Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

#poprawiony

Przez moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy zdjął kaptur i omiótł mnie pogardliwym spojrzeniem.

- Jakiś problem, maleńka? Zgubiłaś się w wielkim mieście? - zakpił ponownie wydmuchując w moją stronę dym z papierosa.

Zmarszczyłam nos i zaczęłam wachlować ręką, by odgonić ten smród. Jego postawa wzbudzała we mnie lęk, a opowieści Matta na temat Nialla jeszcze bardziej to potęgowały, ale sposób w jaki ze mnie kpił szybko przegonił uczucie strachu.

- Po pierwsze to nie zgubiłam się, mieszkałam w Londynie dłużej, niż ty do tej pory. Po drugie to tak, mam spory problem z tobą i twoim stosunkiem do ludzi! - niemal splunęłam.

Jego reakcja całkowicie wmurowała mnie w chodnik. Z pewnością nie spodziewałam się, że zacznie rżeć prosto w moją twarz.

Odchylił głowę i przez moment zanosił się śmiechem. Ze wściekłości zacisnęłam pięści.

Uspokoił się na moment, by odpowiedzieć.

- Muszę cię zasmucić, skarbie. Mam to w dupie - i powrócić do śmiania się ze mnie.

- Zgrywanie dupka i gardzenie mną sprawia Ci przyjemność? - warknęłam.

Uśmiechnął się złośliwie i wrzucił niedopałek na ziemię.

- W zasadzie, to bardzo.

- Rozmowa z tobą to strata czasu - przewróciłam oczami.

Minęłam go i ruszyłam prosto ulicą.

- Wracaj do domu, księżniczko. O tej porze ta dzielnica to nie miejsce dla ciebie - krzyknął i kolejny raz roześmiał się z największą ilością jadu, na którą było go stać.

Nie mogłam się powstrzymać i pokazałam mu środkowy palec.

Zirytowana szłam szybkim krokiem. Znałam tą okolice i wiedziałam, że nie cieszy się dobrą sławą. Postanowiłam, że najlepszą opcją byłoby jednak podjechać do domu autubusem, ponieważ nie miałam szansy zadzwonić po taksówkę - mój telefon rozładował się na dobre. Na moje nieszczęście okazało się, że najbliższy pasujący mi autubus przyjedzie dopiero za czterdzieści minut.

W uliczce nie było żywej duszy, gdy stąpałam po krzywej kostce brukowej. Otaczały mnie stare, zniszczone kamienice, które wyglądały jakby miały się lada moment rozlecieć i latarnie uliczne, ledwo oświetlające okolice. Było już całkiem ciemno.

Brama, obok której przechodziłam otworzyła się. Usłyszałam za sobą brzdęk szklanych butelek i gromkie śmiechy. Cała się spiełam mając w głowie najgorsze scenariusze. Przyspieszyłam kroku, ciężko dyszałam ze strachu i pośpiechu.

- Hej, ślicznotko! - krzyknął za mną męski głos. Lekko bełkotał.

Nie miałam zamiaru się odwracać. Szłam dalej ze zwieszoną głową.

- Ślicznotko, poczekaj na nas! Dotrzymamy ci towarzystwa! - wybełkotał drugi.

Byłam przerażona i chciało mi się płakać. Jak miałam się obronić przed dwoma facetami? W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mi udzielić pomocy.

Czułam za sobą ich chwiejne kroki. Wreszcie jeden z nich zastąpił mi drogę. Miał na sobie obrzydliwy brudny dres, jego twarz była zaczerwieniona i nieogolona, ciemne włosy z kilogramową warstwą żelu zaczesał do tyłu a na dodatek śmierdział alkoholem.

Uśmiechał się obrzydliwie przyglądając mi się z góry na dół.

- Nie pogadasz z nami? - odezwał się drugi, znacznie niższy i łysy. Brakowało mu kilku zębów.

- Ładna jesteś, ciekawe jak prezentujesz się pod tymi szmatami - wyższy chwycił w palce moją koszulkę. Drugi wyrwał reklamówki z zakupami i cisnął nimi o ziemię.

- Nie dotykaj mnie! - ryknęłam.

Miałam jeszcze nadzieję, że ktoś zdoła mnie usłyszeć.

- Uwielbiam jak się stawiacie - mruknął, a jego ręka powędrowała na mój tyłek.

Próbowałam żałośnie wyswobodzić się, a on tylko śmiał się ze mnie. Byłam pewna, że zaraz zostanę wykorzystana i łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Nawet nie zauważyłam, kiedy zamknęłam oczy.

Jego ręka nagle zniknęła z mojego ciała.

Przerażona skuliłam się pod ścianą budynku, drżąc i płacząc. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam roztrzęsiona.

- Słyszałeś?! Powiedziała, że masz jej nie dotykać! - usłyszałam znajomy zachrypnięty głos.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Niall trzyma w powietrzu za bluzę jednego z oprawców.

- Ej, koleś, wyluzuj my tylk... - mówił, ale jego wypowiedź została przerwana ciosem w szczękę.

Upadł na chodnik tuż obok mnie.  Spojrzałam w jego kierunku - był nieprzytomny, a z jego nosa sączyła się krew.

- To może teraz będziecie tacy odważni, co?! - krzyknął Niall do drugiego zboczeńca.

Przyszpilił go do ściany budynku i zaczął okładać pięściami. Szczękę miał mocno zaciśniętą, a oczy przepełnione nienawiścią. Wyglądał jakby był w transie. Facet ledwo stał na własnych nogach, opluł się krwią i jęczał w katuszach.

- Zabijesz go - zapłakałam i schowałam twarz w dłoniach.

Moje słowa wydały się go ocucić bo pozwolił nieprzytomnemu facetowi osunąć się na ziemię.

- Ja pierdole - powiedział pod nosem niezręcznie, gdy do mnie podszedł i niezgrabnie nachylił się nade mną. - Nic ci nie jest? Zrobili ci coś?

Pokiwałam głową.

- Nie zdążyli - odpowiedziałam drżącym głosem.

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam wycierać swoje policzki.

- Skurwysyny. Nienawidzę takich mend - splunął.

Miałam nogi jak z waty ale zdobyłam się na podniesienie się z ziemi. Nie byłam w stanie patrzeć na leżące ciała, minęłam je ze spuszczoną głową i zaczęłam zbierać swoje zakupy.

Niall uklęknął obok mnie i pomógł wkładać produkty do toreb.

- Jak udało Ci się tutaj znaleźć? Przecież byłeś pod sklepem? - zapytałam.

- Ruszyłem chwilę po tobie. Mój kumpel mieszka w okolicy. Usłyszałem krzyki, więc sprawdziłem co się dzieje - wzruszył ramionami.

Wstał i odpalił sobie papierosa. Zaproponował mi jednego ale pokiwałam przecząco głową.

- Mógłbyś odprowadzić mnie do domu? - sama nie wierzyłam, że o to zapytałam.

Popatrzył na mnie krzywo.

- Wiem, że to ostatnia rzecz na jaką masz ochotę, ale serio boję się sama wracać do domu przez tą dzielnice - powiedziałam błagalnym tonem.

- Kurwa mać - westchnął. - Dobra, chodź.

Szliśmy obok siebie bez słowa.

- Daleko jeszcze? - zapytał po jakimś czasie sprawdzając godzinę na swoim telefonie.

- W zasadzie to tutaj - kiwnęłam głową w stronę mojego domu, przy którym się zatrzymaliśmy.

- Słuchaj, naprawdę dziękuję - powiedziałam niezręcznie, wkładając ręce do kieszeni.

- Spoko - mruknął obojętnie.

- Lily? - usłyszałam za plecami głos Matta.

Odwróciłam się w jego kierunku. Stał na swoim podjeździe mierząc Nialla badawczym spojrzeniem. Pomyślałam, że najwyraźniej musiał już wrócić z randki.

Na jego widok poczułam szczerą ulgę.

- Spadam - odezwał się Niall.

Założył na głowę kaptur i przeszedł przez ulicę w stronę, z której przyszliśmy.

Matt podszedł do mnie.

- Wytłumaczysz mi co on robił pod twoim domem? - zapytał surowo wskazując na oddalającą się sylwetkę.

- To był cholernie ciężki dzień - mruknęłam i ruszyłam w stronę domu.

- Lily co tu się dzieje?

Wzruszyłam ramionami, a Matt od razu postanowił dzisiaj zostać na noc w moim łóżku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro