3
Travis
Po dwunastogodzinnym locie jedyne, o czym marzę to prysznic, szklanka Whisky oraz łóżko. Plecy dają o sobie znać, tak samo jak zmęczenie. W windzie muszę się chwilę zastanowić, na jakie piętro chcę jechać, a kiedy już jestem na właściwym, zapominam, który numer pokoju został mi przydzielony. Na szczęście na karcie widnieją trzy cyfry i to dzięki nim otwieram właściwe drzwi.
Popycham walizkę w głąb pomieszczenia, kartę wkładam do specjalnego otworu i w całym apartamencie zapala się światło. Luzuję krawat, który zaczyna zbyt mocno uciskać szyję, przekraczam próg sypialni, a następnie rzucam go na fotel. To samo robię z marynarką, koszulą oraz spodniami. Mam już iść pod prysznic, kiedy słyszę swój telefon.
Unoszę wzrok ku niebu, po czym zerkam na wyświetlacz. Wzdycham i chociaż wolałbym zignorować połączenie, odbieram.
– Mam za sobą dwunastogodzinny lot, więc jeśli nie jest to sprawa życia i śmierci, radzę ci się w tym momencie rozłączyć – warczę do słuchawki.
Naprawdę nie mam nastroju do pogaduszek. Jest trzecia w nocy. Normalni ludzie śpią o tej godzinie.
– Zajmę ci tylko chwilę – odzywa się Cassius. – Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia.
Pocieram obolałe skronie. Znam tą śpiewkę. Oferta nie do odrzucenia zwykle jest beznadziejna albo ma jakiś haczyk.
– Twoja ostatnia oferta wkopała mnie do tanich linii lotniczych – przypominam mu. – Jeśli znalazłeś mi coś podobnego, zwolnię cię – grożę mu.
Żarty się już skończyły. Cassius miał mieć oko na wolne miejsca pierwszego pilota w znanych liniach, gdzie byłbym kimś, ale cały czas proponuje mi latanie jakimiś nieznanymi samolotami.
– Będziesz zadowolony, zapewniam. – Chwilę później słyszę przychodzące powiadomienie. – Zerknij.
Odsuwam telefon i spoglądam na ekran. Cassius wysłał mi zdjęcie młodej kobiety, na oko dwadzieścia pięć lat o krótkich, blond włosach i ciemnych tęczówkach. Jest ładna, a skoro dostałem jej fotografię, musi być kimś. Tyle że ani trochę jej nie kojarzę.
– Kto to?
– Heidi Casey – wyjaśnia, lecz nic mi to nie mówi. – Modelka, dwa lata temu była twarzą na kilku okładkach magazynów. Szuka pierwszego pilota. Proponuje wysoką sumkę i byłbyś szefem zespołu. Coś, o czym marzyłeś.
Ta... tylko że w liniach lotniczych, a nie pracując dla jakiejś modelki. Ta wizja do mnie nie przemawia.
– I co? Byłbym na każde jej skinienie?
– Teraz też jesteś – stwierdza. – Góra ustala ci miesięczny grafik i masz się go trzymać. Życie, jak w zegarku. Tu miałbyś większą swobodę, wyższy zarobek i miałbyś na kogo popatrzeć. Ja widzę same zalety. Jestem pewien, że jeśli będziesz chciał odejść, napisze ci dobrą rekomendacje. Zastanów się. Jej menager chce odpowiedzi najpóźniej do piątku.
Mam zatem trzy dni na podjęcie decyzji. Trzy dni, które chciałem wykorzystać w inny sposób niż myślenie.
– Dam ci znać. Nie dzwoń. Sam to zrobię.
Rozłączam się i nawet nie czekam na odpowiedź Cassiusa. Dziś nie będę myślał o tej ofercie. Takie decyzje najlepiej podejmować trzeźwym i wyspanym.
*
Heidi Casey była rozchwytywaną modelką, od kiedy pojawiła się w branży w wieku siedemnastu lat. Utrzymała poziom, ludzie chcieli ją widzieć na okładkach magazynów aż nagle się zaręczyła. Czytam artykuły sprzed kilku lat i ten opublikowany pół roku temu i nie rozumiem, dlaczego zgodziła się wyjść za tego całego Olsona.
Przecież to dzieciak! Na pierwszy rzut oka widać, że kłopoty ma wypisane na twarzy. Buja w obłokach, wnioskując po krążących w siedzi zdjęciach. Nie zdziwię się, jeśli w końcu chłopak uzna, że ma całe życie przed sobą i zrezygnuje z małżeństwa. Tacy jak on nie są gotowi na poważny związek.
Od ostatniego artykułu o zaręczynach, Heidi brała udział tylko w jednej sesji. Później zniknęła. Nie całkowicie, ale w pewien sposób odcięła się od świata, a na Instagramie poinformowała fanów o przygotowaniach do ślubu. Ten post opublikowała w połowie sierpnia. Potem zdjęcia wrzucała rzadziej, a ostatnie wstawiła dwa miesiące temu.
Dlaczego taka ładna kobieta odeszła w cień, gdy mogła mieć cały świat u swych stóp? Przez tego dzieciaka?
Prycham w myślach na samą myśl, że mogła stracić życiową szansę przez miłość. Ona wszystko niszczy. Szczególnie w młodym wieku. Nastolatkowie uważają, że to piękne uczucie uczyni ich lepszymi, że wtedy zdobędą to, czego pragnął, ale prawda jest taka, że najpierw trzeba zadbać o swoją karierę. Związki w niestabilnym życiu szybko kończą się klęską.
Mam pewne wątpliwości co do pracy dla tej wygasłej gwiazdeczki. Teraz ma pieniądze, by opłacić pilota, ale co w sytuacji, kiedy nikt nie da jej roboty? Kasa w końcu się skończy, a ja zostanę z niczym.
Z drugiej strony, jeśli zyska sławę, będzie niekończącym się źródłem dochodów. Jej popularność może mi pomóc wspiąć się na szczyt. Może kiedyś zostanę pierwszym pilotem w American Airlines? Albo założę własną linię lotniczą, która przebije wszystkie?
Uśmiecham się sam do siebie. Może i mam wysokie cele, ale ten, kto ich nie ma zwykle trzyma się ziemi.
Ja wolę sięgnąć gwiazd.
Wybieram numer do Cassiusa, przykładam telefon do ucha i czekam. Jeden sygnał. Drugi. Odbiera za czwartym.
– Namyśliłeś się?
Zerkam na zdjęcie Heidi, które wyświetliłem sobie na tablecie. Ta praca może być także przyjemna.
– Przyjmuję robotę. Kiedy zaczynam?
*
Pasażerowie opuszczają pokład. Przez uchylone drzwi słyszę, jak stewardessa życzy każdemu udanego pobytu. To mój ostatni lot, przepracowałem z tym składem pięć lat i nadal nie potrafię zapamiętać jej imienia. Stella? Ella? Cholera wie. I tak nie będzie mi już ono potrzebne.
– Więc dostałeś posadę pierwszego pilota – komentuje Harry. Słyszę w jego głosie uznanie, co rzadko się zdarza. – Dobrze płacą? – Zerka na mnie.
Wstaję z fotela, po czym zakładam na ramiona marynarkę.
– Na tyle dobrze, bym stąd uciekł – odpowiadam, a Harry śmieje się pod nosem.
– Jesteś młody. Chwytaj okazje, jak to mówią.
I to właśnie zamierzam zrobić.
– Trzymaj się, Harry – rzucam na pożegnanie.
Unosi pomarszczoną dłoń, a ja opuszczam kabinę, niosąc ze sobą torbę. W przejściu mijam się z jedną stewardessą. Druga zbiera śmieci do worka. Obie odprowadzają mnie wzrokiem, lecz żadna się nie żegna. Nie znają mnie. Próbowały poznać, ale nie czułem potrzeby budowania relacji. Gdy tylko moja noga stanęła na tym pokładzie, wiedziałem, że któregoś dnia go opuszczę i nigdy nie wrócę.
W końcu nadszedł ten dzień.
Wychodzę z samolotu w dobrym humorze i nawet chłód poranka nie jest w stanie tego zepsuć. Zaczynam nowy rozdział w życiu. Właśnie otwierają się przede mną bramy do sukcesu.
Taksówką docieram do centrum Bostonu prosto pod drzwi apartamentowca. Reguluję płatność z kierowcą, po czym ruszam do budynku, a potem do windy, dzięki której w ciągu kilkunastu sekund docieram na dziesiąte piętro, gdzie znajduje się mój apartament. Kupiłem go rok temu. Nadal wygląda, jakby nikt w nim nie mieszkał, bo rzadko tu bywam. Nie mam tu nawet kwiatów, bo te zdechłyby, jak rybki, które dostałem mając 10 lat.
Ale chociaż nie mam bałaganu.
Zwykle po długich lotach znikam w sypialni, ale ten był na tyle krótki, że trzymam w sobie jeszcze pokłady energii. Korzystam z tego i robię zakupy z dostawą do domu, a potem idę pod prysznic. Miło jest zmyć z siebie zapach kokpitu i zmienić garnitur na luźne spodnie oraz koszulkę. Poczucie komfortu jest niezastąpione.
Mój telefon wibruje i omal nie spada z biurka. W porę go podnoszę i odbieram połączenie, gdy dostrzegam numer starszego brata.
– Keenan, chyba zapiszę tą datę w kalendarzu – żartuję.
On rzadko do mnie dzwoni. Jest taki, jak ja. Wiecznie zajęty i zapracowany. Myśli o sukcesie, ale ja uważam, że już dawno go osiągnął. Ale to Keenan. Wiecznie mu mało.
– Dodaj także przypomnienie, to za rok za to wypijemy.
Parskam śmiechem.
– Odebrałeś, więc wnioskuję, że nie masz żadnego lotu.
– Niedawno wróciłem – odpowiadam. – Na jakiś czas jestem wolny.
– Wpadniesz dziś do rodzinnego domu na obiad?
Spoglądam na zegarek. Dochodzi jedenasta.
– O której i z jakiej okazji?
– Piętnasta. A reszty dowiesz się jak przyjedziesz.
Lubię tajemnice. A jeszcze bardziej lubię je poznawać.
– Będę – zapewniam.
– No to do zobaczenia.
Keenan się rozłącza, więc odkładam telefon na biuro i podłączam go do ładowarki.
*
Rodzinny dom spokojnie mogę nazwać rezydencją. Białe fasady przywodzą na myśl Biały Dom, o ogródek dbają ogrodnicy, za to basen na tyłach teraz służy głównie za dekorację. Zatrzymuję samochód przed schodami, nie gaszę silnika, tyko oddaje kluczyki lokajowi, by ten odstawił pojazd do garażu. Później wspinam się po schodach i wchodzę do budynku. Sądząc po głosach dobiegających z jadalni wnioskuję, że przybyłem ostatni.
– Felix! Oddaj Isabel zabawkę!
Słyszę krzyk Paige, a potem pisk małej Isabel. Chwilę później zza rogu wybiega Felix, trzymając w rączce pluszowego misia. Nim zdoła mnie minąć, schylam się i biorę bratanka na ręce.
– Hej, łobuzie. Dokąd uciekasz?
Łaskoczę młodego w brzuch, a ten wybucha śmiechem. Wykorzystuję okazję i odbieram mu zabawkę, po czym, nadal trzymając go na rękach, wchodzę do jadalni. Isabel siedzi na kolanach mamy, przytula się do niej i chowa twarz w zagłębieniu jej szyi. Odstawiam Felixa, który od razy biegnie dalej.
– Hej, Isa. Patrz, co mam. – Kucam przy krześle i pokazuję dziewczynce zabawkę.
Ściska mnie w piersi na widok jej łez, ale po odzyskaniu zabawki przestaje płakać.
Paige uśmiecha się w podzięce.
– Wina, Travis?
Wstaję, kiedy słyszę pytanie Keenana.
– Prowadzę, więc muszę odmówić.
Brat krzywi się i nie przyjmuje do wiadomości moją odmowę. Nalewa do kieliszka białe wino i podaje mi go.
– Dziś pijesz. Mamy co świętować.
– Ach tak? – Unoszę brew. – I pewnie mi nie powiesz, co?
– Po obiedzie. A teraz siadaj, zaraz podadzą do stołu.
Odsuwam sobie krzesło i zasiadam do stołu. Przede mną siedzi Paige, obok Keenan, a dwa miejsca dalej są przeznaczone dla dzieci. U szczytu stołu zawsze siedzi tata, mama na rogu, za to Ashton – mój najmłodszy brat – po mojej prawej. Jednak nigdzie go nie widzę.
– Ashtona nie będzie?
– Jest u tej ciężarnej klaczy – wyjaśnia Keenan. – Zagląda do niej codziennie. Niedługo przyjdzie.
Kiwam głową na znak, że rozumiem. Nasz najmłodszy brat ma obsesję na punkcie tych zwierząt. Od małego wykazywał większy zainteresowanie niż ja czy Keenan i tak jakoś wyszło, że to on dostanie w spadku całą stadninę. Pasuje mi to. Keenanowi zresztą też. Obaj niespecjalnie przepadami za zapachem stajni, a wyścigi konne nieco nas nudzą. Za to Ashton dostanie to, co go uszczęśliwi.
Unoszę kieliszek do ust i w tym samym czasie do jadalni wchodzą rodzice.
– Travis! Jak dobrze cię znowu widzieć! – Mam rozkłada szeroko ręce.
– Mamo, jak zawsze wyglądasz zjawiskowo. – Witam się z nią uściskiem. – To twoja kreacja?
Kobieta odsuwa się na krok i wykonuje obrót, aby w pełnej krasie pokazać swoją sukienkę.
– Jedyny egzemplarz uszyty z mojego projektu specjalnie dla mnie – chwali się.
– Jest świetna.
– Travis.
Spoglądam na ojca. Wystawia dłoń, więc podaję mu swoją. Mama od nas odchodzi, wita się z wnuczętami i gruchocze do nich jakby nadal były niemowlakami. Jest taka szczęśliwa, odkąd urodził się Felix, a potem Isabel. Chyba nigdy nie widziałem jej z takim szerokim uśmiechem.
– Słyszałem, że dziś wróciłeś. Jak lot?
Tata bierze mnie na stronę. Podchodzi do barku i nalewa sobie bursztynowego alkoholu.
– Krótki. Trzy godziny w jedną stronę do Orlando, tam kilka godzin odpoczynku i powrót nocą.
– Kiedy kolejny?
Odchodzimy nieco dalej, bo rozmowy reszty rodziny trochę zagłuszają nam rozmowę.
– Jeszcze nie wiem. Dziś odszedłem.
Ojciec na tę wieść rzuca mi zaskoczone spojrzenie. Nie spodziewał się tego, jak faktu, że zamiast iść w jego ślady i w przyszłości odziedziczyć firmę, zostanę pilotem. Teraz widzę, że prócz szoku w oczach ma nadzieję, którą niestety zaraz zgaszę.
– I co dalej? Szukasz czegoś innego? Wiesz, zwolniło się miejsce w...
– Już coś znalazłem – przerywam mu. – Niedługo zaczynam.
– Rozumiem – przytakuje. – Sądziłem, że znajdziesz więcej czasu, aby nas odwiedzać. Keenan ma długie dyżury, za to Ashton potrafi zniknąć na tydzień, bo upatrzył sobie nowego ogiera. Pusto tu bez was.
– Wiem – odpieram z westchnieniem
Ten dom kiedyś tętnił życiem. Ale dorośliśmy i zaczęliśmy własne życia. Przez długi czas było tu naprawdę cicho, jednak teraz pojawiły się wnuki. Paige przyjeżdża z dziećmi w każdy weekend, czasem zostawia je na tygodniu u dziadków, więc nie powinni narzekać na brat rozrywek.
– Postaram się przyjeżdżać częściej. Wszystko zależy od mojej pracodawczyni.
– Kobieta?
– Mhm. – Opróżniam kieliszek.
– Jakie linie lotnicze?
– Żadne. Będę pierwszym pilotem prywatnego odrzutowca.
Tata z uznaniem unosi brew.
– Czyli celebrytka. Jak chciałeś latać prywatnie mogłeś powiedzieć. Mamy przecież własny. – Klepie mnie po ramieniu.
Gdyby to był mój cel, nawet bym się nie zastanawiał. Tyle że z czego bym zarabiał? Byłbym bezrobotny, bo ojciec załatwia sprawy biznesowe z domu, a mama stara się ograniczać latanie ze względu na strach przed jakąś katastrofą. Naoglądała się filmów dokumentalnych i panikuje.
– Twoi piloci dorabiają u innych – zauważam. – Jeśli będziesz szukać kogoś w zastępie na kilka przelotów, daj znać, ale stałej pracy nie przyjmę.
– Gdyby jednak potknęła ci się noga – zbliża się i ścisza głos – oferta będzie aktualna.
I raczej z niej nie korzystam.
Moją uwagę zwraca służba stawiająca na stole obiad. Wykręcam się od dalszej rozmowy z ojcem i wracam do jadalni. Specjalnie nie jadłem niczego sycącego, bo czułem, że jak zawsze stół będzie pełen różnego rodzaju dań. Mamy tu pasztet z królika, pieczoną gęś, udka z kurczaka, makarony i oczywiście tacę pełną ciast. Felix od razu sięga po ptysia, lecz czujne oko Paige to wyłapuje i maluch nie dostaję tego, co sobie upatrzył.
– Najpierw obiad – upomina go.
Jemu jednak nie podoba się ten pomysł. Kręci głową i znowu próbuje zdobyć ciastko.
– Zabiorę to, by go nie kusiło – mówię, po czym sięgam po tacę i odstawiam ją na szafkę.
Stąd tego nie zdejmie.
– No dobrze, siadajcie już – pogania nas mama. – Gdzie Ashton?
– Tutaj mamo.
Jak na zawołanie najmłodszy brat zjawia się w jadalni. Najpierw podchodzi do Paige, wita się z nią całusem w policzek, później podaje rękę Keenanowi, a na końcu mnie. Spodziewam się, że uderzy we mnie zapach stajni, lecz Ashton pachnie naprawdę znośnie. Najwyraźniej widzi moje lekkie zdziwienie, bo uśmiecha się i mówi:
– Spoko, brałem prysznic.
Całe szczęście. Nie zniósłbym całej kolacji, siedząc obok niego, gdyby śmierdział końskim łajnem.
Wszyscy zasiadamy do obiadu. Towarzyszące temu rozmowy umilają wieczór, choć nie każdy temat mi odpowiada. Ashton opowiada o nowym ogierze, którego znalazł we Francji i żartuje z mojej pracy dla modelki. Paige wspomina o zimowej imprezie, jaką organizuje, a moja mama oczywiście znajduje w tym okazję, by pokazać swoje nowe kreacje. Z kolei Keenan siedzi cicho. Już zrozumiał, że nikt z tu obecnych nie rozumie lekarskiej gadki, więc nie zanudza nas historiami z bloku operacyjnego. Ja tylko czasem opowiadam o tym, co robiłem w innym miejscu czy kraju po przebytym locie, lecz szczegóły zachowuję dla siebie.
Raczej nikt nie chciałby słuchać o seksownej Włoszce albo brunetce z Portugalii.
– Paige, dostałem od znajomego wyśmienite Prosecco. Nalać ci? To czerwone wino chyba ci nie smakuje.
Ashton spogląda na kieliszek, którego Paige ani razu nie podniosła. Zaskoczyło mnie to, bo Paige, jako organizatorka imprez, zawsze wybiera najlepsze wina. A w tym domu nie ma złych trunków.
– Dziś podziękuję.
– Na pewno? Zwykle nie odmawiasz.
Paige patrzy na męża, szukając w nim wsparcia. Keenan przerywa rozmowę z tatą, spogląda na nią, a potem na nas. Coś do niego dociera, bo po chwili bierze swój kieliszek i wstaje.
– Mogę prosić o uwagę?
W salonie momentalnie zapada cisza. Pomijając odgłos zabawek, którymi bawią się Felix i Isabel.
– Ten obiad to nie tylko rodzinne spotkanie, które tak bardzo cenię, ale też okazja, by coś ogłosić. – Spogląda czule na swoją żonę i już wiem, co się święci. – Spodziewamy się trzeciego dziecka.
Nasza mama piszczy uradowana i od razu biegnie do Paige, by zadusić ją w swoim matczynym uścisku. Tata jako pierwszy gratuluje synowi, czekam więc na swoją kolei i kiedy nadchodzi, podchodzę do brata.
– Kolejny Delgado. Gratuluję.
Podaję mu dłoń.
– Ja będę miał już trójkę, a co z tobą?
Parskam śmiechem.
– To jeszcze nie ten czas.
– Jeszcze nadejdzie – stwierdza. – I wtedy będziemy mieli więcej tematów do rozmów.
W to akurat nie wątpię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro