Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•6•

WIELKI POWRÓT! Rozdzialik akurat w moje urodziny♥. Taki prezencik ode mnie :D

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Dni na planie mijały, a ja byłam coraz bardziej zadowolona z tego, co stało się jakiś czas temu. To ogromna ulga, kiedy wiesz, że nie odbierze Cię jakiś palant i zacznie prowokować do kłótni. Od tamtego czasu nie zadzwonił, nie wysłał ani jednego sms'a. Wspaniałe uczucie. Mogłam wreszcie skupić się na roli. Właśnie... Pan Bang powiedział, że po pewnym czasie mam się zakochać w Taehyungu. Jak to ujął oczywiście z wzajemnością, jednak z tą różnicą, że on będzie to ukrywał i ma zachowywać się jak oschły, ale pewny siebie dupek.

Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, bo mieliśmy zagrać w kompletnie innej rzeczywistości. No cóż... Takie jest zadanie aktorów. Jednak zatrudnianie takich osób jak my do takich ról nie było dobrym pomysłem. Większość scen było powtarzanych, bo postanowiliśmy sobie podokuczać, czego nie było w scenariuszu. Dało się również zauważyć, że ekipa jest z lekka podirytowana naszym zachowaniem. Mogli zainwestować w lepszych aktorów. Z resztą, tonie moja wina, że Taehyung mnie denerwuje.

Przykładowo, była scena gdzie przechodząc przez korytarz, miał na mnie wpaść i wylać brudną wodę z wiaderka, którą czyściło się tablicę. Ja miałam stać nieruchomo, a on miał zacząć mnie wycierać (oczywiście, kiedy nikt nie widział). Nie moja wina, że ta woda śmierdziała gorzej niż niejedna tygodniowa skarpeta pod łóżkiem.... Zezłościłam się niemiłosiernie, wydarłam się na Taehyung'a, kopnęłam puste wiadro i wybiegłam z planu.

Kiedy przebrałam i suszyłam włosy zobaczyłam mojego współpracownika

-Jiyeon... Co ty wyprawiasz....

-Ja? Idę do domu. Nie chce grać w czymś, co wywołuje u mnie uczucie sponiewierania. – odburknęłam, naburmuszając się.

-Jak chcesz to pogadam z Bangiem i zmieni ten scenariusz. Chociaż nie powiem, podobało mi się

-Ż-ŻE CO PROSZĘ! Zboczuch! – krzyknęłam, przy okazji stając mu na stopie.

-Nie... to nie tak! AUAAA!

-Możesz powiedzieć Bangowi, że jak chce to kontynuować to MUSI zmienić tą scenę. A jak nie, to się pożegnamy.


*Taehyung pov*

*Co za dziewucha....jak mogła. Co ja teraz powiem Bangowi. Przecież on mnie zabije. Spokojnie stary, dasz sobie radę. Wdech i wydech. STOP! Nie jesteś w szkole rodzenia tylko na planie filmowym. A teraz pewnym krokiem udam się do Banga*

Nagle poczułem dłoń na swoim ramieniu.

-Gdzie jest Jiyeon?

-AAAAAA! Pan Bang. Jak miło pana widzieć. Oh jaka piękna marynarka. A krawat pod kolor butów

-Pytam gdzie jest dziewczyna

-Ona....no....znaczy...Jiyeon....ona...poszła

-Jak to poszła?!

-No po prostu. Poszła. Znaczy wyszła głównym wyjściem.

-I TY JEJ NA TO POZWOLIŁEŚ?!

-Przecież żyjemy w wolnym kraju.

-Taehyung skończ! Nie wiesz, że to oznacza przerwanie zdjęć!? Tobie trzeba wszystko tłumaczyć.

-Prze-przepraszam...

-A idź i nie denerwuj mnie więcej....

-Ale...

-Milcz. Bierz swoje manatki i wracaj do dormu.

Opiernicz od szefa za coś tak błahego? Super... Założyłem kaptur na głowę i ruszyłem przed siebie. Będąc na głównej ulicy nie zamierzałem wrócić do mieszkania.Skręciłem. Do parku.   

Spacerowałem dobrych parędziesiąt minut, ale w pewnym momencie zauważyłem dość dużą grupkę facetów. Kij diabeł mnie podkusił, żeby stanąć przy drzewie w ich okolicy, tak, żeby mnie nie zauważyli. Wstrzymałem oddech i nasłuchiwałem.

-To jakie jest zadanie?

-No widzicie ją? To Jiyeon

-Ładniutka

-Ona jest moja pamiętaj! Aktualnie nagrywa jakąś tam swoją dramę. Ale nie o tym. Chcę ją mieć tylko siebie, więc trzeba coś z tym zrobić. Jak myślicie?

*Ji...JIYEON?!CZY TO NIE JEST TYP....TO NIE MOŻLIWE*

-Porwać?

-Tak, ale należy to zrobić wyjątkowo ostrożnie. Nie chcę, żeby ktoś coś wywęszył.

*Tylko niech ją ruszą. Zaraz...nosie nie rób mi tego... proszę...* pomyślałem.

-AAAA-PSIK!!  

* NOSZ CHOLERA*

-Na zdrowie towarzyszu. Zaraz. Przecież żaden z was nie kichnął...Czyżby ktoś?

W tym momencie nie zostało mi nic innego, jak zbierać moje 4 litery w troki i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Byle się nie odwrócić, a już nie daj Boże się wywalić.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro