23
Travis
Gdybym się nie zbuntował i nie postawił na swoim, teraz byłbym na miejscu mojego ojca i witał każdego gościa. Nie wspomnę już o ilości papierkowej roboty, spotkaniach biznesowych i innych zapychaczy dnia. To na szczęście mnie ominęło i liczę, że tak już pozostanie.
– Widziałam z daleka, że to niezły dom, ale nie, że aż tak.
Heidi z zachwytem wygląda przez okno, kiedy zbliżamy się do domu. Za nami, jak i przed nami, jadą inni goście. Ich kierowcy parkują przed schodami, czekają aż ich pracodawcy wysiądą, a potem odjeżdżają.
Każda przybyła osoba jest oblegana przez fotografów i jedyne, co rzuca mi się w oczy, to blask fleszy. Odruchowo zerkam na Heidi.
– Jesteś gotowa?
– Nie pierwszy raz będą mi robić zdjęcia – odpowiada rozbawiona.
– Pytałem też, czy jesteś gotowa poznać moich rodziców. W końcu zobaczą, dla kogo pracuję i od razu przepraszam za uszczypliwe komentarze mojego taty. Samo to, że jestem pilotem mu przeszkadza. Nie sądzę, aby zawód modelki uznał za coś... znaczącego.
Uśmiech nie schodzi jej z twarzy i mam nadzieję, że to dobry znak.
– Już miałam styczność z takimi, którzy myśleli, że skoro pozwalam się fotografować nago, zrobię im prywatną sesję.
– Miałaś nagą sesje? – wyrywa mi się.
Heidi zaczyna się śmiać i nie mam pojęcia, czy mówi serio, czy ze mnie żartuje.
– Kto wie? – Rzuca mi krótkie, zmysłowe spojrzenie.
– Tak, czy nie?
Nie odpowiada. Przygryza wargę, poprawia włosy, po czym otwiera drzwi, gdy tylko się zatrzymuję. Błysk lampy błyskowej wyrywa mnie z amoku. Wyjmuję kluczyki, a następnie opuszczam samochód i podaję je stojącemu przy schodach lokajowi.
– Zaprowadź do garażu – polecam.
Paparazzi w ciągu sekundy okrążają mnie niczym sępy. Dziś jestem dla nich smakowitym kąskiem, ale nie tylko ja. Gdy patrzę na Heidi zauważam, że ją także oblegli jak wygłodniałe piranie.
– Jak zareagowałaś na zerwanie Kaleba?
– Zerwaliście przed publikacją filmu?
Tyle pytań nakłada się na siebie, że część z nich mi umyka. A Heidi jest nimi zupełnie niewzruszona. Pozuje do kilku zdjęć, posyła im szeroki uśmiech godny gwiazdy filmowej, po czym odprawia ich z kwitkiem.
– Nieźle sobie z nimi radzisz – komentuję, prowadząc ją po schodach.
Zachowuję dystans, bo cały czas ktoś nas obserwuje i robi zdjęcia. Teraz nie chcę zrobić przy niej niczego, co sugerowałoby bliższe relacje.
– Ty też. Całkowicie ich zlewasz.
Uśmiecham się lekko. Musiałem się tego nauczyć, by nie popaść w paranoję i kiedyś się nie zbłaźnić. Nie zwracam na nich uwagi, ale jednocześnie mam z tyłu głowy, że gdzieś są i wbijają we mnie te ciekawskie oczy.
– Wolę to niż odpowiadanie na ich durne pytania.
Jesteśmy już u szczytu schodów. Rodzice kończą witać starszą parę, uśmiechają się do nich szeroko, a gdy mnie zauważają, w ich oczach dostrzegam zaskoczenie.
– Wybacz spóźnienie, tato – odzywam się pierwszy.
– Tak trudno było się wyrobić, czy chciałeś po prostu ominąć witanie z nami gości? – pyta podejrzliwie i oczywiście zerka na towarzyszącą mi kobietę.
Tak właściwie spóźniliśmy się nie dlatego, że nie chciałem spełniać swojego, jak to ojciec mówi, rodzinnego obowiązku. Gdy ujrzałem Heidi w tej piekielnie seksownej sukience, zapragnąłem sprawdzić, co ma pod nią. Co w gruncie rzeczy zrobiłem i przekonałem się, że brakuje jej górnej części bielizny.
– Wiesz, jak to jest z kobietami – stwierdzam. – Mówisz, że mają dziesięć minut i wychodzi z tego godzina.
Heidi rzuca mi ostre spojrzenie, lecz nie komentuje moich słów. Takie wyjaśnienie jest o wiele lepsze, niż stwierdzenie, że spóźniłem się przez swoje męskie odruchy w stosunku do pięknej kobiety.
Która mało tego cały dzień chodziła w moim mieszkaniu w samym szlafroku.
– Nie wspomniałeś, że przyjedziesz z osobą towarzyszącą – wtrąca mama. – Przedstawisz nas?
– To Heidi. Pracuję dla niej – odpowiadam.
– Ach, ta modelka, tak?
– Zgadza się – mówi Heidi, podając mamie dłoń.
Kobieta ją ściska, ale tata nie wygląda na zainteresowanego poznawaniem mojej towarzyszki. Krzywo na nią patrzy, za co mam ochotę utrzeć mu nosa i pocałować Heidi na jego oczach. Problem w tym, że mamy za sobą wielu wścibskich reporterów.
– Później porozmawiamy – odzywa się w końcu. – Bawcie się dobrze.
Omal nie parskam śmiechem.
Zerkam na Heidi, po czym skinieniem głowy zachęcam, by poszła ze mną. Rusza w moje ślady, nadal zachowując dystans. Nie jest on wielki, więc ludzie nie zwęszą kłamstwa, ale zarazem nie idziemy obok siebie na tyle blisko, by ktokolwiek pomyślał, że ze sobą sypiamy.
To zwykła służbowa relacja. Nic więcej.
W holu jest już całkiem sporo gości. Kelnerzy krążą wokół nich, oferując alkohol albo przystawki. Z jednej z tac zabieram dwa wysokie kieliszki szampana i jeden podaję kobiecie.
– Uuu, bąbelki.
Kącik moich ust rwie się do uśmiechu.
– To gdzie idziemy? Może mnie oprowadzisz? – proponuje.
Po drugiej stronie holu znajdują się otwarte drzwi tarasowe prowadzące do ogrodu. To tam zawsze trwa licytacja oraz całe przyjęcie.
– Później. Powinienem z kimś zamienić parę słów. Zobaczymy się później.
Wiem, że zostawiając ją nie zachowuję się, jak należy, gdy to w końcu ja ją tu zaprosiłem, lecz gdybyśmy ciągle byli widziani razem, ktoś nabrałby podejrzeń. Ryzykowanie byłoby nierozważne. Heidi dopiero co zakończyła swój związek. Nie potrzebuje martwić się teraz plotkami.
A ja nie chcę być nazwiskiem na stronie głównej magazynów plotkarskich z tytułem „gorący romans".
Wychodzę na zewnątrz. W wielkim ogrodzie stoją białe namioty, okrągłe stoliki, dłuższy z jedzeniem i alkoholem, a niego dalej, bliżej brzozy, została rozstawiona niewielka scena i mównica. Rzucam okien na spacerujących ludzi ubranych w eleganckie stroje. Sceneria przypomina trochę scenę z filmu. W tej chwili mam przed sobą damy dworu w pięknych zimowych sukniach oraz towarzyszących im lordów.
Zaciągam się chłodnym powietrzem. Nie mogę się doczekać wiosny. Zrezygnuję z ocieplaczy, dłonie przestaną mi marznąć i nie będę musiał co chwila wycierać nosa chusteczką.
Przy stole z butelkami win i innych trunków dostrzegam Augusta Dale'a – jednego z udziałowców w firmie transportu morskiego. To z nim ojciec kazał mi dziś pomówić. Biorę spory łyk szampana, po czym ruszam w kierunku mężczyzny. Nakładam na usta ciepły uśmiech, by zamaskować grymas znudzenia. Jestem tu od dwóch minut, a już mam ochotę zwiać. A skoro mam tu Heidi, chciałbym zabrać ją na górę i zaszyć się z nią w sypialni.
Niestety to musi poczekać.
– Panie Dale – zwracam uwagę mężczyzny.
– No proszę! Travis Delgado zjawił się na przyjęciu! – August chwyta mnie za ramię i mocno je ściska. – Kto by pomyślał, że cię tu zobaczę. Spodziewałem się raczej najstarszego syna.
– Keenan ma dyżur – wyjaśniam. – A ja mam trochę wolnego czasu.
– Ponoć zmieniłeś pracę i pracujesz teraz dla modelki.
– Tak – przytakuję. – Potrzebowałem zmiany.
– Rozumiem, że jesteś zadowolony.
Po raz kolejny przytakuję. Muszę szybko zmienić temat.
– To dobrze, ale nie będę cię wypytywać o szczegóły. Porozmawiajmy o twoich udziałach w firmie?
Marszczę czoło.
– O moich udziałach?
Odchodzimy od stołów, by zrobić miejsce dla innych.
– Ojciec ci nie mówił? – dziwi się, więc zaprzeczam. – Pewnie chciał zrobić ci niespodziankę.
Nie wątpię...
– W każdym razie twój ojciec chce dać komuś udziały w firmie transportowej, by przygotować któregoś z synów do przejęcia spuścizny.
Super, no po prostu zajebiście.
– Zaproponowałem ciebie zważywszy na to, że Keenan jako chirurg ma bardzo mało czasu, a Ashton ma w głowie tylko te wyścigi. Sam rozumiesz.
– I wybrał pan mnie, bo...?
– Ponieważ wiem, że się do tego nadajesz i podejdziesz do sprawy rozsądnie. Masz też o wiele więcej czasu niż najstarszy brat.
Nienawidzę tego argumentu. Mam wrażenie, że każdy lekceważy moją prace i wykorzystuje, by zrobić ze mnie kogoś, kim nie jestem. Keenana traktują jak boga, chociaż ten rzadko widuje rodzinę, za to Ashtona odsuwają na dalszy plan, bo nadal sądzą, że jest dzieckiem.
– Firma to nie moja bajka.
– Brednie – mówi lekceważąco. – Potrzebujesz tylko odrobinę praktyki. A jeśli to nadal cię nie przekonuje dodam, że zyskasz kolejne tysiące na koncie.
Jakby mi na tym zależało...
– Przemyślę to. – Posyłam Augustowi uśmiech.
Nie mam ochoty o tym teraz rozmawiać. Najpierw pomówię z ojcem, bo znowu próbuje ingerować w moją przyszłość. Z Keenanem się nie udało, a na Ashtona nawet nie liczy. Zostałem mu ja. Jakbym był rzeźbą, którą trzeba doszlifować.
– Oczywiście, masz do tego prawo – odpiera. – Korzystaj z przyjęcia i może zobaczymy się na pierwszym zebraniu zarządu.
– Udanej zabawy, panie Dale – żegnam się, a gdy tylko mężczyzna się oddala, wypuszczam długie westchnienie.
Dopijam szampana i po odstawieniu go na stół, ruszam na poszukiwanie Heidi. Niestety w tym tłumie ludzi ciężko mi ją dopatrzeć. Jednego jestem pewien. W ogrodzie jej nie ma.
Wchodzę do domu, zaglądam do jadalni oraz wydzielonego salonu. Przechadzający się tam goście rzucają mi uśmiechy, które z dobrego wychowania odwzajemniam. Jednak szybko się ulatniam, aby uniknąć zbędnych rozmów. W końcu docieram do tak zwanej „galerii". Jest to długi i szeroki korytarz prowadzący do następnego salonu i części, w której znajdują się nasze sypialnie. Tam też odnajduję moją zgubę.
Stoi po środku korytarza w tej cholernej czerwonej sukni z odsłoniętymi plecami i wpatruje się w dwa abstrakcyjne obrazy na ścianie. Oba są stworzone tylko za pomocą kształtów z wykorzystaniem odcieni różu oraz niebieskiego. Ja uważam je za dość... zwyczajne i nigdy nie zatrzymałem się, aby dłużej je obejrzeć, za to Heidi najwyraźniej stoi tu już jakiś czas.
Podchodzę do niej powoli i staję w odległości jednej wyciągniętej ręki. Rzucam okiem na te „dzieła".
Nadal są zwyczajne.
– Co cię w nich urzekło? – pytam, nie odrywając wzroku od obrazu.
– Prostota – odpowiada po chwili namysłu. – I dobór barw. Kto je malował?
Uśmiecham się pod nosem.
– Moja matka.
Na tę wieść, kobieta odwraca ku mnie głowę. Z jakiegoś powodu przepełnia mnie duma.
– Są piękne. Twoja mama jest artystką?
Parskam śmiechem i kręcę głową.
– To jej dodatkowe zainteresowanie – wyjaśniam. – Zawodowo projektuje ubrania. Ma kilka sklepów z własną odzieżą, bywa na bardzo wielu pokazach mody i sama też je organizuje. Na ogół jest zabiegana. A w szafie znajdziesz ciuchy zaprojektowane tylko przez nią. Nie kupuje nic przez internet. Chyba że materiał do następnych projektów.
Chichocze melodyjnie.
– Jej dzisiejsza kreacja też jest jej autorstwa?
Przytakuję.
– Doskonale wie, w co się ubrać, aby przykuć wzrok ludzi – stwierdza.
Mimowolnie sunę spojrzeniem po sukni mojej towarzyszki wieczoru.
– To samo mógłbym powiedzieć o tobie. Nadal uważam, że ta sukienka kurewsko dobrze opina twoje kształty. – Zbliżam się do kobiety. – Jest seksowna, zmysłowa i idealnie nadaje się do zdejmowania.
I znów ten kobiecy śmiech. Przez niego sam zaczynam się uśmiechać i mam całkowitą ochotę skrócić nam ten wieczór.
Spoglądam za siebie, a kiedy zauważam zbliżających się ludzi, patrzę w oczy Heidi.
– Nie sądzisz, że zrobiło się tutaj dość tłoczno?
Kobieta rzuca okiem na zmierzającą ku nam parkę.
– Zmywamy się? – upewnia szeptem.
– Chodź. Wiem, gdzie na pewno nie będzie ludzi.
Ruszamy dalej korytarzem do drugiej części domu, a stamtąd wychodzimy na zewnątrz. Omijamy ogród tak, abyśmy nie zostali zauważeni przez moich rodziców, którzy na szczęście są zbyt zajęci rozmową z bogatymi ludźmi, by zwrócić na nas uwagę. Bez problemu przemykamy aleją żywopłotów i docieramy do stajni, gdzie nie ma zupełnie nikogo prócz nas. Wnętrze budynku jest oświetlone dwiema lampami, lecz reszta jest spowita mrokiem. Chwytam Heidi za rękę, po czym ciągnę w stronę cienia, a tam popycham ją na ścianę i wpajam w jej wargi. Smakują pikantnym błyszczykiem. Po naprawdę krótkiej chwili usta zaczynają mnie piec.
Moja ręka ląduje na wcięciu kobiecej talii, z kolei drugą chwytam kark kobiety. Zaciskam palce na gładkiej skórze. Odpowiada mi cichutkim stęknięciem, co biorę za pozwolenie na kontynuowanie. Przenoszę usta na jej szyję, potem niżej na ramiona i niżej na obojczyki. Odchyla głowę, a paznokciami sunie po moich bicepsach.
Drżę. To takie, zajebiście miłe uczucie. Moje ciało doskonale wie, jak powinno zareagować na to, co robi ta kobieta. A wykonuje świetną robotę. Pogłębiam pocałunek, przyciskam swoje biodra do jej drobnego ciała, gdy nagle słyszę podniesiony, kobiecy głos z lewej.
– Jezu Chryste, Travis!
Odrywam się od słodkich ust Heidi i patrzę zaskoczony na swoją matkę. Ma przeklęte wysokie szpilki, a jakoś nie słyszałem, że tu idzie. I cholera jasna, nakryła mnie na całowaniu swojej szefowej.
Nie wiem, czemu czuję się teraz jak nastolatek przyłapany na gorącym uczynku.
– Masz szczęście, że ojciec zabronił reporterom opuszczać ogród, bo mielibyście naprawdę ciekawe zdjęcia i barwne nagłówki nad artykułami. – Mierzy nas srogim spojrzeniem, a później spogląda na moją towarzyszkę. – Nie spodziewałam się takiego zachowania po kimś zaręczonym.
– Tak właściwie nie jestem już zaręczona – wyjaśnia, nim sam zdołam się wtrącić. – I oboje jesteśmy dorośli. Nie musi pani pouczać syna. Wydaje mi się, że wie, co robi.
Mama zaciska szczękę. Mam wrażenie, że zaraz powie coś niewłaściwego, lecz po chwili wyraz jej twarzy nieznacznie łagodnieje i przenosi na mnie oczy.
– Chodźcie. Licytacja zaraz się zacznie. I radzę wam zachować dystans. Chyba że chcecie być głównym tematem tego wieczoru.
Oddala się pierwsza i gdy tylko znika ze stajni, Heidi wybucha śmiechem. Spoglądam na nią krzywo.
– Bawi cię to?
– A ciebie nie? Nakryła nas!
– I dlatego nie jest mi do śmiechu – odpieram.
Heidi podchodzi do mnie i zarzuca mi ręce na szyję. Kołysze się delikatnie, uspokajając swoją radość.
– Wiem, że ukrywanie tej relacji jest ekscytujące i podniecające, ale nie jesteśmy nastolatkami. Jeśli twoi rodzice się dowiedzą, trudno. Postaram się wywrzeć na nich dobre wrażenie. A mediami będziemy się martwić kiedy indziej.
Uśmiecham się i kładę dłonie na jej talii.
– Czyli nie martwi cię to, że mój ojciec rzuci wiele uszczypliwych uwag na temat twojej pracy i ciebie, a moja matka będzie krzywo na ciebie patrzeć?
– Nie – odpowiada od razu. – Może zmienią o mnie zdanie, które już pewnie sobie wyrobili. A jeśli nie, trudno. Nie zadowolę przecież wszystkich.
– Mądre słowa z ust mądrej i pięknej kobiety – komentuję. – A teraz uczyń mi ten zaszczyt i pozwól się pocałować nim wrócimy na przyjęcie i znów będziemy grać nie kochanków.
Zbliża się i całuje mnie pierwsza.
Jeśli podoba wam się ta historia, będę mega wdzięczna za pomoc w promocji. Wszystkie tiktoki, rolki czy relacje na insta mile widziane. 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro