4
#poprawiony
Punktualnie o siódmej Matty dźwiękiem klaksonu dał mi znać, że pora wyjść z domu. W biegu wrzuciłam potrzebne rzeczy do torebki i pędem ruszyłam po schodach, na których niemal nie zderzyłam się z matką.
Na mój widok zmarszczyła brwi.
- Mój Boże, przeglądałaś się dzisiaj w lustrze? W coś ty się ubrała?! - zgromiła mnie wzrokiem i pretensjonalnym gestem wskazała na moje ubrania.
- W to, w czym chodzę na co dzień? - przewróciłam oczami.
Miałam na sobie jeansową spódnicę i T-Shirt zawiązany supłem, by stał się krótszy i bardziej przylegający. Ona natomiast chciała, bym ubierała szpilki i futra, tak jak sama to robiła. Zawsze wszczynała konflikty mając mi za złe, że nie stroje się, nie przypominam lalki Barbie.
- Kto ubiera do spódnicy trampki? Ludzie pomyślą, że pochodzimy ze wsi! Marsz na górę i ubierz się w coś bardziej eleganckiego! - zaczęła wrzeszczeć i wskazała palcem na drzwi mojego pokoju.
Popukałam się palcem w czoło i podsumowałam jej wypowiedź salwą śmiechu, a następnie zbiegłam na dół. Nałożyłam pośpiesznie ramoneskę i ignorując jej krzyki wyszłam na zewnątrz.
Matt stał już na podjeździe opierając się o dużego czerwonego Jeepa. Dobrze pamiętałam, że kiedyś jeździł nim jego ojciec.
- Jej krzyki słychać nawet tutaj! - roześmiał się. - I jak ci się podoba? Robi wrażenie? - poklepał maskę samochodu.
- Nie wiedziałam, że ojciec oddał ci swoje ukochane auto - wzruszyłam ramionami.
- Jest trochę przestarzały, rocznik 98, ale na start wydaje się niezły. I laski na to lecą - wyszczerzył się.
- Nie chcę wiedzieć ile przeleciałeś ich na tyle - zmarszczyłam brwi i wsiadłam do środka.
Widziałam, jak Matt uśmiechał się głupkowato, gdy zajmował miejsce kierowcy.
- Nie tylko na tyle - poruszył wymownie brwiami.
Zesztywniałam.
- Ugh, jesteś straszny - złapałam się za głowę. - Gdybym wiedziała to wcześniej nie jestem pewna, czy bym wsiadła. Tu mogą być ślady twojej spermy! - oburzyłam się.
Odchylił głowę do tyłu i wybuchł gromkim śmiechem.
***
Około dwadzieścia minut później po głośnym śpiewaniu piosenek z radia i wygłupianiu się w aucie nagle zamilkłam, gdy zobaczyłam, że wjeżdżamy już na szkolny parking. Roiło się tam od samochodów i ludzi stojących głównie w grupach, plotkujących przed rozpoczęciem zajęć.
- Lils? - Matt posłał mi spojrzenie.
Zaparkował pojazd na środku parkingu, a ja czułam, jak mój żołądek się kurczy.
- Kto normalny zmienia szkołę w środku semestru?! I to w ostatniej klasie! Czuję się lekko przytoczona - złapałam się za skronie.
- Z pewnością zajebiści ludzie - wyszczerzył się i pacnął mnie w udo. - Lily Collins się boi? - zabuczał, by mnie sprowokować.
Zadziałało, ponieważ od razu uderzyłam go w ramię.
- Nie boję się! - posłałam mu groźne spojrzenie. - Zbieraj się, Mckibben. Czas podbić tą szkołę - teatralnie odrzuciłam włosy za ramiona, pomalowałam usta szminką i z torebką na ramieniu wysiadłam z samochodu.
Matt posłał mi dumny, szeroki uśmiech. Założył okulary przeciwsłoneczne i z hollywoodzkim uśmiechem zarzucił mi ramię na barki.
- Będą mi zazdrościć - powiedział usatysfakcjonowany, na co się roześmiałam.
Kroczyliśmy tak przez chwilę, a z każdą sekundą miałam wrażenie, że przykuliśmy uwagę coraz to większej liczby ludzi. Gdzieś w oddali ktoś krzyknął "Mckibben ma dziewczynę! To jakaś nowa!", na co oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Chyba wszyscy cię znają - powiedziałam cicho marszcząc brwi.
- Jestem kapitanem drużyny koszykówki, jasne, że wszyscy mnie znają - odparł dumnie.
- E, Mckibben! - krzyknął tłum wysokich facetów stojących przy samym wejściu do szkoły, uśmiechających się głupkowato na nasz widok.
- To moi kumple - oznajmił.
Podeszliśmy do nich i Matt przywitał się z nimi przyjacielskimi gestami. Popatrzyli na mnie wymownie.
- Nie przedstawisz nam swojej znajomej? - odezwał się czarnoskóry z czerwonej bluzie z kapturem.
- To Lily. To moja przyjaciółka, więc nie róbcie sobie nadziei, jest nietykalna- ostrzegł ich.
- Dzięki Matt - przewróciłam oczami. - Ale pozwól, że sama będę o tym decydować - dogryzłam mu, a jego znajomi wybuchli śmiechem.
- Bardzo śmieszne - popatrzył na nich kpiąco. - Spadamy, musimy jeszcze zdążyć do sekretariatu.
Podczas drogi do sekretariatu w celu uzyskania mojego planu lekcji Matt powtarzał mi, że mam się nie zbliżać do jego kumpli.
- Nawet nie próbuj grać w ich gierki. Oni nie szukają związku, postępują jak ja - okazjonalnie się pieprzą. Zobaczysz, że wykorzystają cię na jednorazowy seks i będę kazali o sobie zapomnieć. Cholera, muszę cię chronić przed tymi dupkami.
Zachichotałam. Właśnie zatrzymaliśmy się przed sekretariatem.
- A może ja też bym chciała "okazjonalnie się pieprzyć"? - zapytałam z głupim wyrazem twarzy.
Matt wyszczerzył oczy.
- Co?!
- Jezu, tylko żartowałam - roześmiałam się.
- Chyba jednak będziemy musieli przedyskutować sprawę pobytu w Leeds - złapał się za serce.
- Nie masz się czego obawiać, nie jestem naiwna. I szczerze mówiąc nie są w moim typie - wzruszyłam ramionami.
Matt uniósł jedną brew.
- Nie lubisz wysokich i umięśnionych?! Ja wyglądam zajebiście i dobrze wiem, że ci się podobam - poruszył wymownie brwiami.
- Ty to co innego. Przynajmniej masz coś w głowie, a oni wyglądają jakby do myślenia używali jedynie penisów - skrzywiłam się.
***
Udało mi się szybko załatwić wszystkie formalności w sekretariacie, a także uzyskać plan lekcji oraz klucz do wolnej szafki. Na moje nieszczęście okazało się, że nie miałam ani jednej wspólnej lekcji z Mattem. Pozostało nam widywanie się jedynie na przerwach.
Pierwszą lekcją okazała się znienawidzona biologia, więc ten dzień nie mógł zacząć się gorzej. Korzystając z ostatnich minut przed lekcją Matt oprowadził mnie po części szkoły, a potem odprowadził pod salę biologiczną.
Na każdej lekcji zostawałam przedstawiana na forum, co niezwykle mnie irytowało. Musiałam powiedzieć skąd przyjechałam i przedstawić trochę faktów o sobie. Jak się okazało szkoła w Londynie była trochę w tyle jeśli chodzi o realizację programu, więc na każdych zajęciach niesamowicie się nudziłam bo wszystko zdążyłam przerobić w Leeds (oczywiście wtedy, gdy rzeczywiście uczęszczałam na zajęcia). Czas zajmowałam sobie sms'owaniem z Mattem. Po kolejnych dwóch lekcjach przyszedł czas na długą przerwę na lunch.
Matt już czekałam pod moją salą od francuskiego.
- Wreszcie! Jestem taka głodna! - skrzywiłam się.
- Jedzenie ze stołówki nie jest rewelacyjne.
- Trudno, zjem dosłownie cokolwiek - złapałam się za burczący brzuch.
Stołówka mieściła się na końcu lewego skrzydła tuż przed wejściem na szkolny dziedziniec, gdzie można było spędzać przerwy. Gdy weszliśmy przez masywne, podwójne drzwi w moje uszu uderzył spory hałas. Pomieszczenie było przepełnione uczniami, wszyscy głośno rozmawiali, przekrzykując siebie nawzajem.
W bufecie napełniliśmy swoje tace do pełna i ruszyliśmy w stronę stolika, gdzie już siedzili wcześniej poznani faceci z drużyny koszykówki.
- Masz zamiar to wszystko zjeść? - zagadnął mnie szatyn z zawiniętymi rękawami na barki dzięki czemu mogłam dostrzec jego mały tatuaż na ramieniu. Posłał mi rozbawiony uśmiech.
- A wyglądam, żebym się odchudzała? - parsknęłam i zabrałam się za pałaszowanie swojego obiadu.
Słyszałam w głowie głos mojej matki, która za pewne w takiej sytuacji podkreśliła by, że będę tłusta i brzydka i z satysfakcją napchałam jeszcze więcej do ust.
- Wreszcie jakaś normalna laska - westchnął drugi z ulgą, a Matt napiął się na siedzeniu.
Rozejrzałam się na otaczających mnie ludzi. Wszystkie stoliki były całkowicie zajęte poza jednym.
W rogu sali, przy najbardziej oddalonym stoliku siedział samotnie chłopak. Był wyobcowany, odizolowany od reszty i wręcz można było wyczuć niewidzialną ścianę odgradzającą go od reszty uczniów. Jego wygląd przykuwał uwagę - ubrany cały na czarno, całe ręce miał pokryte ciemnymi tatuażami, a w wardze miał dwa kolczyki. Wystukiwał coś palcami na swoim telefonie. Musiał wyczuć, że na niego patrzę bo oderwał wzrok od wyświetlacza komórki i zgromił mnie spojrzeniem. Jego wzrok był całkowicie pusty i zimny, aż zadrżałam i od razu odwróciłam się w stronę Matta.
- Kto to i dlaczego siedzi sam?
Matt podążył za moim spojrzeniem.
- To Niall Horan. Nie gada z nikim poza swoją paczką, ale zbyt często nie zaszczycają nas swoją obecnością. Niall musi bo dostał ultimatum od dyrektora, że jeśli opuści jeszcze kilka godzin to zostanie wydalony. Pod żadnym pozorem się do niego nie zbliżaj.
- Dlaczego?
- Ze znajomości z nim nie wynika nic dobrego.
- Nic nie stracisz - dodał czarnoskóry. - To świr.
Uniosłam jedną brew w zdziwieniu. Chciałam zadać więcej pytań na jego temat ale przeszkodził mi dzwonek oznaczający koniec przerwy. Matt pożegnał mnie całusem w policzek i pognał na salę gimnastyczną, gdzie miał odbyć się jego trening. Ja zbytnio się nie spiesząc zabrałam swoją tacę i podążyłam do miejsca, gdzie mogłam ją zwrócić, lecz kiedy opuszczałam stolik uderzyłam w czyjś bok. Dostrzegłam czarną bluzę, a kiedy uniosłam wzrok do góry zobaczyłam zimne niebieskie oczy mierzące mnie wzrokiem z pogardą.
- Uważaj jak chodzisz, księżniczko - warknął z pretensją, niemal wypluwając ostatnie słowo i szybko opuścił stołówkę pozostawiając mnie na jej środku kompletnie roztrzęsioną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro