyną osobą stojącą najbliżej fal i dotarcie do niej zajmuje dłuższy czas. Lżej mi, będąc przy niej. Zanim orientuję się, że przyszedłem, oplatam ją w talii i przytulam.
– Jak policzek?
– Twarz mi zamarła, więc nic nie czuję.
– Wróćmy już do domu – prosi.
– Dobrze, wrócimy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro