Rozdział 33
Nadszedł dzień najważniejszej walki Nialla. Mój narzeczony (naprawdę uwielbiam używać tego stwierdzenia, rozczula mnie, przypomina, że niedługo weźmiemy ślub) był lekko podenerwowany. Od rana siedział jak na szpilkach, kręcił się po domu, nie mógł dla siebie znaleźć miejsca. Raz widziałam jak układał kolorystycznie bluzy w garderobie, potem starał skupić się na powtórce meczu, jednak nie zbyt mu to wychodziło, skończyło się na tym że chodził bez większego celu po mieszkaniu i szukał zajęcia.
Ja robiłam lekkie porządki, pranie, inne pierdoły, a kiedy skończyłam postanowiłam sprawdzić co u Nialla.
Gdy weszłam do kuchni stał tyłem do mnie. Zakradłam się na palcach, następnie objęłam go w pasie i mocno przytuliłam.
- Kocham cię - szepnęłam mu do ucha.
Odwrócił się do mnie przodem łapiąc tym razem mnie za biodra. Na jego twarz wypłynął uśmiech.
- Najmocniej na świecie?
- Najmocniej - zgodziłam się.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, wziął w dłonie moją twarz i mocno mnie pocałował. Podniósł mnie i posadził na blacie bez żadnego trudu. Odchylił moje włosy na jedną stronę i zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Uwielbiałam to. Przygryzłam dolną wargę z rozkoszy. Mimowolnie z ust wydostał mi się cichy jęk. To podziałało na niego z jak zielone światło. Rękami zjeżdzał stopniowo niżej. Zatrzymał się na moich piersiach, ścisnął je mocno przez co znowu jęknęłam, tym razem głośniej. Uśmiechął się przez pocałunek łobuzersko. Rozszerzył moje nogi, złapał za krocze jednocześnie ciągnąc mnie lekko za włosy.
- Nie rozpędzaj się tak - zatrzymałam go. - Za godzinę musisz być na miejscu, aby skonsultować się przed wejściem na ring z trenerem.
- Zdążę - przywarł ponownie do moich warg.
- Nie, nie zdążysz.
Przewrócił oczami, za co klepnęłam go w nogę.
- Nie rób naburmuszonej miny, dobrze wiesz, że mam rację!
- Zapomniałaś, że istnieje coś takiego jak szybki numerek!
Po tych słowach wziął mnie pospiesznie na ręce i rzucił na kanapę. Przekonał mnie na tyle, że przestałam protestować.
***
Niall musiał jak zawsze pojechać godzinę wcześniej od nas wszystkich. Musiał się przebrać na miejscu, rozgrzać, skonsultować z menadżerem.
Każdy czekał na jego sukces, blondyn mógł liczyć na wsparcie całej paczki. To była jedna z wielu okazji, która niesamowicie nas łączyła.
Mieliśmy być tam wszyscy o 20, aby zająć sobie dobre miejsca. Niall natomiast zaczynał o 20:30. Jake, Maxxie, Sam i Soph mieli podjechać po mnie jednym samochodem. Reszta zabierze się w dwóch pozostałych autach.
Do: Jake
Nie zapomnij o kawie, księżniczko.
W oczekiwaniu na wiadomość od Jake'a przyszykowalam się do wyjścia - zrobiłam delikatny makijaż, ubrałam się dość ciepło ze względu na pogodę za oknem. Punktualnie wyszłam z domu.
Samochód stał już pod moim domem. Wsiadłam na tył gdzie już Soph i Sam w najlepsze się obściskiwali.
- Ygh, znajdźcie sobie pokój - powiedziałam z obrzydzeniem.
Sophia jedynie pomachała mi, gdy Sam dobierał się do jej stanika. Najwyraźniej nie zamierzali przeszkodzić sobie choćby na chwilę. Miło.
- Miło cię widzieć suko - Jake odwrócił się do mnie z miejsca kierowcy poprawiając na nosie okulary przeciwsłoneczne. - Ale okropnie wyglądasz. Jesteś chora?
Jake i jego bezgraniczna szczerość zawsze idą w parze...
- Pierdol się. Masz moją kawę? - przewróciłam oczami.
- Nie dziękuj - podał mi kubek late.
- Jake popracował byś nad kulturą - siedząca z przodu Gemma trzepnęła naszego kierowcę w ramię. - Jak dla mnie zawsze wyglądasz zajebiście. Daj buziaka, dawno się nie widziałyśmy.
- Lesbą mówimy dość - zagestykulował Jake. - Plus nie zwracaj uwagi, lepiej idź ssać Ashtonowi.
1. Jake, sam jesteś homo, kretynie.
2. Widzę, że z Ashtonem poważniej, chyba wszyscy się domyślili.
- Nie twoja sprawa komu obciągam - fuknęła.
- Ostro - podsumowałam. - Ej serio tak źle wyglądam?
- Znowu schudłaś, masz podkrążone oczy, jesteś zbyt blada - wyliczał Jake.
Gemma chciała mu jak najszybciej przerwać. Zgromiła go ostrym spojrzeniem.
- Chcesz wódki z Red Bullem? - potrząsnęła w powietrzu puszką energetyka i małą butelką wódki.
- Ugh, nie mam ochoty. Ohyda.
***
Ta walka była wielkim wydarzeniem, roiło się od paparazzi, telewizji. Na moje szczęście mieliśmy zapewnione miejsca, gdzie nie kamery nie mogły się pojawić, dzięki czemu byłam spokojna. Gdy przechodziliśmy przez tłum parę osób poprosiło mnie o zdjęcie na snapchata, jednak musiałam odmówić, miałam świadomość, że ostatnio wyglądam strasznie. Jake wręcz przeciwnie do mnie, nie był spokojny brakiem fotoreporterów, strasznie ubolewał, że nie może się publicznie zaprezentować dla wielkiej liczby odbiorców. To dla niego oczywiście typowe.
Zajęliśmy swoje miejsca siedzące pod samym ringiem. Czekaliśmy z niecierpliwością aż się zacznie. Faceci robili zakłady ile dobrych uderzeń sprzeda Niall przeciwnikowi. Gemma była lekko podpita i prosiła mnie abym wytłumaczyła jej zasady boksu, co było trochę niedorzeczne. Sophia narzekała natomiast na 'nieziemskiego kaca'. Jake musiał jeszcze dodać że po ringu po zakończeniu walki powinni chodzić faceci w slipkach "a nie jakieś plastikowe lachony". Louis trzymał Harry'ego za kolano i co jakiś czas głaskał jego loki. Liam starał się wszystkich uspokoić, bo zaraz miało się zacząć.
Modliłam się w duchu, aby wszystko się udało, nic się nie stało Niallowi i żeby wygrał. Byłam strasznie zdenerwowana tym wszystkim. Dobrze wiedziałam, że jest najlepszy, ale zawsze był ten lekki niepokój.
Sala nagle rozbrzmiała kiedy mężczyzna prowadzący całe wydarzenie przemówił. Można było usłyszeć dzikie okrzyki fanów, którzy krzyczeli jego imię.
Najpierw wszedł jego przeciwnik. Łysy, postawy mężczyzna wkroczył na ring. Miał duży zarost i specjalne spodenki koloru żółtego. Zmierzył publiczność prowokującym spojrzeniem napinając jednocześnie mieście. Nie trzeba było długo czekać, aż publiczność zrównała go z ziemią licznymi obelgami. Najgłośniejszy w tym wszystkim był Sam i Harry, którzy nie pozostawili na nim suchej nitki.
Nienawidzę takich cwaniaków.
Następny wszedł Niall przywitany gromkimi brawami. Nie błaznował jak jego rywal. Wszedł dumny, z podniesioną głową. Miał na sobie specjalnie czerwone spodenki i czerwone rękawice. Te, które dałam mu pod choinkę. Musiały dać mu szczęście.
Zablokowaliśmy spojrzenia. Posłałam mu uśmiech, a on mrugnął do mnie jedynym okiem. Poruszył wargami tak, że zrozumiałam bezgłośne 'kocham cię'.
Do naszych uszu doszedł dźwięk rozpoczynający walkę. Od tej pory jeszcze bardziej się spiełam. Słyszałam jak niektórzy z naszej paczki dopingują Nialla, krzyczą do niego, podpowiadają jaki ruch zrobić. On tego jednak nie potrzebował. Był w tym najlepszy, uderzał zdecydowanie, każdy ruch był przemyślany. Zabijał stoickim spokojem. Miał wyćwiczoną technikę.
Obserwowałam akcje z zapartym tchem. Śledziłam jego każdy ruch.
Mój spokój ducha nagle został zburzony, bo przeciwnik, którym do tej pory był okładany przez Nialla, stracił cierpliwość i okładał go na oślep, przez co Niall przewrócił się i został przygwożdzony do podłoża. Zaniepokoiłam się, bo nie miał szansy się podnieść.
Poczułam mocne ukłucie w brzuchu, aż zgięłam się na siedzeniu. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Niall zaczął odzyskiwać kontrolę, z całej siły sprzedał cios brodatemu i zemienili się rolami. Teraz on siedział na nim i z całej siły okładał pięściami.
Mimo braku sił wstałam z miejsca, zrobił juz tak prawie każdy emocjonalnie przesuwający aktualne wydarzenie.
Z zapartym tchem obserwowałam ostatnie chwile walki. Brzuch bolał mnie coraz bardziej. Miałam mroczki przed oczami.
Sędzia wyszedł na środek rozdzielając zawodników.
- Zwycięzcą jest... NIALL HORAN!!!!
Emocje przejęły kontrolę nad moim ciałem. Widziałam jedynie, jak cała publika wiwatuje, Niall cieszy się na ringu z wygranej, odwrócony w naszą stronę. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, nie zdążyłam wykonać żadnego zaplanowanego ruchu. Osunęłam się na ziemię. Dochodziły do mnie przez moment jeszcze dźwięki.
- Lily? Lily, co się dzieje? Pomocy! - krzyczała Gemma.
- Lily!!!! - doszedł do moich uszu jeszcze głos Nialla, który chyba wybiegł z ringu bo zaraz moim ciałem ruszyły jakieś wstrząsy, męska ręką złapała mnie mocno za rękę, potem położyła drugą pod głowę.
- Niech ktoś zadzwoni po karetkę! - wołał nad moją głową.
Potem wszystko było czarną plamą, odleciałam, kompletnie straciłam przytomność.
***
Obudziły mnie jakieś krzyki. Otaczał mnie straszny hałas. Oczy otworzyłam z wielkim trudem. Raziło mnie ostre, białe światło. Byłam w białym pomieszczeniu. Po krótkiej chwili zrozumiałam, że to szpital. Za mną jakaś maszyna monitorująca akcje mojego serca wydawała straszny, wkurzający odgłos pikania.
Krzyki dobiegały z korytarza, gdzie na progu Niall wykłócał się z lekarzem oraz pielęgniarką.
- Musicie jak najszybciej jej pomóc! Ona jest nadal nieprzytomna! Co się tu do cholery dzieje!?
- Panie Horan, proszę o spokój, Panna Collins powinna się niedługo obudzić. Dostała również leki, dzięki czemu nie odczuje bólu - odpowiedział spokojny i opanowany lekarz. Pewnie miał doświadczenie w takich nerwowych sytuacjach.
- Chciałbym otrzymać informację o tym, co dolega mojej dziewczynie - zarządzał.
- Będzie mógł je usłyszeć dopiero, kiedy Panna Collins się obudzi i zgodzi na pańskie uczestnictwo w konsultacji z lekarzem - odpowiedziała tym razem pielęgniarka.
- Jak to? To niedorzeczne!
- Nie jesteście małżeństwem, nie mamy takiego prawa, według niego Pan nie jest jeszcze rodziną.
Widziałam, że z Nialla kipi gniew. Zacisnął pięści, aż zbielały mu kostki. Postanowił zakończyć bezcelową konwersacje i wkroczył do sali, w której aktualnie się znajdowałam i starałam się zorientować, co się wydarzyło do tej pory.
Kiedy zauważył, że jestem już przytomna ulga wypłynęła na jego twarz. Od razu usiadł przy moim łóżku, złapał mnie za dłoń przy której miałem przyczepioną kroplówkę, przyłożył do ust i ją ucałował.
- Boże, wreszcie się obudziłaś. Tak się martwiłem.
- Ile byłam nieprzytomna? - spytałam.
- Ponad godzinę. Ugh, to było straszne. Zabrali cię karetką, fotoreportaży nie chcieli dać nam spokoju. Kurwa, co to za ludzie? Robić sensacje z tragedii innego człowieka? O mało co jednego nie pobiłem w przypływie nerwów. Przyjechałem tu z Sophią, Gemmą, Jake'iem, Harrym i Louisem, ale nie chcieliśmy robić tłumu. Pewnie i tak nie wpuścili by tu wszystkich. Pojechali do domu bractwa, jestem z nimi w ciągłym kontakcie. Lekarze nie chcą mi powiedzieć co ci jest. Jakby tego było mało jeszcze w Nowym Jorku jest twoja mama i właśnie tu jedzie...
- Co ona tu robi?
- Ostatnio gadałem z Mattym o tym co się dzieje, doszliśmy do wniosku, że musimy ją powiadomić. Jest jaka jest, ale to jednak matka. Twoje objawy są bardzo niepokojące, błagam nie złość się. Marty osobiście do niej poszedł korzystając z wizyty w Londynie. Ona martwi się o ciebie.
- O mój boże... Mam nadzieję, że nie będzie chciała się kłócić.
- Na pewno nie, spokojnie.
Naszą rozmowę przerwało wejście lekarza. Przywitał mnie pokrzepiającym uśmiechem.
- Dobry wieczór, panno Collins. Wreszcie się pani obudziła.
- Dobry wieczór. Panie doktorze, co mi w końcu jest? - zapytałam.
Popatrzył pytająco na Nialla ale dałam do zrozumienia, że może być przy tej rozmowie, wręcz sobie tego życzę. Teraz ja załapałam chłopaka za rękę, spodziewając się najgorszego.
- Zdaje sobie Pani sprawę, że jest pani wychudzona?
- Nie odchudzam się, nie wiem jak to się stało, ostatnio zapominam o jedzeniu, wszystko w biegu - tłumaczyłam się.
- Najwyraźniej ma Pani tendencje do chudnięcia. Tak też wiele osób reaguje na nerwy. W połączeniu z pani stanem jest to nie odpowiedzialne. Jest pani bliska skrajności. Stąd omdlenie, w niedalekim czasie mogłoby dojść do zatrzymania akcji serca...
- W jakim stanie jestem? - dopytywałam. Naprawdę nic nie rozumiałam. Niall posłał mi pytające spojrzenie.
- Jest pani w ciąży. Właśnie zaczął się trzeci miesiąc. Przed to, że dziecko nie ma odpowiedniej ilości pożywienia, witamin nie jest w dobrym stanie, stąd bóle, ponieważ jeszcze się broni. Płód jest jednak zagrożony, zaniedbany. Jeśli Pani nie zacznie się poprawnie odżywiać dojdzie to śmierci dziecka. Pani życie także jest teraz zagrożone. Da się jednak tego uniknąć, zacznie się Pani dobrze odżywiać, zażywać witaminy, dbać o organizm, unikać stresów i wszystko wróci do normy. To ostatnia szansa. Pewnie pani nie zdawała sobie z tego sprawy, ponieważ dziecko jest bardzo małe, dodatkowo trzeci miesiąc bywa mało widoczny jeśli chodzi o brzuch.
Otworzyłam szeroko oczy i jeszcze raz odtwarzałam słowa lekarza. Ciąża? Trzeci miesiąc? Dziecko może niedługo umrzeć? Moje życie również zagrożone? Co się do cholery dzieje?
Jak mogłam w ogóle nie zauważyć, zapomnieć, o tym, że powinnam mieć okres od trzech miesięcy? Jak mogłam zaniedbać tak posiłki? Jak ja mogłam doprowadzić się do takiego stanu?
- Zostanie Pani do jutra, podczas tego czasu podamy pani specjalne leki, witaminy i podamy specjalne posiłki. Dodatkowo niech pozostanie kroplówka.
Po tych słowach doktor pożegnał się z nami, a ja nadal wyglądałam jakbym zobaczyła ducha. Musiałam wszystko przetrawić.
- Jesteś w ciąży... - powtórzył Niall. Bałam się, że nie będzie zadowolony z takiej wiadomości. Nawet ja nie byłam do końca świadoma co się teraz stanie. Nie czuję się gotowa na macierzyństwo!
- Będę ojcem - nadal był w szoku. - O mój boże!
Niall wziął moją twarz w dłonie i mocno mnie pocałował. Chyba wszystko się ułoży...
-----------------------------------
Rozdział nie sprawdzony, ale chciałam szybko dodać. X
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro