Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Minął prawie tydzień, od wyjścia do klubu z Molly, zakończonego nieplanowanym finałem w kinie. Przez te kilka dni ani razu na swojej drodze nie napotkałam Nialla. Najprawdopodobniej odpuścił sobie chodzenie do szkoły, albo był to po prostu czysty przypadek, że całkowicie się mijaliśmy.

I może rzeczywiście nie udało mi się go spotkać, aczkolwiek przed oczami widziałam go bez przerwy. Wiedziałam, że nie uda mi się ominąć konsekwencji swoich czynów. Niall za nic nie chciał opuścić mojej głowy.

Śnił mi się kilkukrotnie. Za każdym razem z tym błyskiem w oku i zawsze w scenerii prosto z łazienki kina.

Tamtej feralnej nocy, zaraz gdy wysiadłam z taksówki dostałam od niego sms'a:

"W moich najbardziej sprośnych wyobrażeniach nie prezentowałaś się tak dobrze, jak dziś. Obawiam się, że właśnie uzależniam się od nowego narkotyku..."

Czytałam tę krótką wiadomość chyba ponad sto razy. Wracałam do niej każdego dnia i za każdym razem, tak samo jak po pierwszym przeczytaniu byłam podobnie zdumiona. Pozostawiłam ją jednak bez odpowiedzi, nie potrafiąc w sobie zebrać tyle odwagi, by chociaż wysłać emotikonę.

Dzisiaj był czwartek, a dokładniej wybiła godzina końca zajęć. Słońce świeciło jak nigdy w Londynie, pozwalając, bym ubrała na siebie jedynie zwiewną sukienkę i ramoneskę. Szłam przez parking w poszukiwaniu samochodu Matta, niosąc pod pachą podręcznik od francuskiego, ponieważ miałam do napisania sporej długości esej, ale nawet to nie było w stanie zepsuć mi nastroju. Wystarczyło mi kilka promyków słońca dotykających moją skórę, bym odczuła wpływ endorfin. Mało tego, idąc za namową Nathana i jeszcze kilku kumpli Matta zapisałam się na casting do drużyny cheerleaderek. W końcu musiałam wreszcie wybrać jakieś dodatkowe zajęcia, a nic poza tym nie wydawało się ciekawe. Jako dziecko chodziłam na akrobatykę (mojej matce zależało, bym od najmłodszych lat miała do czynienia ze sportem żebym "nie była grubym dzieckiem"). To dawało mi teraz spore szanse. Casting miał odbyć się dzisiaj na sali gimnastycznej, ale nie czułam najmniejszego stresu.

Delektowałam się uczuciem ciepła na twarzy, przez padające na nie promienie, gdy usłyszałam nawoływanie mojego imienia przez cienki, piskliwy głos.

Na końcu parkingu dostrzegłam szaleńczo-wymachującą do mnie Molly w towarzystwie Travisa oraz znajomo wyglądającego bruneta o egzotycznych korzeniach. Szybko przypomniałam sobie, że poznałam go na domówce w domu Harry'ego. Jako jeden z niewielu był na mnie niezwykle uprzejmy. Jak mu było na imię... Zack? Zed?

- Heeej! - pisnęła dziewczyna i błyskawicznie objęła mnie swoimi niewielkimi, drobnymi ramionami, gdy tylko zdążyłam do nich podejść. - Zayn od razu rozpoznał cię w tłumie - odparła entuzjastycznie.

Ah, czyli jednak na imię mu Zayn.

Brunet wyszczerzył swoje idealne, białe zęby, gdy rzuciłam mu spojrzenie.

- Miło cię znowu zobaczyć.

- Mi również. Szkoda, że i tym razem nie możesz popisać się swoimi barmańskimi sztuczkami - zażartowałam.

- Dopiero wyszłaś ze szkoły, a ty już myślisz o alkoholu? - roześmiał się.

Wystawił w moją stronę paczkę papierosów. Poczęstowałam się jednym, za co mu podziękowałam. Szybko otrzymałam również zapalniczkę.

Wywiązała się krótka rozmowa. Molly wspomniała, że Travis z Zaynem przyjechali ją odebrać, bo akurat Zayn kończył o podobnej porze swoje zajęcia.

- Gdzie chodzisz do szkoły? - zapytałam Zayna.

- Na Nothing Hill - wyprzedziła Zayna, Molly z uznaniem w głosie.

Rozszerzyłam oczy.

- Ou, wow - pochwaliłam. - Tam jest jedno z bardziej prestiżowych liceów.

Pamiętałam, że mojej matce zależało, bym dostała się do tej szkoły oraz jej pogardę, gdy wybrałam jedno z przeciętnych, publicznych liceów.

- Zayn jest prawdziwym kujonem - kontynuowała.

- Ja tu nadal jestem - przypomniał, Zayn.

- W przeciwieństwie do mnie - zarechotał Travis. Wyglądał, jakby zdążył wcześniej wypalić kilka blantów. - Ja dawno temu rzuciłem szkołę.

Molly skwitowała go jedynie krzywym spojrzeniem.

- Dołączysz do nas? Wybieramy się do pobliskiego baru na obiad - zaproponował Zayna z błyskiem w oku.

– Niestety, trochę się spieszę. Biorę dziś udział w eliminacjach do drużyny cheerleaderek o 17.

Molly wytrzeszczyła oczy, a Zayn popatrzył ma mnie z uznaniem.

– Wow, startujesz do drużyny? Świetny pomysł, idealnie będziesz tam pasować! Kiedyś dostanie się do ich zespołu było moim marzeniem ale ‚sport i ja' – to w ogóle nie idzie w parze – roześmiała się. – Z tych obowiązkowych dodatkowych zajęć wybrałam pracę przy szkolnej gazetce, Harry tam rządzi więc może być fajnie – wzruszyła ramionami. – Nie powinien zawalać mnie jakąś masą roboty. Mam też nadzieję, że będę mogła przeprowadzać wywiady i dowiedzieć się kilku plotek!

Molly zdołała się całkiem rozgadać na temat zajęć fakultatywnych, gdy z Zaynem kończyliśmy swoje papierosy. Travis wówczas wydawał się być kompletnie na innej planecie, z uwagą przeszukując swoje kieszenie.

– To może później pochwalisz się nam jak było na castingu? Wybieramy się wieczorem na skwer, na jedno, maksymalnie dwa piwa – zaproponował Zayn.

– W zasadzie jutro szkoła... – byłam niepewna wobec tego pomysłu.

– Dlatego nie będziemy siedzieć długo, maksymalnie dwa piwa – powtórzyła Molly. – Zayn nigdy nie zawaliłby szkoły – w jej głosie można było doszukać się nutki rozbawienia.

Zayn przewrócił oczami, a następnie rzucił mi znaczące spojrzenie, jakby chciał przekazać, żebym „nie słuchała tych głupot".

– Okej, myślę, że jedno piwo pod koniec tygodnia nie będzie czymś złym – uśmiechnęłam się.

Nagły dźwięk klaksonu, który rozbrzmiał mi za plecami sprawił, że aż podskoczyłam.

Jak się okazało był to Matt, ze srogą miną, spoglądający na mnie zza szoferki swojego Jeepa. Widząc jego nastrój postanowiłam czym prędzej się pożegnać ze swoim rozmówcami.

- A więc do zobaczenia - rzucił za mną Zayn.

Odpowiedziałam mu uśmiechem, po czym wsiadłam do samochodu.

- Co to miało być? - zostałam od razu zaatakowana, zanim jeszcze dobrze usiadłam.

- O co ci chodzi? - zmarszczyłam brwi.

- Dlaczego gadałaś z tymi świrami? - Matt ruszył z piskiem opon i czym prędzej wyjechał z parkingu.

– A dlaczego miałabym z nimi nie rozmawiać? Lubię Molly, zagadnęła mnie jak szukałam twojego samochodu... A poza tym oni nie są świrami. Czy mógłbyś przestać ich tak nazywać?

– Mówiłem, że to nie towarzystwo dla ciebie – kontynuował, całkowicie ignorując moją prośbę. – Oni są stuknięci. Przynoszą same kłopoty...

– Sądzę, że jesteś za bardzo uprzedzony.

Matt przewrócił oczami.

– Czy tak ciężko Lily skończyć ostatnią klasę bez wdawania się w kłopoty?

Tym razem to ja puściłam mimo uszu jego pytanie. Uważałam, że przesadzał.

– Podjęłam decyzje odnośnie fakultetu – zmieniłam zręcznie temat.

Rzucił mi spojrzenie z pod uniesionej brwi, w momencie, gdy zatrzymał się na czerwonym świetle.

– Spróbuje dostać się do drużyny cheerleaderek.

– Nawet nie mów, że namówił cię Nathan...

– Nie? Sama zdecydowałam. On to tylko zasugerował. Przeanalizowałam wszystko i sądzę, że byłaby to najlepsza opcja z możliwych. Nie chcę chodzić na dodatkową rachunkowość, arytmetykę, czy biologię... – wymieniałam.

– Ale będziesz nosiła tylko moje nazwisko na plecach!* – zagroził.

– Jasne, że nie przyjęłabym żadnej innej bluzy – roześmiałam się. – W zasadzie nawet nie wiem czy się dostanę, więc niczego nie zakładajmy.

Wjechaliśmy na naszą ulicę.

– Z tego co wiem eliminacje są dzisiaj. Potrzebujesz podwózki? – zapytał, gdy parkował już na swoim podjeździe.

– Pożyczę auto od matki, ale dzięki – pożegnałam się z nim pocałunkiem w policzek i czym prędzej wyskoczyłam z samochodu.

Na odchodne zdążyłam mu jeszcze pomachać, nim wpadłam do domu. Miałam lekko ponad godzinę do wyjścia, a chciałam się jeszcze porozciągać i przypomnieć sobie kilka układów.

***

Moją ogromną wadą było spóźnialstwo. Ta zmora prześladowała mnie od zawsze. Po prostu nigdy nie byłam w stanie zdążyć na czas. Nawet jeśli wyszłam punktualnie z domu, to na mojej drodze musiał zdarzyć się wypadek, wstrzymujący ruch w całej Londyńskiej dzielnicy.

Chwilę po siedemnastej wpadłam zdyszana na salę gimnastyczną. W duchu dziękowałam samej sobie, że byłam tak wspaniałomyślna i rozciągnęłam się oraz przebrałam w legginsy i top sportowy, będąc jeszcze w domu.

Wpadając na sale zwróciłam uwagę prawdopodobnie wszystkich na niej zebranych. Obecne dziewczyny obrzucały mnie gardzącymi i kpiącymi spojrzeniami.

Ustawiłam się na końcu kolejki prowadzącej do komisji, siedzącej za ustawionymi w centralnym miejscu, szkolnymi ławkami. Zdołałam zauważyć, że w jury siedzi najprawdopodobniej kapitan drużyny – blondynka w klubowym stroju, nauczycielka w-f'u, trener drużyny koszykówki oraz zastępca dyrektora.

Po kolei każda dziewczyna miała za zadanie opowiedzieć kilka słów o sobie, a następnie do puszczonego z magnetofonu podkładu muzycznego zaaranżować jakiś układ taneczny.

Widziałam, że kilka dziewczyn mogło być moją konkurencją, ale wszystkie były sporo młodsze ode mnie. Gdy się przedstawiały, wychodziło, że większość ma trzynaście, czternaście lat. Byłam jedyną kandydatką z ostatniej klasy! Doszłam do wniosku, że uczennice od najmłodszych lat chciały „wkupić się w łaski" starszych cheerleaderek stanowiących swego rodzaju „elitę".

Kiedy przyszła kolej na mnie nie czułam wielkiego stresu.

Blondynka sympatycznie się uśmiechając poprosiła o przedstawienie się i powiedzenie kilku slow o sobie. Wspomniałam o tym, że jestem nowa w tym liceum oraz o swoich osiągnięć w sporcie. Dostrzegłam, że kapitan pokładała we mnie swoje nadzieje. Po chwili puściła energiczny utwór. Kierując się muzyką, rytmicznie zaczęłam się poruszać. Wiedziałam, że muszę pokazać się z najlepszej strony więc zaprezentowałam kilka akrobacji. Wszystko zwieńczyłam szpagatem.

***

Radośnie wyszłam ze szkoły i skierowałam się do auta mojej matki. Gdy wrzucałam sportową torbę do bagażnika poprosiłam Molly przez sms'a, by podała mi adres miejsca, w którym aktualnie znajduje się z Zaynem i Travisem. Zamierzałam zaraz do nich dołączyć, zegarek na desce rozdzielczej wskazywał dziewiętnastą (trochę mi zajęło, zanim doprowadziłam się do porządku w szatni). Po drodze miałam zamiar jeszcze wstąpić do sklepu po piwo. Mogłam pozwolić sobie dzisiaj tylko na jedno, ponieważ byłam kierowcą. W myślach przypomniałam sobie pretensjonalny ton matki, gdy ten jeden raz poprosiłam ją o pożyczenie samochodu.

Od razu otrzymałam zwrotną wiadomość z masą różowych emotikonek.

Jakieś pół godziny później szłam prosto przez zielony od roślinności skwer. Na dworze było już trochę chłodno, przez co musiałam zapiąć swoją ramoneskę.

Z daleka byłam w stanie dostrzec sporą grupę osób, głośno rozmawiających i śmiejących się. Zdziwiłam się, ponieważ byłam pewna, że na miejscu będzie tylko Molly, Zayn i Travis.

Widziałam znajome twarze z imprezy w domu Harry'ego. Dostrzegłam również Nialla, przez co momentalnie się speszyłam.

– Hej wszystkim – przywitałam się i nieco niezręcznie zajęłam wolne miejsce na ławce, obok Zayna.

– Oo, cześć – wyszczerzył się mulat. – Właśnie zastanawiałem się, czy wreszcie do nas dotrzesz.

Molly jak zawsze przywitała mnie bardzo entuzjastycznie.

Niall nawet nie spojrzał w moim kierunku.

– Jak poszedł casting? – Zayn chwycił moje piwo i otworzył mi je zapalniczką.

– Dzięki. Przyjęli mnie – uśmiechnęłam się dumnie. – Kilka akrobacji wystarczyło, by zrozumieli, że nie mam sobie równych  – zażartowałam, dodając tym sobie pewności siebie.

– W takim razie gratuluję – stuknął swoją butelką o moją. – Z całą pewnością będziesz łamać stereotypy o typowej cheerleaderce – blondwłosej, pustej lali.

Widziałam kątem oka, jak Niall przygląda nam się krzywo.

– Może przyjdziesz na jakiś mecz, to sam się przekonasz.

– Czy ja słyszę flirt? – roześmiał się Louis (chłopak, z imprezy w domu Harry'ego) i poklepał Zayna po ramieniu.

– Tylko rozmawiamy – zawtórował koledze śmiechem Zayn.

Godzinę później dalej siedzieliśmy w parku, ale mróz coraz bardziej dawał się we znaki. Wreszcie ktoś rzucił pomysł, by przenieść się do domu i bardziej rozkręcić imprezę.

– Ja odpadam – zadeklarował Zayn i podniósł się z miejsca. – Zaraz wybije dwudziesta pierwsza, a ja mam jutro od ósmej ważne zajęcia i nie mogę się na nie spóźnić chociażby o minutę.

– No co ty, Stary – jęknął Louis.

Zwrócił tym uwagę Nialla, który od dobrych trzydziestu minut nie odstępował dwóch blondynek.

– Znowu się wykręcasz? – naciskał.

– Nie przekonacie mnie – odparł twardo Zayn.

– Ja też powinnam się zbierać – przyznałam niezręcznie i również podniosłam się z ławki.

Twarz Zayna rozświetlił uśmiech.

– Nie róbcie sobie jaj. Impreza to impreza. Jest koniec tygodnia! – dołączyła się Molly, siedząca na kolanach Travisa.

– Lily, na którą masz pierwszą lekcje? – zapytał Liam, szatyn w krótko przystrzyżonych włosach, który wydawał się najbardziej wyobcowany z całej grupy.

– Na dziewiątą trzydzieści.

– To idealnie. Pójdziesz na imprezę, a potem nawet zdążysz się wyspać na zajęcia – podsumował Louis.

– Obiecuje, że jeszcze sama cię na nie obudzę porannym telefonem – zaklaskała w dłonie Molly, zrywając się na równe nogi.

Dalsza dyskusja nie miała sensu. W zasadzie naprawdę miałam ochotę kontynuować z nimi ten wieczór. Nawet jeśli Niall irytował mnie, gdy udawał, że się nie znamy. Nie oczekiwałam od niego ciepłego przywitania, ale zwykłe „cześć" wydawało się okej. Rekompensowała mi to jednak reszta osób, która była dla mnie serdeczna.

Zayn wydawał się trochę zawiedziony moją uległością na wpływ innych, ale pożegnał mnie miło uściskiem, by potem pobiec na autobus.

– Chyba wpadłaś mu w oko – odrzekł Louis wymownym tonem i szturchnął mnie kilkukrotnie łokciem, gdy wracaliśmy parkową alejką.

Zignorowałam to.

– Chce się ktoś ze mną zabrać? Też jestem samochodem.

– Zaklepuje przednie siedzenie – odrzekł obojętnym tonem Niall. – Wszystko jest lepsze od twojego rzęcha, Travis.

Stanęło na tym, że mieliśmy pojechać do domu Harry'ego, którego rodzice znowu wyjechali z miasta (co wywnioskowałam z kontekstu). Jechaliśmy na trzy samochody – Travisa, Liama i mojego. Razem ze mną zabrał się Niall i drugi blondyn, do którego wszyscy mówili Luke. Kojarzyłam skądś jego twarz, ale kiedy zaczął rozmawiać z Niallem o wyścigach motorów wszystko stało się dla mnie jasne. Widziałam go w tę noc, gdy Niall zmusił mnie do przejażdżki. Właśnie wtedy pożyczył od Luke'a motor.

– Wolniej się nie da prowadzić? – skrytykował Niall. – Zjarany Travis nawet cię wyprzedził.

– Odczep się – posłałam mu wrogie spojrzenie. – Jeżdżę odpowiedzialnie.

– No i jak żółw.

– Przestań być chamem – nacisnęłam gaz.

– Zatrzymaj się na poboczu i oddaj kluczyki. Dowiozę nas na miejsce w trzy minuty.

– Chyba sobie żartujesz. To samochód mojej matki.

– No właśnie. Jeździsz jednym z nowszych modeli mercedesa pięćdziesiąt na godzinę!

Gdy dojechaliśmy na miejsce, wydawało się, że straciłam swój dobry humor na dobre przez ciągłe użeranie się z naburmuszonym Niallem.

Rzeczywiście dojechaliśmy jako ostatni. W domu już leciała muzyka puszczana z podłączonego do głośnika iPhone'a gospodarza.   Postanowiłam wypić jednego drinka. Jeden nie mógł mi zaszkodzić. Później miałam normalnie wrócić do domu.

Między mną, a Liamem wywiązała się ciekawa rozmowa podczas której namówił mnie na jeszcze jednego drinka. Nim się obejrzałam było już po północy, a ja byłam srogo pijana.

Żaliłam się Molly jak mam teraz zwrócić do domu, chociaż ona była w dużo gorszym stanie i nie było szans, by doradziła mi cokolwiek racjonalnego.

– Nie mogę wziąć do samochodu... – mamrotałam.

– Zamówimy ci ta... taksówkę – czknęła i rozejrzałam się dookoła mętnym wzrokiem.

– Nie mogę zostawić tu auta!

– To zostaniesz na noc – wzruszyła ramionami.

Nagle ożywiła się, jakby dostała olśnienia.

– Moja piosenka!!! – krzyknęła, po czym pognała pod głośnik i zaczęła tańczyć.

Usłyszałam, jak ktoś zarzuca pomysł, by zagrać w rozbieranego pokera. To zdecydowanie nie było dla mnie, więc z kwaśną miną ruszyłam do kuchni, by nalać sobie truskawkowej wódki zmieszanej z colą.

Gdy kończyłam dolewać napój, ktoś zaszedł mnie od tyłu.

– Źle się bawisz? – usłyszałam głos Nialla.

Napierał na mnie biodrami.

– Rozbierany poker nie jest czymś, co chciałabym robić – zaśmiałam się.

– Dla mnie to ciekawa alternatywa – palcem zaczął jeździć po moim ramieniu.

Odwróciłam się do niego przodem.

– Znowu normalnie ze mną rozmawiasz?

Wzruszył ramionami.

– Cały czas rozmawiałem.

– Jasne.

Nie komentując moich słów, Niall zaczął w skupieniu szukać czegoś w kieszeni jeansów.

– Mam coś dobrego.

Pomachał mi przed nosem foliowym woreczkiem z różową tabletką.

– Extasy.

Z uśmiechem wzięłam od niego woreczek. Czując wpływ alkoholu, bez zastanowienia położyłam sobie narkotyk na języku, a następnie wystawiłam go w stronę Nialla. Ten bez wachania objął mnie w pasie i zaczął żarłocznie całować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro