Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

Czas na trochę dram haha


PS. myślę, że przy tej nowej okładce już zostaniemy



Travis

Mam wrażenie, że nasz wyjazd w góry był jedynie przyjemnym snem. Rzeczywistość, do której wracam uderza mnie w twarz i kopie w jaja tak mocno, że pierwszy wieczór po powrocie spędzam z butelką Whisky. Ojciec wkręcił mnie w głupi bankiet dla darczyńców jego organizacji charytatywnej. Wiem, że zdobyte pieniądze trafią do potrzebujących sierocińców, jednak nawet to nie sprawi, że chętniej uczestniczyłbym w tym spotkaniu. To nadal pozostaje przyjęcie dla bogaczy, na które ojciec wyda więcej pieniędzy, niż te zostaną nam podarowane.

Zatem jaki jest sens tych bankietów? Dlaczego ojciec nie może od razu przekazać pieniędzy, które wydałby na samą organizację zabawy?

Na pokaz. Wszystko to jest na pokaz. A pomoc jest tylko dodatkiem, lecz nikt nie narzeka, bo nikt nie ma pojęcia, co się dzieje za kulisami tych charytatywnych bankietów. Mnie z kolei szlag trafia, bo to jedno wielkie pokazowe oszustwo.

I jak na złość to mnie przypadł ten „zaszczyt" uczestniczenia w tym. Keenan wymigał się długim dyżurem i ważną operacją, z kolei Asher podczas mojego małego wyjazdu poleciał do... Tak właściwie pojęcia nie mam, gdzie poleciał. Od ojca wiem, że to ma związek z koniem, którego komuś sprzedał. I zostałem ja. Pilot uzależniony od swojej pracodawczyni z nadmiarem wolnego czasu.

Cudownie...

Jedna z klaczy wystawia łeb poza boks, kiedy przechodzę w pobliżu. Zatrzymuję się, po czym wyciągam dłoń i drapię ją po chrapach. Nadstawia uszu, patrząc na mnie jasnymi, błękitnymi oczami. Przez te oczy Asher ma do niej cholerną słabość. Nie dziwię mu się. Jest piękna, cała biała niczym śnieg z różowym pyskiem i obramówką wokół oczu. Asher ubóstwia ją całym sobą.

Mój telefon wibruje w kieszeni, z kolei smartwatch na moim nadgarstku się podświetla. Zerkam na niego i uśmiecham na widok nowej wiadomości od Heidi. Wyjmuję komórkę, aby odpisać.

Heidi: Gdzie jesteś?

Ja: W domu rodziców. Zaplanowałaś kolejny wyjazd?

Heidi: Podaj adres.

Marszczę czoło. Dlaczego o to prosi? Minęły dwa dni, już się stęskniła? Bo ja owszem. Brakuje mi jej dotyku, ciągle pamiętam smak jej ust oraz cudowną kobiecość i to, jak mocno oplatała moją talię udami.

Ja: A co? Masz zamiar wpaść? Nie będę narzekał. Tak właściwie twoje usta pomogłyby mi się zrelaksować.

Wiadomość zwrotna nadchodzi po minucie.

Heidi: PODAJ TEN ZASRANY ADRES

Niemal słyszę jej krzyk w głowie. Podaję jej adres, ale przez długi czas mi nie odpisuje. Zaczynam pisać nową wiadomość, jednak ostatecznie ją kasuję. Wracam do domu, do dawnej sypialni i nalewam do szklanki bursztynowy trunek. Potem siadam przy kominku, mam już się napić, gdy dostaję sms'a.

Heidi: Będę za dwadzieścia minut.

Marszczę czoło. Jest dwudziesta druga. Jak zamierza dotrzeć tu w dwadzieścia minut, skoro mieszka pięć godzin stąd? Pytam ją o to, ale odpowiedzi nie uzyskuję. Wyliczam czas i kilkanaście minut później wychodzę z domu. Spacerem przemierzam żwirową drogę między krzewami aż docieram do bramy. Chwilę później podjeżdża taksówka. Tylko drzwi się otwierają, a z pojazdu wychodzi Heidi. Światła samochodu nieco mnie oślepiają, dopiero gdy odjeżdża otwieram furtkę i wpuszczam kobietę na teren posiadłości.

– Jak dotarłaś tu tak szybko? Gdzie byłaś?

Unika mojego spojrzenia. Zachodzę jej drogę, a następnie chwytam jej podbródek i obracam głowę w swoją stronę. Pierwsze, co widzę, to jej zaczerwienione oczy i sińce pod nimi. Potem zauważam fioletową plamę na szczęce.

– Heidi.

Wyrywa się i ucieka wzrokiem w bok.

– Heidi, spójrz na mnie – proszę ją.

Kiedy nie reaguje, kładę dłonie na jej policzkach, ale delikatnie, by nie sprawić jej bólu, a następnie zmuszam, by na mnie patrzyła. Nie pozwalam oderwać od siebie oczu.

– Co się stało? – pytam łagodnie.

Warga jej drży. Znów patrzę na siniaka i na usta, gdzie zauważam niewielkie rozcięcie. Krew się we mnie gotuje.

– Uderzył cię – uświadamiam sobie. – Dlaczego?

I wtedy zaczyna płakać. Zakrywa sobie usta dłonią, cała się trzęsie i odnoszę wrażenie, że straci równowagę. Chwytam ją za ramiona, po czym przytulam. Pozwalam jej zmoczyć swoją koszulkę i mam nadzieję, że dzięki temu jej się polepszy. Mija jednak minuta, potem kolejna, a ona się nie uspokaja.

Nie zaprowadzę jej do domu. Gdy tylko moja matka ją zobaczy, nie da jej żyć, a ja nie chce jej niczego tłumaczyć, bo sam nic nie wiem. Tutaj się nie uspokoi.

– Heidi. Poczekasz tutaj? Pójdę po samochód i pojedziemy do mojego mieszkania, dobrze?

Odsuwam ją od siebie i kiedy kiwa głową na zgodę, idę do samochodu. Potem jadę do bramy, którą otwieram pilotem, Heidi zajmuje miejsce pasażera. Przez całą drogę się nie odzywa. Co chwila pociąga nosem, ociera mokre policzki, a czasami wybucha płaczem, jakby o czymś sobie przypomniała.

Nie wiem, co mogę dla niej zrobić. Teraz myślę tylko o tym, co zrobię temu dupkowi za łzy jakie spowodował i za ślad po swojej dłoni. Zapłaci za to.

*

Wpuszczam Heidi do apartamentu. Zapalam światło, kurtkę odwieszam na haczyk. Kobieta staje w przejściu. Rozgląda się po jasnym pomieszczeniu, ale nie wie, gdzie ma zawiesić wzrok.

– Pozwolisz, że odwieszę twój płaszcz?

Staję za nią. Kiwa głową, więc chwytam za poły okrycia, zsuwam z jej ramion i wieszam obok swojej kurtki. Heidi nie rusza się z miejsca. Stoi niczym posąg, nieruchomo. Ostrożnie umieszczam dłoń w dole jej pleców.

– Chodź ze mną.

Nie opiera się. Prowadzę ją do łazienki, a tam sadzam na blacie. Z szafki wyjmuję apteczkę, przesuwam bandaże, leki, aż znajduję maść chłodzącą.

– Nałożę ci to na policzek – informuję ją. – Opuchlizna do rana powinna zejść. Boli?

– Tylko, gdy dotykam.

Delikatnie wmasowuję maść w sine miejsce. Co chwila badam reakcje Heidi, by wiedzieć, kiedy sprawiam jej ból. Nie krzywi się, ale wiem, że to raczej mało przyjemne uczucie.

– Powiesz mi, co się stało?

– Uderzył mnie. To się stało – warczy pod nosem.

Wzdycham, odkładam tubkę, po czym umieszczam dłonie na blacie po obu stronach jej ciała i wchodzę między jej nogi, gdy tylko je dla mnie rozchyla.

– Upił się?

Zaprzecza.

– Naćpał?

Znowu kręci głową.

Co się zatem stało? Co sprawiło, że zareagował w ten sposób? Skoro nie alkohol ani narkotyki, co było przyczyną?

Heidi bierze drżący wdech. Walczy ze łzami, oczy znowu robią jej się szkliste.

– Znalazłam w jego rzeczach bieliznę innej kobiety – wyjawia. – Zapytałam go o to. Wiesz, jak się tłumaczył? – Patrzy mi w oczy. – Że to moja i ją u niego zostawiłam. Problem w tym, że od dawna nie uprawialiśmy seksu. Zrobiłam mu o to awanturę. Powiedziałam, że wiem o jego zdradzie.

– I wtedy podniósł na ciebie rękę?

Ociera mokry policzek.

– Najpierw wszystkiemu zaprzeczył. Więc pokazałam mu zdjęcia.

Unoszę brew. Niezłe posunięcie. Wręcz agresywne i dosłowne. Długo je trzymała nim postanowiła je ujawnić.

– Już nie mógł zaprzeczyć, zaczęliśmy się kłócić i mi przywalił. To, co zrobił nie powinno mnie już boleć. Wiedziałam, że zdradził mnie niejednokrotnie, sama to teraz robię, ale on sprowadził obcą babę do domu. Do domu, który wspólnie kupiliśmy. Tego nie mogę tolerować. Mam dość.

Kładę dłoń na zdrowym policzku kobiety. Już dawno powinna rzucić typa i wszystko mu odebrać. Gdyby powiedziała mu od razu, że wie o jego zdradach, teraz nie siedziałaby na moim blacie z opuchniętą szczęką.

– Co zamierzasz teraz zrobić?

Wzrusza ramionami.

– W tej chwili? Chciałabym się znowu upić i zasnąć.

– A jutro?

Ledwie zauważam, że się do niej przysuwam. Działa na mnie jak silny magnes. W końcu od jej ust dzielą mnie centymetry, czuję jej oddech, lekką woń perfum wymieszaną z zapachem wódki. Wcześniej tego nie poczułem.

– Jutro zamierzam się z tobą pieprzyć – szepcze w odpowiedzi. – Ale dziś też możemy to robić.

Patrzę na rozchylone wargi Heidi.

– Kusisz.

Uśmiecha się i kokieteryjnie przesuwa paznokciem po mojej piersi. Sunie w dół tak powoli, że to wręcz tortury. Mięśnie brzucha napinają mi się pod wpływem jej dotyku, obrysowuje każdy mięsień, dociera do męskiego V tuż nad bokserkami i nagle bezwstydnie chwyta moje przyrodzenie. Zaciskam szczękę i mocniej łapię się blatu. Z głębi gardła ulatuje stęknięcie.

– Ulegniesz?

– Jeśli odpowiesz na moje pytanie.

Przekrzywia głowę, ale nie zabiera rączki z krocza.

– Pytałem, co zamierzasz zrobić ze swoim narzeczonym? Przyjmuję tylko poważną odpowiedź – uprzedzam, nim wpadnie na coś i odbiegnie od tematu.

– Pewnie wynajmę prawnika i jakoś dojdziemy do porozumienia. Potem zajmę się odwołaniem przygotowań do ślubu.

– Masz zamiar się z nim dogadać? A co z twoją zemstą?

– Nie zrezygnowałam z niej – odpowiada, po czym przywiera do moich warg swoimi.

Chaos, agresja, nienasycenie i namiętność towarzyszą temu pocałunkowi. Nie nadążam za oddawaniem ich, dlatego przejmuję kontrolę nad sytuacją. Chwytam Heidi za uda i unoszę z zamiarem przejścia do sypialni, jednak ona kręci głową, przerywając pieszczotę.

– Jeszcze nie.

Wyswobadza się z moich ramion i staje na płytkach. Potem z łatwością rozpina mi pasek, rozporek i zsuwa spodnie do połowy ud. To samo robi z bokserkami i nim zdołam zareagować, bierze mnie w usta.

Ma cholernie miękkie wargi. Jest dokładna, precyzyjnie porusza językiem po mojej długości, rozkoszując się tym, jak deserem. Nachylam się nad blatem, a moje oczy odnajdują siebie w odbiciu lustra. Kierując spojrzenie niżej dostrzegam tył głowy Heidi i to, jak porusza się w przód i w tył.

Daje mi masę rozkoszy, olbrzymią dawkę przyjemności, od której wszystkie myśli uciekają mi z głowy. Nie myślę racjonalnie. W ogóle nie myślę, zbyt skupiony na wargach kobiety zaciśniętych na kutasie.

Porusza głową coraz szybciej. Jest też na tyle śmiała, że przyciska nos do podbrzusza, dławiąc się mną. Gdy się wycofuje, po jej brodzie spływa strużka śliny.

Co za seksowny widok...

Znowu mnie pieści. Śmielej, szybciej, dołączając do tego zęby. Gryzę wargę.

– Tylko nie gryź, gwiazdeczko. To ważny sprzęt.

Nie słucha mnie, dlatego ją od siebie odrywam. Wargi ma mokre od śliny, za to policzki mokre od wcześniejszych łez. Pozostały na nich czerwone strużki.

– Więcej mnie nie gryź, bo go nie dostaniesz.

Uśmiecha się niewinnie.

– Rozbieraj się. Czekam pod prysznicem.

Odchodzi w stronę kabiny. W międzyczasie pozbywa się ubrań. Rozpina biustonosz, a potem zdejmuje bieliznę, którą we mnie rzuca. Chwytam zieloną koronkę, po czym unoszę wzrok na Heidi. Stoi już naga w kabinie. Włącza wodę i wchodzi pod strumień.

A ja się na nią gapię. Bezczelnie, z fascynacją. Jej narzeczony musi być ślepy, skoro postanowił ją zdradzić. Jeśli patrzy tylko na ciało, nie rozumiem go.

Jeśli na duszę i charakter... Też go nie rozumiem.

– Gapieniem się mnie nie przelecisz – stwierdza.

Zdejmuję ciuchy jakby mnie parzyły, a następnie wchodzę pod prysznic i staję za kobietą.

– Pomożesz mi?

Cofa się i opiera o mnie plecami. Zauważam, jak dłonią ściska swoją pierś, gdy w tym czasie drugą ma między udami. Wychylam się zza jej ramienia, by upewnić, że mam rację i tak jest. Heidi sprawia sobie przyjemność, masując czułe miejsce między nogami.

– W czym konkretnie?

Przesuwam ustami bo napiętej szyi kobiety.

– W zniszczeniu jego kariery.

Odtrącam jej dłoń i sam zaczynam ją pieścić. Najpierw wykonuję powolne okręgi na łechtaczce, wsłuchuję się w ciche jęki, wyczuwam, że robi się wilgotna i wtedy wkładam w nią jeden palec.

Mocniej ściska swoją pierś, a pośladki wypina w moją stronę. Dociska mi je do krocza.

– Jak chciałabyś to zrobić?

– A pomógłbyś mi? – dopytuje z ustami blisko moich.

Potem mnie całuje. A raczej gryzie dolną wargę.

– Morderstwa nie zatuszuję.

Chichocze.

Wizja zniszczenia chłoptasiowi życia jest bardzo kusząca. Zasłużył na to, aby trawiła go choroba i ostatecznie doprowadziła do jego końca. Nie rozumiem, dlaczego Kaleb w ogóle się jej oświadczył i dlaczego do tej pory nie zerwał zaręczyn. Skoro tak mu się ten związek nie podoba i woli zabawiać się z innymi dupami, po co nadal trzyma się tej, której dał pierścionek?

– Nie proszę o to – stęka. – Potem pomyślimy, co z nim zrobimy. Teraz chcę...

Zamykam jej usta pocałunkiem.

– Wiem, czego chcesz. – Popycham ją w stronę szerokiej półki, na której chwilę potem sadowi swój seksowny tyłek. Klękam przed nią. – Rozszerz nogi, proszę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro