Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Był poniedziałek, około dziesiątej, kiedy wyciągałam swoje książki ze szkolnej szafki, gdy ktoś nade mną stanął.

Zamknęłam metalową powłokę, a błękitne nieco rozbiegane oczy od razu się we mnie wlepiły.

— Collins — warknął.

— Czego — mruknęłam pod nosem.

— Dlaczego, do kurwy, nie odpisujesz na moje wiadomości? — był tak wściekły, że niemal krzyczał.

Z niewiadomego mi powodu był pobudzony, z irytacji, aż cały chodził. Jego ręce się trzęsły, a wargi nadmiernie się wysuszały. Przypominały suchą skorupę.

Z niewiadomego powodu; naprawdę ta pomyślałam? Dobrze wiedziałam, jakie było podłoże jego zachowań, tylko się zgrywałam. A prawdę mówiąc specjalnie mu dopiekałam, by się na nim jakoś odegrać.

Lekceważąco spojrzałam na wyświetlacz telefonu.

— Ah, dziesięć wiadomości od upierdliwego Nialla Horana, który od dwóch dni nie daje mi spokoju — powiedziałam tonem, który miał pokazywać, że wcale mnie to nie interesuje. — Usuń nieprzeczytane — rzuciłam bardziej do samej siebie i usunęłam wszystkie wiadomości nie siląc się na ich odczytanie.

— Robisz sobie ze mnie jaja?! — uderzył w metal kilka centymetrów od mojej głowy, aż lekko wgiął  się pod naciskiem jego pięści.

Zwrócił tym zainteresowanie kilku osób przechodzących w naszym pobliżu.

— Nie śmiałabym — parsknęłam. — Polecam ci zachowywanie się jak cywilizowany człowiek, by nie zwracać uwagi wszystkich w koło.

— Mam to w dupie. Gdzie jest kurwa mój towar? — był bliski krzyku.

— A, o niego ci chodzi! Spłukałam go rankiem w kiblu — wzruszyłam ramionami.

Widziałam jak jego oczy w sekundę zachodzą mrokiem, a pięści się zaciskają.

— Ty chyba... — zaczął.

— Tak, robię sobie z ciebie jaja — przewróciłam oczami. — Skąd do cholery masz mój numer?

— Nieistotne. A więc, gdzie torba?

— Numer — powiedziałam twardo z przymrużonymi oczami.

Przewrócił oczami i poruszył się niespokojnie.

— Wziąłem od Molly. Dlaczego nie zostawiłaś tego towaru w samochodzie?

— Nie wiem — wzruszyłam ramionami. — Intuicja podpowiedziała mi, by zabrać go ze sobą. W sobotę byłam nieprzytomna i po prostu o nim zapomniałam.

Niespodziewany przebiegły uśmiech pojawił się na jego wargach. Wyglądał jak szaleniec.

— Cóż, zajebiście. Przyjadę po niego wieczorem — powiedział, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia.

Kiedy zniknął z zasięgu mojego wzroku naprawdę odetchnęłam.

— Czy ty właśnie rozmawiałaś z Horanem? — obok mnie pojawił się Matt w klubowej bluzie.

— Nie — oparłam krótko.

— Przecież widziałem — spojrzał na mnie spod uniesionej brwi.

Pragnęłam, by przestał się w to wtrącać.

— Zajmij się swoimi dziewczynami z Tindera, a mi daj święty spokój — warknęłam.

Wyglądał na zaskoczonego po moim wybuchu, gdy ja zabierałam swoje wszystkie książki i bez słowa skierowałam się do sali w której miałam mieć kolejną lekcję.

Nie wiedziałam czemu tak na niego naskoczyłam. Wkurzało mnie, że ciagle starał się ingerować we wszystkie moje sprawy.

Niall wywoływał u mnie takie emocje, których na codzień nie doświadczałam.

***

Około dziewiętnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie sprawdzając kto jest na zewnątrz otworzyłam drzwi. Niall z kapturem na głowie wszedł bez zaproszenia do środka.

Poszłam do swojego pokoju, a on podążał krok w krok za mną. Czułam, jakby ciągle spoglądał na mój tyłek, gdy wchodziłam przed nim po schodach, więc naciągnęłam T-shirt na swoje shorty. 

— Jaka małomówna — powiedział pod nosem.

— Nic dziwnego, nie ma nikogo wartościowego do rozmowy — przewróciłam oczami, mimo, że nie był w stanie tego zauważyć.

Weszliśmy do mojego pokoju. Kiedy odwróciłam się w jego stronę miał nietęgą minę. 

Mierzyłam go wzrokiem, gdy mój telefon pozostawiony w kuchni rozdźwięczał na cały dom. 

— Nie mam całego dnia — rzekł zirytowany. 

— Prochy są w szafie. Pierwsza półka — sprostowałam, po czym zbiegłam na dół by odebrać. 

Dzwonił Matt pytając, czy mam ochotę wybrać się z nim na trening. Odmówiłam mówiąc, że nie chcę; jestem zmęczona. Był spięty, poprosił, żebyśmy spotkali się jutro i porozmawiali. Zgodziłam się, a następnie się rozłączyłam. 

Pognałam jak najszybciej na górę. Myśl, że Niall jest tak długo sam na sam w moim pokoju była niepokojąca. 

Kiedy przekroczyłam próg Horan stał na środku pomieszczenia. W jednej ręce trzymał torbę, a w drugiej... mój koronkowy biustonosz. 

— Masz świetny gust — przygryzł wargę i spojrzał na mnie pociemniałymi, nieco zmęczonymi oczami. 

— Dlaczego do cholery, grzebałeś w moich rzeczach?! — wyrwałam mu stanik z ręki. 

— Pod nimi leżały dragi — wzruszył ramionami i oblizał dolną wargę. — Mam zajebisty pomysł. Wciągnijmy po kresce. 

Popatrzyłam na niego spod byka. 

Nie robiłam tego od ponad roku. 

Wielokrotnie miałam na to ochotę. To sprawiało, że czułam się świetnie; czułam, że jestem w stanie dokonać czegoś wielkiego, mam kontrolę nad całym światem. To było śmieszne, ale po prostu mała dawka sprawiała, że życie stawało się bardziej kolorowe. 

Wiedziałam, że po tym wszystko pójdzie lawinowo. Spodziewałam się, że ta decyzja będzie decydująca. Nie po to przez kilka miesięcy męczyłam się na odwyku. 

Ale ta propozycja była taka kusząca. 

— To nie jest dobry pomysł — odparłam, jednak bez przekonania. 

Nic sobie z tego nie zrobił. Usiadł przy moim biurku i na niewielkie lusterko z opakowania po pudrze znalezione na blacie wyspał trochę białego prożku z przeźroczystego woreczka. Kartą kredytową uformował dwie kreski. Sprawnym ruchem zwinął banknot dwudziesto funtowy w rulon. Widać było, że ma to wyćwiczone. 

— Nie będę z tobą ćpała. Nawet cię nie znam — skrzyżowałam ramiona na piersi. 

Zgrywałam twardą, jednak w środku się rozpadałam.

— Jakby to w czymś przeszkadzało — przewrócił oczami. — Nie bądź frajerką i po prostu to zrób. 

Nienawidziłam, gdy ktoś mnie do czegoś wyzywał. Zawsze ulegałam tylko po to, by ochronić swój honor. 

Spojrzałam raz na niego raz na towar. 

— Koka? — spytałam, gryząc dolną wargę. 

— Amfetamina — odpowiedział z pewnym uśmieszkiem. 

Cholera, najlepsza — pomyślałam. 

Przełknęłam ciężko ślinę, a moje dłonie zaczęły się nerwowo pocić. 

Potrząsnął zwiniętym banknotem przed moimi oczami. 

Miał mnie. Poznał moją słabość. W ciągu kilku sekund zorientował się z czym walczyłam od kilku dobrych miesięcy.

Zanim zdążyłam się nad tym dłużej zastanowić wzięłam z jego ręki banknot, przyłożyłam go do nosa i wciągnęłam całą długość kreski. 

I wreszcie poczułam się dobrze.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro