Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Heidi

Po wylądowaniu nie jest mi dane pożegnać się z całą załogą, ani tym bardziej z Travisem. Gdy tylko stawiam pierwszy krok na schodach, zauważam dobrze znany mi samochód oraz samego Kaleba. Nie spodziewałam się go tutaj. Myślałam, że kiedy wrócę, jego jak zwykle nie będzie, ale się myliłam.

– Hej, kochanie – wita mnie uśmiechem oraz pocałunkiem. Robi to z zaskoczenia i jestem w stanie odwrócić głowy. – Jak minął lot?

Mam już ochotę zapytać, co tu robi i skąd u niego taka troska, lecz gdy dostrzegam w oddali błysk fleszy, duszę w sobie wszystkie wulgaryzmy i nakładam na usta uśmiech.

To jebana pokazówka, a nie dbanie o kobietę, którą się kocha.

– Byłoby lepiej, gdyby nie ta zamieć.

– Było grubo – przyznaje. – Świata za oknem nie było widać, myślałem, że tu nie dojadę, ale w końcu, czego się nie robi dla mojej pięknej narzeczonej?

Obejmuje mnie w talii, przyciąga i ponownie obdarowuje namiętnym pocałunkiem. Chcąc czy nie, oddaję go i wplątuje palce we włosy Kaleba. Niech paparazzi dostaną, co chcą.

– Doceniam, naprawdę – kłamię.

– Wsiadaj, zabieram cię gdzieś.

Otwiera drzwi od strony pasażera, lecz nie czeka aż wsiądę, tylko obchodzi pojazd. Zanim zajmuję miejsce w środku, spoglądam na kabinę pilotów. Maszyna jest na tyle blisko, że bez problemu zauważam w panoramicznym oknie Travisa.

Zasycha mi w gardle i puls mi przyspiesza, bo wiem, że widział ten pocałunek. Jednak nie widzę dobrze jego twarzy, więc nie mogę rozczytać jej wyrazu. Co sobie teraz o mnie myśli? Że działam na dwa fronty? Że może kłamałam mówiąc o zdradzie?

– Heidi, dawaj! Wpuszczasz zimno i śnieg do środka!

Stukam paznokciami o drzwi auta, po czym zasiadam na fotelu i zamykam drzwi. Maszyna warczy, Kaleb włącza muzykę, a następnie rusza z impetem tak, że na pierwszym zakręcie samochód jedzie bokiem.

Kiedyś bym się z tego śmiała, lecz dziś oddech utyka mi w przełyku, a serce podchodzi do gardła. Mojemu zawałowi towarzyszy śmiech narzeczonego, który czerpie z tej jazdy największą frajdę. Mi nie jest do śmiechu. Po godzinach spędzonych na lotnisku oraz trudnym lądowaniu wolałabym wrócić do domu i spędzić popołudnie na kanapie z winem w ręku, oglądając serial, a nie szaleć na drodze i ryzykować czyimś życiem.

– Zabierasz mnie na tor wyścigowy? Opanuj się trochę. Tu jest ograniczenie.

Oczywiście mówię o znaku, który minęliśmy chwilę temu, lecz Kaleb go zignorował.

– Spokojnie, mała.

– Żadne spokojnie – warczę. – Widzisz tą drogę? Jest, kurwa, biała. Jeśli chcesz nam załatwić pobyt w szpitalu...

– Jezu, wyluzuj – jęczy, ale na całe szczęście powoli hamuje. – Nic się nie stało. Jesteś jakoś bardzo spięta.

Prycham. Jeszcze chwila, a wpakowałby nas pod koła nadjeżdżającej ciężarówki, a ten twierdzi, że nic się nie stało? Ale mogło! Co za...

Nawet nie będę strzępić sobie na niego myśli ani języka.

– Też byś był, gdybyś lądował przy takiej pogodzie.

– Nie ty sterowałaś samolotem – zauważa. – Nie rozumiem, czemu jesteś tym taka zestresowana. Wylądowali bezpiecznie? Wylądowali. Teraz zasłużyłaś na relaks. Załatwiłem ci popołudnie w domowym spa. Masaże, robienie paznokci, dbanie o twarz i takie tam.

Unoszę brew. To coś nowego.

– Masażystka będzie u nas za godzinę, musiałem trochę przełożyć spotkanie przez wasze opóźnienie, ale nie miała z tym problemu. Cieszysz się? – Spogląda na mnie pytająco.

Z wrażenie odejmuje mi mowę. Nie spodziewałam się tego po nim. Najpierw przyjeżdża na lotnisko, załatwia masaż... Czy w takim razie mogę liczyć na zjadliwy obiad albo chociaż lampkę wina?

– Zaskoczyłeś mnie tym – mówię zgodnie z prawdą.

– To chyba dobrze, prawda? – Uśmiecha się pod nosem.

Nie mam pojęcia. Coś mi tu nie pasuje, ale nie mam pojęcia, co.

– Dawno nie robiłeś czegoś... takiego.

– Ostatnio byłem bardzo zajęty. – Skręca na skrzyżowaniu.

– Trudno było nie zauważyć – mamroczę pod nosem.

W odpowiedzi słyszę jego długie westchnienie.

– Heidi, nie zaczynaj, dobra? – Rzuca mi krótkie spojrzenie.

Dostrzegam, jak zaciska palce na kierownicy, aż opuszki robią się blade. Powoli traci cierpliwość, ale stara się nad sobą panować. Jednak wiem, że jeśli mocniej trące go patykiem w czuły punkt, wybuchnie.

Oboje bywamy nerwowi. Dziwne, że nasze drogi się złączyły, skoro wystarczy chwila, by komuś puściły nerwy. Zwykle to ja pierwsza tracę cierpliwość. Kaleb albo odpowie krzykiem albo zwyczajnie wyjdzie z domu, by mnie nie słuchać.

Nienawidzę takich dni. Od ogłoszenia zaręczyn nasz związek to jedna wielka katastrofa i chyba nic go już nie uratuje.

Nie, bo ten debil pieprzył inną.

Dla tego związku nie ma już nadziei. Ja spisałam go już na straty, lecz to jeszcze nie czas, aby powiedzieć Kalebowi, że chcę zerwać. Obawiam się, że świat obróci się przeciw mnie i to ja w tej całej sprawie będę tą winną. Muszę mieć jakiś plan. Zastanowić się, jak powinnam to rozegrać.

Tylko na razie mam pustkę w głowie. Z jednej strony mam ochotę przywalić Kalebowi w twarz, pokazać mu zdjęcia i powiedzieć, że z nami koniec, ale z drugiej kierowanie się emocjami może się źle skończyć. Zrobię to rozważnie. Szkoda tylko, że nie mam kogoś, kto mógłby mi doradzić.

Logan się do tego nie nadaje. On co najwyżej pocieszy mnie po rozstaniu, napije się ze mną wina, ale nie pomoże w intrydze. Nie ma do tego smykałki. Pytanie, kto ma?

*

Chociaż jestem wściekła na Kaleba, muszę mu podziękować za masaż. To było coś, czego bardzo potrzebowałam po podróży. Idę do sypialni narzeczonego, pukam w drzwi, a później je otwieram, lecz w pomieszczeniu nikogo nie ma. Gdy uchylam drzwi bardziej, zauważam otwarte okno, przez które wlatuje chłód. Wzdrygam się i od razu je zamykam.

– Kaleb?!

Cisza.

– Kaleb, jesteś?!

Zero odpowiedzi.

Szukam go w całym domu, pukam do łazienki, potem wracam do salonu i wtedy widzę go na zewnątrz. Kaptur zakrywa całą jego głowę oraz część twarzy. Z daleka nie wiedziałabym, że to on, ale z bliska rozpoznaję Kaleba. Przed domem otrzepuje buty ze śniegu, a potem wchodzi do środka.

– Gdzie byłeś?

Splatam ręce na piersi.

Marszczy czoło i zanim mi odpowiada, pozbywa się obuwia.

– Poszedłem palić – wyjaśnia.

– Nie słyszałam, a w twoim pokoju było otwarte okno.

Wyszedł oknem? Tylko po co? Tak robią tylko nastolatkowie, gdy chcą wyjść z domu bez wiedzy rodziców.

Co mi tu nie pasuje.

– Wietrzyłem. Zawsze narzekasz, że nie wietrzę – zauważa, po czym podchodzi bliżej i obejmuje mnie w talii. – Byłaś bardzo zrelaksowana, dlatego nie słyszałaś, jak wychodzę.

Może i ma rację. Sama już nie wiem. Po prostu dziwnie mi z tym, że jest w domu i zachowuje się tak, jak wtedy, kiedy się poznaliśmy.

– Podobała się niespodzianka?

Uśmiecham się.

– Tak, dziękuję. Potrzebowałam tego.

W momencie, kiedy Kaleb staje na palcach, by jakoś złożyć pocałunek na moim czole, wyczuwam tytoń, ale także perfumy. Damskie w dodatku. Nie przypominam sobie, abym takich używała. Poza tym dopiero wróciłam, a on przebrał się zaraz po powrocie, więc to by znaczyło, że...

Nie, raczej by tego nie zrobił. Nie zdradziłby mnie po raz drugi. Nie na terenie naszego domu ani nie wtedy, kiedy jestem tuż obok.

Tyle że jak wyjaśnię woń, która nie należy do mnie?

– Zrobiłabyś ten makaron ze szpinakiem? Kupiłem chyba wszystko, co trzeba.

No tak... Nie mogło być zbyt pięknie. Czas na powrót do przykrej rzeczywistości, w której to żyję z chłopczykiem nie potrafiącym zrobić sobie obiadu. ❄️

Momentami chciałabym cofnąć się w czasie i powiedzieć swojej młodszej wersji, by nie pakowała się w związek. Zabawa była świetna, wyjścia do klubu niezapomniane, a niespodziewane randki magiczne, lecz Kaleb nie jest odpowiednim kandydatem na męża.

Teraz wiem, że to, co do niego czułam było tylko głupim zauroczeniem. Więcej tego błędu nie popełnię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro