11
Minął tydzień od kiedy ostatni raz widziałam Nialla. Byłam naprawdę szczęśliwa z faktu, że nie natknęłam się na niego ani razu od dnia, kiedy siłą wyciągnął mnie ze szkoły, gdy byłam na treningu Matta.
Dzisiaj był czwartek i trwała aktualnie przerwa na lunch, gdy podeszłam do stolika zajmowanego zawsze przez członków drużyny koszykarskiej (i od jakiś trzech tygodni przeze mnie).
Zauważyłam, że trwała zawzięta dyskusja.
— Cześć — przywitałam się, zajmując miejsca obok Matta.
Wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie, a każdy odpowiedział mi krótkim „siema", uśmiechem bądź skinieniem głowy, a Nathan od razu przesiadł się na miejsce obok mnie i jedną rękę owinął wokół mojej talii. Matt przewrócił na to oczami.
— Cześć, kochanie — Nathan cmoknął mój policzek.
Odepchnęłam jego rękę, przez co pozostali wyśmiali go i przystąpiłam do konsumowania swojego śniadania.
— O czym gadacie? — spytałam pomiędzy jednym, a drugim kęsem kanapki.
Przy okazji z ciekawości zerknęłam w stronę stolika, przy którym zwykł siadać Niall. Nadal nie pojawił się w szkole, natomiast ku mojemu zaskoczeniu pojawili się jego znajomi. Rozpoznałam wysokiego blondyna z kolczykiem w wardze, od którego Niall pożyczył motor, a także dziewczynę z zielonymi końcówkami, która gestem rozpoczynała wyścig. Wcale nie byłam z tego powodu uszczęśliwiona.
Moją uwagę przykuła roześmiana dziewczyna z różowymi włosami. Zaczepiała kędzierzawego chłopaka siedzącego koło niej mierzwiąc jego loki.
Mike Parker, czarnoskóry przyjaciel Matta siedzący naprzeciwko mnie nachylił się nad stołem i położył przede mną swojego iphone'a. Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się temu, co mi pokazał. Niemal nie upuściłam swojego śniadania, kiedy zauważyłam, że był to artykuł o wyścigu motocyklowych.
Artykuł o tym wyścigu motocyklowym.
— Banda idiotów kilka dni temu znów urządziła sobie wyścigi — odezwał się Matt, kiedy ja wertowałam wzrokiem tekst.
— Pieprzone świry, zabijają się na własne życzenie.
— Szkoda jedynie dziewczyny, kierowca jak zawsze wyszedł prawie bez szwanku — Jeremy niemal splunął i zgniótł plastikową butelkę po wodzie.
Wytrzeszczyłam oczy czytając końcówkę publikacji: „Śmierć poniosła dziewiętnastoletnia Cindy P. w skutek złamania kręgosłupa podczas upadku z rozpędzonego motoru. Jej chłopak Jack B., który wówczas prowadził pojazd wyszedł już ze szpitala. Nie doznał większych obrażeń, prócz połamania nogi. Prawdopodobnie nie zostanie oskarżony o śmierć nastolatki."
Moje serce nerwowo biło, gdy czytałam każde kolejne słowo. Wiadomość, że dziewczyna zmarła po prostu mną wstrząsnęła. Dokładnie pamiętałam jej twarz oraz to, że nikt nie chciał udzielić jej pomocy. Na dodatek ten cholerny kierowca nie poniesie żadnych konsekwencji. Świat był niesprawiedliwy.
— Lily, ta dziewczyna ze zdjęciu wygląda jak ty! — odezwał się Nathan, pokazując artykuł wyświetlony również na jego telefonie.
Matt zmarszczył brwi i z poważną miną wyrwał chłopaki telefon z ręki, na którym jeszcze przed sekundą palcem wskazywał na jedno z kilku zdjęć dołączonych do tekstu. Wszyscy zainteresowali się tym i również zaczęli się przyglądać.
Powiększyłam zdjęcie i zamarłam, kiedy zorientowałam się, że fotografia przedstawia mnie nachylającą się nad leżącą na betonie poturbowaną dziewczyną chwilę po jej wypadku. Był to moment, gdy policja przyjechała już na miejsce i aresztowała każdego, kogo udało się złapać.
Matt przesunęł palcem w obok ukazując kolejny obraz zrobiony kilka sekund później gdy wskakiwałam do samochodu Nialla. Na całe szczęście aparat uciął jego postać.
Matt z pewnością nie zareagowałby dobrze, gdyby zobaczył, że przebywałam w jego obecności, a także uniemożliwiłoby mi to wykręcenie się z tej sytuacji. W końcu mało prawdopodobne, że Niall przebywał akurat w dzień kiedy zniknęłam z niemal identyczną dziewczyną, cholera Matt nie był głupi. Widoczna była tylko jego wytatuowana ręka pchająca mnie do wnętrza pojazdu. Na całe szczęście zdjęcia były rozmazane, dzięki czemu nie było dokładnie widać mojej twarzy.
— To przypadek, ta dziewczyna musi być do mnie naprawdę bardzo podobna — powiedziałam nerwowo spoglądając kątem oka na Matta, który obserwował mnie badawczo. — Z tego co widzę — wskazałam na datę — był to dzień, kiedy moja niezrównoważona matka zabrała mnie z waszego treningu.
Tak, do był ten kit, który sprzedałam Mattowi, kiedy tylko Niall odwiózł mnie tamtego wieczoru do domu. Potrzebowałam wówczas dobrego alibi, a użycie do tego mojej matki wydawało się idealnym pomysłem. Ona była mocno odklejona od rzeczywistości i Matt doskonale o tym wiedział. Nie, chwila. Ona była po prostu popieprzona.
Rysy Matta złagodziły się, co oznaczało, że mi uwierzył, dzięki czemu mogłam odetchnąć.
Zainteresowanie przeszło z mojej osoby na opowieść Ryana, który mówił o tym, jak w zeszłym tygodniu udało mu się wyrwać dwie dziewczyny jednocześnie.
— To były prawdziwe dziesiątki, stary! Jedna w taksówce powtarzała mi przez cały czas, jak bardzo chce mi obciągnąć. Problem w tym, że jak weszliśmy do mnie okazało się, że moja matka wcale nie miała tego dnia nocnego dyżuru w szpitalu i nim zdążyłem wejść do swojego pokoju wyjebała je z chaty — śmiał się, a ja zmarszczyłam nos, ponieważ kurwa co.
— Ja bym wyszedł razem z nimi — roześmiał się Tony, a Mike mu zawtórował.
— Wybrałaś już fakultet? — Matt posłał mi kuksańca w bok zmieniając temat.
Skrzywiłam się w niezrozumieniu.
— Co wybrałam?
Przewrócił oczami na to, jak mało zorientowana byłam.
— Każdy z ostatniego roku powinien wybrać sobie dodatkowe zajęcia. To dodatkowe punkty na studia.
— A wy niby co wybraliście?
— Treningi zaliczane są jako fakultet. Dzięki nim mamy sporo dodatkowych punktów do uczelni, posiadających profile sportowe — wyjaśnił.
— Oh — mruknęłam.
Miałam przez chwilę nadzieję, że będę mogła na coś uczęszczać wspólnie z Mattem. Nikogo innego nie znałam w tej szkole.
— Mówiłem, że powinnaś spróbować dostać się do zespołu cheerleaderek — do rozmowy włączył się Nathan. — Też dostają przyzwoitą ilość punktów.
— Nie, dzięki. Nie bardzo pasuję do stereotypu blond pustej lalki z krótką spódnicą i wielkimi cyckami — zaśmiałam się.
— No może nie do końca, chodź cycki masz naprawdę niezłe — przygryzł wargę.
— Uważaj sobie! — Matt wstał z krzesła.
— Uspokój się, ochroniarzu — roześmiałam się i pociągnęłam go za koszulkę, by znów zajął swoje miejsce.
— Pomyślę o tym później, a teraz muszę iść na historię. Zdążyłam usłyszeć, że Pan Hawkins nie toleruje spóźnień — przewróciłam oczami i zarzuciłam na ramię torebkę. Z najnowszej kolekcji Marca Jacobsa, do noszenia której zmusiła mnie rano matka mówiąc "Od czasu do czasu mogłabyś pokazać trochę klasy, a nie chodzić ciągle jak bezdomna". Pewnie dostałaby ataku serce, gdyby zobaczyła, że przez cały czas kładę ją na ziemi.
Kompletnie nie trafiało do mnie jej podejście do torebek z sieciówek. Torebka to torebka, a jeśli kosztuje kilka tysięcy mniej to chyba nawet lepiej, prawda? Jednak ona tego nie rozumiała, a na zakupy miesięcznie wydawała grube tysiące. Gdyby nie dobrze prosperująca firma i nowy kontrakt w Londynie dawno mieszkałybyśmy pod mostem przez jej zakupoholizm.
— Lepiej nie wychylaj się na jego lekcjach. Swój przedmiot traktuje jak pieprzoną świętość. Aha i zapomniałem wspomnieć, żebyś pod żadnym pozorem nie siadała w pierwszej ławce. Ma słabość do młodych panienek — ostrzegł Matt.
Dzisiaj miałam mieć bowiem pierwszą historię od mojego przyjazdu, ponieważ dotąd profesor przebywał na zwolnieniu i miałam jedynie same zastępstwa.
Spojrzałam na niego jak na nie do końca normalnego, pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam w stronę sali historycznej.
Została jeszcze minuta do dzwonka, kiedy odnalazłam salę na pierwszym piętrze. Drzwi były na oścież otwarte, więc postanowiłam wejść i zająć sobie miejsce.
Przy biurku siedział mężczyzna wyglądający na ponad sześćdziesiąt lat i nie wydawał się zauważyć, że kilka osób znajdowało się już w środku wczytując się w swoją książkę. Serio? Niemal nie roześmiałam się pod nosem, kiedy powtórzyłam w głowie to, co powiedział Matt. Ten człowiek powinien myśleć o emeryturze, a nie o swoich uczennicach. Mimo to przedostatnia ławka była wolna, więc postanowiłam ją zająć. Tak na wszelki wypadek.
Kilka minut później zadzwonił dzwonek, a sala zapełniła się prawie w całości. Profesor niechętnie oderwał się od lektury i powiedział, że zajmiemy się omawianiem wojny secesyjnej, co uh, zdążyłam już przerobić w Leeds i doskonale wiedziałam jak bardzo nudne to było.
Naprawdę nienawidziłam historii.
Drzwi otworzyły się niespodziewanie, a do pomieszczenia weszła różowowłosa dziewczyna, którą widziałam na stołówce.
— Przepraszam za spóźnienie — uśmiechnęła się przepraszająco i zajęła wolne miejsce przed moją ławką.
Wyglądała naprawdę na miłą. Dziwiło mnie dlaczego zadaje się takimi osobami jak Niall, czy też ta dziewczyna z zielonymi końcówkami, wyglądająca na sukę. Cóż miała tatuaże i wyzywający wygląd, ale podejrzewałam, że nie była tak okropną osobą jak oni.
Profesor cały poczerwieniał na twarzy i uderzył z całej siły dziennikiem w biurko.
— Nie toleruje spóźnień na mojej lekcji! — krzyknął.
— Tak wiem, naprawdę bardzo przepra...
— Będziesz odpowiadać na ocenę! Trzy błędne odpowiedzi i otrzymujesz zagrożenie na ten semestr!
Wytrzeszczyłam oczy, ponieważ to było tylko niewielkie spóźnienie, a on chciał ją oblać.
— Data rozpoczęcia wojny secesyjnej! — krzyknął.
Proste. 18 kwietnia 1861.
Dokładnie znałam daty, ponieważ zaliczałam sprawdzian z tego tematu aż dwa razy.
Chwila, my dopiero rozpoczęliśmy ten temat. Ona nie musiała wcale znać tej daty. Profesor w zasadzie nie miał prawda jej z tego pytać, jednak nikt nie odważył się zwrócić nauczycielowi uwagi.
— E-ee — dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. — Yyyh.
— Brak odpowiedzi! Kolejne pytanie. Dojście do władzy jakiego człowieka podzieliło stany zjednoczone?
Abrahama Lincolna.
— E, Thomasa Jeffersona?
— Matko Boska! To było 13 kadencji wcześniej! — złapał się za głowę. — Wymień strony konfliktu!
Różowowłosa znowu zaczęła jąkać się pod nosem, więc pomyślałam, że pieprzyć to i szepnęłam:
— Unia i Konfederacja.
Dziewczyna poruszyła się nerwowo na krześle i po chwili powtórzyła.
— Unia i K–konfederacja.
Nauczyciel spojrzał na nią badawczo i zadał kolejne pytanie.
— Bitwa pod Gettysburgiem! Kto był dowódcą Unii!
— Kurwa — przeklęła pod nosem.
— Robert Lee — podpowiedziałam.
— Robert Lee!
— Ah, tak? Data zakończenia!
— 9 kwietnia 1865 — mruknęłam, a dziewczyna zaraz to powtórzyła.
Profesor nic już nie powiedział, tylko z gorzką miną przeszedł do prowadzenia lekcji wcześniej narzekając na cholernie nieułożoną młodzież XXIw.
— Boże, dziękuję Ci! — odwróciła się do mnie krzycząc szeptem, ale profesor od razu ją uciszył.
Lekcja skończyła się pół godziny później, a ja zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy, ale w tym samym momencie podbiegła do mnie różowowłosa. Chodziła w naprawdę wysokich koturnach, dzięki czemu była mojego wzrostu. Podejrzewałam, że bez nich mierzyła jakieś półtora metra.
— Hej, naprawdę ci dziękuję za pomoc! Z Hawkinsem nie przepadamy zbytnio za sobą. Rok temu zwróciłam mu uwagę, jak gapił się na mój dekolt i od tej pory próbuje mnie oblać — położyła rękę na sercu przez co jej biżuteria zabrzęczała, po czym roześmiała się. — Tak w ogóle jestem Molly! Nie widziałam cię jeszcze tutaj, jesteś nowa?
Mówiła naprawdę dużo.
— Jestem Lily — przedstawiłam się. — Jakieś trzy tygodnie temu przeprowadziłam się do Londynu.
— Oh, ja nie zbyt często chodzę do szkoły. Pewnie dlatego cię nie widziałam! — ponownie się roześmiała.
— Być może — posłałam jej uśmiech.
— Chcesz pójść ze mną na papierosa?
— Wybacz, ale nie palę.
Dziewczyna wydęła wargę.
— W takim razie okej. Skoro nie mieszkasz tu zbyt długo chyba nie masz zbyt dużo znajomych w Londynie?
Była wścibska, ale nie miałam jej tego za złe.
— W zasadzie to nie. Mam jednego przyjaciela.
— Może chciałabyś wpaść jutro na imprezę? Mój kumpel Harry robi domówkę, bo jego rodzice wyjeżdżają na kemping!
— Nie sądzę, by był to dobry pomysł.
Nie znam jej i nikogo kto tam będzie.
— Możesz wziąć swojego przyjaciela! Proszę zgódź się, tak mogę ci się odwdzięczyć za zaliczoną historię — zapiszczała.
— D-dobra.
— Wymieńmy się numerami!
Podałam jej swój numer, a ona puściła mi sygnał, dzięki czemu również zapisałam sobie jej numer.
— Świetnie, a więc do zobaczenia! — cmoknęła mój policzek i krzyknęła do kogoś znajomego za moimi plecami i podbiegła do niego znikając mi z oczu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro